Demokratyczna mitręga się skończyła. Przed wyborcami został zero-jedynkowy wybór dalszej drogi dla naszego kraju. Będzie to albo ostatni i decydujący krok w stronę autorytaryzmu, ku któremu zmierzamy powoli i stopniowo od 8 lat albo krok wstecz i początek, zapewne mozolnej i wcale nie zdanej na sukces, próby przedarcia się z powrotem do świata demokracji liberalnych w stylu zachodnim, poprzez gąszcz barier, pułapek i faktów dokonanych.
W wyborach parlamentarnych 2023 r. w Polsce wybór jest prosty. Kto przez te wszystkie lata polskiej III RP narzekał na zbyt dużą liczbę partii, list, programów czy ofert politycznych, ten może w końcu odetchnąć z ulgą. Demokratyczna mitręga się skończyła. Przed wyborcami został zero-jedynkowy wybór dalszej drogi dla naszego kraju. Będzie to albo ostatni i decydujący krok w stronę autorytaryzmu, ku któremu zmierzamy powoli i stopniowo od 8 lat albo krok wstecz i początek, zapewne mozolnej i wcale nie zdanej na sukces, próby przedarcia się z powrotem do świata demokracji liberalnych w stylu zachodnim, poprzez gąszcz barier, pułapek i faktów dokonanych.
To prawda, opozycja demokratyczna nie wystawiła jednej listy, więc po tej stronie barykady wyborca ma wybór. Jednak gra nie toczy się o układ sił w przyszłej koalicji demokratów, nie o to, czy jej program będzie bardziej w stylu KO, Lewicy czy Trzeciej Drogi. Gra toczy się o to, czy te trzy siły w ogóle uzyskają większość, bo jeśli będą rządzić, to na pewno w trójkę, kompromisowo. A główne zadania takiemu rządowi i tak napisał PiS, bo naprawienie szkód poczynionych w strukturze polskiej państwowości, przezwyciężenie społecznych skutków ingerencji rządu w sferę praw i wolności obywatelskich, odbudowa ledwie zipiącej gospodarki oraz naprawa relacji kraju z sojusznikami w Europie skupią większość mocy przerobowych następców na całe cztery lata, zwłaszcza że pierwsze dwa najpewniej będą w sensie legislacyjnym stracone za sprawą pisowskiego prezydenta i jego weta.
Wybór jest więc prosty, ale jaki i dlaczego? Przespacerujmy się po trzech punktach tego krótkiego poradnika dla liberalnego wyborcy. Zacznijmy od rzeczy najbardziej oczywistych, a skończmy na tych najbardziej kontrowersyjnych i trudnych.
1. W takim układzie na pewno zacząć należy od tego, dlaczego głosujemy, aby obalić rząd PiS. Nawet pozostawiając na uboczu wszystkie, niesamowicie liczne przypadki zwyczajnego ordynarnego złodziejstwa uprawianego na polskim państwie przez ludzi tej partii, nawet abstrahując od obłąkańczo bezmyślnej polityki zagranicznej, która zapędziła Polskę w pułapkę, nawet odkładając na moment ponure prognozy co do zamiarów PiS, wśród których mieści się budowa państwa nie tylko autorytarnego i mafijnego, ale i policyjnego i represyjnego wobec przeciwników i obywateli – bilans rządów PiS z liberalnego punktu widzenia jest całkowitą katastrofą. W skali od 1 do 10 zdecydowanie 1. Gorzej po prostu być nie mogło.
PiS jest partią antyliberalną dosłownie pod każdym względem. Podzielmy dla ułatwienia klasyczne postulaty liberalizmu na trzy zakresy problemowe: prawno-ustrojowy, społeczno-obyczajowy i gospodarczy. W zakresie prawa i ustroju mamy do czynienia z systematycznym demontażem państwa rządów prawa i zastępowaniem go przez rządy ludzi. Arbitralne rządy ludzi. To zaczyna się od tych wszystkich, tak wiele razy omówionych spraw nielegalnej obsady Trybunału Konstytucyjnego, Sądu Najwyższego, wielu sądów powszechnych i Krajowej Rady Sądownictwa, lecz na samym dole prowadzi do rzeczywistości, w której prokuratura nigdy nie wszczyna żadnego postępowania w sprawie polityków partii rządzącej, a staje na baczność, gdy działań wobec opozycji domaga się pisowski minister. To widać wtedy, gdy prawicowe marsze i demonstracje są chronione i bezkarne, ale na uczestniczki Strajku Kobiet policja rusza z pałkami teleskopowymi i gazem pieprzowym. Nie sposób tego nie dostrzec, gdy zanika trójpodział władzy, a szef partii rządzącej ma w ręku zarówno większość ustawodawców, jak i całą rządową egzekutywę od premiera, przez służby specjalne, prokuraturę, aż po urzędników w najdrobniejszych agencjach czy fundacjach państwowych, jak i także kluczowych sędziów, prezes Sądu Najwyższego, szefostwo KRS, rzeczników dyscyplinarnych, a prezes Trybunału Konstytucyjnego nie tylko go słucha, ale i gotuje mu obiady. Wszelkie znaczenie prawne tracą także zapisy konstytucji o prawach i swobodach obywatelskich, bo trybunał każdy z nich zawsze interpretuje tak, jak życzy sobie partia władzy. W ten sposób powstaje państwo dokładnie odwrotne aniżeli postulowali Locke, Monteskiusz czy Acton.
