Zdecydowaną nieprawdą jest to, że każdy Francuz jest erotomanem, skłonnym do skoku w bok przy pierwszej lepszej okazji. Natomiast trudno zaprzeczyć temu, że społeczeństwo francuskie bardzo dobrze przyswoiło sobie język ars amandi i posługuje się nim biegle. W miłości „w stylu francuskim”, można powiedzieć, wszystkie chwyty są dozwolone.
Francja cieszy się opinią kraju, w którym wszystko kręci się wokół miłości, a Francuzi są kojarzeni z namiętnymi kochankami. W dużej mierze jest to mocno przesadzony stereotyp, ale do pewnego stopnia znajduje swoje uzasadnienie w rzeczywistości. Podejście Francuzów do wszystkiego, co kręci się wokół relacji romantycznych czy erotycznych, niewątpliwie ich wyróżnia, a poznawanie sztuki miłości à la française może być niesamowitym doświadczeniem. Zwłaszcza, jeśli odkrywa się ją z zupełnie innego punktu widzenia.
Miłość po francusku
Zdecydowaną nieprawdą jest to, że każdy Francuz jest erotomanem, skłonnym do skoku w bok przy pierwszej lepszej okazji. Natomiast trudno zaprzeczyć temu, że społeczeństwo francuskie bardzo dobrze przyswoiło sobie język ars amandii posługuje się nim biegle. W miłości „w stylu francuskim”, można powiedzieć, wszystkie chwyty są dozwolone. To co w innych krajach mogłoby wywoływać kontrowersje, tutaj jest w pełni akceptowane. Pierwszym takim przykładem są chociażby związki poliamoryczne. Nikt też nie oburza się, kiedy ktoś rezygnuje na jakiś czas z wiązania się na stałe i prowadzi bogate życie seksualne. Spontaniczne znajomości też nie są niczym wyjątkowym. Tym, co może jednak nieco zdziwić osobę z zewnątrz, jest skłonność par do wyjaśniania nieporozumień głośno i publicznie. Jadąc metrem można być świadkiem dramatycznej kłótni, kończącej się ewentualną zgodą lub spektakularnym rozstaniem, a wszystkie emocje kochanków są widoczne jak na dłoni. Płacz, krzyki czy żywiołowe negocjacje z udziałem przyjaciół jako emisariuszy stron – są wpisane w klimat francuskich ulic.
Choć Francja niestety nie jest wolna od homofobii, istnieje wiele miejsc, w których społeczność LGBT kwitnie. Paryskie Marais znane jest z wszelkiej maści barów, klubów przyjaznych osobom LGBT i organizacji działających w obronie ich praw. Parady równości są tutaj zawsze huczne i kończą się wielką tęczową imprezą, w trakcie której lokale związane ze społecznością LGBT bardzo skutecznie zachęcają otoczenie do zabawy. Parady równości są zresztą wspierane przez władze miasta, dlatego przejścia dla pieszych są dodatkowo ozdabiane tęczowymi elementami. Poza tym paryżanie uwielbiają koloryt, którym społeczność LGBT wzbogaca miasto. Właśnie dzięki niej kolorowe i radosne Marais (historyczna dzielnica w centrum Paryża) przyciąga rzesze gości. Nie zaskakuje więc, że podczas Święta Muzyki (odbywającym się 21 czerwca) dużo lokali zaprasza do siebie drag queens, których występy cieszą się ogromną popularnością. Oczywiście otwartość na osoby nieheteronormatywne zależy od środowiska, ale dla kogoś mającego sytuację społeczności LGBT w Polsce jako punkt odniesienia, różnice pomiędzy tymi dwoma krajami są ogromne. Tym bardziej, że już w samym zwyczajnym, codziennym zachowaniu jest bardzo widoczny dysonans. Rzeczy takie jak np. całowanie się mężczyzn na powitanie czy dbanie o wygląd są uważane za coś zwyczajnego (wręcz pożądanego) i nie spotykają się z homofobicznymi komentarzami.
