Władza formacji narodowo-katolickiej, sojuszu głównej części episkopatu, PiS, i prawicowych mediów bazuje na wspólnocie interesów i społecznej hipokryzji – nienazywania rzeczy po imieniu. Na eufemizmach i na unikalnej pozycji jaką cieszy się duchowieństwo w Polsce. Nawet ofiara księdza pedofila na początku filmu zwraca się do swojego oprawcy z szacunkiem i delikatnością, na które ten nie zasługuje.
Gdyby występujących w filmie biskupów i księży przebrać w cywilne ubrania, nadprzyrodzony nimb władzy pryśnie na naszych oczach. Wychowani na dobrych katolików mamy poważny problem jako społeczeństwo, żeby w pełni pojąć i przyjąć konsekwencje procederu ujawnionego przez Sekielskich.
Jesteśmy trochę jak mężczyzna z filmu, który wraca do starego kościoła w Kartuzach, gdzie w konfesjonale rozpoczęła się jego dziecięca gehenna. Ciężar sądu ostatecznego, świętych obrazów, zbawienia, wspomnień dzieciństwa, szczerej modlitwy, sakramentów – trudno przeciwstawić się tej potężnej symbolice.
Bardzo trudno jest przestępców w sutannach nazwać przestępcami, a biskupów, którzy ich ukrywali uznać za współwinnych zbrodni. Trzeba też jasno powiedzieć: Kościół jako wspólnota wiernych nie miał i nie ma najmniejszego wpływu na poczynania swoich hierarchów. Protesty i apele zdesperowanych mieszkańców z niewielkiej wioski, w której młody chłopak, ofiara księdza-pedofila popełnił samobójstwo, niczego nie przyniosły.
Kościół jako instytucja robi wszystko, żeby kryć swoich członków przed prawnymi konsekwencjami popełnionych zbrodni. Nic w tej sprawie się nie zmieniło. Zamiast przeprosin wymuszonych społecznym oburzeniem, powinniśmy domagać się danych o tym ilu z oskarżonych o pedofilię, których Kościół sam uznał za winnych, zostało zgłoszonych do organów ścigania przez swoich zwierzchników. Mam podejrzenie, że będzie to zawstydzająco niska liczba.
Tylko działania w ramach prawa powołanych do tego instytucji – prokuratury, specjalnej sejmowej komisji, zmian ustawowych dokonanych przez parlament – są odpowiedzią na skalę patologii – z których pedofilia i jej ukrywanie stanowi tylko najbardziej jaskrawy przejaw.
Jest przecież jeszcze odzyskiwanie majątków „poza trybem”, z naruszeniem Konstytucji. Jest finansowanie aktywności Kościoła z pieniędzy publicznych. Jest opodatkowanie duchowieństwa i jego majątku. Jest oddanie Kościołowi kształtowania postaw naszych dzieci w szkołach i pogrzebów naszych bliskich (cmentarze blisko 90% są w Polsce wyznaniowe). Nie mówiąc już o zasadniczej sprawie konkordatu – to w relacjach z Watykanem Polska powinna naprawdę wstać z kolan.
Cały system, w którym Kościół z relacji z państwem czerpie korzyści, jednocześnie unikając odpowiedzialności i podlegania obowiązującemu prawu musi zostać poddany radykalnej rewizji. Fala społecznego oburzenia nie może skończyć się na standardowych połajankach i debatach w stacjach telewizyjnych.
Jesteśmy to winni ofiarom, setkom dzieci, których życie na zawsze zostało złamane.
Nadszedł czas sądu.