Liberalizm społeczno-obyczajowy nie tylko zostaje odrzucony, ale czyni się to wręcz ze wstrętem oraz poczuciem moralnej wyższości. Jednostka, jako podmiot najważniejszych praw, swobód i nienaruszalnej godności jest niczym dla PiS. Dla partii władzy liczy się tylko zbiorowość, kolektyw, masowe ciało skonstruowane na bazie narodowego kryterium rozumianego w sposób etniczny, jako biologiczna wspólnota krwi. Pogarda dla jednostki jest widoczna aż nader dosadnie, gdy PiS lekką ręką poświęca życie kobiet umierających na porodówkach, zaszczutego przez TVP syna opozycyjnej posłanki, prezydenta Gdańska, uchodźców uwięzionych na polskiej granicy. Kto nie podziela zasadniczych zrębów aksjologicznych PiS, nie żyje wiarą, tradycją, rodzinnym konserwatyzmem, kto nie zachowuje się w sposób zestandaryzowany i uznany za jedyny właściwy dla Polaka „prawdziwego”, tego prawa nie mogą liczyć na żadną ochronę. PiS broni agresywnej kobiety, która szarpie drugą z pomocą kilku mężczyzn, a nie ich ofiary, bo ta ofiara miała tęczową torbę, a agresorzy byli narodowo-katolickimi aktywistami. W ujęciu tej władzy Kościół nigdy nikomu nie szkodzi, a jeśli ktoś twierdzi, że został przez duchownych skrzywdzony, niechybnie kłamie i zasługuje na karę. Kto należy do mniejszości seksualnych, zasługuje na wykluczenie, niższy status, pogardę i wyśmianie. Kto woła o sprawiedliwość dla żydowskich ofiar polskich szmalcowników, jest zdrajcą i winien utracić prawo głosu na forum publicznym. Każde wychodzenie poza szereg jest zwalczane. Kobiety są zaganiane do swoich „naturalnych ról”, pisanych im przez starszych panów z nadwagą i o owalnych twarzach. Następuje odwrót od „zepsutych wartości zgniłego Zachodu”. Wolność słowa zostaje uznana za zagrożenie, a w publicznych mediach nie ma żadnego miejsca na krytykę rządu czy neutralność prowadzących programy i dyskusje. W ten sposób powstaje dokładnie odwrotne państwo aniżeli postulowali Constant, Mill czy Isaiah Berlin.
W polityce gospodarczej PiS równocześnie wyrzuca na śmietnik dorobek liberalizmu klasycznego, jak i socjalnego. Jego polityka ekonomiczna stanowi wyłącznie funkcję interesów partyjnych. PiS nie rozdaje zasiłków z dobroci socjaldemokratycznego serca. Rozdaje je, bo kupuje głosy emerytów i rodzin wielodzietnych. Gdyby o dobroć serca chodziło, inaczej potraktowałby osoby niepełnosprawne, ich opiekunów czy nauczycieli. Nie zachęca ludzi do pracy, raczej odstrasza od robienia karier, czyniąc z małych i średnich przedsiębiorców zwierzynę łowną krucjaty na rzecz „fiskalnej konsolidacji” państwa. PiS nie zna żadnej dbałości o stan finansów państwa, ale ukrywa swoje zbrodnie na tym polu, wyprowadzając poza formalny budżet kolosalne kwoty długu i oszukuje ludzi, którzy ostatecznie długi te będą musieli spłacać. Prowadzi pozbawioną sensu politykę monetarną i generuje rekordową inflację, bo zadaniem prezesa NBP w jego państwie nie jest dbanie o złotówkę, tylko robienie dobrego wrażenia i rzucanie dowcipasami. Autentycznie daje radę równocześnie mieć wysoką inflację i zerowy wzrost PKB! W ten sposób powstaje dokładnie odwrotne państwo aniżeli postulowali Hayek, Aron czy Popper. Lecz także Keynes nie byłby zachwycony widząc, w jak fatalnym stanie zostawia PiS wszelkie usługi publiczne, jak źle jest w szkołach i szpitalach, jak kuleje transport zbiorowy, jak zła jest sytuacja mieszkaniowa. Te rządy łączą liberałów klasycznych i socjalnych w ich krytyce. Nadają się do natychmiastowej likwidacji.