Nie tylko granice między tym, co rzekomo jest „męskie”, a co typowe dla kobiet rozmywają się we Francji. Także dbanie o życie intymne jest czymś, co dla większości funkcjonuje jako zjawisko zupełnie normalne. Są miejsca, gdzie sex shopów jest bardzo dużo i chodzenie do nich nie jest niczym niespotykanym. Zwłaszcza że pielgrzymki do słynnego już Sexodrome na Montmartrze, choćby w celach rozrywkowo-ciekawskich, wpisały się na dobre w programy wycieczek i jest to jedno z „miejsc, do których warto się wybrać”. Jeśli ktoś jest zainteresowany zakupem akcesoriów erotycznych, nie musi potajemnie przeczesywać internetu, wystarczy rzucić temat przy herbacie. Zawsze znajdzie się jakiś pomocny znajomy, który bardzo chętnie podzieli się radą. Czasami zresztą takie wsparcie spada z nieba, gdyż temat jest na tyle powszechny, że sporo osób bez żadnej okazji (i skrępowania) wspomina o swoich kolekcjach czy ostatnich nabytkach. Bywa, że przeglądając instastories możemy zobaczyć zawartość „kosmatej” szafy znajomego, którego zupełnie nie wprawi w zakłopotanie, jeśli zapytamy o jego „skarby”. Nie jest to jedyna rzecz „oswojona” przez francuskie społeczeństwo.
Liberté, égalité, nudité
Francja to wymarzony kraj dla osób, którzy mają cielesny apetyt na więcej. Scena klimatyczna w Paryżu jest prawdopodobnie najbogatszą na świecie. Osoby zainteresowane BDSM najczęściej poznają się ze sobą na specjalnie zorganizowanych cyklicznych apéro, czyli bezpłatnych spotkaniach w barach, gdzie mogą ze sobą porozmawiać. Ponieważ środowisko jest bardzo rozległe, takich spotkań odbywa się wiele, a organizują je grupy niezależne od siebie, które tworzą się na podstawie konkretnych kryteriów, takich jak np. wiek czy język (spotkania dla anglojęzycznych). Na takich imprezach, choć mają miejsce w zwykłych barach, każdy może puścić wodze fantazji w kwestii ubioru. Oczywiście zdarza się, że ugrzecznione apéro kończy się mniej grzecznie w domu jednego z uczestników na mniej lub bardziej spontanicznym afterparty. Ale taka propozycja, mimo wszystko zazwyczaj pojawia się w gronie zaprzyjaźnionych już ze sobą, stałych bywalców i nie obejmuje nowo przybyłych. Imprezy klimatyczne, dedykowane praktyce, są płatne, a wpływy z biletów finansują zarówno wynajęcie odpowiedniego lokalu, jak i jego oprawę. Jednak ze względu na wysiłek, jaki trzeba włożyć w ich odpowiednie przygotowanie, (za co odpowiedzialne są grupy działające „hobbystycznie” i na zasadzie non-profit) odbywają się z reguły raz na kilka miesięcy.
Ale chętni niekoniecznie muszą czekać na specjalną imprezę, żeby oddać się preferowanym uciechom. Na terenie samego Paryża działa kilka klubów dla libertynów, reklamujących się jako sauny typu hammam. Dodatkowo miłośnicy spotkań w grupie mogą skorzystać z sieci społecznościowych, działających jak wyszukiwarki otwartych imprez prywatnych dla libertynów. Nie każdemu jednak podoba się takie rozwiązanie, ponieważ często oznacza to grupę obcych ludzi, którzy mogą pielgrzymować do czyjegoś domu, właściwie w nieograniczonej liczbie. Francuzi są pomysłowi, a tego typu wydarzenia odbiegają od zwykłych domówek. Organizuje się je raczej w domach, które są nierzadko dostosowywane na tę okoliczność. Przykładowo, jeden pokój na piętrze zostaje wyłożony materacami, a piwnica odpowiednio wyposażona do praktyk BDSM oraz shibari (pochodząca z Japonii sztuka wiązania). Pozostała przestrzeń jest neutralna, ogólnie funkcjonująca jako bufet z parkietem do tańca.
