Premier Tusk, prezentując kandydatów Koalicji Obywatelskiej w wyborach do Parlamentu Europejskiego, przypomniał, że będą to najważniejsze wybory dla wszystkich Europejczyków od lat. Na pewno będzie to wielka próba dla niego samego, czy po jesiennym triumfie demokratycznej koalicji jest w stanie zwiększyć liczbę członków polskiej delegacji w European People’s Party (Europejskiej Partii Ludowej).
Skład Parlamentu Europejskiego jest wybierany w bezpośrednich wyborach w państwach członkowskich. Europosłowie, dołączając do poszczególnych grup politycznych, reprezentują wyborców danego komitetu wyborczego i swoją delegację krajową. Głosując w komisjach i na Sali plenarnej, decydują o losie wszystkich obywateli Wspólnoty. Każda z tych decyzji jest stricte polityczna i przekłada się na realne działania Komisji Europejskiej i rządów państw członkowskich.
Podczas dwunastu sesji plenarnych w roku deputowani będą zajmować stanowisko jako PE w projektach dotyczących różnorodnych zagadnień, od rozwoju kompetencji cyfrowych seniorów po zamykania czeskich, węgierskich czy szwedzkich kopalń. Wezmą na tapet ochronę praw pracowniczych od Malty po Finlandię, a ci posłowie, którzy zajmą się polityką zagraniczną, będą opiniować postępy negocjacyjne Ukrainy czy Mołdowy, podejmując kluczowe decyzje dla rozszerzenia Unii Europejskiej i zmiany sytuacji geopolitycznej na świecie.
Posłanka czy poseł nie musi być specjalistą od wszystkich projektów, ale od wszystkich eurodeputowanych będzie wymagane, by na bieżąco śledzili i brali udział w pracach komisji, w których zgłoszą chęć udziału. W trakcie każdej sesji plenarnej zawsze znajdzie się kilka bardziej klikalnych tematów, dlatego przygotowanie własnego stanowiska w danej sprawie przyda się w trakcie wywiadów w mediach, jest też warte opublikowania w social mediach, żeby potencjalni wyborcy i followersi byli na bieżąco.
To obywatele UE rozliczają swoich kandydatów z głosowań, obecnie najczęściej wyrażając opinie w social mediach. Traktat Lizboński uzbroił ich w nowe narzędzie – Europejską Inicjatywę Obywatelską, w której poprzez zebranie miliona podpisów z 7 krajów Unii (w tym elektronicznych) można zwrócić się do Komisji Europejskiej z prośbą o rozpatrzenie nowych przepisów w określonej dziedzinie.
To dzięki niej kury nioski przestaną być hodowane w klatkach, a Ogólnopolski Strajk Kobiet wraz z innymi NGO-sami zbiera właśnie podpisy pod projektem umożliwiającym legalną aborcję i jej finansowanie również dla tych Europejek, które nie mogą cieszyć się tym prawem w swoich ojczyznach, jak Malta czy Polska.
Zanim postawimy krzyżyk przy nazwisku kandydatki czy kandydata, zróbmy chociaż minimalny research tej osoby. Czy aby podzieli nasze poglądy w kluczowych z naszej perspektywy sprawach, czy będzie niewolnikiem partyjnej listy do głosowania? Czy kandydaci tytułujący się liberałami będą w stanie realizować liberalną agendę, jeśli dołączą do konserwatywnych grup politycznych lub, co gorsza, pozostaną posłami niezrzeszonymi bez większego wpływu na wspólnotową legislację? Zmiana pokoleniowa następuje bardzo powoli, ale trzeba przyznać, że na listach tegorocznych kandydatów jest dostrzegalna. Nie startują już np. Jerzy Buzek czy Jan Olbrycht, którzy wybierani byli na Śląsku od 2004 roku.
Nigdy nie oceniajmy posła po tym, ile ma wystąpień na sesji plenarnej. Nie zależy to od niego, tylko od grupy politycznej, której jest członkiem. Głos do każdej z debat (np. o sytuacji Ujgurów w Chinach, prawach pracowniczych w magazynach Amazona czy debat tematycznych do właśnie opracowanej legislacji) trzeba najpierw zgłosić do swojej grupy politycznej, i to ona ostatecznie decyduje, którzy jej posłowie mogą się w danym temacie wypowiedzieć. Posłowie często rezygnują też z głosu w debacie jeśli jest ona bardzo późno, po 21:00 lub po 14:00 w czwartki.
Miejscem najbardziej intensywnych prac są komisje parlamentarne. To tam rozpoczynają się prace nad właściwą dyrektywą czy regulacją, którą najpierw prezentuje dany komisarz, później koordynatorzy grup politycznych decydują, której grupie przypadnie rola głównego sprawozdawcy, a komu sprawozdawców cieni. Następnie to koordynator decyduje, kto z posłów jego ugrupowania w danej komisji najlepiej poradzi sobie z przygotowaniem raportu, na czyje doświadczenie i których doradców można liczyć najbardziej. Dlatego nowicjuszom jest zwykle najciężej na parlamentarnym szlaku, bo o ile nie byli znani wcześniej jako byli premierzy czy ministrowie, o tyle nikt nie jest w stanie ocenić, jak będą faktycznie pracować.
Znajomość języka angielskiego na komunikatywnym poziomie to więcej niż konieczność – to kluczowa umiejętność, która przyda się w kuluarowych rozmowach na temat głosowań, pisaniu poprawek czy wręcz negocjacji w trakcie trilogów z przedstawicielami Rady i Komisji Europejskiej. Tłumaczenia na języki ojczyste są zawsze możliwe na posiedzeniach plenarnych i posiedzeniach komisji, ale każdy dodatkowy język, w którym można zawierać międzynarodowe znajomości, jest nieocenionym narzędziem codziennej pracy.
Przyszli eurodeputowani muszą być również świadomi, że będą spędzać dużo czasu w podróżach, bo po czasie pandemii i spotkań online wszystko już wróciło do normy i wyjazdy do Strasburga i Brukseli będą ich chlebem powszednim. Mogą też być zaskoczeni skalą strajków belgijskich związków zawodowych, które potrafią uziemić ruch lotniczy i kolejowy. W Polsce jest to już prawie niespotykane, bo nasze związki zawodowe są zbyt upolitycznione i rzadko protestują razem.
A czy my jesteśmy gotowi wybrać? Ciężko to przyznać, ale nie są to nasze ulubione wybory. Najwięcej Polaków poszło do urn w 2019 roku – aż 43%, wtedy zmobilizowani łamaniem praworządności i niekończącymi się aferami rządów Zjednoczonej Prawicy. Jak zwykle będzie to również walka o frekwencję własnych elektoratów, do czego niezbędne jest pobudzenie emocji, w czym Dominik Tarczyński czy Patryk Jaki mogą się negatywnie wykazać – bo w trakcie ostatniej kadencji w PE niespecjalnie przyczynili się do budowania wspólnej Europy.
Jestem bardziej niż pewna, że Jacek Kurski i spółka zapewnią nam taką kampanię antyeuropejską, jakiej ten kraj jeszcze nie widział. Bałagan komunikacyjny związany z wprowadzeniem Zielonego Ładu już w trakcie wyborów samorządowych pomógł skrajnej prawicy zmobilizować swój elektorat do protestu, i jeśli KO, Lewica i Trzecia Droga nie będą w stanie przeciwstawić ich kłamstw, to możemy się mocno zdziwić po ogłoszeniu oficjalnych wyników przez Państwową Komisję Wyborczą.