Chcemy tworzyć Polskę, w której jak najmniej ludzi musi pozostawać w tyle. Przyświeca nam idea równości w dostępie do polityk społecznych, do edukacji, do nauki, do swobodnego przemieszczania się po kraju. Chcemy, żeby jakość rządzenia w Polsce była porównywana z jakością europejską. Żeby takie idee, jak jawność, rozliczalność, partycypacja, a także skuteczność i efektywność rządzących nie były pustymi słowami tylko stałymi fundamentami działania rządu i parlamentu – mówi Marcin Anaszewicz, strateg Roberta Biedronia.
Marek Lewoc: Robert Biedroń zapowiedział budowę ogólnopolskiego ugrupowania. Dlaczego najpierw dostaliśmy newsa, a nie gotowy produkt polityczny?
Marcin Anaszewicz*: Budowa partii politycznej to pewien proces, zwłaszcza jeśli w centrum koncepcji politycznej stoją ludzie, ich prawa, wolności i potrzeby, które trzeba zdiagnozować. Ta inicjatywa polityczna ma właśnie tak powstawać. 3 września Robert Biedroń ogłosił, że nie będzie startował w wyborach na prezydenta Słupska i wyjaśnił, dlaczego taką decyzję podjął, a dzień później zakomunikował tworzenie nowej oferty politycznej i zaprosił do pewnej przygody politycznej Polki i Polaków. Ma ona trwać kilka miesięcy i głównym kamieniem milowym na tej trasie jest luty 2019 roku, kiedy chcemy zorganizować dużą konwencję programową, gdzie pokażemy nazwę projektu, program polityczny, a także przedstawimy nasz zespół.
Ale przecieki o powrocie Biedronia do ogólnopolskiej polityki pojawiały się już od pewnego czasu. Wielu ludzi wręcz wywierało presję na taką decyzję.
Oczywiście nie jest tajemnicą, że pewne przygotowania do tej decyzji trwały dość długo, od wielu miesięcy. Natomiast główny punkt startowy to początek września. Przez najbliższe kilka tygodni będziemy realizować coś, co nazywamy „Trasą 40”, czyli 40 spotkań w całej Polsce, które mają na celu włączenie ludzi w tworzenie naszej inicjatywy. Jest nam totalnie obce gabinetowe pisanie programu. W Polsce zazwyczaj działo się to tak, że programy polityczne były przywożone w teczce albo zlecane firmom konsultingowym. Nam marzy się projekt stworzony z ludźmi, stawiający w centrum ich sprawy i problemy. Miasta, które wybraliśmy do tej trasy, to z reguły ośrodki o wielkości 50-100 tys. mieszkańców, czyli miejscowości, które są cały czas w debacie publicznej pomijane. Dzisiaj polityka w Polsce koncentruje się głównie w Warszawie i dużych ośrodkach miejskich, a nie dociera do Sieradza, Kalisza, Ostrowa, Radomska. My chcielibyśmy włączyć ich mieszkańców w burzę mózgów o Polsce. I to się chyba udaje. Oprócz tego w najbliższym czasie dokończymy proces tworzenia struktur, stworzymy model finansowania i strategię komunikacji. Pod koniec roku podsumujemy trasę, w grudniu i styczniu nasi eksperci i ekspertki zaczną finalizować program, który przedstawimy w lutym na dużej konwencji programowej.
Czyli poprzez spotkania prowadzicie swoiste konsultacje społeczne. Jak wpłyną na postulaty programowe ruchu Biedronia?
