Weto prezydenta Andrzeja Dudy dla przygotowywanej przez PiS ordynacji do europarlamentu w sposób istotny wpłynie na dynamikę wydarzeń politycznych w nadchodzącym roku, najgorętszym w polskiej polityce od blisko trzydziestu lat. Zamiast wnikać w psychologię tej decyzji, to czy był to faktycznie gest uzgodniony z PiS obliczony na budowę popularności Dudy czy akt samowoli itd. lepiej skoncentrować się na skutkach weta.
Weto Dudy oznacza zniesienie presji na konsolidację już w wyborach do europarlamentu. Dzięki temu, że wybory te nie są obciążone decyzją komu oddaje się władzę w Polsce (w zasadzie mają dość umiarkowane znaczenie, Parlament Europejski ma wciąż za małą władzę by uznać go za realny parlament), będzie można w nich podjąć decyzję nieobarczoną kalkulacjami, tylko dać wyraz swoim poglądom.
Wybory do PE stają się rodzajem rundy preeliminacyjnej do wyborów parlamentarnych pół roku później. Zamiast bazować na sondażach, wrażeniach i wyobrażeniach układ sił przed wyborami do sejmu zostanie ustalony wiosną 2019 w realnych wyborach. Każda inicjatywa będzie miała szanse zaistnieć, dość powiedzieć, że to pierwsze po wprowadzeniu 5 % progu wyborczego w 1993 r. wybory, w których sukces odniósł choćby Korwin-Mikke ze swoją partią.
Prezydent Duda objawił się jako przeciwnik dwóch obozów PO i PiS, licząc, że przy bardziej rozdrobnionej scenie politycznej łatwiej będzie zabiegać mu o głosy niż liczyć tylko na poparcie zwolenników własnej partii. Nie wiem czy prezent dla aparatów partyjnych: PSL, Nowoczesnej, Kukiza, SLD czy Razem sprawi, że wyborcy tych partii poprą go w wyborach prezydenckich. Ale z pewnością silna polaryzacja utrudniłaby Dudzie pozyskiwanie nie-PiSowskiego elektoratu.
Przy okazji weta ujawnił się nowy ciekawy podział, jednoczący najbardziej znienawidzonych wrogów: zwolenników duopolu PO-PiS i tych, którzy starają się mu przeciwstawić.
Pomimo retorycznego sprzeciwu, Platforma Obywatelska byłaby największym beneficjentem nowej ordynacji. O ile konkurencja dla PiS była czysto hipotetyczna, a przepływy elektoratu od Kukiza niepewne (to jego partia była jednym z najwyrazistszych przeciwników ordynacji), o tyle konkurencja po stronie anty-PiSu nie pali się do wymuszonej konsolidacji wokół PO.
Nowoczesna i tak skazana na wspólny start zyskuje minimalną kartę przetargową do negocjacji miejsc na listach i własnej odrębności w ramach liberalnej międzynarodówki,, PSL utrzymuje możliwość samodzielnego startu, choć wydaje się, że poza promocją szyldu nawet bez nowej ordynacji ludowców czeka integracja z Platformą, z którą są w tej samej Europejskiej Partii Ludowej. Kukiz po nieuniknionej klęsce w wyborach samorządowych ma szanse odbicia i przetrwania do wyborów parlamentarnych.
Najciekawsza sytuacja szykuje się na lewicy. Idące osobno Razem musi poprawić wynik z wyborów w 2015 r. jeśli chce jakkolwiek liczyć się w rozgrywce przed 2019. Tzw. środowisko Barbary Nowackiej przypieczętuje swoją nieistotność klęską lub po prostu brakiem startu w tych wyborach, ew. rozpuszczeniem się w jakimś innym bycie. SLD będzie w stanie zdyskontować sondażowe wzrosty, które jednak nie przyniosą jeszcze znaczących zysków w wyborach samorządowych, gdzie niewielkie okręgi sejmikowe premiują największe partie.
I oczywiście pozostaje Biedroń. Popularny prezydent Słupska jest dziś jedynym, który może zagospodarować energię jaka pojawiła się na fali Czarnego Protestu. To on, a nie Nowoczesna, czy tym bardziej PO, może zdyskontować spór o zakres obyczajowych swobód, świeckość państwa, podmiotowość kobiet. To on może wystąpić z alternatywną dla obecnej klasy politycznej retoryką, w której zwykły obywatel znajdzie się w centrum uwagi.
Nie jest pozbawiony wad, nie wiadomo jak oceniać jego sprawność jako lidera ugrupowania, ale to najlepsza szansa na mobilizację wielkomiejskich, ale nie tylko, wyborców, w tym tych nie zainteresowanych polityką i na nowy język, jakże niezbędnie potrzebny, jeśli nie chcemy powtórki z 2015 roku. Co kluczowe, może być w stanie odebrać 1-2% poparcia Kukizowi, który jako partia protestu nie cieszy się już szczególną wiarygodnością, ale jeśli wejdzie do sejmu stanowić będzie naturalnego koalicjanta PiS.
Najnowszy sondaż Oko press daje mu raptem 5%. To o wiele za mało, żeby stanowić liczącą się siłę, bez co najmniej podwojenia tego wyniku Biedroń pozostanie co najwyżej przystawką do SLD czy (mniej prawdopodobne) Koalicji Obywatelskiej. Dlatego dobrze, że są wybory europejskie, gdzie sondaże będzie można zweryfikować w boju. Losy (źle) Zjednoczonej Lewicy, która wylądowała poza sejmem pokazały jak ambicje bez pokrycia mogą położyć najsensowniejszą inicjatywę.
Parafrazując Franka Sinatrę z piosenki New York, New York: if you can’t make it there, can’t make it anywhere. Jeśli nie uda ci się w wyborach do Parlamentu Europejskiego, nie uda ci się nigdzie.