Oczywiście, partie demokratycznej opozycji są zróżnicowane i mają w swoich szeregach także antyliberałów, przynajmniej jeżeli chodzi o drugi i trzeci zakres problemowy. Pewnym jednak jest, że w porównaniu z rządami PiS ich koalicja, mniej lub bardziej zbliży Polskę ku ideom wolności.
2. Odrzucenie rządów PiS jest jednak nie tylko oczywiste z przyczyn ideowych. Jest ono także krytycznie konieczne już teraz. Otóż może to być ostatnia realna szansa na pozbawienie tej partii władzy. W roku 2027 system partyjnej kontroli nad państwem będzie już tak szczelny i rozciągnięty, że wybory nie będą faktycznie wyborami. Podczas gdy pierwszy punkt był więc o kierunku głosowania, ten będzie o mobilizacji do udziału w nim.
Obecne wybory nie będą ani proporcjonalne, ani równe, ani tajne, ani zapewne powszechne. Już teraz wskutek zignorowania konieczności dokonania przesunięć mandatów pomiędzy okręgami są w Polsce miejsca, w których na jednego posła przypada dużo mniej wyborców niż gdzie indziej. Nie ma więc mowy o proporcjonalności czy równości wyborów. PiS odmówił dopasowania rozłożenia mandatów do zmian liczebności ludności w okręgach, ponieważ mógł tak stracić kilka mandatów. Obecnie więc wybory są „skrzywione” pod tę partię. Tajne październikowe wybory nie będą, gdyż równolegle z nimi odbywa się referendum, które opozycja bojkotuje. Jej wyborcy niepobierający kart referendalnych zostaną jako tacy oznaczeni na listach wyborców. Powszechne zaś nie będą, bo PiS stara się wyborcom mieszkającym za granicą utrudnić udział w nich lub nawet odmówić policzenia ich głosów w przypadku zwłoki w pracach komisji. Robi tak, bo i w tej grupie większość wyborców popiera opozycję.
To jednak tylko wstęp do problemów. Już w 2019 i 2020 r. wybory były w znacznej mierze nieuczciwe. Szef sztabu KO był inwigilowany Pegasusem, zaś finansowane z budżetu kilkoma miliardami złotych publiczne media zamieniły swoje rzekomo informacyjne serwisy w długie spoty wyborcze partii władzy. Dodatkowo widać było finansowe zaangażowanie spółek skarbu państwa w kampanię PiS, zwłaszcza poprzez skoordynowaną akcję wpłacania na jej rzecz maksymalnych możliwych sum przez licznych partyjnych nominatów na dobrze płatnych stanowiskach w ich zarządach lub radach nadzorczych.
W tym roku został wykonany dalszy krok. Poprzez wprowadzenie w środek kampanii wyborczej referendum i (czysto teoretycznie) oddzielnej kampanii referendalnej, która nie ma żadnych limitów czy kontroli wydatków, możliwym stało się faktyczne subsydiowanie kampanii PiS dowolnymi kwotami przez spółki skarbu państwa lub napompowane wcześniej przez PiS publicznymi pieniędzmi fundacje. Także z pieniędzy publicznych Orlen kupił dla PiS lokalne media, które, podobnie jak TVP, włączają się teraz w kampanię po stronie PiS. Tzw. dziennikarze mediów publicznych usiłują prowokować wyborców opozycji w trakcie jej spotkań, przeszkadzają politykom opozycji organizować prasowe briefingi, a policja zatrzymuje bezprawnie posłankę opozycji, podczas gdy prezesowi i naczelnym politykom PiS zapewnia obstawę, choć ich spotkania wyborcze nie są elementem pełnienia przez nich rządowych obowiązków.
Po wyborach – oczywiście tylko w przypadku porażki PiS – pojawi się pytanie o akceptację tego wyniku przez obsadzoną przez PiS Izbę Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych w Sądzie Najwyższym.
