W roku 2024 czekają nas podwójne wybory – samorządowe i europejskie. Żadnych z nich nie można lekceważyć, a wręcz przygotowania trzeba zacząć już i nie umniejszać wyborcom obecnej opozycji, bo jak widać po wynikach sondaży, nadal są zmobilizowani.
Wybory europejskie są mniej skomplikowane do przeprowadzenia, kandydatów do przygotowania jest mniej, okręgi wyborcze odpowiadają mniej więcej województwom. Zależy od nich naprawdę wiele, biorąc pod uwagę obecną sytuację polityczną na kontynencie. Wygrane populistów w wyborach w Holandii, na Słowacji, 2. miejsce w sondażach dla AFD w Niemczech, nie nastrajają mnie optymistycznie.
W lutym minie 11 lat od konferencji prasowej Donalda Tuska po unijnym szczycie budżetowym, na którym przypieczętowano dla Polski 106 mld euro z Perspektywy Finansowej 2014-2020. Na samej konferencji podano słynny tort z banknotami wspólnej waluty jako synonim naszego sukcesu negocjacyjnego.
Dziś tort z banknotów euro może się wydawać wręcz prostacko oczywisty. Ale wtedy, wciąż trzeba było kusić obywateli wizją wspólnej Europy – krainy płynącej mlekiem, miodem i dopłatami bezpośrednimi dla rolników, „gdzie obywatele opływają w dostatki i cieszą się przywilejami niedostępnymi dla mieszkańców innych krajów”, jak bezpłatna edukacja, dostęp do refundowanej służby zdrowia czy takie podstawy cywilizacyjne, jak bezpieczne granice i brak prześladowań ze względu na pleć czy wyznawaną religię.
Pamiętajmy, że był to czas tuż przed kryzysem uchodźczym. Państwo Islamskie tliło się w zarodku w Iraku, a słowo Brexit nawet nie istniało. Późniejsze wydarzenia, na czele z zamachami terrorystycznymi w Europie i wyjściem Zjednoczonego Królestwa z Unii spowodowały zdecydowany spadek euroentuzjazmu. Obecny premier RP widział te dramatyczne chwile z bliska, był ich bezpośrednim uczestnikiem, pewnie nie raz, nie dwa odczuwał niemoc, widząc, do czego doprowadzają rządy PiS-u w kraju.
Mam głęboką nadzieją, że po 5-letnim sprawowaniu funkcji Przewodniczącego Rady Europejskiej obecny pan Premier ma na tyle doświadczenia, że jego rząd nie będzie przedstawiał już Unii jako matki karmicielki, ale również jako wspólnotę wartości, które są bliskie również polskim obywatelom. Tych samych wartości, za którymi tęskniliśmy 8 lat, a za które obywatele Ukrainy oddawali życie w Kijowie w 2014 roku w trakcie Rewolucji Godności. Biorąc pod uwagę wynik badania Eurostatu z grudnia 2023, Polacy wciąż bardzo dobrze postrzegają obecność naszego kraju w Unii Europejskiej, dodatkowo ze względu na sytuację wojny na Ukrainie doceniają obecność Polski w Pakcie Północnoatlantyckim.
W 2019 roku frekwencja w wyborach europejskich w Polsce wyniosła 45,68%, była dwukrotnie (!) wyższa niż w wyborach w 2014. Polskie plemiona pomimo wszystko widzą bezpośrednie korzyści z bycia w Unii i zależy im na wysłaniu do Parlamentu Europejskiego jak najlepszych reprezentantów. Według badania Eurostatu przeprowadzonego między 23 września a 19 października 2023 roku aż 76% Polaków chce wziąć udział w najbliższych wyborach europejskich.
Po akcesji do Unii Europejskiej powoli uczyliśmy się, za co odpowiadają poszczególne instytucje unijne i jaka jest ich rola w procesie decyzyjnym. Wyraźnie wzmocniony w Traktacie Lizbońskim w 2007 roku Parlament ma w tym roku kluczowe zadanie – przegłosować wybór nowej Komisji Europejskiej. Skład Parlamentu i siła poszczególnych jego grup politycznych będzie znana po 9 czerwca, wtedy właśnie w całej Europie przeprowadzone zostaną wybory.
Polscy europosłowie przez ostatnie lata nauczyli się sprawnie wykorzystywać swoje fundusze nie tylko na zatrudnienie grona partyjnych asystentów w regionie, ale też na sprawną promocję swoich wypowiedzi i działania w social mediach, co jest najlepsze z punktu widzenia wyborcy lokalnego. Ale ani wyborcy w okręgu wyborczym, ani polityczni komentatorzy z mediów ogólnopolskich, ani lobbyści i urzędnicy z Brukseli nie mają i nie będą mieli takiego wpływu na obsadzenie miejsc na listach wyborczych, jak liderzy partyjni i rady krajowe partii politycznych.
