Obserwując w miarę bacznie polskie życie polityczne, poczęła mnie nurtować myśl pewna, zgoła dość oczywista (zakładam, że nie będę tutaj Kolumbem współczesnych czasów), związana z chroniczną niemocą, jaką wykazują osoby o poglądach liberalnych względem pisowskiej nawałnicy. Szeregowy poseł, manipulując na swoją modłę, zwykł zamykać to w szerokim pojęciu imposybilizmu.
Snując dalej te rozważania, rodzi się oczywiste pytanie: jak mając poglądy liberalne walczyć z całą tą filozofią pisowskiego myślenia i działania? A problem ten jest tylko z pozoru akademicki. W istocie to sedno sporu między Polską ludzi wolnych a Polską ludzi ogarniętych wizją świata według Kaczyńskiego. Innymi słowy, jak będąc liberałem, a więc mając poglądy wolnościowe i otwarte na różnorodność, stawiać czoła propagandzie PiS i wszystkim tym świadomym, pisowskim chwytom poniżej pasa?
Jak na przykład odpowiadać na hejt? Jak reagować na świadome manipulacje i odwracanie ogonem kota? Jak wreszcie reagować na całą tę ichnią sztukę rozwalania świata, która dla każdego liberała (mówimy dziś o szerokim pojęciu tego słowa) jest tak absurdalna, że po prostu nie mieści mu się w głowie? Tu oczywiście odezwą się natychmiast głosy waleczne, które powiedzą: PiS zwalczać trzeba tą samą bronią. Kto mieczem wojuje od miecza musi ginąć. Tak, rzecz w tym, że w głębi serca i duszy, to postawa liberałom obca. Innymi słowy, liberał walczący bronią antyliberała nigdy z nim nie wygra. Tak jak nigdy nie przelicytuje PiS w niszczącej sztuce populizmu. Bo są to po prostu poglądy liberałom obce.
Kaczyński to oczywiście wie i rozgrywa liberalną Polskę w sposób wręcz szkolny. Co robi? Rękami prezydenta ułaskawia swoich, zanim uprawomocni się wyrok. Albo robi skok na Trybunał Konstytucyjny i zaprzysięga po nocy (znów rękami podległego mu polityka) osoby na miejsce prawidłowo wybranych sędziów. Albo bezczelnie opanowuje spółki skarbu państwa, likwidując uprzednio konkursy. Albo obezwładnia niezawisłe sądownictwo, robiąc zamach na Konstytucję i wprowadzając do KRS osoby z własnego nadania politycznego. Ale najnowszym hitem tej władzy jest przejmowanie placów w miastach lub zmiana nazw ulic rękami wojewodów z całkowitym pominięciem władz samorządowych. Taki właśnie ruch został teraz wymyślony w Poznaniu, gdzie wojewoda zarządzeniem zastępczym zmienił nazwę jednej z głównych ulic w mieście z 23 Lutego na Janiny Lewandowskiej. Perfidia i zarazem majstersztyk tego ruchu polega na tym, że 23 lutego 1945 roku Poznań został wyzwolony z rąk niemieckich, co kojarzy się jednoznacznie, a Janina Lewandowska to jedyna kobieta zamordowana przez NKWD w Katyniu. Wojewoda wykorzystuje rzecz jasna ustawę dekomunizacyjną, twierdząc, że Poznań wyzwalała tylko Armia Czerwona, co jest oczywistą nieprawdą, gdyż w wyzwoleniu Poznania brali także udział Poznaniacy, którzy groby swoje mają na poznańskiej Cytadeli. Mimo złożonego przez władze samorządowe sprzeciwu do Sądu Administracyjnego, Zarząd Dróg Miejskich zmieni wkrótce tabliczki trzech ulic w mieście.
I tu dochodzimy do sedna sprawy. Jak na to reagują liberalne władze miasta? Otóż tak samo jak władze liberalnej Warszawy w związku z zawłaszczeniem Placu Piłsudskiego. Czyli ograniczają się do złożenia skargi do Sądu. Dobrze, ale to przecież stanowczo za mało! Tak się z filozofią faktów dokonanych PiSu wygrać nie da w świadomości wyborców. Wyborca liberalny nie widzi cały czas najważniejszego: narracji opozycji. Co trzeba było zrobić w kontrze do działania wojewodów? W Poznaniu na przykład narzucić narrację o tym, czym dla Poznania był dzień 23 lutego i kto wtedy zginął z rąk Niemców. A może nad tabliczkami Janiny Lewandowskiej należy powiesić tabliczki z historyczną nazwą ulicy? A w Warszawie dlaczego miasto nie narzuciło swojej narracji w sprawie przejęcia przez rząd głównego placu w mieście? To jest problem opozycji. W swej liberalnej, praworządnej wizji świata jest całkowicie bezradna wobec zasady powszechnie stosowanej przez PiS: nie mamy twojego płaszcza i co nam zrobisz?
Co jest największym niebezpieczeństwem dla opozycji? To, że staje się nieuchronnie Unią Wolności dzisiejszych czasów. Każdy kto pamięta tamten okres, wie, dlaczego partia ta zniknęła ze sceny politycznej bezpowrotnie. Powód był prozaiczny, ówczesnym przywódcom Unii wydawało się, że tylko oni mają rację i tylko ich wizja Polski jest jedynie słuszna. Zamknęli się na głosy wyborców, poklepując się po ramionach we własnym gronie. Nagle obudzili się z poparciem na poziomie 3%. Tak skończył się całkiem dobry i potrzebny Polsce projekt polityczny, jakim była Unia Wolności (a może on nie był aż tak bardzo potrzebny, skoro upadł?). Mam nieodparte wrażenie, że dzisiejsza opozycja zbliża się do tamtej Unii. I mam też wrażenie, że nie jest to li tylko moje czcze gadanie, ale podparte jest ono głosami niektórych polityków z samej opozycji, z którymi rozmawiam.
