Nie zamierzam komentować wyroku SN w sprawie drukarza i decydować czy wyrok jest słuszny czy też nie. Od tego mamy sądy, które zadecydowały, że nasze prawo należy interpretować w ten właśnie sposób. Warto jednak przy tej okazji podyskutować czy powinniśmy mieć właśnie takie prawo – czy też zupełnie inne.
Jako liberał wierzę w wolność
Przede wszystkim w wolność od przymusu – w pierwszej kolejności stosowanego bezpośrednio. Życie w państwie, które zmusza mnie do działań niezgodnych z moim światopoglądem czy sumieniem wydaje mi się udręką. Oczywiście można powiedzieć, że każde państwo zmusza nas do rzeczy nieprzyjemnych. Choćby płacenia podatków, szczepienia dzieci, nie pozwala nam palić śmieci etc. Ale tu rozwiązaniem jest pełna anarchia, na którą mało kto (łącznie ze mną) jest gotowy. Czy zatem zmuszenie drukarza do wydrukowania ulotek jest przymusem potrzebnym do utrzymania społecznej spójności czy też nadmierną ingerencją? W mojej opinii
zależy o czym dokładnie rozmawiamy.
Jeśli taka ingerencja miałaby uderzać w indywidualną wolność, to w mojej opinii jest posunięta za daleko
Ja bym się nie zgodził drukować ulotki nacjonalistów, ani w żaden inny sposób im pomagać. Prawo mnie do tego zmuszające uznawałbym za nieludzkie i byłbym gotów ponieść konsekwencje jego złamania. Rozumiem, że ktoś może podobnymi odczuciami darzyć środowisko LGBT, co ja narodowców – choć nie rozumiem dlaczego.
Jednak inaczej sprawy się mają w przypadku instytucji i firm. Jeżeli firma (także jednoosobowa) świadczy swoje usługi publicznie, to każdy kto będzie chciał skorzystać z jej usług (w sposób niełamiący prawa) powinien móc to zrobić. Inaczej będzie to jawna dyskryminacja.
Dlatego osoby chcące pracować w firmach, które świadczą swe usługi publicznie powinny poinformować pracodawców o swoich uprzedzeniach – tak, by ci podjęli decyzję czy koniecznie chcą takiego homofoba czy rasistę przyjąć do pracy i zapewniać ewentualne zastępstwo na wypadek pojawienia się klienta z grupy, która potencjalnemu pracownikowi przeszkadza. Zaś przedsiębiorcy z uprzedzeniami niech swoje firmy tak przekonfigurują, żeby ich oferta nie była publicznie dostępna – na przykład tylko za zaproszeniami. Bo realia są takie, że za nasze uprzedzenia (mające podstawy czy też bezpodstawne) powinniśmy płacić my sami: gorszą pracą i płacą czy mniejszym obrotem.
Nie może jednak za nie płacić przeciętny obywatel zastanawiający się do którego sklepu go wpuszczą i czy w kiosku ruchu sprzedadzą mu bilet.
Źródło zdjęcia: Flickr John Bell