Na głębszą analizę „Taśm Kaczyńskiego” przyjdzie jeszcze czas, pokuszę się, aby to zrobić, gdy już Gazeta Wyborcza ujawni całość nagrań. Na razie wiemy (w dużym uproszczeniu piszę), że spotkań było kilkanaście i jest kilkadziesiąt godzin nagrań. Na dzisiaj odpalono dwa: z przedostatniej i ostatniej rozmowy, i logicznie patrząc, nie mogą być to najsmaczniejsze kąski, bo wyraźnie słychać, iż uczestnicy tych spotkań są już wyczerpani sobą i tematem. Z niecierpliwością czekam na początki – tam musi być znacznie pikantnej. Z ostatniej rozmowy, która miała miejsce 2.08.2018 roku, a którą opublikowała Gazeta dzisiaj, odnoszę wręcz wrażenie, że prezes zaczynał już podejrzewać, iż może być nagrywany. Nie jestem psychologiem, ale wyraźnie słychać tam dużo większą ostrożność, niż dotychczas, o czym świadczy laurka dla Jakiego. Pan Jaki jest niezależnym politykiem – mówi pan prezes. Ten sam prezes, od którego zależy w tym państwie wiele, a już w kwestiach dotyczących obozu władzy – bez wątpienia wszystko. Rzecz jasna użycie tego sformułowania jest zwykłym, prostym, by nie powiedzieć – prostackim, fortelem zastosowanym przez Kaczyńskiego wobec bliskiej mu, w końcu, osoby. To takie „spieprzaj dziadu” tylko powiedziane bardziej elegancko. Wiadomo wskaże, że pan prezes szalenie eleganckim człowiekiem jest – całuje na przykład panie w dłoń, nic to, że próbując ją wyrwać, unosząc do swych szlachetnych ust.
No dobra, starczy tych złośliwości wobec pana prezesa. Tych jest wystarczająco dużo już w obiegu społecznym, nie będę się więc pastwił i ja. Chciałbym natomiast Państwu zaproponować inne spojrzenie na tę sprawę, a mianowicie spojrzenie pod kątem biznesowym na ów projekt dwóch wież, nazwanych już paradnie – Lech i Jarosław. Tak, K-Towers, miałyby być w zamyśle prezesa pomnikiem na cześć zbawcy narodu i jego śp. brata, jak wiadomo – najlepszego prezydenta w ponad tysiącletniej historii Polski. Słuchając tych taśm ogarnia mnie nieodparte wrażenie, że wszyscy uczestnicy tych spotkań – a są to, przypomnę: pan prezes (strateg, szachista, ekonom, szef największej partii, po godzinach biznesmen-wizjoner), jego krewny (poważny austriacki deweloper, który do projektu zaprzągł inne poważne firmy), prezes jednego z największych banków w Polsce, członkowie zarządu spółki Srebrna (tu akurat nie jestem jakoś specjalnie zdziwiony tym, do czego zmierzam dalej) oraz prawnicy z poważnej, wielkiej firmy adwokackiej, której nazwy nie wypada wspomnieć – zachowują się jak małe dzieci, które wymyśliły sobie kosmiczną zabawkę z piasku. Myślę, że zabrakło w tym gronie prostego pana Kazia, czyli właściciela warzywniaka z targowiska na Woli, który by za niewielką opłatą kilkuset złotych, powiedział szanownemu gronu, że gadają o kompletnej biznesowej fantasmagorii. Nawet nie trzeba by było zatrudniać do tego żadnej z tych wielkich firm doradczych, które mają biura w szklanych wieżowcach (znowu te wieżowce), mieszczących się w centrum Warszawy.
