Ewa Raczyńska: Światowa Organizacja Zdrowia, uznała niepłodność za chorobę cywilizacyjną. W Polsce choroba ta dotyka około 20% naszego społeczeństwa, a to stanowi 1,5 miliona par. 40% jest w stanie podjąć skuteczne leczenie dzięki naturalnym metodom medycznym, ale 60% (a więc 900 tys. par) musi zwracać się do specjalistycznych ośrodków. Mam takie poczucie, że o in vitro przede wszystkim w przestrzeni medialnej się mówi. Małgosiu, twój syn ma siedemnaście lat. Jak to było wtedy, prawie dwie dekady temu?
Małgorzata Rozenek-Majdan: Wbrew pozorom dużo lepiej. Osiemnaście lat temu, kiedy po raz pierwszy usłyszałam diagnozę, która stawiała sprawę jasno, że albo in vitro, albo nie zostanę mamą, na temat in vitro myślało i mówiło się trochę w kategorii kosmicznej technologii. Ludzie z wielką ciekawością pytali, jak to się robi? Co się będzie działo? To była ogromna nowość medyczna. To dawało takie poczucie uczestnictwa w wielkiej procedurze, za którą dostawano nagrodę Nobla i która jest ogromnym osiągnięciem medycznym.
Później mój średni syn, obecnie prawie 14-latek, powoli zaczął załapywać się na załamanie się pozytywnej atmosfery wokół in vitro. Natomiast Henryk, mój 3-latek, jest dzieckiem rewolucji i walki. Jest dzieckiem frontowym, ponieważ w czasie gdy się urodził nastąpiła eskalacja negatywnych emocji ze strony rządzących i sprzyjających im środowisk.
E.R.: A te 18 lat temu rozmawiałaś o tym, że decydujesz się na metodę in vitro? To był dla Ciebie naturalny proces, w który weszłaś i mówiłaś o tym najbliższym, przyjaciołom czy znajomym?
M.R.M.: Ja miałam to ogromne szczęście, że pochodzę ze środowiska, które mnie wspiera, więc nie miałam potrzeby ukrywania niczego. Pamiętam, że gdy tylko usłyszałam diagnozę to załamana pierwszy telefon wykonała do mamy. Poskarżyłam się jej: „O mój Boże, taka rzecz mnie czeka”, a ona odpowiedziała mi wtedy „Nie ma czym się załamywać. Ciesz się, że jest metoda”. Jednakże nie miałam potrzeby szerszego dzielenia się tym dość intymnym i prywatnym aspektem mojego życia.
Natomiast wiem, że to się już nigdy nie odwróci. Moje dzieci już zawsze będą dziećmi in vitro. Chciałabym, żeby nie miały poczucia wstydu czy skrępowania, że tak jest. W związku z tym gdy usłyszałam narrację o obarczaniu dzieci z in vitro jakimś piętnem, to postanowiłam zrobić wszystko, co w mojej mocy, by o in vitro mówić głośno, wyraźnie, a przede wszystkim bez wstydu.
E.R.: Ale dziesięć lat temu mówiło się o in vitro głośno, wyraźnie i bez wstydu. W latach 2013-2016 powstał program in vitro, czyli program leczenia niepłodności metodą zapłodnienia pozaustrojowego. Wówczas 17 tys. parom urodziły się 22 tys. dzieci. W 2016 po zmianie władzy wycofano się z tego programu, ale powstała inicjatywa ustawodawcza „TAK dla in vitro”.
M.R.: Nie, my to musimy uporządkować. 2013-2016 rząd pani premier Kopacz przygotował program, który wszedł w życie. Dzięki temu programowi urodziło się i rodzi się nadal ponad 22 tys. dzieci. Ogromny sukces. To był tak duży sukces realnej polityki prorodzinnej, że ten program był pokazywany jako przykład bardzo skutecznie działających mechanizmów. Bardzo wiele par z tego skorzystało i dzięki temu programowi tak wiele ciąż udało się uzyskać.
W roku 2016, nowo powołany minister Radziwiłł zdecydował, że program nie będzie kontynuowany i w zamian zaproponował naprotechnologię. Mamy dwa aspekty tej decyzji. Pierwszy jest taki, że nagle przestajemy finansować procedurę in vitro, więc bardzo wiele obywateli zostaje bez finansowania. Warto zaznaczyć, że ta procedura często oznacza lata leczenia i lata diagnostyki. Lata inwestowania własnych pieniędzy i oszczędności, bo wszyscy wiemy, jak wydolny jest polski system ochrony zdrowia, więc bardzo wielu z nas po prostu woli badania robić prywatnie. To są bardzo często pary i rodziny, które są wydrenowane finansowo. Im się cofa refundację.
