Poza myślą o wolności i rozpalającej się iskierką wiary, że „jednak wygramy”, że „jest nas milijon”, że „nas nie pokonacie”, była jedna wielka, powtarzana przez wszystkich myśl: „Tu jest Polska!” Po ośmiu lata permanentnego wykluczania przez władzę całych grup ze wspólnoty politycznej – procesu perfekcyjnie spuentowanego oburzającym Lex Tusk – to odzyskanie Polski i polskości przez obywatelki i obywateli ma przełomowe znaczenie.
Był marsz, był sen. Przez kilka godzin wspólnie pomarzyliśmy o demokratycznym państwie, o wolności, o tym, że w Polsce może być lepiej, spokojniej. O tym, że demokracja i stanowiące jej fundament wartości mogą pomóc nam poradzić sobie z najgłębszymi politycznymi różnicami. Że jest taka wartość, która nas spaja. Wartość, a nie tylko emocja jednego dnia. Wartość, a nie – miejmy nadzieję – jednorazowy zryw. Wartość, która pozwoli nam w tym niezwykłym czasie razem iść dalej, robić kolejne kroki – nie tylko ku jednorazowemu zwycięstwu, ale ku szerszej i trwałej zmianie, dającej perspektywy na bardzo konkretne jutro.
Podczas marszu ta kolorowa wspólnota – i ta wściekła, i ta pełna nadziei – wykrzykiwała różne hasła. Slogany wyrażające frustrację i złość, ale równie często te pełne wiary w przyszłość, w której nie tylko „się rozlicza”, a przede wszystkim „się buduje”. Razem szli ludzie reprezentujący bodaj każdą część Polski, ci z partii, z najróżniejszych stowarzyszeń, ze szkół, uczelni, z klubów sportowych, gospodynie wiejskie i związkowcy, strażacy, żołnierze, pielęgniarki; ci co przyszli sami, z przyjaciółmi, ci co szli całymi rodzinami. Starsi i najmłodsi. Po prostu wszyscy, razem. W różnicach, ale w relacji. A poza myślą o wolności i rozpalającej się iskierką wiary, że „jednak wygramy”, że „jest nas milijon”, że „nas nie pokonacie”, była jedna wielka, powtarzana przez wszystkich myśl: „Tu jest Polska!” Po ośmiu lata permanentnego wykluczania przez władzę całych grup ze wspólnoty politycznej – procesu perfekcyjnie spuentowanego oburzającym Lex Tusk – to odzyskanie Polski i polskości przez obywatelki i obywateli ma przełomowe znaczenie.
Ale biorąc właśnie pod uwagę długie rachunki krzywd, jest zdumiewające i budujące, że w wypowiedziach liderów marszu bardzo mocno przebijało, że tu również jest Polska. Że bardzo dużo było na marszu o tych, którzy na nim się nie zjawili – o tych dwudziestu znajomych do dialogu, z którymi namawiał każdego uczestnika Donald Tusk.
W jaskrawym kontraście do reżimowej narracji o „Marszu Nienawiści”, 4 czerwca naprawdę wiele powiedziano o pojednaniu i szacunku dla Polaków o odmiennych przekonaniach. „Jeśli państwo jest praworządne”, mówił Donald Tusk, „jeśli wszyscy wiedzą, że są równi wobec prawa, jeśli państwo jest prawdziwą republiką, gdzie to władza odpowiada przed obywatelami, a nie obywatele przed władzą, to wtedy pojednanie jest całkiem prostą rzeczą. Bo pojednanie nie oznacza tych samych poglądów. Demokracja nie oznacza jedności myślenia. Będziemy się różnić, będziemy się spierać, kłócić, wybierać różne partie, ale będziemy się szanować. Będziemy kochać jedną ojczyznę”.
Wątek zgody, pewnej nowej umowy społecznej, nie był poboczną dywagacją. Pojednanie znalazło się w samym centrum „solennego ślubowania” Tuska; ślubowania, że zwycięstwo, rozliczenie zła i zadośćuczynienie ofiarom nie jest celem samym w sobie, a jedynie ma prowadzić właśnie do pojednania. Siłę i potencjał pojednania, pozornie niepasującego do emocji kampanii wyborczej, pokazały też reakcje na piosenkę Jerzego Kryszaka „Szczęśliwej Polski już Czas”. Utworu, który może stać się nieoficjalnym hymnem nadchodzącej kampanii wyborczej. Wątek braterstwa i zgody jest w niej kluczowym motywem.
Nastroje społeczne dostrzega też władza. Ostatnie orędzie Andrzeja Dudy było wyraźną próbą przejęcia narracji o pojednaniu i współpracy. Za słowami nie poszły – delikatnie rzecz ujmując – czyny. Zaproponowana przez Prezydenta ustawa europejska jest całkowitym zaprzeczeniem porozumienia i kompromisu. Jej celem jest pozakonstytucyjne wyrwanie polityki europejskiej ewentualnemu, powstałemu po wyborach, rządowi opozycji. Co gorsza, w przypadku Prezydenta, za słowami o zgodzie nie poszły nawet gesty, bo przecież pierwszym ruchem w temacie zwiększania wpływu Polski na funkcjonowanie Rady Europejskiej powinny być konsultacje głowy państwa z Polakiem mającym w tym względzie największe doświadczenie: byłym przewodniczącym Rady, Donaldem Tuskiem.
