Pod koniec kampanii politycy bazują głównie na emocjach wyborców. Każdy dzień przynosi ich coraz większą różnorodność, a i przekazy medialne skutecznie je podbijają. Emocje cementują elektoraty, próbują przebić się do wciąż dużego grona osób niezdecydowanych.
Potraktuję ten tekst jako drugą część artykułu z czerwca: „Dajcie nam lepszy wybór”, w którym apelowałam o więcej kobiet na listach, więcej kandydatów, którzy zapewnią generacyjną zmianę w parlamencie. Niestety, pomimo najlepszych chęci nie mam wpływu na obsadzanie miejsc na listach wyborczych, lato upłynęło pod znakiem niespodzianek i przepychanek, bo do ostatniej chwili nie było jasne, z ilu komitetów ostatecznie wystawieni zostaną opozycyjni kandydaci. Ostatecznie nie utworzono jednej listy wspólnej dla całej opozycji. Trzonem jest Koalicja Obywatelska, PSL i Polska 2050, nazwały swój wspólny komitet Trzecią Drogą, a Lewica skrupulatnie podkreśla, że z całego tego grona jest najbardziej progresywna w kwestiach światopoglądowych.
W wakacyjnych sondażach nagle 3. siłą została Konfederacja, zatem partie opozycyjne uznały, że dobrze byłoby mieć u siebie również po reprezentancie tych środowisk. Po kilkutygodniowych przepychankach z 20. miejsca na liście Koalicji Obywatelskiej w Kielcach wystartuje Roman Giertych, a Trzecia Droga zaopiekowała się liderem partyjki „Wolnościowcy’ Arturem Dziamborem, oferując mu ostatnie miejsce na liście w okręgu gdyńskim. Parafrazując dawny slogan reklamowy „Wszyscy mają swojego narodowca, mam i ja”.
Czy Roman Giertych na liście Koalicji Obywatelskiej to dobry pomysł? Zapewne dla wielbiącej jego tweety części elektoratu jest to spełnienie marzeń, ale czy ludzie mieszkający w Kielcach to docenią? Czy to, że w pewnym momencie stał się ofiarą opresyjnego państwa i służb jest wystarczającym dowodem na to, że stał się „nasz”? Przecież jeszcze w 2007 roku wychodziliśmy na ulice, protestując przeciwko jego kontrowersyjnym decyzjom jako ministra edukacji w rządzie PiS-LPR – Samoobrona.
Wtedy po kolejnych aferach i przypadkach korupcji politycznej Jarosław Kaczyński uznał, że nie jest w stanie dalej rządzić w koalicji z Samoobroną i Ligą Polskich Rodzin. Na co liczył, głosując nad samorozwiązaniem parlamentu? Czy czuł się tak silny, że nie spodziewał się porażki? Zawsze miałam wrażenie, że jako szef rządu był tak odklejony od rzeczywistości, że nie spodziewał się swojej przyszłej wyborczej klęski. Mam delikatną nadzieję, że tak będzie i tym razem.
Pod koniec kampanii politycy bazują głównie na emocjach wyborców. Każdy dzień przynosi ich coraz większą różnorodność, a i przekazy medialne skutecznie je podbijają. Emocje cementują elektoraty, próbują przebić się do wciąż dużego grona osób niezdecydowanych. Nikt, nawet szanowni i doświadczeni dziennikarze, nie czyta programów wyborczych, media wypełnia ping pong i cięte riposty – „proszę skomentować to, co inny polityk 6 minut temu napisał na portalu x”. Marsz 1. października, nawet jeśli był największą manifestacją polityczną w historii Polski, za główne zadanie miał zmobilizować działaczy do jak największego wysiłku w regionach na finiszu. Polityka miłości, pełno serc z papieru, dobrze, że uczestniczyli w nim również działacze z innych ugrupowań.
Mamy kilka niespodzianek, np. aferę wizową, w której pracownicy MSZ w krajach polskich ambasadach za łapówki i poprzez pośredników masowo wydawali tysiące wiz do naszego kraju. W aferze tej oburza mnie najbardziej fakt swoistego handlu ludzkim nieszczęściem i ten humanitarny aspekt. Ten, kogo było stać – mógł z wizą w teczce przylecieć do Polski. Kogo stać było tylko na przylot do Mińska, lądował na białowieskich bagnach w drodze po europejski model życia, tak pożądany i tak wciąż dla wielu ludzi niedostępny.
Czy ktoś pamięta, że jeszcze kilka lat temu oburzaliśmy się wielotysięcznymi nagrodami dla ministrów z rządu Beaty Szydło, aferą hejterską z czynnym udziałem urzędników Ministerstwa Sprawiedliwości, czy aferą „Dwóch Wież”, w której daleko członek rodziny Jarosława Kaczyńskiego i w jego obecności wręczał 50 tys. złotych łapówki księdzu w zamian za jego zgodę na wzięcie kredytu na sfinansowanie kosztownej inwestycji.
Ale nawet najbardziej kontrowersyjne posunięcia rządu i wpadki polityków PiS były niczym w porównaniu z wyrokiem „niezależnego” Trybunału Konstytucyjnego „na zamówienie” organizacji Ordo Iuris. Po protestach Strajku Kobiet z 2020 i 2021 roku partia rządząca opadała z sondażowych sił, i jak nigdy zjednoczyła Polki i wyedukowała je, że na wybory trzeba chodzić, bo jeśli Ty nie interesujesz się polityką, to ona w którymś momencie zacznie się interesować Tobą. Tragedią tej przyspieszonej edukacji obywatelskiej jest kilka przypadków śmierci kobiet na porodówkach, tej ofiary nie można zmarnować. Żadne prorodzinne propozycje Zjednoczonej Prawicy nie zwiększyły przyrostu naturalnego, a wręcz odwrotnie. Strach to słowo odmieniane przez wszystkie przypadki, bo a nuż twój ginekolog nie przepisze tabletki „dzień po”, bo jest to niezgodne z jego sumieniem. Kobiet w Polsce jest aż 52 %, od naszych głosów zależy, czy nadal będziemy żyły w strachu. Czy jesteście w stanie po wyborach spojrzeć sobie w twarz w lustrze i zapytać – „Czy zrobiłam wszystko, by w Polsce skończyła się quasi dyktatura PiS?” Ja tak, ale to nie ja będę tworzyć nowy rząd.
Czy partie opozycji demokratycznej będą w stanie znaleźć w sobie na tyle pokory, by nie skakać sobie do oczu i nie kreować niepotrzebnych konfliktów? W 2005 roku to się nie udało, pomimo tego, że rządzący wtedy Sojusz Lewicy Demokratycznej szorował po dnie w sondażach. Emocje związane z końcówką kampanii, medialną wrzutką Jacka Kurskiego o dziadku Donalda Tuska w Wehrmachcie pogrzebały na dobre koalicję PO-PIS-u. Liczę, że tym razem nie będzie tej powtórki z rozrywki, a najbardziej chciałabym zobaczyć w ostatnim tygodniu kampanii wspólnych kandydatów na ministrów przyszłego rządu, od edukacji po obronę, by utwierdzić się, że Polska po 15 października może być w lepszych rękach.
Wyimki:
– Czy jesteście w stanie po wyborach spojrzeć sobie w twarz w lustrze i zapytać – „Czy zrobiłam wszystko, by w Polsce skończyła się quasi dyktatura PiS?” Ja tak, ale to nie ja będę tworzyć nowy rząd.