Nie nazwałbym tego konsultacjami, lecz rozmową. Staramy się stawiać pytania o to, co jest ważne, jakie są priorytety, w jakim kierunku Polska powinna się rozwijać. Czy powinniśmy kontynuować model koncentracji działania państwa na strukturach, instytucjach, infrastrukturze, czy może powinniśmy zastanowić się jednak nad inwestowaniem w społeczeństwo. W centrum tej dyskusji o programie politycznym jest oczywiście filozofia Roberta Biedronia, która jest całkiem inna od filozofii Kaczyńskiego, Schetyny, Lubnauer i wielu polityków tzw. starych partii politycznych. Gdy patrzymy na ostatnie kilkanaście lat, właściwie na cały proces transformacji po 1989 roku, to programy polityczne bardzo mocno koncentrowały się na państwie, instytucjach, strukturach. Natomiast Robert Biedroń w swojej filozofii stawia punkt ciężkości na jednostce, jej prawach i wolnościach. Wielokrotnie krytykował to, co doprowadziło nas do „ery Kaczyńskiego”, czyli brak inwestycji w człowieka, w społeczeństwo. Pewne zaniechania w politykach społecznych sprawiły, że otworzyliśmy przestrzeń do działania dla populistów. Lista krzywd, które przez lata narastały, była już tak długa i dotkliwa, że to stworzyło idealne warunki dla Kaczyńskiego czy Kukiza.
Klasycznym przykładem konfliktu interesów i wartości moim zdaniem był sejmowy protest osób z niepełnosprawnościami i ich rodzin. Z jednej strony mieliśmy protestujących, a z drugiej stare partie, które koncentrowały się przez lata na paternalistycznym podejściu do tej grupy społecznej, na umacnianiu struktur, placówek, instytucji, a nie na tym, jak stworzyć warunki do realizacji niezależnego życia osób z niepełnosprawnościami. Gdy stare partie zabierają się za rozwiązywanie spraw społecznych, to z reguły jest to pomysł na wydzielanie pieniędzy i kontrolowanie na co one idą, a nie na tworzenie warunków do tego, aby osoba z niepełnosprawnością lub osoba starsza mogła żyć lepiej i niezależnie.
Wiadomo, że po rządach PiS już nic nie będzie takie samo – nie myślę tylko o demontażu instytucjonalnym, ale przede wszystkim o tym, że pomogły one szeroko pojętym elitom dostrzec rozwarstwienie społeczne. Ale czy to oznacza, że żeby wygrać, trzeba licytować się z PiS na to, kto bardziej zadba o pokrzywdzonych przez III RP?
Nie ulega wątpliwości, że przez 30 lat bardzo wiele grup społecznych zostało pozostawionych w tyle, jak wspomniane osoby z niepełnosprawnościami, którym państwo rządzone przez PO, PSL, SLD, przez lata nie było w stanie zaproponować całościowego pakietu wsparcia. Te zaniedbania dotyczą również osób starszych, kobiet, czy Polek i Polaków mieszkających na wsi. Te zaniechania to nie jest okres 3 lat, czyli jedynie rządów PiS. Tych spraw nie rozwiązała Platforma Obywatelska czy Sojusz Lewicy Demokratycznej. W tej grupie są wspomniane osoby starsze – dzisiaj w rankingu aktywnego starzenia jesteśmy na samym końcu badanych państw. W tyle zostały również kobiety – ich prawa są od lat łamane, np. poprzez brak dostępu do właściwej opieki zdrowotnej. W Polsce są województwa, gdzie 99% kobiet nie ma możliwości skorzystania ze znieczulenia zewnątrzoponowego przy porodzie. Jak pokazuje ostatni raport NIK kobiety mieszkające na wsi mają utrudniony dostęp do ginekologa. Z danych NFZ na koniec 2016 roku wynika, że w wielu gminach wiejskich w ogóle nie było poradni ginekologiczno-położniczych… To pokazuje, gdzie my dzisiaj jesteśmy. Jesteśmy państwem europejskim, członkiem Rady Europy, a jednocześnie dopuszczamy do tego typu drastycznych zaniedbań. To także problem przemocy domowej wobec kobiet, brak dostępu do nowoczesnej antykoncepcji, brak wystarczającej liczby żłobków i przedszkoli umożliwiających godzenie ról. W kontekście seniorów to przede wszystkim problemy infrastrukturalne, mieszkaniowe, dostęp do opieki zdrowotnej.