***
Jest nadzieja, że jesteśmy świadkami tworzenia się w naszym społeczeństwie nowego konsensu wobec rozumienia tego, czym jest wspólnota Polek i Polaków – nowego rozumienia polskości i patriotyzmu. Pojęć zawłaszczonych przez autorytarną władzę „krętaczy”, o których (cytując Tuwima) śpiewa Kryszak. Ale także pojęć obiektywnie trudnych w dobie polaryzacji. Mimo optymizmu Tuska o „łatwości” wspólnego życia w demokratycznej, praworządnej Rzeczpospolitej, marzenie Kryszaka o „Polsce, gdzie masz swoje miejsce Ty i ja” wywołuje wzruszenie właśnie dlatego, że wydaje się ono tak odległe. Kryszak jednak już w następnym wersie to marzenie przybliża. Bo śpiewa o „Polsce dumnej z nas”.
Polsce dumnej z nas? W pierwszej chwili można pomyśleć, że artysta się przejęzyczył. Przez ostatnie osiem lat cały ekosystem rządowych mediów i sowicie finansowanych „narodowych” fundacji przyzwyczaił nas do zupełnie odwrotnego kierunku oczekiwanej od nas dumy. Dumni bowiem mieliśmy być z Polski – ale nie tej realnej, będącej (jak mówi art. 1 Konstytucji) „dobrem wspólnym wszystkich obywateli”, tylko z abstrakcyjnego tworu definiowanego przez Jarosława Kaczyńskiego i jego akolitów. Państwa PiS, którego wspaniałość i potęga nijak się ma do codziennego życia każdego i każdej z nas.
W ostatnich latach warunkiem przynależności do „lepszego sortu” i wyzwolenia się z własnego „elementu animalnego” było przyjęcie tej wizji patriotyzmu, w której aspiracje obywatelek i obywateli to jedynie przeszkoda w osiągnięciu wielkości mitycznego państwa. Polski kanału przez Mierzeję Wiślaną, który jest wielkim narodowym osiągnięciem, nawet gdy nikt z niego nie korzysta. Słabością opozycji był brak spójnej, przekonującej odpowiedzi na tę koncepcję patriotyzmu. Milcząc, a w konsekwencji pozwalając partii władzy na zawłaszczenie tej sfery, opozycja w pewnym sensie przyznawała, że patriotyzm jest mocną kartą PiS, obszarem, na którym nie warto z władzą konkurować.
Ci z nas, którym bliska jest wizja demokracji obywatelskiej mogli tylko rwać sobie włosy z głowy. Patriotyzm PiS był ich przewagą właśnie dlatego, i tylko dlatego, że nie był przez opozycję poważnie kontestowany. Bo głęboko mizantropiczna wizja patriotyzmu Kaczyńskiego jest w rzeczywistości ogromną słabością reżimu. Nie trzeba być dziś profesorem politologii, żeby za naszą wschodnią granicą dostrzec konsekwencje budowy wielkości państwa w oderwaniu od potrzeb i aspiracji obywateli. Dokładnie taka jest przecież wizja wielkiej Rosji realizowana przez Władimira Putnia. Setki tysięcy zabitych, kryzys gospodarczy – to bez znaczenia. Rosjanie mogą masowo uciekać z kraju – wedle oficjalnej narracji „Rosja” jest na drodze ku wielkości.
Jest szansa, że polska opozycja rozpoczyna właśnie bitwę z naszym autorytarnym reżimem o odzyskanie patriotyzmu, o odkłamanie – znów zacytujemy Kryszaka – „sensu nieskalanych dotąd słów”. Ten demokratyczny, obywatelski patriotyzm definiuje miłość do Polski, troskę o Polskę, walkę o podmiotowość Polski, dążenie do siły Polski, dumę z Polski właśnie przez pryzmat postrzegania Polski jako wspólnoty ludzi. Bo przecież potrafimy być wspólnotą. Rzecz w tym, byśmy umieli być nią nie tylko na chwilę, nie tylko w kryzysie, w zrywie, w obliczu zła, w konieczności mobilizacji, ale każdego dnia.
Bo… Miłość do Polski musi oznaczać empatię, szacunek do Polek i Polaków, do współobywatelek i współobywateli – nawet tych, z którymi głęboko się nie zgadzam. Szacunek, w którym Drugi/Inny nie jest rozpoznawany jako Wróg czy Obcy; w którym na naszą miarę nie próbujemy ocenić czy przemodelować jej czy jego życia. Bez ciągłych prób „wymyślenia Polaków na nowo”, dopasowania ich do jednego, „narodowego” modelu. To rozumienie, że różnorodność stanowić może naszą siłę, a nie naszą słabość.
