„Skoro projektujemy świat, który ma służyć nam wszystkim, musimy to robić wspólnie z kobietami”1 – przekonuje Caroline Criado Perez. W XXI wieku aż ciśnie się na usta pytanie: „cholera, po co?”. Jest równouprawnienie, powoli wchodzą feminatywy, czego jeszcze można chcieć? Przyjrzyjmy się więc kilku podanym przez nią przykładom. Cóż, okazuje się, że wciąż, wciąż ten świat jest budowany przez mężczyzn i dla mężczyzn (często też ze szkodą dla nich).
Jak argumentuje to autorka książki Niewidzialne kobiety. Jak dane tworzą świat skrojony pod mężczyzn? Kusi mnie, by zacząć od znalezionego w grobie szkieletu wojownika, wikinga. Sama autorka umieszcza go już na początkowych kartach książki. Szkielet przez ponad sto lat znany jako „wojownik z Birki” okazał się należeć do kobiety. W 2017 roku potwierdziły to badania genetyczne. Jakiż był wtedy opór, bo przecież koło szkieletu były: broń i złożone w ofierze dwa rumaki! Toż to musiał być dzielny wojownik (mężczyzna!!!). Źródła o wojowniczkach-kobietach? Eee tam, mitologiczne upiększenie. Badania nad miednicą, która ewidentnie należała do kobiety? Pewnie kości się pomieszały. Z kim? Z koniem?
Drugi przykład to generyczny rodzaj męski. W ilu językach słowo „człowiek” jest rodzaju męskiego? Kogo sobie wówczas wyobrażamy? Szczerze… Zauważa to Criado Perez, zwracając uwagę zwłaszcza na angielskie man, oznaczające człowieka i mężczyznę (wpisałam sobie z ciekawości to słowo do przeglądarki – zgadnijcie, które tłumaczenie wyszło jako pierwsze?). Można próbować bronić tej konstrukcji, twierdzić, że „przecież tu też o kobiety chodzi”, ale czy na pewno?
Autorka Niewidzialnych kobiet… rozdrabnia to na szczegóły, pytając czytelnika kogo ma na myśli, słysząc słowo „adwokat”. Weźmy też na tapet inne : „lekarz”, „nauczyciel”, ale także „przedszkolanka”, „kosmetyczka”. W zbyt wielu formach nasz świat (i język, który ma ogromną rolę w jego budowaniu) wydaje się zacementowany i podzielony. W zbyt wielu formach kobiety są po prostu odstępstwem od (męskiej) normy.
Warto też sięgnąć po bardziej prozaiczny przykład z książki autorki – toalety. W wielu krajach wymagana jest równa powierzchnia na łazienki damskie i męskie. Ale w tym wypadku (podobnie jak w wielu innych) to nie jest sprawiedliwe. W jaki sposób planowanie przestrzenne może nie być sprawiedliwe? Na przykład w taki, że nie uwzględnia:
-
faktu, iż kobiety nieco dłużej korzystają z toalety (budowa biologiczna i konieczne w związku z tym m.in. zdejmowanie odzieży);
-
faktu, iż kobiety menstruują (przez lata, co miesiąc!), a wymiana podpaski, tamponu czy kubeczka menstruacyjnego zabiera trochę czasu;
-
dzieci i osoby niepełnosprawne korzystają z toalet najczęściej w towarzystwie kobiet/opiekunek (a z „odpieluchowanym” maluchem nie korzysta się już z pokoju dla rodzica z dzieckiem);
-
kobiety częściej niż mężczyźni cierpią na infekcje układu moczowego, co zazwyczaj wymaga częstszych wizyt w toalecie;
-
toalety z pisuarami umożliwiają umieszczenie więcej miejsc do załatwiania potrzeb niż te wyłącznie z kabinami i sprawniejszą wymianę osób z nich korzystających.
Podobne wątki można mnożyć. Nie do końca jest to więc przemyślane z punktu widzenia kobiet. A kto tę przestrzeń planuje najczęściej? Tu ma miejsce (podobnie jak w poprzednich przykładach) tak zwana luka informacyjna, powstała wskutek stuleci patriarchatu, gdzie domyślnym odbiorcą usług wszelakich był po prostu mężczyzna, a kobiety… Im się organizowało kuchnie w sercach domu, by podczas gotowania mogły doglądać dzieci.
