Duża część zgromadzonych przychyliła się do wprowadzającej refleksji Przemka Radwana, który apelował o rozdzielenie pojęcia „apolityczności” od „apartyjności”. O ile bowiem upartyjnienie trzeciego sektora byłoby czymś niezgodnym z jego rolą i etosem, tak od wejścia w kwestie polityczne uciec się nie da, gdyż właściwie wszystko, co robimy, jest związane z życiem społecznym, czyli właśnie polityką. Przemek podkreślał również istnienie potrzeby jasnego określenia przez NGO swoich wartości, a nie krycia się z nimi (choć tu akurat padały zdania z sali, że w mniejszych miejscowościach zbytnia otwartość może być niebezpieczna dla działaczy).
Kolejnym ważnym elementem dyskusji stały się – oczywiście – sprawy finansowania organizacji pozarządowych. Bogna Świątkowska przytomnie zauważyła, że skoro funkcjonują one głównie za pieniądze publiczne i są zależne od samorządu czy władz centralnych, ich „polityczność” musi cechować daleko posunięta ostrożność. W dodatku, ponieważ wielu ludzi traktuje NGO jako miejsca swej pracy, stają przed trudnym wyborem ujawnienia swych poglądów vs. utraty stabilności zatrudnienia. Niezbędna jest zatem, czego dowodziła pisząca te słowa, dywersyfikacja źródeł utrzymania trzeciego sektora: większe zwrócenie się w stronę darczyńców prywatnych, wprowadzenie odpisów podatkowych za działania filantropijne itp. Wiszenie na garnuszku państwa prowadzi bowiem do utraty niezależności, choć – jak wskazywał Łukasz Broniszewski z Torunia – jedynie 55 proc. wpływów polskich organizacji pozarządowych pochodzi z sektora publicznych.
Co ciekawe i nieco zaskakujące, paneliści dość jednogłośnie stwierdzili, że nawet w tak trudnych czasach, jak obecnie, warto angażować się w dialog z rządem. Bogna Świątkowska argumentowała, że trzeci sektor nigdy nie miał łatwo, więc stale trzeba próbować wypracowywać wspólną politykę. Wtórował jej Przemek Radwan, deklarując, że nigdy nie odmówił uczestniczenia w jakimkolwiek zespole rządowym i nadal bierze udział w pracach różnych gremiów powoływanych przez władze centralne. Innego jednak zdania był jednak Piotr Choroś z Lublina, który wycofał się z prac zespołu przy ministerstwie, gdyż uznał je za fasadowe i nie chciał ich legitymizować.
Jednak prawdziwa burza rozpętała się pod koniec dyskusji. Po serii wypowiedzi, że „apolityczność jest mitem, bo jeśli czujemy się obywatelami, to musimy być polityczni” (Justyna Duriasz-Bułhak z Warszawy) czy „większość NGO działa lokalnie i tam najsilniej widać polityczność” (głos z sali) przyszła kolej na postawienie niezwykle mocnej tezy o konieczności zaangażowania się organizacji pozarządowych w… tworzenie ugrupowania politycznego i start w wyborach (sic!). Na początek samorządowych, ale działacze z Ostródy czy Śląska postulowali wręcz przejęcie władzy lokalnej, poprzedzone zjednoczeniem trzeciego sektora oraz wystawieniem wspólnych kandydatów i list.
Według Bogny Świątkowskiej to pomysł w tym sensie dobry, że NGO powinny mieć większy wpływ na jakość władzy, a teraz zdają się być na fali wznoszącej. Rozbudzone emocje studził natomiast Przemek Radwan, oceniając, że środowisko organizacji pozarządowych jest zbyt zróżnicowane, więc trudno byłoby znaleźć dla niego wspólny mianownik.
Tym niemniej ziarno zostało zasiane i kto wie, czy nie doczekamy się niebawem partii trzeciego sektora…
Agata Dąmbska dla Forum Od-nowa