Ale rząd PiS chwali się, że jako pierwszy zaczął myśleć o prawdziwej pomocy polskim rodzinom.
I Robert Biedroń jako jedyny z liderów prodemokratycznej części sceny politycznej mówi: pewne programy PiS-owskie przywróciły ludziom godność. To nie ulega wątpliwości. 500+ było pewną próbą rozwiązania problemów. Tylko niestety to nie jest wszystko. To cały czas jest polityka gaszenia pożarów, a nie całościowe podejście do dobrego zarządzania państwem. Kolejne polskie rządy nie diagnozują potrzeb, nie patrzą na państwo w perspektywie lat 10, 20, tylko z perspektywy bieżących interesów partyjnych. Czyli okazuje się, że pomimo deklaracji składanych w kampaniach wyborczych człowiek, jego prawa i wolności wcale nie są obiektem faktycznego zainteresowania. My chcemy całkowicie zmienić obowiązujące podejście do polityki i rządzenia państwem. Właśnie dlatego staramy się wciągać ludzi do dyskusji o ich problemach, pytamy ich, jakie są priorytety. Np. czy państwo powinno przez najbliższe lata dalej rozwijać sieć autostrad, budować centralne porty lotnicze, czy może powinniśmy skierować większe środki do polityki społecznej, do edukacji, do nauki oraz na wsparcie innowacyjności i przedsiębiorczości. Niewątpliwie sukcesem naszych spotkań jest to, że tak wiele osób chce wyrazić swoje poglądy i potrzeby. Dajemy ludziom nadzieję, że jest możliwe przełamanie obowiązującego od lat, konserwatywnego myślenia o państwie i społeczeństwie, które podzielone jest na polityków i całą resztę. Można mieć wrażenie, że wyłącznie na autostradach i stadionach skupił się Donald Tusk zamiast na wyrównywaniu szans i dobrym rządzeniu, i w ten sposób otworzył szeroko drzwi dla populistów.
Program polityczny ma dopiero powstawać. Ale na pewno można już powiedzieć jaka byłaby Polska Biedronia.
Chcemy tworzyć Polskę, w której jak najmniej ludzi musi pozostawać w tyle. Przyświeca nam idea równości w dostępie do polityk społecznych, do edukacji, do nauki, do swobodnego przemieszczania się po kraju. Chcemy, żeby jakość rządzenia w Polsce była porównywana z jakością europejską. Żeby takie idee, jak jawność, rozliczalność, partycypacja, a także skuteczność i efektywność rządzących nie były pustymi słowami tylko stałymi fundamentami działania rządu i parlamentu. Wierzymy w politykę opartą na autentycznym, a nie wymuszonym dialogu społecznym rządzących z przedsiębiorcami, związkami zawodowymi, czy organizacjami pozarządowymi. Co ważne, w 2018 roku taki dialog musi mieć charakter nie trójstronny ale wielostronny, musi uwzględniać interesy i poglądy wielu grup i podmiotów. Ważnym elementem naszego programu będzie odpartyjnianie struktur państwa, a także powrót do niezależnej od polityków i w pełni profesjonalnej służby cywilnej. Podobnie w spółkach skarbu państwa, gdzie o wyborze prezesów i prezesek powinny decydować kompetencje, a nie legitymacja partyjna. Robert Biedroń od lat mówi, że najwyższy czas na zabieranie zabawek politykom i polityczkom. Na tym zyskamy wszyscy.
A co z tradycyjnymi elementami lewicowych programów? Kwestią rozdziału państwa od kościoła, in vitro, aborcji, związków partnerskich?
