Donald Tusk właśnie po raz drugi został wezwany przez prokuraturę na kolejne przesłuchanie. Już wiadomo, że 5 lipca były Premier się nie stawi. I gdybym mógł cokolwiek doradzać Przewodniczącemu Rady Europejskiej, to doradzałbym mu, żeby nie stawiał się na kolejne przesłuchania w ogóle, przy równoczesnym wysłaniu jasnego sygnału, że jest owszem do pełnej dyspozycji, ale na miejscu, w Brukseli. Są bowiem chwile w życiu każdego człowieka, kiedy trzeba twardo powiedzieć „dość!”. I w nosie miałbym szczekania prawicowej gawiedzi o tym, jak to Donald Tusk boi się prawdy i unika karzącej ręki sprawiedliwości. Każdy normalny człowiek wie przecież, że pisowskie prawo i sprawiedliwość ma tyle z prawem i sprawiedliwością wspólnego, co plamy na słońcu z wybuchem supernowej w Galaktyce z8_GND_5296 (każdy, kto choć trochę interesuje się astronomią, wie, że to najdalsza od Ziemi odkryta przez człowieka galaktyka, oddalona od nas jakieś 30 mld lat świetlnych). Nie jest problemem dla ministra Ziobro wysłać prokuratora do Egiptu, aby wziął udział w sekcji zwłok Polki, która zmarła w niewyjaśnionych nadal okolicznościach, ale już wielkim problemem jest wysłać prokuratora do Brukseli, albo po prostu zlecić w ramach pomocy prawnej przesłuchanie Szefa Rady Europejskiej przez prokuratora belgijskiego. Dlaczego minister Ziobro nic nie robi w sprawie Wacława Berczyńskiego, to już tylko pytanie retoryczne, wobec planu żałosnego kąsania byłego Premiera. I nie budzi to u rządzących żadnego zażenowania. Oczywiście, że nie, bo małość rządzących jest tak duża, że aż kłuje po prostu w oczy. Chodzi przecież o nic innego jak o upokarzanie Donalda Tuska w imię jakiś doznanych przez niego krzywd, których nie da się rzecz jasna w żaden sensowny sposób udowodnić. A przecież odpowiedzialność polityka za jego przewiny w czasach kiedy pełnił on funkcje państwowe, wykazać można jedynie przed Trybunałem Stanu, który jest jedynym konstytucyjnym organem do tych celów. Rządzący wiedzą jednak, że uzyskanie wymaganych 276 głosów potrzebnych do postawienia przed nim Donalda Tuska nie jest możliwe w obecnym Sejmie, nawet w obliczu zawłaszczonego przez PiS Trybunału Stanu (co ma obecnie miejsce). Dlatego właśnie wymyślono targanie Tuska po prokuraturach. I gdzieś mają rządzący to, że ośmieszają nie tylko siebie (gdybyż to tylko o to szło, to pal licho), ale oni ośmieszają nas wszystkich i Polskę całą przy okazji, spychając ją jednocześnie na całkowity margines państw Unii. Tak właśnie Polska wstaje z kolan od ponad 1,5 roku. Brednie, nic więcej.
Na czym więc polega szarlataneria rządów PiS? To proste, niczym dwa dodać dwa. Rozdać ludziom pieniądze i przywileje (500+ i obniżenie wieku emerytalnego), nie patrząc na efekty tych działań za kilka, kilkanaście lat, po to tylko, aby móc realizować chorą i w gruncie rzeczy utopijną wizję państwa etatystycznego z silnym akcentem nacjonalistycznym i jednym centralnym ośrodkiem władzy, znajdującym się na Nowogrodzkiej 84/86, 02-018 w Warszawie. A głównym celem utrzymania tej władzy jest stworzenie państwa całkowicie odpornego na jakąkolwiek kontrolę społeczną, realizowaną w cywilizowanych, demokratycznych państwach poprzez Trybunał Konstytucyjny, niezależną i wolną od wpływów polityków prokuraturę, niezawisłe sądy i organa ścigania, które także muszą być od wpływów władzy wolne. Dzisiaj w państwie PiS żaden z tych organów nie jest już od mankamentów tych wolny, bo nawet przedostatnia ostoja demokracji (ostatnią są jeszcze póki co wolne media) – niezawisłe sądownictwo – właśnie zostało opanowane, przy okazji zdobycia przez ministra Ziobrę władzy nad administracją sądów i wpływu na wybór ich prezesów. Toż to jakaś kompletna aberracja jest w normalnym, demokratycznym państwie.
