„Siusiając na gąsienice, Montherlant zabawia się, oszczędzając jedne i niszcząc drugie; te, które koniecznie chcą żyć, darzy pełnym zadowolenia współczuciem i wspaniałomyślnie pozwala im próbować szczęścia; ta zabawa go zachwyca. Gdyby nie było gąsienic, strumień moczu byłby tylko wydzieliną; teraz zaś staje się narzędziem życia i śmierci; stojąc nad pełzającymi robakami, mężczyzna opróżniający pęcherz odnajduje despotyczną samotność Boga; i to bez ryzyka rewanżu”[1].
Bardzo dobitna jest przypowieść przytoczona przez Simone de Beauvoir w Drugiej płci w jednym z opisów sławetnego mitu kobiety. Choć jej opus magnum traktuje przede wszystkim o sytuacji kobiet, dostrzec w nim można wiele wątków wskazujących na fakt, iż prócz mitycznej otoczki łączy je z naturą także sprawa emancypacji. Korzenie mitów wspierających uprzedmiotowienie sięgają bardzo głęboko. Pokazują się na przykład w Księdze Rodzaju, gdzie głównymi podejrzanymi w sprawie wygnania człowieka z raju, boskiego ogrodu zwanego Edenem, są zwierzę i kobieta. Przez całe Pismo Święte przewija się rola mężczyzny jako tego, który walczy, chroni, karze i „panuje nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym, nad bydłem, nad ziemią i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi” (Rdz 1,26b). Ewa po wypędzeniu z raju usłyszała od Boga, że będzie w bólu rodziła dzieci, ku mężowi kierowała swe pragnienia, a ten będzie nad nią panował (Rdz 3,16b). Zwierząt Biblia także nie oszczędzała. Składano z nich ofiary Bogu, a sam Jezus wypędził demony w stado świń, pozwalając by jako nieczyste się potopiły (Mt 8,28-34). Jak zauważa Singer, wszystkie tezy mające źródła w mitach i przypowieściach, charakterystyczne dla początków chrześcijaństwa, z biegiem lat i rozwojem nauki traciły swoje oparcie. Kultura judeochrześcijańska, mająca największy wpływ na kształtowanie poglądów i moralności w kręgach europejskich, nie wzbraniała się jednak przed ich podtrzymywaniem. Stulecia krzewienia stereotypów, oraz umacniania patriarchatu odcisnęły piętno na sytuacji kobiet. Widać to chociażby w spojrzeniu na nazwiska wielkich odkrywców geograficznych czy naukowych – na próżno szukać tam kobiet. Wielkie literatki, naukowczynie, filozofki zaliczają się zaledwie do wyjątków. Wraz z rewolucją przemysłową i z nastaniem wojen w XX wieku, sytuacja kobiet zaczęła się zmieniać. Gdy mechanizacja zmniejszyła zapotrzebowanie na siłę mięśni przypisywaną mężczyznom, kobiety weszły do fabryk. Gdy mężczyźni udawali się na front, praca kobiet stała się nie tyle pożądana, co konieczna. Wraz z gwałtownymi przemianami w społeczeństwie i gospodarce, a także nieustanną aktywnością ruchów feministycznych, sytuacja kobiet (z włączeniem warunków pracy) zaczęła się poprawiać. Mimo wszystko droga do równości faktycznej (wykraczającej poza deklaracje i akty prawne) wciąż trwa. Wiedzie nas przez normy społeczne i kulturowe budowane na szkodliwych stereotypach.
Nie jest to jedyny front walki ze szkodliwymi przekonaniami. W ostatnich latach aktywiści podnoszą też słuszny krzyk w obronie jeszcze jednej, dyskryminowanej i uprzedmiotawianej grupy istot – zwierząt. Zauważają, że jako organizmy zdolne do odczuwania bólu powinny zostać objęte ochroną. Postulat powołania rzecznika praw zwierząt, apele do renomowanych marek o rezygnację z naturalnych futer, negocjacje z sieciami sklepów w sprawie wycofania jaj „trójek” (z chowu klatkowego) ze sprzedaży, to tylko przykłady wielu działań podejmowanych przez stowarzyszenia, organizacje i osoby prywatne, które oczywiście są ważne i konieczne. Działalność aktywistów i wszelkiego rodzaju oddolne inicjatywy są warunkiem sine qua non utrzymania tematu godnego traktowania zwierząt w debacie publicznej, a także oddziaływania na pojedynczych ludzi i grupy. Coraz bardziej widoczne są już efekty, w postaci rosnącej liczby pozycji wegetariańskich i wegańskich w kartach lokali gastronomicznych, a także zwiększającej się podaży produktów wegańskich w supermarketach. By jednak nastąpiły zmiany w traktowaniu czy to kobiet, czy zwierząt, czy jakichkolwiek istot dyskryminowanych, potrzeba czegoś jeszcze…
W pewną styczniową sobotę na Krakowskim Rynku dostawca jedzenia wjechał w stadko gołębi. Ptaki umykały przed nim w popłochu. Dwa nie zdążyły. Nagranie z monitoringu trafiło do mediów. Trudno usprawiedliwiać zachowanie kuriera jakimikolwiek czynnikami zewnętrznymi. Nie uciekał przed zagrożeniem ze strony samochodów lub innych pojazdów. Nie wybierał też jedynego możliwego przejazdu (nawet nie będąc w Krakowie łatwo sobie wizualizować ten ogrom wolnej przestrzeni, nawet z grupką ptaków na jej części). Można się teraz zastanawiać… Czy było to dla niego zabawą, gdy oszczędzał jedne i niszczył drugie? Czy te, które „koniecznie chciały żyć”, obdarzył pełnym zadowolenia współczuciem i pozwolił im próbować szczęścia? Czy bez tego wjazdu z chrzęstem kości i ostatnim tchnieniem słabszych istot jego przejazd byłby tylko rutynową dostawą? Czy mamy do czynienia z nową wersją przypowieści o gąsienicach, gdzie człowiek jest panem życia i śmierci istot, które nie mogą się zrewanżować i obronić?