W naszym programie nie zabraknie żadnego istotnego aspektu. Chcielibyśmy pokazać, że Robert Biedroń ze swoim zespołem ekspertów i ekspertek potrafi dogłębnie analizować każdy obszar działania państwa i jednocześnie pokazać priorytety, które w perspektywie 2-3 kadencji są do rozwiązania w pierwszej kolejności. Rozmawiamy z ludźmi również o rozdziale państwa od kościoła. Bez względu na to, czy to spotkanie odbywa się w Warszawie, czy w Rzeszowie, ta sprawa budzi ogromne emocje. Ale nasza dyskusja nie zmierza w kierunku zaostrzania obecnych konfliktów, zależy nam na znalezieniu nowej formy dialogu. Bo narracja, która towarzyszyła nam przez ostatnie lata w tej sprawie, spowodowała, że konflikt wciąż narasta a problem się nie rozwiązuje. Szukamy zatem nowego języka dialogu społecznego. Bo kwestia stosunków z kościołem to także kwestia tego, jak państwo rozmawia z różnymi istotnymi partnerami społecznymi. W tym procesie wszyscy muszą być równoprawni, bo na tym polega prawdziwy dialog i demokracja.
Ma być nowa jakość w tworzeniu programu, ale czy będzie nowa jakość w budowaniu kadr? Czy nie powstaje kolejna partia oparta na popularności jednej osoby? Jak uniknąć scenariusza Ruchu Palikota czy Nowoczesnej?
Nie ulega wątpliwości, że współczesne ruchy polityczne tworzą się wokół silnych liderów z wyrazistymi poglądami, takich jak Robert Biedroń. Chcemy oprzeć ten projekt na dwóch kluczowych filarach: na wartościach i na kompetencjach. Czy nie powielimy błędów Nowoczesnej czy Ruchu Palikota? To klasyczne przykłady, gdzie brak wspólnoty wartości w klubie parlamentarnym powodował stopniową erozję tych ruchów politycznych. W Nowoczesnej te różnice pozornie w wielu obszarach nie były tak istotne, ale w zakresie polityk społecznych, czy kwestii równości okazało się, że posłowie i posłanki myślą skrajnie różnie, np. o prawach kobiet. Z kolei Twój Ruch był zlepkiem różnych wartości i koncepcji działania państwa. My od samego początku dużo uwagi poświęcamy na wewnętrzną debatę nad naszym politycznym DNA, nad wspólnym katalogiem wartości. Wydaje mi się, że nam się to udaje.
Kto może do was dołączyć?
Kładziemy mocny nacisk na szukanie ludzi, którzy wnoszą do naszej inicjatywy nie tylko formalne kompetencje, ale też bagaż doświadczeń z różnych sfer działania państwa. Oczywiście zależy nam też bardzo, żeby otworzyć ten projekt na nowych ludzi spoza czynnej polityki. To też ogromna wartość, kiedy ktoś, kto ma doświadczenie w administracji publicznej, biznesie, organizacjach pozarządowych, jest badaczem lub badaczką w jakiejś dziedzinie nauki, angażuje się w politykę i ma zdolność patrzenia na działanie państwa z dystansu. Pod tym względem mamy duże szanse uniknąć losu Twojego Ruchu czy Nowoczesnej, które zaczęły podlegać erozji, gdy uruchamiały się te dwa mankamenty: niespójność w wartościach i brak kompetencji w zarządzaniu strukturami państwa czy pisaniu ustaw. Bo gdy spojrzymy na ławkę kadrową Janusza Palikota, to osób, które były przygotowane do tworzenia prawa czy recenzowania działania rządu, było naprawdę niewiele. Z drugiej strony, gdy spojrzymy na Nowoczesną Ryszarda Petru, to widzimy konflikt wartości, zlepek ludzi o różnych poglądach, ludzi z różnych nurtów politycznych. To w efekcie doprowadziło właściwie do eliminacji tej partii ze sceny politycznej.
Nastawienie na kompetencje i doświadczenie – czy oznacza to, że możemy spodziewać się znanych twarzy doświadczonych polityków w szeregach ruchu?
