Nie lubię 8 marca. Poza oczywistym wymiarem ważnego święta drażni mnie jego pewna sztuczność, czasami obijająca się o hipokryzję. Zabiegani faceci z naręczami kwiatów, bo tak wypada, ślący okolicznościowe życzenia najczęściej skopiowane z obiegowych wzorców – żeby choć coś z głębi serca – to nieodłączna symbolika tego dnia. W pozostałych 364, a co cztery lata w 365 dniach zwykła codzienna szarość. Nie mówię, że nie ma już romantycznych facetów, którzy nie potrafią zaskakiwać kobiet swą oryginalnością, mówię tylko, że większość jest inna.
Mój 8 Marca jest dla odmiany zwykłym dniem. Pewnie dlatego, że mam naturę przekorną. Bo mój Dzień Kobiet jest po prostu we mnie, żyję z nim na co dzień, a jego znakiem jest to, co o kobietach sądzę. Doceniam rolę kobiet w życiu rodziny, szczególnie cenię sobie poświęcenie ich własnych ambicji, zwłaszcza zawodowych, na rzecz wychowania dzieci, przy czym podkreślam zawsze, że ojciec ma w tej dziedzinie niepoślednią rolę. Szanuję kobiety, które wybrały takie miejsce w życiu dla siebie. Ale wysoko też cenię kobiety, które chcą się realizować wewnętrznie i na zewnątrz. Doceniam zwłaszcza umiejętność łączenia obu tych ról, dla faceta raczej nieosiągalną. Uważam, że kobiet powinno być więcej zarówno w biznesie, polityce i sztuce, choć tu akurat dysproporcje są najmniejsze. I nie chodzi mi o żadne sztuczne parytety, choć twierdzę, że państwo musi zapewniać równość szans. Skoro naturalną rolą kobiety jest bycie matką, co tworzy pewne dysproporcje z rolą ojca, nowoczesne państwo musi te szanse wyrównywać. I nie ma to żadnego związku z dodawaniem punktów, jak w PRL-u dodawano na studiach punkty za pochodzenie. Jako liberał jestem przeciwny wszelkim sztucznym wspomagaczom. Twierdzę, że kobiety same się doskonale bronią. Jestem, mówiąc krótko, za harmonijnym uzupełnianiem się cech kobiecych i męskich w życiu codziennym. Uważam, że Stwórca i Natura doskonale się uzupełnili, bo Natura jest kobietą, a Stwórca mężczyzną. To najlepszy dowód na harmonię Świata.
A nade wszystko jestem za jego starym porządkiem. Mam ugruntowane przekonanie od najmłodszych lat dzieciństwa, że to mężczyzna ma zdobywać kobietę, nie odwrotnie. I w tym kontekście wyłazi ze mnie stęchły konserwatysta, który zawsze będzie uważał, że rolą mężczyzny jest zdjąć i założyć kobiecie palto, podsunąć i odsunąć krzesło, otworzyć drzwi w samochodzie, gdy doń wsiada, a za kolację w restauracji zapłacić u kelnera, nie, do cholery, przy stole!
Klucz do umysłu kobiet jest bowiem narzędziem, z którym mężczyzna nie powinien rozstawać się na co dzień, nie tylko 8 marca. Aby to bardziej wyjaśnić posłużę się cytatem z nieznanego nikomu twórcy. Jorge Lewin tak pisze o tym kluczu:
Klucz. Klucz, to pożądane w życiu narzędzie. Kluczem otwierasz i zamykasz drzwi do domu własnego lub domu bliskiej ci osoby. Niekoniecznie jest to twoja matka, czy być może samotny już ojciec. Kluczem otwierasz też skrzynkę na listy, często wyjmując z niej te niepożądane. Czasem w skrzynce są też listy, na które czekasz z nadzieją. Dziś kluczem najczęściej jest hasło do skrzynki mailowej, bo już dawno przestaliśmy wysyłać sobie koperty pachnące lawendą. Zamiast nich piszemy do siebie krótkie zdania, zamieniane potem na zero-jedynkowy kod binarny, buszujący w zimnej przestrzeni Internetu. Kluczem otwierasz też swój nowy samochód, nabyty w promocyjnym leasingu lub kredycie-cudo. Kluczem zamykasz też własny pamiętnik, spowiedź pisaną wyłącznie dla siebie.