W ciągu kolejnych czterech lat PiS ma zamiar przede wszystkim dokonać całkowitej wymiany wszystkich sędziów sądów powszechnych na lojalistów, w dalszym ciągu osłabiać niekontrolowane przez siebie media prywatne, pompować środki finansowe do bliskich sobie instytucji oraz „głodzić” wszystkie pozostałe. Prawdopodobna jest także „korekta” granic okręgów wyborczych, aby dalej zmniejszyć siłę oddziaływania wyborców z największych miast na ogólnopolskie wybory. Zapewne prowadzona będzie także kampania zastraszania zwolenników opozycji, być może połączona z aresztowaniami polityków, dziennikarzy czy internetowych influencerów politycznych. Skutkiem może być doprowadzenie do sytuacji znanej już z Węgier, gdzie opozycja wobec Fideszu posiada tylko teoretyczne szanse na wygraną w wyborach.
Ta świadomość musi być powszechna u wyborców liberalnych. Oczywiście, czarny scenariusz się spełnić nie musi. Ostatnie lata pokazały pewną, niemałą, odporność polskiego społeczeństwa na autorytarne zapędy władzy. Także umiejętności i potencjał intelektualny tych, którzy chcieliby wcielić się w role dyktatorów, okazały się skromne. Jednak w przypadku trzeciej kolejnej kadencji u władzy (to będzie wtedy 12 lat) zmęczenie „materiału” i okrzepnięcie wpływów tej władzy we wszelkich obszarach stanie się na tyle przemożne, że ryzyko utraty przez kolejne wybory charakteru wyborów prawdziwie konkurencyjnych jest kolosalne. To trzeba sobie otwarcie powiedzieć i powtarzać, zwłaszcza tym, którzy wahają się i rozważają absencję wyborczą.
3. Wiemy więc już, że musimy odrzucić PiS i musimy zrobić to teraz, bo inaczej może być już za późno. Pozostaje pytanie, na którą z list demokratycznej opozycji zagłosować. Przede wszystkim warto przed pójściem do lokalu wyborczego przeanalizować najbardziej szczegółowe spośród dostępnych wyniki badań poparcia dla partii w naszym okręgu. W wielu przypadkach rozkład mandatów będzie dość klarowny, ale w niektórych okręgach losy tzw. ostatniego mandatu będą na ostrzu noża. Czasem rozgrywkę o ten mandat będzie toczyć PiS z KO, ale niekiedy szansę na wyrwanie partii władzy jednego posła będzie miała któraś z mniejszych list opozycji. To trzeba wiedzieć, bo głosując w tych wyborach – jak nigdy wcześniej – nie należy się kierować oceną programów czy własnymi sympatiami/antypatiami do polityków różnych partii demokratycznych, a tylko i wyłącznie chłodną matematyką nastawioną na jeden jedyny cel – maksymalną redukcję liczebności klubu PiS w kolejnej kadencji Sejmu.
Innym wątkiem do rozważenia jest wzięcie przez wyborców opozycji zaświadczeń o głosowaniu poza miejscem zamieszkania i udanie się do sąsiedniego okręgu, jeśli a) we własnym partie opozycji nie są obciążone ryzykiem utraty mandatu przy wyjeździe pewnej liczby ich wyborców do okręgu sąsiedniego, b) w okręgu sąsiednim badania wskazują na szanse pozbawienie PiS mandatu na rzecz którejś z list demokratycznych nawet przy dość nieznacznym zwiększeniu się tam liczby głosów padających na tą listę. Wskazówki na ten temat można znaleźć w Internecie (m.in. tutaj: https://wyborcza.pl/7,75398,30203011,pis-odbiera-wyborcom-opozycji-sile-glosu-jak-sie-nie-dac.html).
Ostatnia sprawa, którą chcę podnieść, budzi najwięcej kontrowersji i spotkała się z silną krytyką niektórych (silnie zadeklarowanych w swoich sympatiach po stronie tylko jednej z list opozycji) publicystów, np. Ernesta Skalskiego. O ile żadnej z dwóch mniejszych list opozycji – Lewicy i Trzeciej Drodze – nie przydarzy się na końcowych metrach kampanii jakaś spektakularna i zupełnie niespodziewana katastrofa, wskutek której ich poparcie zjechałoby nie tyle pod próg, co głęboko pod próg, lecz balansowałyby one (lub jedna z nich) krótko przed wyborami na granicy tego progu, to zadaniem odpowiedzialnych i świadomych wyborców liberalnych jest pomóc im ten próg pokonać i ewentualnie przerzucić na nie swoje głosy.