Pamiętajmy, że doświadczenie w tworzeniu ustaw niekoniecznie mają tylko politycy i polityczki. Zresztą gdybyśmy mierzyli kompetencje polityków w kontekście jakości prawa, to prawdopodobnie jest to grupa, która ma w tym zakresie najmniejsze kompetencje w Polsce. W naszym projekcie są ludzie, którzy piszą ustawy od lat, badają działanie państwa, są specjalistami i specjalistkami w różnych dziedzinach życia publicznego. I mimo że w większości nie byli w polityce, to są przygotowani do tego, żeby pierwszego dnia po wejściu do sejmu pracować w komisjach i tworzyć dobre akty prawne. Do naprawy państwa nie wystarczą stare partie polityczne i znane twarze. Do naprawy państwa potrzebujemy osób spoza polityki z najlepszymi kompetencjami. Dlatego kryterium partyjności i rozpoznawalności są tutaj najmniej istotne.
Nie boicie się, że napłyną do was ludzie koniunkturalni?
Takie ryzyko zawsze jest, zwłaszcza gdy tworzy się nie klub dyskusyjny, lecz masowy projekt polityczny, który ma kilkuset lub kilka tysięcy członków i członkiń. Ale wydaje mi się, że dynamika, którą przyjęliśmy w projekcie, daje nam szansę, żeby w jakimś stopniu weryfikować osoby, które się zgłaszają. Już od października chcemy uruchomić w różnych miejscach Polski wewnętrzne debaty programowe wśród sympatyków i sympatyczek, które pomogą nam sprawdzić, czy osoby, które chcą z nami pracować, mają podobne wartości, czy są równie mocno przywiązani do kwestii równości, demokratycznego państwa prawa, solidarności społecznej. Mamy na to czas do lutego. Zakładamy, że do tego czasu powstanie grupa założycielska, która w pełni wierzy w projekt i chce poświęcić mu swój czas przez najbliższe kilka miesięcy. Czeka nas bowiem w 2019 roku duża kampania, najpierw do europarlamentu, później do parlamentu krajowego.
Czy moment ogłoszenia projektu jest dobry? Prawdziwe wyzwanie czeka w kraju, a wy startujecie do Parlamentu Europejskiego. Dotychczasowe doświadczenia pokazywały, że debiut w wyborach krajowych dawał premię startową nowym ugrupowaniom.
Tworzymy projekt ogólnopolski, więc naszym obowiązkiem jest udział we wszystkich wyborach, które mają ogólnopolski charakter. My nie ustalamy kalendarza wyborczego w Polsce. Będziemy mieć czwórskok wyborczy i chcielibyśmy przedstawić Polkom i Polakom ofertę programową. Jednocześnie w naszym politycznym DNA mocno obecna jest idea otwartej, europejskiej Polski, bo dla nas Unia Europejska nie jest wyimaginowaną wspólnotą. Chcielibyśmy, żeby głos naszych ekspertów i ekspertek był słyszany też w Parlamencie Europejskim, gdzie powstaje przecież większość obowiązującej nas legislacji. Zależy nam, żeby wprowadzić tam reprezentację osób kompetentnych i przygotowanych do polityki europejskiej. Dodatkowo nie ulega wątpliwości, że po trzech latach działania PiS nasz wizerunek na arenie międzynarodowej jest mocno nadszarpnięty. Robert Biedroń ma dobre kontakty międzynarodowe na poziomie Komisji Europejskiej, Parlamentu Europejskiego, ale też Rady Europy. Dostajemy stamtąd sygnały, że dzisiaj z perspektywy Europy jedyny głos polityczny z Polski, który jest słyszalny, to głos rządu PiS. Opozycji nie słychać. Politycy, decydenci europejscy mówią: my nie wiemy, jaka jest wizja opozycji, jaki jest pomysł na naprawę Polski po rządach PiS, jakie są szanse na zmianę sytuacji w Polsce. Dlatego za sprawą naszej reprezentacji w PE chcielibyśmy zacząć odbudowywać wizerunek Polski. Chcielibyśmy także pokazać, jaki mamy pomysł na zmianę pewnych struktur i mechanizmów działania UE, pomysł na umacnianie Unii.