Jedynki na listach wyborczych mają ogromne budżety na kampanie, zwykle są to lokomotywy, które mają przyciągnąć glosy również na kolegów z dalszych miejsc listy. Można zdobyć 52 mandaty poselskie w 13 wielomandatowych okręgach. Stawka jest duża, bo partie eurosceptyczne z całej Europy liczą na wybitne wyniki i znaczne wzmocnienie swojej grupy Tożsamość i Demokracja w PE.
Obawiam się, że przy stosunkowo niskiej frekwencji wyborczej Konfederacja może przebić granice progu wyborczego i ponownie wydelegować do Brukseli skrajnych eurosceptyków jako naszych wybrańców. Jedyna nadzieja w tym, że skłóceni i podzieleni narodowcy nie będą w stanie stworzyć jednej listy wyborczej i wystawić kandydatów we wszystkich okręgach. Większe zagrożenie widzę w uleganiu narracji eurosceptyków przez partie bardziej centrowe, co rozpoczął PiS w 2015 roku i z czego niestety skorzystał nawet Donald Tusk w ostatniej kampanii parlamentarnej. Polskie plemiona podzielone od 2005 roku znalazły nagle wspólne zdanie na temat nielegalnej imigracji do naszego kraju.
Uważam, że nauczone przykładem 15 października 2023 roku partie nie będą na siłę próbowały utworzyć wspólnego komitetu, pójdą do wyborów analogicznie jak w wyborach jesiennych. Jestem bardzo ciekawa, czy do posłanki Róży Thun w liberalnej frakcji w PE – Renew Europe – dołączą koledzy i koleżanki z Polski 2050 czy Nowoczesnej. Trzeci rząd zobowiązuje. Donald Tusk w swoim exposé wyraźnie zapowiedział, że „Jesteśmy tym silniejsi, jesteśmy tym bardziej suwerenni, im silniejsza jest Polska, ale także Wspólnota Europejska”.
Zgadzam się i jako federalistkę bardzo cieszą mnie te słowa, zatem z niecierpliwością czekam na ogłoszenie priorytetów polskiej prezydencji. Czy z tej okazji możemy liczyć na niespodzianki, jak rozpoczęcie powołania europejskiej armii czy zapowiedź wejścia Polski do strefy euro? Takich decyzji nie można odwlekać w nieskończoność, nawet mając do współpracy niechętnego prezydenta czy szefa banku centralnego.
Jako, że większość decyzji na poziomie unijnym zapada jednomyślnie i na zasadzie konsensusu, należy również jak najszybciej rozpocząć przygotowania do negocjacji stanowisk w Brukseli dla Polaków, w szczególności portfolio dla kolejnego polskiego komisarza.
Kandydatów kolegium komisarzy w Komisji Europejskiej wyznaczają rządy państw członkowskich Unii, one też nieformalnie informują, którymi sektorami dany kandydat czy kandydatka chciałby się zająć. Z tej układanki kandydat na przewodniczącego komisji europejskiej musi zaproponować skład swojego kolegium, który jest podawany do wiadomości opinii publicznej
Według obecnie obowiązującej w Polsce ustawy kompetencyjnej, nasza kandydatura powinna zostać skonsultowana i zatwierdzona przez prezydenta RP. Każdy kandydat do kolegium komisarzy musi być perfekcyjnie przygotowany i przetrwać wysłuchanie w sektorowej komisji w Parlamencie Europejskim we wrześniu tego roku. Niekiedy, gdy dany kandydat nie zdąży odpowiedzieć na wszystkie pytania posłów, lub też w skrajnych przypadkach, przesyła posłom odpowiedzi pisemne.
Parlament głosuje nad całością kolegium komisarzy na swojej pierwszej październikowej sesji w Strasburgu. Przyjmuje się, że kandydaci mają odpowiedni dorobek polityczny, są byłymi ministrami, a jeśli są byłymi posłami do PE, to wręcz zdarzają się nieformalne konsultacje pytań z niedawnymi kolegami z grupy politycznej. Liczę, że polski kandydat nie będzie wypadkowa ustaleń koalicyjnych w perspektywie zbliżających się wyborów prezydenckich w 2025 roku. I że będzie nas godnie w Brukseli reprezentował.