Zainteresowanie wykładem Donalda Tuska od kilku tygodni było znaczne, a oczekiwanie na spotkanie z nim rosło z każdym dniem, godziną nawet. Nie chcę mówić, że to zainteresowanie było ogromne, żeby nie być posądzonym o brak krytycyzmu, jednak wystąpienie szefa Rady Europejskiej, to, w całym tym zalewie różnych przemówień polityków nie tylko obecnej władzy, przykład z jednej strony swobodnego, z drugiej głęboko przemyślanego wystąpienia. Po wczorajszym „wywiadzie” i dzisiejszym trzeciomajowym „przemówieniu” Andrzeja Dudy, wykład Donalda Tuska to, mówiąc krótko, uczta dla umęczonej duszy ceniącego sobie zasady liberalizmu świadomego obywatela.
Tusk powiedział kiedyś: kto ma wizję, niech idzie do lekarza. Pamiętam to jego powiedzenie, gdy odpowiadał na zarzuty, że jego premierostwo pozbawione jest głębszego i dalszego spojrzenia. Rzecz jasna ta jego odpowiedź była typową dla niego swadą, bo kto jak kto, ale Tusk nigdy konfrontacji z wyborcami czy dziennikarzami nie unikał. Zawsze też miał pomysł na to, co chce w polityce zrobić. On uległ rzecz jasna znacznej korekcji po przyjściu największego od lat światowego kryzysu gospodarczego, ale nawet osławiona „ciepła woda w kranie” była oczywistą wizją adekwatnej na tamte czasy polityki.
Dzisiaj Tusk jawi się jako doświadczony i zdeterminowany polityk europejski z dalece ugruntowaną wizją Europy i świata. Moim zdaniem nie ma dziś w polskiej polityce, europejskiej i światowej także, większego wizjonera niż Donald Tusk. Wykład w Auditorium Maximum Uniwersytetu Warszawskiego pokazał to dobitnie.
Dzisiejszy Tusk to inna liga, to liga światowa. Lata szefowania Radzie Europejskiej uczyniły z niego polityka o formacie w Polsce trudnym do porównania. W tym kontekście forsowanie z uporem maniaka tezy, że Tusk jest zagrożeniem dla Schetyny i że chce przejąć Platformę, to teza pod każdym względem błędna. Tusk jest dzisiaj zupełnie w innym miejscu i według mnie już dawno pogodził się z tym, że Platforma Obywatelska nie jest już jego, w sensie jej przewodniczenia, partią. Na pewno ma sentyment, co widać na każdym kroku, ale myślami jest już zupełnie w innym miejscu. Oczywiście dziś jest za wcześnie, aby usłyszeć od niego, w którą stronę jego myśli szybują.
Wykład Tuska był kwintesencją współczesnego, nowoczesnego liberalizmu, w którym poszanowanie świętych zasad demokracji i praworządności, a także brak zgody na despotyzm i zamknięcie się na racjonalizm jest nadrzędnym prawem każdego obywatela. „Przeszkadzajcie i nie zgadzajcie się”, to jedno z głównych przesłań wystąpienia byłego premiera. Miejcie wątpliwości, myślcie i nie idźcie bezmyślnie za żadnym politykiem, to właśnie ta kwintesencja demokratycznej myśli liberalnej. Szacunek dla odmienności, jako dogmat liberalizmu – o tym mówił Tusk.
Wygranie wyborów w wyniku demokratycznej decyzji narodu, nie może upoważniać żadnej władzy do demolowania państwa. Zwycięstwo wyborcze nie jest zielonym światłem zezwalającym na niszczenie praworządności, łamania Konstytucji, a nade wszystko na myślenie „od teraz państwo to ja”. Po co nawoływać do zmian Ustawy Zasadniczej, skoro nagminnie się ją łamie, nagina lub świadomie traktuje jak coś, co przeszkadza i zawadza w obłędnym dążeniu do zbudowania państwa jednego władcy? Z demokracją nie ma to żadnego związku. Nikt, nigdy i nikomu w świecie demokratycznych wartości nie dał i nie da prawa do wykorzystywania wyniku wyborów w celu osiągnięcia wyłącznie własnych korzyści. I żaden projekt powszechnego rozdawania pieniędzy określonym grupom społecznym tego nie może zmienić.
Państwo będzie rozwijać się tylko wtedy, gdy każdy obywatel odnajdzie w nim poczucie przynależności do narodu i żaden wynik wyborczy nie upoważnia nikogo do wykluczenia z niego kogokolwiek. Czym innym są rzeczywiste możliwości państwa w dzieleniu wypracowanych przez ogół obywateli dóbr, a czym innym programowe dzielenie narodu w imię egoistycznego celu najpierw zdobycia, a potem ugruntowania własnej władzy.
Od dawna mam głębokie przekonanie, że zwycięstwo obozu Zjednoczonej Prawicy, a tym samym głęboka porażka sił demokratycznych w 2015 roku, to swoista lekcja demokracji, cena, którą każdy naród musi zapłacić za jej ukształtowanie. Każda nauka kosztuje i tak będzie tym razem. Jestem głęboko przekonany, że obywatele tego kraju tę lekcję odrobią z nawiązką, co oznaczać też będzie to, że powrotu do błędów sprzed 2015 roku już nie będzie. Nie powtórzą się też okoliczności, które znacząco przyczyniły się do tej przegranej, czyli świadome wykorzystanie Internetu w dziele zakłamywania prawdy, czyli generowania fałszywych informacji.
Jednak tego chorego stanu rzeczy nie zmieni jeden, choćby nawet najbardziej wizjonerski polityk. To zmienić może tylko świadomy, uczestniczący w wyborach naród.
To wszystko powiedział nam dziś Donald Tusk w Warszawie. Od nas samych zależy, co z tym zrobimy.