No ale jaka jest odpowiedź na poruszane przeze mnie rozważania? Niezmiennie podpowiadam: słuchajcie wyborców i pokażcie im pomysł na nową Polskę. Z uporem maniaka będę powtarzał – dajcie Polakom V Rzeczpospolitę. Czyli po prostu: grajcie w swoją grę, nie w grę PiSu. Nie bójcie się pokazywać własnej, liberalnej twarzy. Różnijcie się od PiSu wyraźną i szczerą narracją szeroko pojętego liberalizmu. Krótko mówiąc – bądźcie prawdziwi.
Ciśnienie w żyłach podnosi tym bardziej fakt, że PiS wykłada się niemalże co chwilę. Nie ma dnia, w którym obóz władzy nie podrzuciłby opozycji kolejnej amunicji, jak choćby tej związanej z drastycznym obniżeniem znaczenia Polski w świecie. Okazuje się bowiem, że państwo Kaczyńskiego, to państwo niepoważne i wręcz śmieszne. W tempie ekspresowym, po nocy, uchwala nowelizację ustawy o IPN, którą od ręki podpisuje prezydent, po czym, gdy przez tę ustawę państwo PiS konfliktuje się z najważniejszymi sojusznikami, marszałek Senatu stwierdza rozbrajająco, że uchwalone właśnie prawo będzie martwe. To kpina i żart. Niestety tym razem nie z PiS, ale z Polski, z prawa i z Konstytucji. Pół kraju robi z Kaczyńskiego szachistę i demiurga polskiej polityki, gdy tymczasem to pogubiony w tym świecie polityk, co gorsza, mający obecnie wpływ na życie 38 milionów ludzi w środku Europy. Takiej Polski chcecie? Uwierzcie w końcu – można z nim wygrać! W marcu 1992 roku podczas zamkniętego spotkania Porozumienia Centrum, pierwszej partii braci Kaczyńskich, Jarosław Kaczyński powiedział te słowa: Gdybyśmy przyjęli założenia czysto moralne, tobyśmy nigdy niczego nie mieli. Spotykalibyśmy się, jak dawniej, na Puławskiej w 50 osób, Centrum dawno by nie było, a Geremek by tu rządził. Czyż nie są to słowa znamienne? Kilka lat później, cztery dni po przegranych przez PiS wyborach w 2007 roku, ówczesny minister skarbu Wojciech Jasiński (były już prezes Orlenu), umorzył 700 tysięcy złotych długów PC. Oficjalnie z powodu braku majątku. Pytanie nasuwa się oczywiste, skąd Prawo i Sprawiedliwość, następca Porozumienia, miało fundusze na start? I gdzie się podziały pieniądze z przejętego majątku po RSW Prasa Książka Ruch i co się stało z Fundacją Prasową Solidarności? PO nigdy nie miało, i pewnie mieć nie będzie, takiego majątku jaki ma PiS, ale to liberałom przypięto maski aferałów. I, co gorsza, ludzie w tę maskę uwierzyli.
Od miesięcy powtarzam też, jak mantrę, że mamy dziś opozycję, jaką mamy. Budowanie nowego bytu, to mrzonki. Po pierwsze nie ma dzisiaj polityka, który byłby w stanie zjednoczyć całą opozycję. Po drugie czasu jest za mało. I po trzecie – nie ma funduszy na zbudowanie szerokiej partii opozycyjnej, a potrzeba by na to naprawdę dużych pieniędzy. Przypominam casus partii Palikota i Nowoczesnej, która dziś boryka się z dużymi kłopotami finansowymi. Życzę jej jak najlepiej, aby jak najszybciej z nich wyszła. Mamy więc, to co mamy. I mamy też pracę do wykonania, bo zrzucić wszystko na polityków się nie da. I z taktycznego punktu widzenia to byłby błąd. Naszym zadaniem, wyborców liberalnych, jest naciskać na polityków z jednej strony i aktywizować siebie, z drugiej. Naciskać polityków można podczas Klubów Obywatelskich czy spotkań Nowoczesnej lub spotkań lewicy. Trzeba też szukać szerokiej współpracy ze wszystkimi aktywnościami po tej stronie sceny politycznej. Nowym pomysłem jest Klub Swobodnej Myśli, który nie ma walczyć z projektami, o których piszę wyżej, a je uzupełniać. Minusem dość znaczącym Klubów Obywatelskich i innych spotkań organizowanych przez parte, którego KSM jest pozbawiony, to łatka partyjności, a ona nie ułatwia przyciągnięcia do opozycji młodych ludzi. Klub Swobodnej Myśli jest ruchem oddolnym, organizowanym przez osoby niezwiązane z żadną partią, jest więc to próba powrotu do czasów, których dzisiaj brakuje, a do których wyborcy chyba tęsknią, czyli do przełomu lat 80/90, gdy sporej części społeczeństwa się chciało. A bez przyciągnięcia młodzieży do polityki, wygrana jest praktycznie niemożliwa. W polityce większą rolę muszą też odgrywać kobiety. Na spotkania KSM będą one zapraszane co najmniej w takim samym stopniu jak mężczyźni.
Rozmawiajmy ze sobą, rzucajmy pomysłami w polityków, aktywizujmy się, bez tego nie ma szans pokonać prawicy w wyborach. A pokonać ją można tym, czego prezes Kaczyński boi się najbardziej – jednością i aktywnością.
Good night and good luck Państwu.