Jarosław Kaczyński, wypowiadając te słowa w 1997 roku, stworzył symbol polskiego politykierstwa. Pokazał, że fundament PRL jako systemu, w którym bardziej od problemów nękających Państwo liczyły się państwowe stołki rozdawane funkcjonariuszom partyjnym, pozostaje w mocy. To piękny wyraz polskiej kultury politycznej, a właściwie jej agonalnego stanu.
Polska scena polityczna trzymała się w takich ryzach w zasadzie przez całą III RP. Dla poszczególnych partii politycznych ważniejsze było wyniszczenie rywala niż problemy społeczne. Uwidaczniało się to w kampaniach wyborczych, w których często w latach dziewięćdziesiątych zamiast przedstawiać rozwiązania na kryzysy nękające Polaków, politycy zajmowali się tłumaczeniem, jak działa system wyborczy i dlaczego my, jako wyborcy, stracimy swój głos, głosując na daną partię. Nie inaczej było z przestrzeganiem konstytucji. To ten wielki Polak, najbardziej znany w historii elektryk, noszący dzisiaj bardziej komiczny niż poważny napis „konstytucja” na koszulce wprowadził do politycznego słownika pojęcie „Falandyzacji”, które zawdzięczał wymyślnym zabiegom swojego prawnika w kreatywnym interpretowaniu obowiązujących konstytucji. Widać to wreszcie w grzebaniu przy systemie wyborczym. By uprzykrzyć rywalom życie, odchodzące do opozycji wciąż jeszcze rządzące koalicje stosowały wobec swoich następców taktykę spalonej ziemi, ustanawiając nową ordynację wyborczą bardziej sprzyjającą mniejszym ugrupowaniom.
Te wszystkie zagrywki mieściły się jednak w pewnej przyjętej umowie, czy nawet ideologii, nazywającej się dość wdzięcznie – „Teraz, kurwa, my!”. Umowa ta obowiązywała zdecydowaną większość polityków. Jej zasady były banalnie proste. Całkowite zwarcie. Podgrzewanie emocji do najwyższego, wydawać by się mogło, wręcz nieosiągalnego poziomu. Sprzyja to obu stronom, bo tym konfliktem żywi się ich elektorat. Po wzajemnym nalepieniu sobie nalepek „rusofobów” i „partii proniemieckiej” (Fur Deutschland!) wzbudzili w swoich wyborcach prawdziwy gniew wobec drugiej strony. Polaryzacja w Polsce w chwili obecnej jest już na tak wysokim poziomie, że wkroczyła w nasze codzienne życie. Płomienne i żywiołowe dyskusje przy stole wigilijnym zastąpiła istna rodzinna sieczka. Cały ten system – TKM – opiera się jednak na fundamentalnej zasadzie stanowiącej podstawę jego funkcjonowania – owszem, teraz, kurwa, my, ale potem, kurwa, oni. A następnie znowu, kurwa, my. Cały pic polega na tym, żeby nie dopuścić do władzy trzeciej strony. Pozostawienie status quo gwarantuje im całkiem niezłą perspektywę dojścia do władzy w przyszłości. Mimo że od zawsze byłem przeciwnikiem polaryzacji, to jednak za szkodliwą i usypiającą naszą czujność uważam ją dopiero od niedawna. Dlaczego? To właśnie jej mechanizmy otworzyły tak szeroko drzwi szurom, oszołom, ruskim agentom i innym proputinowskim śmieciom politycznym.
Zwróćmy uwagę na strukturę elektoratu Szymona Hołowni z wyborów prezydenckich w 2020 roku. Są to wyborcy zniesmaczeni polaryzacją, mający dość wojny polsko – polskiej, idący na wybory często pierwszy raz. W skrócie mówiąc – antysystemowcy. Dokładnie ci ludzie, którzy dzisiaj tak ochoczo powierzyli swoje głosy Braunowi czy Korwinowi. Jeśli nie dowierzacie, to przypomnijmy sobie jeszcze jedną kwestię. Szczepienia. Gdy wchodziły one do obiegu, głośno wówczas mówiło się o problemie w elektoracie Szymona Hołowni. Zaraz po Konfederacji miał on największy odsetek antyszczepionkowców w szeregach. Ten elektorat właśnie przepłynął do Konfederacji.
