Hasło „Wyzwanie: jutro!” może mieć także charakter tonujący, kojący niepokój. Może zakładać, że jest jeszcze czas, by z potencjalnym wyzwaniem się jakoś uporać. W nowy rok jako Polacy już weszliśmy jednak jako naród podzielony na nieznaną dotąd skalę. Żyjemy w dwóch różnych porządkach prawnych – rozdarcie przebiega przez większość najważniejszych państwowych instytucji – Trybunał Konstytucyjny, Krajową Radę Sądownictwa, poszczególne części składowe (bądź nie) Sądu Najwyższego. I nie tylko.
To implikuje różnicę zdań także w innych kwestiach – skuteczności prezydenckiego ułaskawienia Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, czy oceny działań „Koalicji 15 października” w sprawie mediów publicznych. Żyjemy w kraju, gdzie część obywateli widzi więźniów politycznych, a część polityków w więzieniach. Gdzie dla jednych dana instytucja sądem jest, a dla innych takie prawo sobie tylko uzurpuje. Różnice dotyczą fundamentów. Gramy w tę samą grę widząc inne plansze i inaczej definiując jej zasady.
Coś utraciliśmy. Różnice, często bardzo jaskrawe, wywołujące skrajne emocje, dzielące społeczeństwo, występowały zawsze. Istniały obozy postsolidarnościowy i postkomunistyczny, Polska liberalna i Polska solidarna, kościół toruński i kościół łagiewnicki. Tymczasem, jedna różnica nadaje dzisiejszemu obrazowi wyjątkowej goryczy. Natknąłem się, poszukując pewnego spokojnego wieczoru jakiejś rozrywki, na jeden z sezonów talk show Kuby Wojewódzkiego. Rok 2007. Telewizja TVN. Prezydentem jest wtedy Lech Kaczyński. Władza powoli przechodzi z rąk PiS w kierunku PO. Nad Polską krąży widmo trudnej kohabitacji między prezydentem a szefem rządu.
To jednak nie przeszkadzało temu, by w tym samym sezonie, niemal po sobie w programie Wojewódzkiego pojawili się: grający na gitarze Jacek Kurski, zawsze wyrazisty w swoich poglądach Wojciech Cejrowski, niedoświadczony jeszcze wtedy młody poseł Krzysztof Bosak, czy swojski, ale jednocześnie niezwykle swobodnie czujący się w dużej liberalnej stacji telewizyjnej Andrzej Lepper.
Innego wieczora zajrzałem do archiwalnych odcinków programu „Tomasz Lis na Żywo” w TVP. Natrafiłem na dyskusję, w której zmierzyli się między innymi Szymon Hołownia i Jerzy Urban. W innej ks. Dariusz Oko rozmawiał z Kazimierą Szczuką. W kolejnej nieodmieniony jeszcze Tomasz Terlikowski ramię w ramię z Łukaszem Warzechą sprzeczał się z Dominiką Wielowieyską z „Gazety Wyborczej” i Zbigniewem Hołdysem o ocenę postaci Jurka Owsiaka. Program odwiedzali Donald Tusk czy Radosław Sikorski, a tydzień później w tym samym studio pojawić mogli się Jarosław Kaczyński, Zbigniew Ziobro i Mariusz Kamiński. Patrząc na te obrazki widać wyraźnie, że utraciliśmy coś ważnego. Umiejętność rozmowy, wyjścia na spotkanie.
Innym objawem tej samej choroby jest fakt, że od 2015 roku (sic!) Polacy nie doczekali się prawdziwej przedwyborczej debaty liderów politycznych. Ostatnia taka to debata między Andrzejem Dudą a Bronisławem Komorowskim. Tej między Ewą Kopacz a Beatą Szydło nie liczę, gdyż w miejsce Szydło powinien pojawić się wtedy Jarosław Kaczyński – lider ugrupowania aspirującego do przejęcia władzy i szef przyszłej szefowej rządu. W przeciwieństwie do Szydło, Duda po zostaniu prezydentem nie znajdował się w ciągłej, formalnej wręcz (poparcie Sejmu dla Rady Ministrów) zależności od lidera PiS. Dlatego można go traktować jako niezależny podmiot.
Po 2015 roku serwowano nam odpytywanie poszczególnych przedstawicieli komitetów wyborczych za pomocą pytań dłuższych niż odpowiedzi (2023), brak bezpośredniej debaty głównych kandydatów (2020), czy serię pytań na w większości poboczne tematy bez możliwości interakcji między kandydatami (2019).
To być może jedna z najmniej zauważanych, acz najbardziej widocznych oznak upadku kultury politycznej i zdolności do dialogu w Polsce. Nawet w Stanach Zjednoczonych, skrajne spolaryzowanych, jest mocno ugruntowaną tradycją, że główni kandydaci wielokrotnie stają naprzeciwko siebie w debacie, zadając sobie przy tej okazji pytania.
To kwestia zwykłego szacunku do obywateli, do ludzi, do wyborców. Szacunku, który się w Polsce skończył. Nie tylko z powodu braku pola do rozmowy, ale i politycznego wyrachowania głównych graczy. To wszystko utraciliśmy i nie widać perspektyw na powrót. To wyzwanie nie na jutro, nie na dziś, a na wczoraj. Wyzwanie trawiące Polskę od lat.