Opozycja demokratyczna może przejąć władzę tylko w koalicji trzyczłonowej. Nie ma dziś żadnych szans, aby większość uzyskała KO tylko z Lewicą lub tylko z Trzecią Drogą. Spadnięcie kogokolwiek z demokratów pod próg oznacza, że tylko (w najlepszym razie) połowa tak straconych mandatów zostanie przejęta przez KO. Reszta powędruje do PiS, jakieś pojedyncze także do Konfederacji. Będzie to więc decydujący cios w marzenia o zmianie i otwarcie drogi do rządów PiS, możliwe, że ze wsparciem Konfederacji lub jej narodowej części.
Każda z partii demokratycznych ma wyborcy liberalnemu coś do zaoferowania. KO jest najbardziej zdeterminowana do odbudowy konstytucyjnego państwa prawa i dysponuje do tego zadania najlepszym zapleczem eksperckim. Ale te zadania popierają w pełni obie partie mniejsze. Podobnie sprawa wygląda w zakresie polityki zagranicznej i europejskiej. Jeśli chodzi o indywidualne prawa jednostki, postulowane przez liberalizm obyczajowy, to najbardziej progresywny i obiecujący program oferuje Lewica, ale KO w ostatnich latach wykonała tutaj także potężny krok w dobrą stronę. Co do polityki gospodarczej, w KO nadal jest silne skrzydło opowiadające się za racjonalną rolą państwa w tych procesach oraz za sanacją finansów publicznych, a wsparcie dla wielu tych idei oferuje Trzecia Droga. Także Lewica opowiada się za redukcją marnotrawienia środków przez państwo i za lepszym finansowaniem usług publicznych, co wyznacza drogę do racjonalnego i dobrego kompromisu socjalliberalnego, który pogodzi liberałów z socjaldemokratami.
Nie przynosi więc wstydu oddać głos na którąkolwiek z trzech demokratycznych list! Ostatnie badania pokazują najczęściej, że Lewica i Trzecia Droga pokonają relatywnie komfortowo swoje progi, odpowiednio 5 i 8%. Wówczas wyborca liberalny ma wybór i może go dokonać zgodnie ze swoimi osobistymi preferencjami.
Gdyby jednak w ostatnim tygodniu wyborczym był widoczny trend zagrażający przetrwaniu którejś z mniejszych list, to powinniśmy się zorganizować. Jeśli jesteśmy małżeństwem, które planuje poprzeć KO, to niech jedno z nas użyczy głosu zagrożonej progiem liście demokratów. Jeśli rodziną z dorosłymi dziećmi, to niech co trzeci, co czwarty z was tego głosu użyczy. Jeszcze lepiej, jeśli jesteście paczką znajomych lub znacie kilka/kilkanaście innych małżeństw o opozycyjnych sympatiach – ustalcie wtedy wspólną strategię i zagłosujcie taktycznie, dzieląc się zadaniami jako wyborcy. Takie działania mogą podjąć także stowarzyszenia i ruchy zrzeszające aktywistów, jak KOD, Ogólnopolski Strajk Kobiet czy Obywatele RP, na jeszcze większą skalę.
Wszyscy demokraci muszą wejść do Sejmu, jeśli PiS ma stracić władzę. Trzymam za was, za siebie i za Polskę kciuki. Piętnastego października czeka nas sądny dzień. Wybory, które niechaj nie będą jednak naszymi ostatnimi wyborami.
Wyimki:
– PiS z liberalnego punktu widzenia jest całkowitą katastrofą. W skali od 1 do 10 zdecydowanie 1. Gorzej po prostu być nie mogło.
– Jednostka, jako podmiot najważniejszych praw, swobód i nienaruszalnej godności jest niczym dla PiS. Dla partii władzy liczy się tylko zbiorowość, kolektyw, masowe ciało skonstruowane na bazie narodowego kryterium rozumianego w sposób etniczny, jako biologiczna wspólnota krwi.
– PiS nie rozdaje zasiłków z dobroci socjaldemokratycznego serca. Rozdaje je, bo kupuje głosy emerytów i rodzin wielodzietnych.
– Odrzucenie rządów PiS jest jednak nie tylko oczywiste z przyczyn ideowych. Jest ono także krytycznie konieczne już teraz.
– Z pieniędzy publicznych Orlen kupił dla PiS lokalne media, które, podobnie jak TVP, włączają się teraz w kampanię po stronie PiS.
– Wiemy więc już, że musimy odrzucić PiS i musimy zrobić to teraz, bo inaczej może być już za późno. Pozostaje pytanie, na którą z list demokratycznej opozycji zagłosować.