Pomimo, że zaczniemy od wyborów do europarlamentu, to w październiku 2019 roku będziemy wciąż nowym projektem politycznym, który może otrzymać duży kredyt zaufania, bo Polki i Polacy są na to otwarci. Ostatni sondaż przeprowadzony dla Rzeczpospolitej pokazuje, że jest już duża grupa wyborców, którzy są gotowi zagłosować na projekt, który jeszcze nie ma nazwy i nie ogłosił jeszcze programu.
Do czasu wyborów samorządowych jednak ruch nie zadebiutuje. Czy w związku z tym możliwe jest wsparcie kandydatów z innych komitetów wyborczych przez Roberta Biedronia w różnych polskich miastach?
Robert Biedroń na bieżąco śledzi kandydatury w różnych częściach Polski. Na początku swojej kadencji założył ruch progresywnych burmistrzów i burmistrzyń, prezydentów i prezydentek miast. Na pewno osoby, które myślą o samorządzie w podobny sposób i podzielają jego wartości, mogą liczyć na jego poparcie.
Ale Słupska nie odpuszczacie.
Rzeczywiście, w Słupsku mamy swoją kandydatkę, obecną wiceprezydentkę, która jest osobą doświadczoną – to radna pięciu kadencji, przedsiębiorczyni, wieloletnia dyrektorka jednej z najlepszych szkół średnich w Słupsku, kobieta, która myśli progresywnie o mieście.
Czy podzielona opozycja jest lepsza niż zjednoczona? Właśnie obserwujemy przypadek Barbary Nowackiej, której bliżej było do lewicowych formacji, a dołączyła do Koalicji Obywatelskiej, co tłumaczy pragmatyzmem.
My koncentrujemy się na tworzeniu nowego niezależnego ruchu politycznego, który przedstawi nową ofertę polityczną, zupełnie nową wizję Polski i nowy pomysł na działanie państwa. Do wyborów krajowych mamy jeszcze wiele miesięcy. Jednocześnie wierzymy w to, co potwierdzają badania – że dzisiaj nie jest problemem to, że jakieś projekty polityczne nie chcą się włączać w Koalicję Obywatelską, tylko to, że nie ma jednej partii opozycyjnej, która jest lokomotywą, zdolną do odsunięcia PiS od władzy. Bo gdyby tak było, to sytuacja w sondażach zmieniłaby się już 2-3 lata temu. Platforma Obywatelska zyskiwałaby w sondażach, a PiS traciłby poparcie. A jest dokładnie odwrotnie. O koncepcji jednej opozycji dyskutujemy od blisko 3 lat. Sondaże pokazują, że PO i Grzegorz Schetyna mają nad sobą twardy sufit, którego nie są w stanie przebić. Wielu wyborców i wyborczyń nie zagłosuje już na PO, która nie podziela ich liberalnych wartości. Zawiodła ich, bo na samym początku swojej ścieżki pokazywała marzenie o innej Polsce – liberalnej, progresywnej, nowoczesnej. Zaoferowała jednak wyłącznie konserwatywne i partyjne myślenie o państwie. Jednocześnie to gdzie jesteśmy w 2018 roku, to rezultat tego, że PO nie rozwiązała wielu problemów społecznych, co stało się pożywką dla działania populistów, i nie przygotowała państwa na psucie demokratycznych instytucji. Polityka „ciepłej wody w kranie” sprawiła, że struktury państwa, regulacje prawne, społeczeństwo nie były gotowe na pojawienie się „barbarzyńców”. Każdy, kto analizuje scenę polityczną, widzi, że dzisiaj Grzegorz Schetyna nie jest liderem, który jest w stanie przedstawić nową wizję Polski, plan naprawy państwa oraz pobudzić wyobraźnię i zaangażować masowe grupy nowych wyborców i wyborczyń.
