Zawsze udawała niewiniątko, lecz raz po raz zza tej fasady wyzierała wielka zawziętość, gotująca się furia i nieprzebrany cynizm. Pomimo tego była hołubiona, gdyż jako młoda dziewczyna wydawała się robić to z troski o przyszłość planety, a jej cele były godne pochwały.
Głęboka polaryzacja partyjna, jaka nastąpiła w USA, spowodowała, że poglądy polityczne funkcjonują tam w zasadzie już tylko w zwartych „pakietach”. Choć nie istnieje żadna logiczna konieczność, dla której zwolennik niskich podatków musi być przeciwny aborcji (a zwolennik legalności aborcji musi popierać wysokie podatki), to jednak realizacja polityki i debaty jako starcia dwóch obozów uzbrojonych w swoje precyzyjne dekalogi, dokładnie taką presję na poglądy ludzi w tym kraju wywiera. Ułatwia to orientację, kto swój, a kto wróg. Uwalnia od konieczności pogłębionego myślenia nad poszczególnymi problemami publicznymi. A z punktu widzenia polityków minimalizuje ryzyko wdepnięcia w pułapkę i zrażenia do siebie większych segmentów swojego elektoratu.
W większości miejsc na mapie demokratycznego świata krajobraz polityczno-światopoglądowy nadal jest jednak o wiele bardziej złożony. W ostatnich tygodniach „ofiarą” niedostrzeżenia tego faktu padła Greta Thunberg. Do niedawna tak powszechnie idealizowana, (onegdaj) nastoletnia ikona ruchu na rzecz walki ze zmianami klimatycznymi, najwyraźniej założyła, że do tego samego „pakietu” poglądów politycznych z dbałością o przyszłość planety należy wspieranie działań palestyńskiego Hamasu. To był błąd, którym zburzyła swój posągowy wizerunek, bo zwolenników prawa Izraela do istnienia jest w ruchu klimatycznym podobnie wielu, co orędowników przeciwnego stanowiska.
Reakcja izraelskiego rządu i armii na zamach terrorystyczny Hamasu z 7 października niewątpliwie jest brutalna i nie w całej swojej rozciągłości nadaje się do obrony. Trudno się temu, że tak jest, dziwić, gdy zważy się, że premierem tego kraju jest obecnie polityk ze stajni Trumpa, Orbana, Kaczyńskiego czy nawet Erdogana. Trzy fakty, leżące u punktu wyjścia obecnego dramatu w Strefie Gazy, są jednak niepodważalne. Po pierwsze, to Hamas jako cel naczelny deklaruje likwidację Izraela i odebranie Izraelczykom miejsca życia, podczas gdy Izrael nie dąży do likwidacji Gazy czy Zachodniego Brzegu. Nie ma więc niczego na kształt moralnej symetrii pomiędzy stronami konfliktu. Po drugie, obecna jego odsłona jest bezpośrednim skutkiem bestialskiego ataku terrorystycznego hamasowskich bandytów na Izrael 7 października, wskutek którego ponad 1 200 ludzi straciło życie, a kolejnych 250 zostało porwanych w głąb Strefy Gazy. Mordy, których Palestyńczycy dopuścili się tego dnia na Izraelczykach wszystkich płci i grup wiekowych, są bezpośrednio porównywalne z traktowaniem, jakiego Żydzi doznali z rąk Niemców przed 1945 r. Retorsja za tego rodzaju zbrodnię jest akceptowalna. Po trzecie, za śmierć cywilów w Strefie Gazy po 7 października, wskutek akcji odwetowej, odpowiedzialność ponosi także Hamas i to nie tylko ze względu na prowokację wspomnianym aktem terroru, ale także z powodu używania Palestyńczyków (najchętniej dzieci i chorych) w charakterze żywych tarcz. Strefa Gazy jest naszpikowana szpitalami i szkołami, w których lub pod którymi z reguły znajduje się militarna infrastruktura hamasowskich zbrodniarzy.
Wszystkie te trzy fakty „umknęły” liderce Fridays For Future, gdy postanowiła najpierw w swoich mediach społecznościowych, a następnie na wielotysięcznej demonstracji klimatycznej w Amsterdamie spiąć walkę o klimat z walką przeciwko Izraelowi w jeden „pakiet” polityczny. Padło kuriozalne hasło „No climate justice on occupied land” („Nie ma sprawiedliwości klimatycznej na okupowanej ziemi”), zgodnie z którym najwyraźniej utrzymanie Gazy we władaniu terrorystów miałoby stanowić warunek powodzenia starań o ograniczenie ocieplenia klimatu w skali globalnej. Trudno o większą bzdurę, zarówno w intelektualnym, jak i w moralnym sensie.