Uczestnicy tych spotkań rozmawiają o wartej cirka about 1,3 miliarda złotych (!) inwestycji, która tak naprawdę stoi na ruchomych, bo nawet nie na stałych, piaskach. Pal sześć, że nie ma tej nieszczęsnej wuzetki – myślę, że pan Kaziu nie zabrałby się za powieszenie obrazka z reklamą na swoim straganie, gdyby nie miał glejtu z miasta, w którym byłaby na to zgoda, ale tu nawet nie ma planu zagospodarowania przestrzennego! Mówiąc inaczej, prostszym językiem: pan biznesmen roku nie ma w ręku nic, oprócz wizji w oczach dwóch wież – pomników ku pamięci własnej i ukochanego brata bliźniaka. Jeszcze raz powtórzę: nie ma w ręku kompletnie nic. Oczywiście w sensie biznesowym. Bo nawet posiadanie bardzo cennej (teoretycznie) działeczki w centrum Warszawy jest niczym, jeśli dla niej nie ma nawet planu zagospodarowania (wuzetka, to kolejny etap). Aha, jeszcze jedno – plan zagospodarowania przestrzennego dla tego obszaru tworzy się od 2004 roku. Oczywiście wiadomo dlaczego – Platforma Obywatelska musiała by być już ostatnią gułą, aby taki plan zrobić, wiedząc od lat, jakie plany ma Kaczyński w związku z tą działką. W żywotnym interesie nie tylko PO, ale całej Polski, jest to, aby plany pana prezesa-dewelopera nie ziściły się nigdy. Chyba nie muszę tłumaczyć dlaczego. Wyjaśnił to bardzo obrazowo wczoraj prezydent Trzaskowski w Faktach po Faktach u Kasi Kolendy-Zaleskiej.
Pal licho nawet ten plan zagospodarowania, ale myślę, że i Pan Kazio, gdyby z nim pogadać wcześniej, popatrzyłby na ów działkę, na stojące obok budynki, no może sięgnąłby do google’a i wygooglował, że w tej okolicy nikt (komu nie chce się iść do więzienia na lata) nie zatwierdzi planu zagospodarowania przestrzennego, w którym będzie zgoda na wybudowanie budynku wyższego, niż 30 metrów. Uwaga: 30 metrów, a panowie gadają o 200 metrach! Mało tego, biznesmen roku 2019 przecież o tym wie, bo miasto przekazało spółce Srebrna już takie pismo dawno temu. Mimo to owe szacowne grono prowadzi projekt, ustala wynagrodzenia, snuje nawet marzenia o spodziewanych zyskach na poziomie 30% od wartości inwestycji! Normalnie czad! Przypomnę: robi to szacowne grono fachowców, nie pan Kazio z warzywniaka na Woli.
Pan prezes, który występuje w tej sprawie w dwóch rolach, według ministra Dery całkowicie odmiennych, czyli rano jest prezesem partii, po południu członkiem rady nadzorczej fundacji (a może na odwrót, któż to wie), uznany został przez swoich pobratymców politycznych za wielkiego biznesmena, fachowca od deweloperki, umiejącego twardo negocjować (każdy normalny widzi, że gość nabija w butelkę faceta w sposób nieprawdopodobny), co ma przeczyć nawijanej od lat tezie, iż pan prezes jest takim staruszkiem – safandułą, co to nawet konta w banku nie ma. Zapewne jest tak, że jak prezes jest szefem partii, to zakłada stary garniturek z łupieżem na ramionach i znoszone buciki, a jak spotyka się, jako deweloper-wizjoner, zakłada garnitur od Armaniego i buty skórzane od Gucciego – tak zapewne rozdziela pan prezes owe dwie funkcje, całkowicie przecież różne (według państwa z PiS).
Ja na to patrzę jednak inaczej. Dotychczasowe nagrania (i raczej nic tego nie zmieni) utwierdzają mnie w przekonaniu, że pan prezes jest jednak owym safandułą, facetem kompletnie oderwanym od rzeczywistości, któremu zamarzyły się dwie wieże, jak dwa wielkie słupy (a jak wiadomo – słup, to ulubione słowo w słowniku pana prezesa). Pal sześć to, ale zwykłymi safandułami są dla mnie też pan Gery i państwo prawnicy, dla których ów projekt na żadnym etapie nie wydał się najnormalniej w świecie podejrzany.
Wiecie dlaczego? Bo zabrakło tam pana Kazia z warzywniaka na Woli.
Taki człowiek rządzi sercami i głowami ludzi w państwie w centrum Europy. W XXI wieku…
Ja Cię Nie Mogę!