Choć ta sfera nie jest czymś, o czym mówi się powszechnie, to osoby związane z klimatem mogą czuć się we Francji bezpiecznie, ponieważ dla osób spoza środowiska nie jest to niczym szczególnie szokującym. O szczególnych upodobaniach danej osoby wiedzą często jej przyjaciele, znajomi, a zdarza się, że nawet współpracownicy. Na przyjęciach mieszanych, takich jak np. urodziny, kiedy organizator zaprasza osoby spoza środowiska klimatycznego, normalne jest pytanie, czy „impreza będzie horyzontalna czy wertykalna”, żeby ustalić, na ile klimatyczni goście będą mogli sobie pozwolić. Jeśli miejsce jest dostatecznie duże, to nie ma problemu, żeby wyznaczono przestrzeń dla zabaw w pełni „horyzontalnych”. Lub odwrotnie, spotkanie jest w pełni „horyzontalne”, ale goście nieklimatyczni mają komfortową możliwość pozostania w sferze „neutralnej” i nieangażowania się w żadne praktyki (oczywiście charakter imprezy nie jest dla nich tajemnicą!). Nie jest rzadkością, że ktoś zaczyna swoją przygodę z klimatem „po znajomości”. Zdarza się też, że z taką propozycją można się spotkać przy okazji spotkań inicjowanych przez portale randkowe, choć oczywiście takie sytuacje nie mają raczej miejsca na początku kontaktu. Moim paryskim znajomym zdarzało się rozwijać w ten sposób swoje gusta lub być chociażby zaproszonymi na libertyńską imprezę organizowaną w grupie kolegów z pracy. Równie dobrze, któregoś dnia możemy zobaczyć nagie zdjęcie naszej koleżanki ze studiów czy z pracy, będącej zapaloną naturystką. Nie jest to żaden skandal, a wręcz przeciwnie – organizuje się nawet specjalne wydarzenia, np. zwiedzanie wybranych muzeów nago. W końcu, co jest bardziej francuskiego niż sztuka i seks? We Francji nic nie uchodzi za niewłaściwe czy nie do pomyślenia, dopóki odbywa się za zgodą wszystkich zainteresowanych.
Kochać, ale z głową
We Francji tabu nie dotyczy także antykoncepcji. W każdej aptece, a te są dosłownie na co drugim rogu, można kupić tzw. tabletkę „po”. Antykoncepcja awaryjna jest dostępna bez recepty. Zakupu może dokonać także osoba pośrednicząca, czyli np. partner czy znajoma. Farmaceuci zresztą bardzo chętnie służą pomocą. Cierpliwie odpowiadają na wszelkie pytania. Nie osądzają, a jedyne o co zdarza im się pytać, to o ewentualne przeciwwskazania lub czy będzie potrzebny lek przeciwko zakażeniu chorobami wenerycznymi. Jeśli ktoś się denerwuje, ponieważ nigdy wcześniej nie znalazł się w takiej sytuacji, to potrafią nawet pocieszyć i uspokoić. Na ogół taką pigułkę można zdobyć w mniej niż godzinę w dzień i w trochę dłuższym czasie w nocy.
Francja jest w światowej czołówce państw zapewniających pełnię praw reprodukcyjnych swoich obywateli, choć wbrew pozorom nie był to proces tak łatwy, jak mogłoby się wydawać. Jeszcze w czasie wojny za wykonywanie aborcji mogła grozić kara śmierci. Tak stało się w przypadku Marie-Louise Giraud (1903-1943), która za wykonanie 27 nielegalnych zabiegów, została skazana na gilotynę. Później złagodzono wymiar przewidywanych kar, ale sama aborcja pozostawała nielegalna (Francuzki jeździły do Wielkiej Brytanii, gdzie aborcja została zalegalizowana w 1967 roku). Ostatecznie wysiłki wielu francuskich feministek, a także reakcja opinii publicznej na procesy lekarzy oskarżanych o przeprowadzanie aborcji, wpłynęły na osiągnięcie sukcesu. Na początku 1975 roku wprowadzono prawo legalizujące aborcję (zwane również „prawem Veil”). Simone Veil, prawniczka oraz „imienniczka” ustawy, która przyczyniła się do jej wejścia w życie, została zresztą uznana za wybitnie zasłużoną obywatelkę i pochowana w Panteonie. Trudno o niej nie usłyszeć, ponieważ nawet jedna z paryskich stacji metra nosi jej imię (Europe-Simone Veil), a na peronie puszczane są archiwalne nagrania z wywiadów.
