Wielkie słowo, które straciło na znaczeniu. Za honor umierano i zabijano. Dziś jego ratowanie to „zarządzanie kryzysem”.
Zacząć trzeba od refleksji na temat Mundialu, który skończył się dla polskiej reprezentacji tak, jak dwa ostatnie – meczem o honor. I tak jak w 2002 i 2006 roku udało się. Wygraliśmy ten ostatni mecz, w którym nie było już stawki sportowej, a jedynie ta moralna. Ale… tym razem w opinii wielu honoru nie uratowaliśmy.
Również należę do grona rozczarowanych postawą reprezentacji w końcowym kwadransie udziału w mistrzostwach. Ostatnie minuty meczu, w których Japończycy spokojnie mogli kraść czas dzielący ich od awansu, były niesmaczne. Japończykom trudno się dziwić – gdyby Polacy zmusili ich do jakiegokolwiek wysiłku w rozgrywaniu piłki, końcówka w ich wykonaniu nie wyglądałaby tak tragikomicznie. Z perspektywy Polaków korzystny wynik stał się wymówką do przyglądania się poczynaniom rywali. Jednocześnie okazał się całkowitym brakiem szacunku do innego przeciwnika – Senegalu, któremu zmiana wyniku w naszym meczu, czy nawet żółte kartki dla Japończyków mogły dać awans.
A zatem brak ambicji, brak honoru, wielka porażka?
W świecie sportowym używa się zbyt górnolotnych określeń na całkiem przyziemne sprawy. Podnoszenie do rangi boju o honor bieganiny 22 mężczyzn zakrawa na absurd. Zresztą, o czyj honor mieliby oni walczyć? Kraju, narodu, czy może swój własny, osobisty honor? Co jest kładzione na szali? Cześć Polski, kariera i przyszłość zawodników, czy tylko dobre samopoczucie kibiców i piłkarzy?
Niezależnie od tego czy Polska tym skromnym 1:0 swój honor ocaliła, czy nie, warto zastanowić się czy traktowanie widowiska sportowego w tych kategoriach w ogóle ma sens.
I – patrząc szerzej – czym w ogóle jest dzisiaj honor?
Wg Sokratesa (za: Stefan Szary) honor „jest wartością decydującą zarówno o jakości ludzkiego życia, jak i o pośmiertnym losie człowieka. Można by rzec, że prawdziwa sława, a zatem także i nieśmiertelność stanowią nagrodę dla ludzi honoru. Czym zatem jest honor? Dla Sokratesa jest on przede wszystkim odblaskiem największej idei, o jakiej człowiek potrafi pomyśleć, idei Dobra. Honor jest postawą człowieka, który wybiera wierność Dobru, niezależnie od okoliczności, choćby nawet najbardziej niepomyślnych.”
Słownik PWN przez honor rozumie poczucie godności osobistej lub dobre imię. W sferze czynów honor nierozerwalnie związany jest z sprawiedliwością, przyzwoitością, cnotą, niekiedy z poświęceniem. Honorowo jest zrezygnować z własnej korzyści np. na rzecz słabszego pokrzywdzonego (może pod tym względem reprezentacja zachowała się jednak honorowo?).
Za honor jest nagroda – szacunek.
Tu pojawia się logika gry – estyma otoczenia staje się korzyścią za poświęcenie. Arystoteles uważał, że odbieranie czci jest zapłatą za postawę nacechowaną pełnią cnót. Na szacunek pracują prawie wszyscy, którzy mają jako takie priorytety w życiu. Szacunek środowiska, publiczności, kolegów, ludzi ulicy. Socjologiczna perspektywa dramaturgiczna, wyznawana m.in. przez Ervinga Goffmana, wskazuje, że wszystkie nasze działania są motywowane próbą wywarcia wrażenia na „publiczności”, czyli naszym otoczeniu. Chcemy, by postrzegała go zgodnie z swoimi oraz społecznymi oczekiwaniami. Oczekując szacunku, gramy według reguł właściwych dla naszej grupy. Tym samym honorowa staje się postępowanie według norm, niekoniecznie prawnych – honor bandycki ma zupełnie inne normy.