Szukając odpowiedzi, nie wolno nam jednak poprzestać na ocenie postępowania tego jednego człowieka (choć oczywiście zostanie pociągnięty do odpowiedzialności). Casus gąsienic i jego liczne aktualizacje w codziennym życiu powinny być wezwaniem do refleksji nad tym, co nas skłania do okrucieństwa wobec tych, którzy nie mogą lub (przez więzy narzucane przez biologię i kulturę) nie mają możliwości się bronić. Chęć obrony uprzywilejowanej pozycji rodzi pokusę demonstracji siły, pokazania swej wyższości i przewagi. Ileż mocy i patosu musi wlewać w człowieka widok kobiety, mężczyzny, dziecka czy zwierzęcia gnącego się pod jego mocą, zmuszonego do uznania swej przedmiotowości i niższości. Jakże boską sprawczość może rodzić stawianie się w roli arbitra mającego w ręku czyjeś życie. Taki człowiek przyodziewa się w szatę mocy i siły, ale jak roztropnie zauważa S. de Beauvoir, jest to szata cesarza z baśni Andersena. W rzeczywistości człowiek taki odziewa się tylko własnym błazeństwem, bojąc się przyznać do swej nagości. Tacy współcześni monarchowie rzadko widywani są w swych szatach publicznie. Baśń ich nauczyła, że zawsze może zjawić się niesforne dziecko, które zawoła, że „cesarz jest nagi”. To zaś oznacza konfrontację z rzeczywistością. Dlatego najlepiej jest krzyczeć o swej potędze w samotności, a demonstrować ją na istotach słabszych. Przemoc z definicji stosowana jest przez silniejszych. Poczucie uprzedmiotowienia, które niesie, wiąże się ze wstydem i zastraszająco niską jej zgłaszalnością. Osoby źle traktowane i dręczone często ze strachu przed kolejną eskalacją nie szukają pomocy. Podobnie jest ze znęcaniem się nad zwierzętami. Sprawca często pozostaje bezkarny. Gdy nie zostanie przyłapany na gorącym uczynku, kto się poskarży i zawoła o pomoc? Któż ośmieli się tej „sile” zaprzeczyć?
Niezmiernie ważne jest, aby budować w sobie świadomość podmiotowości innych istot i szacunek do życia jako takiego. Nikt bowiem nie rodzi się uprzywilejowany. Dziecko dopiero wrasta w schematy i postawy, które przejmuje od opiekunów i rówieśników. Jak zauważa John Locke, człowiek to tabula rasa – kartę naszego życia i przekonań zapełnia dopiero nabierane doświadczenie życiowe. Jean-Paul Sartre zwraca uwagę, iż ludzka egzystencja poprzedza esencję – chcąc nie chcąc, człowiek jest tym, czym się staje, określa go jego działalność. Można tu jeszcze pokusić się o tezę Simone de Beauvoir, wedle której człowiek nie rodzi się kobietą. Po prostu się nią staje. Do dziś można spotkać się ze zgorszeniem rodziców na widok chłopca bawiącego się lalką czy dziewczynki z autem lub żołnierzykiem. Role płciowe kształtowane są podobnie jak postawy wobec zwierząt. Dla walki o prawa kobiet, ludzi dyskryminowanych i zwierząt pozaludzkich konieczna jest więc edukacja o wartości życia jako takiego. Największą blokadą w rozwoju postaw szacunku wobec innych są właśnie kulturowo i społecznie utrwalane przekonania wartościujące interesy międzygatunkowe, a dalej międzyludzkie.
Gdy człowiek zada sobie trud dekonstrukcji stereotypów i poczucia własnej wyższości budowanego na znęcaniu się nad słabszymi, z pewnością straci swe poczucie kontroli nad bytami, które uprzedmiotawia. Zostanie postawiony przed trudnym zadaniem polegającym na współpracy w podtrzymywaniu życia i budowie świata, w którym każda istota będzie mogła rozwijać swój potencjał. Wtedy szaty, w które się przyodzieje, nie będą tkane z mitów i mrzonek, lecz z międzygatunkowej kooperacji, mającej wymierne efekty w postaci poprawy jakości życia wszystkich, którzy mają interes w jego zachowaniu. Tak strojący się cesarz nie będzie musiał się ukrywać. Przy szatach skrojonych na moralności bez wykluczeń nie będzie ryzyka że usłyszy, iż jest nagi.
[1] S. de Beauvoir, Druga płeć, Warszawa: Wydawnictwo Czarna Owca 2019, s. 258.