To obrazuje, jak bardzo Francuzi docenili nowe prawo. Nie dziwi więc fakt, że większości z nich nie przyszłoby do głowy, żeby je obecnie zmienić. Sytuacje, które mają miejsce chociażby w Polsce, brzmią dla francuskiego ucha jak sceny z filmu science fiction. Zwłaszcza że aborcja jest zabiegiem w całości refundowanym przez ubezpieczenie zdrowotne. Podobne podejście daje się odczuć w życiu codziennym, kiedy znajomi opowiadają o doświadczeniach własnych czy swoich przyjaciół. Nie ma ocen ani nawet emocji. Jeśli temat czyjejś aborcji jest obecny w konwersacji, to tylko jako element dłuższej narracji. Nie dziwią też nikogo sytuacje, kiedy np. kobieta wybiera na ślubnego świadka przyjaciela, z którym kilka lat wcześniej zaszła w nieplanowaną ciążę, zakończoną aborcją. Jeśli pojawia się konieczność takiego zabiegu, decyzja nie jest z reguły przedmiotem większych rozterek. Warto w tym momencie również dodać, że jeśli kobieta rodzi dziecko, to może potem liczyć na specjalistyczną opiekę postnatalną. Absolutnym fenomenem francuskiej opieki zdrowotnej jest refundowana rehabilitacja krocza po porodzie. Sporo osób uważa, że to świetne, wręcz rewolucyjne rozwiązanie ma swoje korzenie we francuskiej mentalności, wskazującej, że podstawowym prawem kobiety jest jak najszybsza możliwość powrotu do aktywnego życia seksualnego. Oczywiście te uzasadnienia mogą nie mieć pokrycia w rzeczywistości, a przyczyny mogą być zupełnie inne. Tak czy inaczej, Francuzki są bardzo dobrze poinformowane w kwestii radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Informacje praktyczne dotyczące gabinetów ginekologicznych czy aptek są często jednymi z pierwszych, jakie się dostaje od koleżanek po przeprowadzce. Tak na wszelki wypadek…
Francja nie jest oczywiście państwem idealnym, a lokalna mentalność nie jest bez skazy (czego dowodzi chociażby duży problem z molestowaniem w przestrzeni publicznej). Niemniej jednak społeczeństwo francuskie, być może ze względu na jego zlaicyzowanie, wypracowało sobie charakterystyczne podejście do kwestii uczuciowych. O ile nie wszystkie rzeczy zasługują na pochwałę, tak jak chociażby momentami przesadne gloryfikowanie burzliwych, acz namiętnych relacji, to jednak wielu rzeczy można się od Francuzów nauczyć. Do takich przykładów można zaliczyć akceptację ludzkiej cielesności oraz jej potrzeb. Zdecydowanie także wiele krajów na świecie powinno postawić sobie model francuski za przykład, jeśli chodzi o zapewnienie obywatelom pełni praw reprodukcyjnych. Nie mówiąc już o tym, ile społeczeństw na całym świecie mogłoby zyskać dzięki zwykłej otwartości na to, co jest normalne i nieszkodliwe, zamiast wyolbrzymiać fałszywe przekonania. Dla wielu cudzoziemców mieszkających we Francji, sztuka życia na modłę lokalną może być wręcz wyzwalająca. Przyjeżdżają z bagażem poczucia winy czy uprzedzeń, który zostaje tu porzucony po tym, jak przekonują się, że tak naprawdę nie ma złych praktyk. Są tylko szkodliwe, krzywdzące oceny czy toksyczne zachowania, a życie seksualne, choćby bardzo bogate, nie ma przełożenia na wartość człowieka. Nie mówiąc już o korzyściach dla samopoczucia, ponieważ jest to powrót do czegoś, co jest dla człowieka naturalne, a co zostało mu odebrane. I to jest coś, czego wszyscy moglibyśmy się nauczyć od Francuzów.