Ostatni przykład, jaki chcę podać, to napastowanie, molestowanie i napaści na tle seksualnym na ulicy, w miejscu pracy i nie tylko. Criado Perez zauważa (i nie jest tu odosobniona), że zdecydowana większość kobiet ma takie doświadczenia za sobą. Która z nas nie słyszała od jakiegoś „imperatora podrywu” tekstów w stylu: „Pokaż cycki”, „Daj numer”, „No ale piękna, dlaczego odchodzisz”, „Ho ho, ale się zarumieniła”, „Takiej pięknej dziewczynie to ja bym nie popuścił”… Ale przecież… w oczach tak wielu mężczyzn to nic takiego. Bo ilu z nich nerwowo ściska gaz pieprzowy w kieszeni, zastanawiając się, do czego te zaczepki doprowadzą? Ilu z nich przy braku gazu waha się między kastetem z kluczy a kantem telefonu? Ilu z nich uważa słuchanie muzyki na obu słuchawkach po zmierzchu za sport ekstremalny? Ilu z nich jest świadomych, że z punktu widzenia polskiego prawa bezpieczniej jest zgwałcić kobietę na ulicy niż okraść pijanego mężczyznę leżącego na ławce? Bo przecież… Jeśli kobieta pozbiera się na tyle, by w ogóle sprawę zgłosić, zanim zmierzy się z pytaniami (wciąż za często zadawanymi przez mężczyzn) w co była ubrana, jak była pomalowana, czy aby nie prowokowała biednego bezwolnego pana, jak się broniła (tak – jeśli zamierasz ze strachu, Siostro, widocznie sprawiało Ci to przyjemność), sprawa może rozejść się po kościach.
Częsta reakcja mężczyzn: „Ale ja tak nie robię, nie widziałem tego, przecież to się nie dzieje” i „Przecież nie wszyscy mężczyźni są tacy”. Ale biorąc pod uwagę statystyki (na przykład raport PTPA z 2022r., w świetle którego ponad 90% respondentek doświadczyło molestowania w miejscu pracy przynajmniej raz), część z nich ewidentnie „jest taka”. I w kwestii dystansu i obaw przed wszystkimi mężczyznami… Gdy spotkasz na drodze węża i nie wiesz, jaki to gatunek, idziesz spokojnie, czy masz z tyłu głowy myśl, że wiele z nich to te jadowite? Jak słyszysz bzyczenie owada, myślisz o pracującej pszczółce, której warto wody z cukrem naszykować, czy zastanawiasz się, czy to nie szerszeń? Tak samo jest z kobietami, które chodzą po ulicach, przebywają w miejscu pracy (po prostu istnieją) i większością nieznajomych płci męskiej, którzy zwalniają przy nich krok i choćby otwierają usta.
Caroline Criado Perez takie przypadki mnoży i mnoży. Od banalnych, jak łatanie dziur w ulicach, bo większość kierowców to mężczyźni i zaniedbywanie chodników, gdzie kobiety chodzą w obcasach lub pchają wózki, po poważniejsze, jak wspomniany język czy przemoc. Każdy z pewnością znajdzie tam coś dla siebie.
Czy można coś z tym zrobić? Pewnie, jak ze wszystkim. Przede wszystkim, nie liczyć na cud od razu i nie zniechęcać się – same prawa wyborcze dla kobiet to sprawa, która w naszym kraju ma 105 lat, niewiele więcej upłynęło też od palenia nas na stosach za czary. Kluczem tu jest wytrwałość, nieustępliwość i… korzystanie z tego, co już udało nam się wywalczyć. Czytajmy książki (nie tylko Niewidzialne kobiety…), dzielmy się wrażeniami, wspierajmy się wzajemnie, czy jesteśmy żonami prowadzącymi dom czy przedsiębiorczyniami, które dzieci najczęściej widują w filmach i… idźmy do urn. Niewidzialne kobiety w Polsce to 52% ludzi uprawnionych do głosowania. Możemy to prawo wykorzystać, by rząd nie składał się ze starszych panów zamieniających się z innymi (starszymi lub młodszymi) panami, by nie zostać w pewnym momencie inwentarzem męża lub ojca, by czuć się choć trochę bezpieczniej i… by perspektywa kobiet była w końcu widzialna.
Świat, gdzie wszyscy ludzie są widzialni, przysłuży się także mężczyznom. Bez toksycznego wizerunku ich płci, zakazującego wyrażania emocji i ich odczuwania, bez konieczności walki o swój wizerunek nieugiętego łowcy – czy nie będzie im lżej? Skoro wszyscy jesteśmy ludźmi, czyż nie każdy ma prawo do ludzkich rzeczy, takich jak radość, wzruszenie, ból, czy gorszy dzień? Miejsca wszak starczy dla każdego. A razem możemy zbudować lepszy świat. Wówczas droga do tego, by książka Caroline Criado Perez była mglistym wspomnieniem przykładów, do których nie chcemy wracać, może się skrócić.
Wszystkie przykłady i cytaty są zaczerpnięte z książki C. Criado Perez, Niewidzialne kobiety. Jak dane tworzą świat skrojony pod mężczyzn.