Zarówno online, jak i w realu Greta Thunberg wzywała do zawieszenia broni w Gazie, ani słowem nie zająkując się o ataku i zbrodniach Hamasu czy o jego celu likwidacji Izraela (pomijanie tego faktu dotyczącego natury Hamasu jest uznawane za delegitymizację istnienia Izraela, co stanowi jedno z typowych ogniw nowoczesnego antysemityzmu). Wykorzystała swoją pozycję medialną oraz infrastrukturę ruchu na rzecz klimatu dla celów odrębnych wobec celów tego ruchu, dla celów z nimi niezbieżnych. Nadużyła w ten sposób zaufania wielu spośród aktywistów, którzy zjednoczyli się pod jej banerem bynajmniej nie po to, aby padł na nich cień widma antysemityzmu. Z punktu widzenia znacznej części tego środowiska (zwłaszcza struktur niemieckich Fridays For Future, które otwarcie się od Thunberg zdystansowały i poszukują nowej formuły dla swojej działalności) Thunberg stała się nieakceptowalną liderką.
Zawsze udawała niewiniątko, lecz raz po raz zza tej fasady wyzierała wielka zawziętość, gotująca się furia i nieprzebrany cynizm. Pomimo tego była hołubiona, gdyż jako młoda dziewczyna wydawała się robić to z troski o przyszłość planety, a jej cele były godne pochwały. Była niczym Dawid odważnie stający oko w oko z potężnym Goliatem polityki, międzynarodowego biznesu i niezliczonych sieci interesów. Patrzyła do przodu i była kojarzona z przyszłością. Z potencjalną lepszą przyszłością dla Ziemi, na którą tak wielu miało i ma nadal nadzieję. Schodząc w dwuznaczne mroki „krytyki Izraela”, manipulując faktami przez przemilczenia i dając forum oraz rozgłos otwartym antysemitom (w Amsterdamie oddała mikrofon Sarze Rachdan, która już 9 października pochwaliła „palestyński opór” za „wystąpienie przeciwko [izraelskiej] okupacji”, zaś politykę Izraela wobec Palestyny zrównywała wielokrotnie z Holokaustem), Greta Thunberg sama ustawiła się w kontekście przeszłości, mrocznej i brunatnej przeszłości. Czar prysł. Pojawiły się pytania o to, jakie poglądy na szereg innych niełatwych kwestii ma (i na razie ukrywa) dorastająca Thunberg. Czy jest radykałką? Tylko skrajnie lewicową, czy może gdzieś w jej światopoglądzie zaistniały styczności ze skrajnie prawicowymi postawami? Jakie metody w walce o polityczne cele jest skłonna dopuścić? I jak jej postawy wpłyną na młode pokolenie, często w nią zapatrzone?
To, że Thunberg będzie częścią problemu, a nie częścią rozwiązania w zmaganiach o przyszłość klimatu przepowiadało wielu, którzy bliżej analizowali jej przeróżne wystąpienia. Często byli wtedy ustawiani do pionu w ramach polit-poprawnościowego uznania krytyki pod adresem Thunberg za niedopuszczalną per se. Z tym koniec. Dzisiaj można przytoczyć m.in. taki cytat szefowej niemieckich Zielonych Ricardy Lang: „Greta Thunberg sprzeniewierzyła absolutnie konieczny i zasadny cel ochrony klimatu, stawiając ponad nim swoje jednostronne stanowisko w konflikcie izraelsko-palestyńskim, gdzie nie wskazała sprawców i nie podjęła żadnego potępienia Hamasu za jego absolutne zbrodnie, zamieniła sprawców i ofiary miejscami i zepchnęła na margines kwestię prawa Izraela do istnienia. W istocie jest całkowicie zdyskredytowana jako twarz ruchu klimatycznego”.
Natomiast Josef Schuster, prezydent Centralnej Rady Żydów w Niemczech, uznał wypowiedzi Thunberg za „niewątpliwie bardzo, bardzo naiwne” i dodał: „Zarzut antysemityzmu jest zawsze bardzo ciężkim oskarżeniem. Ale to, co zobaczyłem, powoduje, że jestem bardzo blisko postawienia takiego zarzutu”.
Pozostaje zapytać „How dare you, Greta? How dare you?”.