Bo… Troska o Polskę musi oznaczać troskę o Polki i Polaków, zrozumienie ich faktycznych potrzeb, aspiracji, wartości – znów takich, jakie one rzeczywiście są, bez paternalistycznych uproszczeń widocznych np. w zwrocie „spory światopoglądowe”, patronizującym każdą ze stron tego sporu i ważne dla nich wartości. To jest, w wersji demokratycznej, ów „abstrakcyjny” aspekt patriotyzmu: patriotyzm w tym sensie jest wyjściem poza mój egoizm, poza moją „bańkę”, poza jednowymiarowe rozpoznanie świata; oznacza autentyczną troskę o potrzeby Polek i Polaków. Nie tylko „swoich”, ale i tych, z którymi się nie zgadzam, których pomysły na życie uważam za błędne!
Bo… Walka o podmiotowość Polski musi zaczynać się i kończyć od poważnego potraktowania podmiotowości Polek i Polaków, od troski o to by ich głos (a często krzyk) był słyszany nie tylko w przysłowiowej „Brukseli”, ale przede wszystkim w Warszawie. Kluczowym aspektem takiej mądrej, niewykluczającej miłości Ojczyzny jest zrozumienie roli podmiotowości Polaków INNYCH NIŻ JA; wykształcenie instynktu podpowiadającego, że uprzedmiotowienie Drugiego, ideologiczny podbój jakiejkolwiek grupy Polaków – nawet tych, z którymi się głęboko nie zgadzam – jest atakiem także w mój patriotyzm. Bo w tej demokratycznej wolności musimy pamiętać, że w dobrze ułożonej wspólnocie potrafimy rozpoznawać i rozumieć, że „wolność człowieka kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka” (Alexis de Tocqueville); że warto być wiernym zasadzie: „Nie zgadzam się z tym co mówisz, ale oddam życie, żebyś miał prawo to powiedzieć” (tu z kolei Voltaire, a w zasadzie Evelyn Hall) .
A skoro tak to… Siła Polski musi być mierzona tylko i wyłącznie poziomem szczęśliwości Polek i Polaków, tym że dobrze czują się we własnym kraju, przy uwzględnieniu ich różnych modeli dobrego życia. Tu nie ma innej „silnej Polski” oprócz tytułowej „Szczęśliwej Polski” Kryszaka – państwa szczęśliwych Polek i Polaków. I znów – chodzi o szczęśliwość nie tylko naszą, nie tylko wynikającą z politycznego sukcesu jednych, a porażki drugich, nie z wyniku przeciągania liny, gdzie jedni kończą okrzykiem radości, a inni „tytłają się w błocie”, nie z symbolicznej dominacji. Nie możemy być krajem „przeobrażonych i poobrażanych”. Chodzi o szczęśliwość tych „innych” Polaków; dziś trzeba to tłumaczyć szczególnie wyborcom konserwatywnym: „lewak” czy „lewaczka” z dużego miasta też jest Twoim bratem-Polakiem albo siostrą-Polką – ale czasem i progresywnym – bo to z tym Drugim, tą Drugą żyjemy w jednym kraju. Patriotyzm to dążenie do tego, by nasi rodacy czuli się w tym kraju dobrze, a nie myśleli o pakowaniu walizek, gdy w perspektywie jest wygrana tej czy innej opcji politycznej.
Zaś… Duma z Polski to przede wszystkim duma z Polek i Polaków, z tego, co udało nam się osiągnąć przez ostatnie trzydzieści cztery lata – od poziomu gminy i powiatu przez sukcesy miast takich jak Wrocław czy Rzeszów, przez poprawę poziomu życia, rozwój gospodarczy, jasne punkty polityki krajowej (np. pomoc, jakiej tak solidarnie udzieliliśmy Ukraińcom), aż po nasz wspólny – Polek i Polaków – sukces w dołączeniu do demokratycznego Zachodu. Czy do tych sukcesów uda nam się dodać niebawem nową polską umowę społeczną?
***
Był marsz, był sen, choć lepiej powiedzieć JEST marzenie. Tu mądre marzenia to dobre plany. A dziś warto wdrożyć w życie plan, w którym patriotyzm łączy nas, a nie dzieli; w którym dialog nie jest ciągłym pokrzykiwaniem czy grożeniem drugiemu pięścią; w którym zdolność współistnienia różnorodnych wizji dobrego życia stanowi o naszej prawdziwej sile; gdzie racje zakotwiczone są w relacjach. Bo to najlepszy krok, by przestać żyć w „tylekroć zdobytym Muzeum”, a zacząć żyć w kraju, który naprawdę nas obchodzi. W Polsce dumnej z nas.
—
Fundacja Liberté! zaprasza na Igrzyska Wolności 2023 „Punkt zwrotny”! 15-17.09.2023, EC1 w Łodzi. Partnerami strategicznymi wydarzenia są: Miasto Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń. Więcej informacji na: https://igrzyskawolnosci.pl/