Jakie są czynniki wypychające ludzi z miejsca, w którym żyli? Głównie chęć poprawy warunków egzystencji, niestabilna sytuacja polityczna i ekonomiczna, nie mówiąc już o wojnie i dyskryminacji ze względu na pochodzenie, rasę czy religię. Mieliśmy w Polsce czas, kiedy wielu z nas czy członków naszych rodzin i przyjaciół zdecydowało się na życie w innym kraju.
W Brukseli wszyscy jesteśmy migrantami i jednocześnie wszyscy lokalsami. Migracja to wciąż paląca kwestia w Europie. Obserwujemy dziś masowe przepływy ludności, co ilustrują różnorodne zjawiska, od drenażu mózgów po nielegalną emigrację przez Morze Śródziemne czy polsko-białoruską granicę.
ONZ definiuje migranta jako osobę, która przebywa w obcym kraju ponad rok, niezależnie od tego, czy migracja jest dobrowolna czy przymusowa i niezależnie od tego, czy osoba ta wyemigrowała w sposób legalny. Według takiej definicji osoby podróżujące przez krótszy czas – w celach turystycznych i biznesowych – nie byłyby uznawane za migrantów. W powszechnym użyciu pojęcie to obejmuje jednak również migrantów krótkoterminowych, wracających co kilka miesięcy do swojego stałego miejsca zamieszkania.
Jakie są czynniki wypychające ludzi z miejsca, w którym żyli? Głównie chęć poprawy warunków egzystencji, niestabilna sytuacja polityczna i ekonomiczna, nie mówiąc już o wojnie i dyskryminacji ze względu na pochodzenie, rasę czy religię. Mieliśmy w Polsce czas, kiedy wielu z nas czy członków naszych rodzin i przyjaciół zdecydowało się na życie w innym kraju.
Czy Bruksela wciąż przyciąga Polaków? Jak najbardziej. Tak samo jak Marokańczyków, Kongijczyków, Rumunów, Gruzinów czy Węgrów, którzy wolą zarabiać więcej niż w swoich ojczyznach, korzystać z przywilejów państwa opiekuńczego, lepszego standardu usług medycznych, bezpłatnej edukacji i szeroko pojętego European Way of Life.
Dodatkowo od wybuchu wojny z Rosja Bruksela stała się domem dla tysięcy Ukraińców, ponad 65 000 uchodźców przybyło w pierwszych tygodniach po 22 lutego. Dane belgijskiego MSW na dzień dzisiejszy potwierdzają, że większość z nich już wróciła, tylko 5 tys. nadal mieszka w ośrodkach tymczasowych i w samodzielnych lokalach.
Nawet jeśli oficjalnie rząd belgijski blokował początkowe unijne sankcje w handlu z Rosją (ze względu na handel diamentami), to w sposób systemowy (przyjmując w trybie ekspresowym stosowane prawodawstwo) wyposażył samorządy w środki finansowe na organizację miejsc pobytu, wypłatę zasiłków i przyjęcie ukraińskich dzieci do szkół).
Tak samo jak na terenie Rzeczypospolitej belgijscy Polacy od razu zaczęli akcje pomocowe dla uchodźców z Ukrainy. Ze względu na mniejszą barierę językową było im łatwiej zadbać o kobiety i dzieci potrzebujące schronienia, pracy czy choćby osoby z lepszym francuskim, by załatwić formalności związane z ubieganiem się o status uchodźcy. Byliśmy z siebie – nawet w tych tragicznych okolicznościach przez wiele przypadków po raz kolejny odmienialiśmy słowo „solidarność”.
Polacy przyjeżdżają do Królestwa Belgii od momentu jego powstania w 1830 roku. Po powstaniu listopadowym osiedliło się w nim ponad 600 żołnierzy, wśród nich m.in. Joachim Lelewel czy generał Jan Skrzynecki, który zakończył karierę militarną w nowoutworzonej belgijskiej armii. Polityczni emigranci dołączali również w falach po powstaniu styczniowym, rewolucji w 1905 roku, II wojnie światowej, po prześladowaniach ludności żydowskiego pochodzenia w roku 1968 oraz w ciągu całych lat 80.
Migracja zarobkowa nasiliła się w trakcie 20-lecia międzywojennego, zwłaszcza z terenów Zagłębia Dąbrowskiego, Śląska. Belgijski przemysł górniczy chłonął wtedy siłę roboczą, belgijskie państwo zakładało wtedy podwaliny pod system państwa opiekuńczego, dzięki silnym związkom zawodowym – również tym katolickim. Nierzadko polscy górnicy byli delegowani przez belgijskie kopalnie do pracy w Kongu na kilkuletnie kontrakty, w ramach których mogli sprowadzić rodzinę, jednak bardzo niewielu się na tę opcję decydowało.
Polscy migranci zarobkowi w latach 80. i 90. zaczęli przyjeżdżać głównie z terenów obecnego województwa podlaskiego, mieszając się z obecna wcześniej Polonią, której przedstawiciele zdążyli się zasymilować z Belgami. Ta nowa fala emigracji przyjeżdżała głównie w celach zarobkowych, bez misji osiedlenia się w Królestwie Belgii, dość trudno się asymilowała z innymi nacjami. W dużej mierze spowodowane było to słabą znajomością jeżyków – flamandzkiego czy francuskiego – oraz stosunkowo niskim kapitałem kulturowym wyniesionym z Polski. O wiele łatwiej było im integrować się z innymi Polakami o podobnym statusie materialnym, podobnych problemach dnia codziennego (praca na czarno, związki na odległość i rzadkie kontakty rodzinne). Przyjeżdżali na kilka miesięcy, kilka lat, celem było „zjechać” z powrotem do Białegostoku, Moniek czy Łap, zaoszczędzone pieniądze zainwestować w dom, samochód i najczęściej własną działalność gospodarczą. Tak się rodził kapitalizm transformacyjny na Podlasiu. Są miejscowości, z których ¼ mieszkańców miała w swoim życiorysie lukę na emigrację zarobkową w Belgii.