Mówicie wyborcom PO: „chodźcie z nami”? Cy to jeszcze bardziej nie ogranicza szans opozycji na pokonanie PiS-u? Ordynacja wyborcza premiuje przecież największe partie.
Chcemy być alternatywą dla wyborców i wyborczyń zawiedzionych PO. Dla tych, którzy trochę się z polityki i demokracji wycofali przez ostatnie lata. Ale także dla wyborców i wyborczyń PiS, którzy są rozczarowani działaniem tej partii szczególnie w kontekście niszczenia państwa i jego instytucji.
W tym kontekście smutne jest to, że Barbara Nowacka praktycznie skapitulowała i podjęła decyzję o wspieraniu PO. To kapitulacja wartości, bo PO uosabia wszystko to, z czym Nowacka próbowała walczyć przez ostatnie lata. Cały obszar praw kobiet był przez tę partię wyjątkowo zaniedbany. Wiemy, że PO potrafiła przez lata obiecywać Polkom nowe rozwiązania i instrumenty wyrównujące ich szanse, a później nie dotrzymywała słowa. Pamiętam, jak wiele mówiono o skutecznej walce z przemocą wobec kobiet. A później Platforma latami trzymała Konwencję Stambulską w zamrażarce. PO dopiero po 7 latach wprowadziła ustawę o in vitro, która w efekcie okazała się bublem prawnym i wyjątkowo konserwatywną regulacją, która skrzywdziła wiele kobiet. Podobnie jest, gdy przyjrzymy się kwestii antykoncepcji, standardów opieki okołoporodowej, edukacji seksualnej czy klauzuli sumienia. To wszystko rzeczy, o które Barbara Nowacka walczyła z PO a teraz została zmuszona, żeby się pod działaniami tej partii podpisać i jej zaniechania wobec kobiet firmować swoim nazwiskiem. Jest mi przykro, że ją to spotkało, bo szanuję jej poglądy, wiem, jak bardzo próbowała zrobić coś dla kobiet w Polsce. Jej przystąpienie do PO to też jej kapitulacja jako liderki, bo w ten sposób, po kilku latach nieudanych prób przyznała, że nie jest w stanie stworzyć samodzielnie nowej inicjatywy politycznej.
Ale przez pewien czas Biedroniowi i Nowackiej było po drodze. Dlaczego nie doszło do szerszej współpracy?
Barbara Nowacka już jakiś czas temu wybrała samodzielną ścieżkę budowania Inicjatywy Polskiej, która przygotowywała się do wyborów samorządowych. Nasze dwa projekty były rozwijane niezależnie od siebie. My skupialiśmy się na budowie programu, pewnej wizji, gromadzeniem zespołu ekspertów i ekspertek. Barbara Nowacka skoncentrowana była na zbieraniu podpisów pod inicjatywami obywatelskimi i polityce samorządowej. Dzisiaj jej decyzja chyba kończy krótką historię Inicjatywy Polskiej, bo z tego co wiem kolejni działacze występują z tej organizacji.
Ale sama lewica również jest podzielona. Czy wyobrażacie sobie współpracę z SLD lub Razem?
Dzisiaj jesteśmy na innym etapie. Tworzymy nową, niezależną inicjatywę polityczną. Nie musimy stawiać sobie pytań o to, czy będziemy wchodzili z kimś w koalicje. Tworzymy totalnie nową jakość polityczną na polskiej scenie. Wierzymy, że jesteśmy w stanie angażować różnych wyborców i wyborczynie, którym bliska jest idea demokracji, solidarności, nowoczesnego państwa. Mamy dziś inne dylematy: jak zaangażować jak najwięcej osób w debatę wokół programu wyborczego, tworzymy strategię komunikacji, struktury, i to są dzisiaj nasze priorytety. SLD i Razem są w zupełnie innym miejscu, bo znają swoje ograniczenia na poziomie poparcia społecznego i na tym muszą się skupiać.
