Wiele pisze się w obecnym globalnym kryzysie o „bąblach”, czyli o nadmiernej ekspansji: kredytowej, inwestycji mieszkaniowych i innych ekscesach. Wśród rozmaitych „bąbli” mało kto zauważył jednak pęknięcie „bąbla” intelektualnego odnośnie „nowych mocarstw ekonomicznych”, zmieniających – wedle rozmaitych opinii – oblicze świata. Okazało się to, moim zdaniem, kompletnym nieporozumieniem. Tak zwany BRIC – Brazylia, Rosja, Indie i Chiny – to kolejna grupa krajów rozwijających się, fundamentalnie zależna od dobrej koniunktury na Zachodzie. To, co różni te kraje od Korei Płd., Tajwanu lub Chile, to skala ich gospodarki.
Brazylia jest eksporterem żywności i surowców, a także subsydiowanych wyrobów przemysłowych i każde pogorszenie koniunktury w bogatych krajach Zachodu osłabia dynamikę tej gospodarki. Rosja jest jeszcze bardziej zależna od popytu na paliwa i surowce. A ponieważ autokratyczny, emocjonalnie niestabilny reżim zwiększa silnie poziom niepewności dla (skądinąd niewydolnego) sektora prywatnego, więc Rosja jest jeszcze bardziej zależna od tego, co dzieje się u tych, którzy kupują jej surowce. Nic dziwnego, że kryzys na Zachodzie wepchnęła Rosję w bardzo głęboką recesję (najgłębszą od wczesnych lat 90. ubiegłego wieku).
25 lat po tym, jak londyński The Economist nazwał Rosję „Górną Woltą z rakietami” sytuacja nie zmieniła się: Rosja pozostaje krajem słabo rozwiniętym (wyjątek: sektor zbrojeniowy) i jest w stanie sprzedać na Zachód niemal wyłącznie paliwa i surowce przemysłowe. Szybki upadek demograficzny (znacznie szybszy niż w demokratycznej Europie Zachodniej) powoduje, że znaczenie Rosji w gospodarce światowej będzie w długim okresie czasu spadać.
Indie są najmniej zależne od rynku światowego, ale też dlatego ich wpływ na gospodarkę światową pozostanie minimalny. Ich eksport towarów jest na poziomie eksportu Polski, a jego struktura jest znacznie mniej nowoczesna. Pozostają Chiny. Ich struktura eksportu jest bardziej typowa dla kraju średnio rozwiniętego (duży udział wyrobów przemysłu przetwórczego), ale mimo ponad miliarda obywateli są one zależne od eksportu w stopniu niewiele mniejszym niż Korea Płd. lub Tajwan. Ich wpływ na wzrost gospodarczy świata zachodniego czy świata w ogóle jest i długo pozostanie względnie niewielki.
Udział konsumpcji prywatnej w chińskim PKB przez ostatnich 20 lat zmniejszał się i znajduje się obecnie poniżej 40 procent! Oznacza to, że Chiny pod względem dynamiki wzrostu zależne są od dwóch czynników: eksportu i inwestycji. Obecny „pakiet stymulacyjny” władz chińskich poprawi trochę stan infrastruktury technicznej gospodarki, stwarzając warunki dla stymulacji inwestycji przedsiębiorstw. Te jednak będą mieć sens, gdy popyt na ich wyroby wzrośnie powyżej poziomu osiągniętego przed obecnym ostrym spadkiem eksportu.
Oczywiście, semi-totalitarne Chiny komunistyczne mogą stać się poważnym konkurentem Stanów Zjednoczonych w sferze polityczno-militarnej. Zwłaszcza, że Stany niejako na własne życzenie osłabiły swą gospodarkę. Ale wpływ na gospodarkę światową – z wyjątkiem nadmiernego popytu na paliwa i surowce przemysłowe – pozostanie niewielki.
Jak długo Chińczycy nie staną się pełnoprawnymi konsumentami i obywatelami mającymi wpływ na kierunki rozwoju własnego kraju, tak długo będą zależni od ciągłego wzrostu eksportu na Zachód i każda recesja oznaczać będzie poważne spowolnienie chińskiego wzrostu gospodarczego.