Cyklicznie rodzą się pytania: czy monarchia jest instytucją archaiczną, zbędną, czy ma w dzisiejszym świecie jeszcze jakiś sens? Jaką spełnia rolę? Czy jest stałym elementem życia Brytyjczyków, którego po prostu trudno się pozbyć i jakoś tak sobie wciąż trwa, czy może jest czymś, czego powinniśmy im zazdrościć, szczególnie jako Polacy?
Walter Bagehot, jeden z wpływowych brytyjskich dziennikarzy epoki wiktoriańskiej, w swojej publikacji „The English Constitution” z 1867 roku stwierdził, że porządek ustrojowy, dla swojego najskuteczniejszego funkcjonowania, wymaga dwóch aspektów – zapewniającego sprawczość rządu oraz monarchy, źródła dostojeństwa i dostarczającego poddanym tak potrzebnej im teatralności oraz mistycyzmu, widowiskowych obrzędów.
Myśl ta jest wstępem do rozważań, które ożywają zawsze przy okazji ważnych wydarzeń związanych z brytyjską rodziną królewską, w tym wypadku koronacji króla Karola III. Uroczystość oglądałem ze szczególną uwagą. Z jednej strony dlatego, że poprzednia taka okoliczność miała miejsce 70 lat temu, z drugiej zaś, ponieważ każda taka może być ostatnią.
Cyklicznie rodzą się pytania: czy monarchia jest instytucją archaiczną, zbędną, czy ma w dzisiejszym świecie jeszcze jakiś sens? Jaką spełnia rolę? Czy jest stałym elementem życia Brytyjczyków, którego po prostu trudno się pozbyć i jakoś tak sobie wciąż trwa, czy może jest czymś, czego powinniśmy im zazdrościć, szczególnie jako Polacy?
Można przytaczać różne argumenty przemawiające za monarchią. Od tych finansowych, jak np. zyski z turystyki z nią związanej, z rozpoznawalności królewskiej marki, z różnorakich działalności i przedsięwzięć związanych z brytyjską rodziną panującą, posiadającą rozmaite nieruchomości i przedsiębiorstwa, z oficjalnych uroczystości (eksperci szacują, że koronacja Karola III, mimo wysokich wydatków, przyniesie brytyjskiej gospodarce zysk), aż do wzmocnienia brytyjskiego soft power – poprzez rozpoznawalność samego państwa i narodu, większą ich obecność w popkulturze czy aktywną działalność członków rodziny królewskiej.
„Król panuje, ale nie rządzi”
Król w Wielkiej Brytanii „panuje, ale nie rządzi”, co oznacza, że nie tworzy obowiązującego prawa, nie jest sędzią, a jego uprawnienia z zakresu władzy wykonawczej są czysto symboliczne i reprezentacyjne.
Brytyjski monarcha to symbol ciągłości i siły państwa, systemu prawnego i narodu. Zmieniają się rządy, partie polityczne, charakterystyka brytyjskiego społeczeństwa, przeobraża się i zmienia cały świat, czynnikiem niezmiennym pozostaje właśnie monarchia, która trwa (z krótką przerwą) od niemal tysiąca lat. Podczas wspomnianej koronacji Karola III, która według brytyjskich mediów odbyła się „w zgodzie z tradycją, ale w nowoczesnym duchu” korzystano z kilkusetletniego ceremoniału. Jedna z karet, którą poruszał się monarcha, ma 263 lata.
Król jest jednak nie tylko uosobieniem przeszłości, ale łącznikiem z nią, wyrazicielem także owego „nowoczesnego ducha”. Stąd m.in. bardziej ekumeniczny wymiar ceremonii oraz większy udział w nim kobiet, a także zmiana jednej z formuł i „zaproszenie” zamiast „wezwania” do nie „hołdu ludu”, lecz „wyrażenia wsparcia” dla nowego monarchy. Wszystko to zaś w atmosferze wielkiej podniosłości, teatralności i mistycyzmu, czy, jakby to opisał Walter Bagehot, dostojeństwa.
W ten oto sposób dochodzimy do sedna. Monarchia łączy i spaja, jest czymś ponad codziennością, czymś po prostu większym. Mimo, że rodzina królewska to nadal po prostu ludzie, to poświęcają oni swoje życia dla właśnie tej wartości. Codzienne życie polityczne zawsze było, jest i zapewne będzie pełne brudu, fałszu i zepsucia. Dobrze mieć wtedy punkt odniesienia znajdujący się znacznie powyżej niego.
Ubrudzony prezydent
Podziały w społeczeństwie są sytuacją najzwyczajniej normalną. Zażarta walka polityczna, jeśli mieści się w ramach pewnej przyzwoitości, również. Problem pojawia się wtedy, kiedy to obie strony sporu nie łączy już prawie nic. Autorytety są „nasze” lub „ich”. Historia jest czarno-biała. „Nasi” są w niej bohaterami, a „ci drudzy” zdrajcami. Kiedy, posługując się terminologią Szymona Hołowni, wśród obywateli jednego państwa nie ma „wspólnego DNA”. Kiedy jedni dumni są z dorobku III Rzeczypospolitej, a drudzy tworzą IV RP, proklamując jednocześnie w roku 2015 koniec komunizmu.
Republikańska głowa państwa, w domyśle także, tak jak król, symbol jego ciągłości i siły instytucji, która ma spajać i łączyć, jest wybierana przez obywateli, parlament lub inne powołane do tego ciało. Niezależnie czy mówimy o republice o ugruntowanej i skonsolidowanej demokracji i z wysoką kulturą polityczną, czy o przykładzie opisanym wyżej, zawsze republikańska głowa państwa będzie ubrudzona lub całkowicie zanurzona we wspomnianym pełnym brudu, fałszu i zepsucia życiu politycznym, mimo że specyfika jej roli predestynują ją do wzniesienia się ponad to.
Czy powinniśmy zatem wprowadzić w Polsce monarchię? Nie miałoby to dziś w naszym kraju większego sensu, co sprawia, że Brytyjczykom możemy jedynie zazdrościć. Poparcie dla takiej formy rządów w Wielkiej Brytanii utrzymuje się od dziesiątek lat na podobnym poziomie. Również najmłodsi, tradycyjnie najbardziej sceptyczni, z wiekiem stają się rojalistami.
Pewnego rodzaju zastępczym monarchą był w Polsce przez dziesięciolecia Jan Paweł II. Co symboliczne, i pewnie z tym niepowiązane, w roku śmierci papieża, a więc w 2005, zaczął rodzić się w Polsce podział, który trawi ten kraj i uwydatnia braki tego, co zapewnia w Wielkiej Brytanii monarcha.
—
Fundacja Liberté! zaprasza na Igrzyska Wolności 2023 „Punkt zwrotny”! 15-17.09.2023, EC1 w Łodzi. Partnerami strategicznymi wydarzenia są: Miasto Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń. Więcej informacji na: https://igrzyskawolnosci.pl/