Kluczem nie musi być wcale kawałek zimnego, bezdusznego metalu. Kluczem może być zbiór cech oraz wrodzonych i nabytych zdolności, dzięki którym otwierasz umysł kobiety. A ona chroni go i szczelnie zamyka, do czasu tylko, gdy odgadniesz do niego ten tajemny kod. Głównie dwunastocyfrowy. Czasem trafiasz od razu, czasem trwa to dość długo, ale nigdy nie jest to czas stracony.
Odgadywanie tajemnego kodu nadaje mężczyźnie sens istnienia – błądząc z początku po omacku, zapuszczasz się w coraz to głębsze ostępy kobiecej duszy. A to poszukiwanie jest jak wejście w czarną, ciemną skrzynkę, którą za chwilę ekwilibrysta przetnie na pół swą błyszczącą szpadą – nigdy nie wiesz, czy zapadnia pod sceną otworzy się na czas, abyś przed nią uciekł.
Klucz nie otwiera kobiet od razu, nawet gdy już znalazłeś pełny kod. To byłoby zbyt proste i oczywiste, a one przecież nie są tak oczywiste, jak myślisz. Po czym poznać, że trafiłeś ostatnią cyfrę? Uważnie obserwuj. Zacznie się od rzucanych niby to ukradkiem spojrzeń. Gdy spojrzenia staną się częstsze, niechybnie czeka cię drugi krok, w którym ona będzie coraz bliżej i dłużej przy tobie. Nagle się o ciebie otrze, na chwilę dotknie twej dłoni, stanie tak blisko, abyś, oczywiście przypadkiem, musnął ramieniem jej piersi – nie od razu się cofnie.
Trzeci krok zobaczysz, gdy otwierając jej drzwi do samochodu, będzie do niego wsiadać. Wcześniej założy na siebie sukienkę lub spódnicę mini. Wsiadając, dyskretnie rozsunie uda, ukazując biel lub czerń swojej bielizny. Potem spojrzy na ciebie, uśmiechając się trochę wyzywająco, trochę z zakłopotaniem. Bądź uważny, gdy to przegapisz – już po tobie. Ten widok, choć trwający krótką chwilę, wryje ci się w pamięć na długie lata – uwierz.
Ostatnim krokiem będzie pierwsze zbliżenie. Gdy kobiece usta spotkają się z twoimi, ów zamek możesz uznać za otwarty. Jeśli przejdziesz wcześniej trzy opisane kroki, akt oddania będzie pełny tylko wtedy jednak, jeśli go nie spieprzysz. Więc zapomnij o FIFA 2018, którą aktualnie uskuteczniasz na kompie, zapomnij też o sprawozdaniu, które musisz na jutro zrobić dla szefa, a jeśli sam jesteś dla siebie szefem, zapomnij o przelewach do ZUS, które musisz pilnie zrobić następnego dnia. Wejdź na Mont Everest swojej wyobraźni, uruchom ją i daj się ponieść, otwartej, jak delta rzeki, jej kobiecości.
A gdy już znajdziesz do niej ten tajemny patent, zapomnij, że możesz ją wpisać do swej wieczystej księgi in perpetuam rei memoriam. Nic bardziej mylnego! W tym zgubnym uczuciu posiadania nie możesz nigdy zapomnieć, że szyfr do zamka nie jest ci dany raz na zawsze. To najbardziej złudne wrażenie, jakim szczyci się każdy facet. Któregoś dnia zamek może się nie otworzyć, a ty staniesz nagle pod drzwiami z całkowicie bezużytecznym kluczem.
I to właśnie najbardziej jest intrygujące…