W jaki sposób przepłynął do Konfederacji? Nie mam zamiaru bronić tutaj Szymona Hołowni. Jestem świadomy faktu, że decyzja o koalicji z PSL-em oznaczała mocne wytrącenie sobie elektoratu antysystemowego. Uważam jednak, że główną odpowiedzialność za to ponoszą, niestety, wolne media. Konkretnie jedna wolna stacja telewizyjna szczególnie lubiana przez polityków Koalicji Obywatelskiej. Pamiętam złośliwe komentarze jej dziennikarzy na konferencjach prasowych. „Po co właściwie nas tu zaprosiliście, skoro nie dajecie nam konkretów? W jakiej konfiguracji wystartujecie?”. Pamiętam wyśmiewanie polityków z ruchu Szymona Hołowni podczas okrągłego stołu dla edukacji. Wreszcie, pamiętam obrzydliwie przekłamywane sondaże tworzone po to, żeby spychać Trzecią Drogę pod próg. Sam ten projekt wzbudza sporo moich uwag, owszem – ale to, że jest on dziś (bo nie wiemy, czy będzie jutro) czwartą drogą, jest zasługą między innymi tych sondaży. Tyle że to właśnie jest efekt utrzymywania polityki TKM za wszelką cenę. Niedopuszczenie do głosu mniejszych podmiotów, stanowiących zagrożenie dla obu hegemonów polskiej sceny politycznej. Bezpieczniej jest być liderem opozycji niż tworzyć rząd kilku partii. Bezpieczniej, tym bardziej że mogą swobodnie wówczas przebijać jeszcze bardziej populistyczne propozycje PiS-u. 800+? Jasne, ale teraz! Czemu za pół roku? Kredyt na 2%? Dajmy 0! Mogą pozwolić sobie na taką licytację teraz, bo wiedzą, że przy tak silnej Konfederacji opozycja nie złoży rządu.
„Kasy nie ma i nie będzie”
Jeśli ktoś w to wątpi, to spieszę z przypomnieniem, jak wyglądały rządy PO w latach 2007-2015. Polityka ciepłej wody i wieczne powtarzanie jak mantra, że pieniędzy w budżecie nie ma. Wspieranie usług prywatnych tak, żeby nie wyprzeć publicznych całkowicie, ale żeby opłacało się zamożnym przedsiębiorcom (czyli głównemu elektoratowi PO) zakładać własne szkoły, kliniki itp. Czym to skutkowało? Znaczącym obniżeniem się jakości usług publicznych i podzieleniem społeczeństwa na tych lepszych, których stać na dobrą, prywatną usługę i tych, którzy muszą się męczyć marnymi usługami publicznymi. To Platforma postawiła pierwszy krok na drodze do polaryzacji. I to Platforma musi wziąć odpowiedzialność za silną Konfederację. To oni pierwsi wyskoczyli z tezą, że Trzecia Droga nie przekroczy progu, a media i sondażownie będące w ich łasce pokornie im wtórowały. Przekaz płynący z KO był banalnie prosty: „No, chodźcie do nas na jedną listę! Zrobimy z Was wszystkich nowe Nowoczesne. Będziecie w sejmie, ale pod naszą batutą”.
Takie prowadzenie polityki wobec mniejszych potencjalnych koalicjantów prowadziło do ich stopniowego wyniszczania. Do oddawania ich elektoratu antysystemowego prosto w łapczywe ręce Konfederacji. To właśnie usilne trzymanie się zasady „Teraz, kurwa, my, potem, kurwa, wy i byle nigdy, kurwa, oni!” spowodowało taką wielką katastrofę, jaką jest wzrost poparcia królów populizmu, chłopców, co nie pracowali nigdy poza budżetówką, a udają wybitnych ekonomistów (Berkowicz), dzieciaki z Polską na ustach i Kremlem w sercu (choć bardziej pewnie w portfelu) i inne masy oszołomów. Wolne media, publikując różne materiały liczą, że w ten sposób otworzą ich wyborcom oczy. Ciężko to jednak zrobić, bo sami im te oczy zamknęli. Zniszczcie Hołownię, Kosiniaka i Zandberga, a będziecie mieli Brauna w rządzie. Tak czy inaczej – TKM powoli przestaje obowiązywać. Przekonamy się, która okupacja jest gorsza. Systemu TKM, czy Chłopców z Konfederacji…