Bardzo dużą rolę w dalszym podtrzymaniu narodowych tradycji i związków z krajem miała Polska Misja Katolicka z siedzibami w większych miastach jak Gandawa, Liege i oczywiście Bruksela. Między innymi dzięki niej rozwinęło się szkolnictwo w języku polskim, do którego wciąż w środy po południu i w soboty rano uczęszczają dzieci. Ilość Polaków mieszkających wtedy w Belgii szacowana była na 15 tys. Po 1 maja 2004 nastąpił prawdziwy exodus i obecnie wg danych Konsulatu RP w Brukseli ok. 100 tys. naszych rodaków jest na stałe zameldowanych w Królestwie, a kolejne 50 tys. czasowo pracuje na jego terenie i wraca co kilka miesięcy do Polski.
Powstanie Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali, później Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej i w 1992 Unii Europejskiej zmieniło diametralnie Brukselę i jej strukturę demograficzną. Wcześniej poza Belgami mieszkało tu kilka wyróżniających się mniejszości: Włosi, Hiszpanie i Portugalczycy przybywali do Belgii w latach 40. i 50., Marokańczycy i Turcy dekadę później, po podpisaniu oficjalnych umów międzyrządowych. Do 1968 kolejne rządy belgijskie były tworzone przez socjalistów i liberałów, zawsze koalicyjne, przy znacznym udziale reprezentantów związków zawodowych. Już wtedy starano się zapanować nad migracją, wprowadzając systemem rocznych kwot dla innych narodowości z tolerancją do ich przekraczania na maksymalnie 5%. Belgijski przemysł potrzebował robotników, kopalnie i huty nie były już tak atrakcyjnymi miejscami pracy dla rodowitych mieszkańców Flandrii i Walonii. Kolonialna przeszłość Belgii skutkowała napływem migrantów z Konga, którzy od XIX wieku osiedlali się w metropolii.
Od końca lat 70., wraz z kolejnymi rozszerzeniami UE przybywają do Brukseli również ludzie, którzy zdecydowali się na karierę w instytucjach europejskich. Znakomita większość z nich osiedliła się w Brukseli razem ze swoimi rodzinami, dlatego w pewnym momencie instytucje założyły specjalną sieć szkół europejskich, w których dzieci mogą pobierać naukę w swoich ojczystych językach.
Większość siedzib instytucji unijnych umiejscowiona jest w dzielnicy Etterbeek, która dość drastycznie postąpiła z swoimi starszymi budynkami. Ich modyfikacje niezbędne do budowy „dzielnicy europejskiej” i okolicznych kilkupasmowych dróg zyskały nawet wśród urbanistów nazwę „brukselizacji”. Belgowie stopniowo przyzwyczajali się do nowo przybyłych urzędników, a dzięki możliwościom stworzonym przez jednolity rynek wewnętrzny doceniali integrację europejską. Belgijskie firmy inwestowały w każdym nowo przyjętym kraju członkowskim, również tam tworząc miejsca pracy i wprowadzając swoja kulturę pracy oraz know-how. Rządzący w kraju chadecy mieli jeszcze jeden pomysł na wspieranie otwartości na imigrantów.
Jeszcze w latach 70. państwo belgijskie zrezygnowało z pobierania podatku od wynajmu nieruchomości. Jest to jeden z wielu przykładów, jak przygotowywano obywateli tego kraju na napływ imigrantów z innych krajów, starając się finansowo zachęcić do współmieszkania z nimi. Ma to na pewno wpływ na takie decyzje w kraju, gdzie ponad połowa podatników płaci powyżej 45% podatku od swoich dochodów z pracy.
Napływ migrantów spowodował gwałtowny rozwój miasta, a zwłaszcza jego przedmieść i mniejszych miasteczek położonych tuż wokół obwodnicy. Brukselscy mieszczanie przeprowadzili się, zostawiając tysiące mieszkań na wynajem dla nowo przybyłych. Te same zjawiska dało się zauważyć w większości dużych miast zachodniej Europy, które przyciągały również własnych obywateli z mniejszych ośrodków i wsi.
Owszem, są w Brukseli dzielnice, w których większość mieszkańców jest pozaeuropejskiego pochodzenia. Ba, są nawet burmistrzowie dzielnic, którzy nie są etnicznymi Belgami, a także deputowani i ministrowie. I jest to całkowicie normalne w kraju, w którym European Way of Life oznacza również integrację dla uchodźców, migrantów i innych Europejczyków, którzy przyjeżdżają do jego stolicy. Każdy samorząd ma własne warunki integracji, na mocy których nowo osiedleni muszą wykazać się ważną umową o pracę, znajomością języka czy zameldowaniem. To od efektywności urzędników, policji i ich współpracy zależy, czy kolejne pokolenia mniej lub bardziej zintegrowanych migrantów zaczną się czuć w nowym państwie u siebie.
Można stereotypowo powiedzieć, że Belgów łączą tylko Król Filip I Koburg i kibicowanie piłkarskiej reprezentacji – Czerwonym Diabłom. Drużyna ta od lat figuruje na szczycie rankingu FIFA (niestety na turniejach idzie jej raczej średnio) i ponad połowa jej zawodników jest Belgami pozaeuropejskich pochodzenia. A jest kochana przez cały 11-milionowy naród.