Do jakiej międzynarodówki zapisze się partia Biedronia po wyborach do PE? Może macie już jakieś wizje dotyczące swojej pracy w Europie, albo wyobrażenie o tym, kto powinien, być szefem Komisji Europejskiej?
Za wcześnie na takie pytania. Dziś spotykamy się z różnymi środowiskami w Unii Europejskiej, które mają z nami wspólne wartości, rozmawiamy z różnymi politykami i polityczkami. Naturalnie mówimy o projekcie progresywnym, wrażliwym społecznie, więc bliżej jest nam do lewej części PE. Ale na razie koncentrujemy się na tym, żeby budować szerokie relacje i kontakty międzynarodowe.
W kontekście Roberta Biedronia część komentatorów chętnie używała sformułowania „polski Macron”. Rzeczywiście jest u was jakaś inspiracja francuskim prezydentem?
Macron niewątpliwie zainspirował wiele ruchów politycznych w Europie. Pokazał, że można rozbić skostniałe, konserwatywne, stare układy na scenie politycznej. Że nawet w jednej z najstarszych demokracji partie polityczne, które są tam zakorzenione od dziesięcioleci i mają ogromne struktury i budżety, mogą być odsuwane od władzy. Macron pokazał, że można tworzyć alternatywną ofertę polityczną. My chcemy zrobić to samo w Polsce, bo widać, że duopol PO-PiSowy coraz bardziej szkodzi Polsce. Robert Biedroń spotyka się z przywódcami partii Macrona. Właśnie wrócił z Paryża, gdzie gościł w Zgromadzeniu Narodowym na zaproszenie szefa En Marche. Ale rozmawia z nimi tak, jak z każdą prodemokratyczną partią w Europie. Bo dzisiaj postrzegani jesteśmy w Europie i na świecie wyłącznie przez pryzmat tego, co mówi prezes Jarosław Kaczyński czy premier Mateusz Morawiecki. Brak jest alternatywnego głosu Schetyny, czy Lubnauer. Robert Biedroń próbuje to zmienić.
Zatem PE to rozbieg. A później przyjdzie jesień 2019 roku i…?
Dwa główne cele jakie sobie stawiamy to odsunięcie PiS od władzy i to, żeby w parlamencie w 2019 roku nasz głos, głos progresywnych polityków i polityczek był na tyle silny, żeby mieli wpływ na to, jak będzie porządkowana Polska po PiS, jakie ustawy będą uchwalane, jak będzie reformowany system sądownictwa, w jakim kierunku pójdzie nowy model administracji publicznej, jak będą odpolityczniane spółki i media publiczne.
* dr Marcin Anaszewicz, prawnik i politolog. Najbliższy współpracownik Roberta Biedronia. Prezes think tanku Biedronia – Instytutu Myśli Demokratycznej, a także szef sztabu nowego projektu politycznego. Wcześniej strateg zwycięskich kampanii Biedronia w 2011 do sejmu i w 2014 na urząd prezydenta. Przez lata zasiadał w zarządach spółek w biznesie, prowadził restrukturyzacje, zajmował się komunikacją marketingową i projektami rozwojowymi. W 2014 przeniósł się do Słupska i jako dyrektor strategiczny przeprowadził restrukturyzację finansową i organizacyjną w strukturach miasta. Doświadczenie zawodowe zdobywał również w przedsiębiorstwach państwowych i administracji rządowej. Od 22 lat zaangażowany w walkę o prawa człowieka, praw kobiet, prawa zwierząt. Autor publikacji naukowych poświęconych jakości rządzenia.