Ale jest też drugi problem i o tym bardzo wyraźnie mówią socjologowie. Moment, w którym Państwo cofa refundację w głowie społeczeństwa zaczyna rodzić się wątpliwość, czy ta metoda jest dobra, skuteczna i właściwa. W jakimś sensie podważa się jej legalność. To się wydarzyło w Polsce. Ten regres i sposób w jaki komunikujemy się i w jaki niektóre środowiska zaczęły się komunikować na temat tej metody, jest również wynikiem tej decyzji.
E.R.: 99,9 miliona na naprotechnologię. W 2019 NIK przeprowadził kontrolę. Potwierdzono, że właściwie wyniki tego programu są zerowe. Przestano podawać, do ilu ciąż doszło po tym programie, zakrywając się, że nikt się nie pyta, kto zaszedł w ciążę.
M.R.M.: Bo jak raportowali za pierwszy rok, to w porównaniu z kilkudziesięcioma tysiącami ciąż uzyskanymi w ramach programu in vitro, w naprotechnologii wyszło im 70 ciąż. Ta dysproporcja była tak ogromna, że później przestali raportować.
E.R.: Aby odbudować ten system, dziś najważniejsza jest edukacja. Jak Twoim zdaniem powinno to wyglądać?
M.R.M.: To powinno być budowane od podstaw. My powinniśmy na temat leczenia niepłodności rozmawiać nie tylko w domach, ale także w szkołach. Brak wychowania seksualnego powoduje, że trudno nam o wszystkim co pokazuje jak życie się zaczyna rozmawiać, a powinniśmy o tej części życia człowieka mówić otwarcie i szkoła jest do tego bardzo dobrym miejscem.
Trochę o liczbach, bo one ukazują społeczną aprobatę dla tej procedury. My chcieliśmy zebrać 100 tysięcy, a zebraliśmy pół miliona. To pokazuje, że ludzie rozumieją ideę in vitro jako metodę leczenia i widzą zapaść demograficzną. Bardzo wiele kobiet ze względu na politykę, która jest prowadzona przez ostanie osiem lat boi się zachodzić w ciążę. Odmawianie wsparcia finansowego parom, które mimo niesprzyjających warunków chcą się zdecydować na dziecko jest kompletnym podkopywaniem polityki rodzinnej w kraju, który wyludnia się w takim tempie, że za 20 lat system opieki emerytalnej po prostu przestanie istnieć.
Bardzo ważne jest to co zrobił Kamil Mieszczankowski ze Stowarzyszeniem Nasz Bocian, kiedy bardzo jasno zakwestionowali wiedzę, która właśnie do podręczników szkolnych miała się dostać. To my musimy kształtować narrację wokół procedury in vitro, zarówno na poziome rozmowy z kilkulatkami, później z młodzieżą starszą i na forum publicznym i to staramy się robić. Ale przede wszystkim powinniśmy wspierać obywatelski projekt ustawy o finansowaniu in vitro, pod którym w bardzo szerokim gronie zbieraliśmy podpisy. Jest to projekt, który zakłada przeznaczenie 500 milionów złotych na leczenie niepłodności metodą in vitro, ale nie jak dotychczas na samą procedurę, ale na wszystko co wokół się dzieje: opiekę psychologiczną, na zadbanie również o partnerów kobiet, które przez procedurę in vitro przechodzą.
To jest procedura medyczna i tylko tak o in vitro powinno się mówić. I z wielką cierpliwością, empatią i spokojem powinniśmy odpowiadać na wszystkie wątpliwości, które pojawią się w głowach przeciwników tej metody, które bardzo często wynikają z niewiedzy i naszym obowiązkiem jest po prostu tą niewiedzę zmieniać w zrozumienie.
Ewa Raczyńska – dziennikarka, Onet.pl.
Małgorzata Rozenek-Majdan – prezenterka telewizyjna, prawniczka, aktywistka na rzecz in – vitro, silnie zaangażowana w obecnie dyskutowany w Sejmie obywatelski projekt ustawy o finansowaniu in vitro.
************************************************************************************************************************
Niniejszy wywiad to fragment panelu, który odbył się 16 września 2023 podczas 10 edycji Igrzysk Wolności w Łodzi. Poniżej zamieszamy link do nagrania debaty, w której wzięli udział:
Magda „Bovska” Grabowska-Wacławek – wokalistka, kompozytorka,
Kamil Mieszczankowski – ekspert w zakresie bezpieczeństwa,
Małgorzata Rozenek-Majdan – prezenterka telewizyjna, prawniczka.
Moderacja: Ewa Raczyńska – dziennikarka, Onet.pl.