Polski kodeks honorowy Władysława Boziewicza z 1919 roku jako osoby honorowe nazywa „te osoby (…) które z powodu wykształcenia, inteligencji osobistej, stanowiska społecznego lub urodzenia wznoszą się ponad zwyczajny poziom uczciwego człowieka.” Za honorowe uważano spłacanie długów, dotrzymywanie słowa, dobre prowadzenie się. Honorowym wyjściem bywało odebranie sobie życia (nawiasem mówiąc dziś częściej uważane za wyjście tchórzliwe). Honorowy mógł być przeciwnik, nawet śmiertelny wróg, który respektował reguły gry.
Utrata honoru stawała się największą ujmą. Niekiedy ostateczną. Groziła ostracyzmem, często wywoływała presję na samobójstwo. W wielu społecznościach było to prawo naturalne. Tracisz honor – tracisz prawo bytu.
Różne twarze współczesnego honoru
Słowo honor ma dziś wiele zastępników. Takich jak np „klasa”. Z klasą odpadali z mundialu Marokańczycy, Irańczycy czy nawet Panamczycy, na których nikt nie stawiał, a oni pomimo trzech porażek imponowali ambitną walką o gola. Klasę mają politycy, którzy mieszczą się w granicach przyzwoitej debaty politycznej. A także ci, którzy wiedzą kiedy ze sceny zejść. Honor to także „kręgosłup moralny” czy popularny w memach i internetowych „pastach” RiGCz – Rozum i Godność Człowieka.
Jednocześnie dziś tak łatwo honor stracić. W dobie globalnej sieci wystarczy jeden niefortunny tweet, jedno niekorzystne zdjęcie, jedno pomówienie. Ratowanie honoru dziś nosi nazwę „zarządzania kryzysem”. Czy ktoś raz splamiony może swój honor ratować? I kto o tym decyduje? Staje się to niemożliwe do oceny, gdy audytorium arbitrów elegancji rozlewa się na cały kraj, kontynent, świat.
Honor staje się oczywiście pojęciem zawłaszczonym na użytek światopoglądu i używanym jako oręż walki politycznej. Honoru/klasy w liberalnych mediach m.in. Ryszardowi Petru (to akurat przypadek utraty honoru w swoim środowisku) czy Stanisławowi Pięcie, Andrzejowi Dudzie, Krzysztofowi Ziemcowi, Krystynie Pawłowicz. Po stronie konserwatywnej lista przeciwników politycznych uważanych za niehonorowych ciągnie się w nieskończoność. I u jednych, i u drugich honor stracił Stanisław Pięta.
Zabawne, że szacunek może wywrócić jednak do góry nogami tę dychotomiczną wizję świata. Zwiastuje on jakąś dozę sympatii, poczucia, że z tym przeciwnikiem moglibyśmy ucisnąć sobie ręce, a nawet przyjąć go w swoje szeregi, jeśli wyraziłby na to ochotę. Tak jak chwilowo honor zyskał w oczach protestujących Andrzej Duda, wetując ustawy sądownicze. Ale sytuacja jest śliska – szacunek jednych może skutecznie odebrać szacunek drugich.
Po co nam dziś honor?
Piękno, dobro, sprawiedliwość – te kategorie wydają się posiadać wciąż w miarę jasny desygnat. Honor i szacunek, jako pojęcia ulegające dziś rozrzedzeniu, nie wystarczają do opisywania współczesnego zmieniającego się świata, są tylko jego elementem, a nie – jak dawniej – rdzeniem. Ale w mojej opinii nie ma w tym nic złego. W tradycyjnym rozumieniu te pojęcia wpisują się konserwatywny paradygmat, w którym prym wiodą poważane autorytety, a ich pozycja jest wynikiem walki o prestiż. Tym właśnie jest domaganie się, żeby inni uznali nas za honorowych, „wstawanie z kolan”, apele o „#RespectUs”.
Wracając do piłki – po przyjeździe z Rosji zawodnicy usłyszeli tradycyjne „nic się nie stało”. Zgadzam się. Bo jakie znaczenie ma cudza porażka? Piłkę nożną można traktować jako agonistyczną rywalizację. Ale może też być widowiskiem grającym na emocjach zakorzenionych w estetyce. Jeśli wybieramy to drugie, siłą rzeczy oczekujemy ambicji i woli walki w taki sam sposób, w jaki oczekuje się dobrej gry od aktorów. Ale honor to kwestia indywidualna – skupmy się na sobie, a zbiorowe emocje z korzyścią dla wszystkich pozostawmy z dala od takich kategorii.