Jednocześnie władza szczyci się rosnącą gospodarką. Właśnie gruchnęła wieść, że PKB w I kwartale tego roku wzrósł o 4 punkty procentowe. Do tego wzrosły inwestycje i sprzedaż detaliczna. Deserem dla PiS jest wzrost eksportu. I rzecz jasna prawica pieje z zachwytu, że to dzięki mądrej i wyważonej polityce rządu. Ale czy aby na pewno? Krótko skomentować można to tak: PKB w końcu drgnął, bo cała gospodarka światowa przyspieszyła wyraźnie, a dla nas przede wszystkim ważne jest to, że tempa nabrała gospodarka Niemiec, bo Polska jest w ponad 60% zależna od sąsiada z zachodu – to dzięki temu też wzrósł eksport, co jest naturalnym odruchem. Co do wzrostu inwestycji, to powiedzieć wypada – no wreszcie! Po ponad roku zastoju w tej dziedzinie, rzeczą oczywistą jest, że w końcu kiedyś one ruszyć musiały, bo nie da się chować w nieskończoność pieniędzy. Pytanie zasadnicze jest natomiast takie: jak głębokie są to inwestycje i przez kogo czynione? Nie chcę się wymądrzać, ale śmiem twierdzić, że ruszyły głównie samorządy, co na rok przed wyborami jest rzeczą oczywistą. Wzrost sprzedaży detalicznej z kolei jest efektem dwóch czynników – pompownia w gospodarkę około 30 mld złotych rocznie pieniędzy z programu 500+ oraz wzrostu cen, spowodowanym wzrostem inflacji, z którym mamy do czynienia po raz pierwszy od lat. Na marginesie zapytam tylko, czy zadłużanie kraju na kwotę 30 mld rocznie po to tylko, aby uzyskać wzrost sprzedaży detalicznej na poziomie jednocyfrowym jest tego warte z punktu widzenia racjonalności kosztów? Myślę, że każdy odpowie sobie na to sam. Na ile zresztą te wszystkie wzrosty są trwałe i głębokie pokaże czas – na razie mowa jest tylko o bardzo krótkim horyzoncie czasowym.
Ale to PiSowi nie przeszkadza bynajmniej. Nie przeszkadza to też tej części suwerena, który ślepo wierzy w tę władzę i oddałby za nią ostatnią koszulę. A niech oddają! Docierać do nich, pokazywać prawdziwą twarz tej władzy nie ma najmniejszego sensu, strata to czasu całkowita. Za to bić się trzeba o tę część elektoratu, który jest płynny, wahający się i dla którego znaczek partyjny nic nie znaczy. Ci są aktualnie kupieni w znacznej części przez 500+, ale ich da się też kupić wiedzą. Im można jeszcze wytłumaczyć, że comiesięczny przelew z gminy nie bierze się z niczego i że po drugiej stronie równania są wszystkie ukryte koszty tego przelewu – wyższe opłaty w bankach, wyższe opłaty w ubezpieczeniach, wyższe ceny i koszty życia, bo czymś przecież trzeba tę mannę z budżetu zasilić. To te 10-15% elektoratu wygrywa wybory i to ten właśnie elektorat podniósł PiS do rangi Panów.
Rządy prawicy jako żywo przypominają mi pierwsze lata ery Gierka, kiedy sypnął on pożyczonym z zagranicy groszem i dał ludziom namiastkę demokracji. Nie na długo przecież. Doskonale pamiętam pierwszego w życiu kurczaka z rożna i pierwszą szklankę coca-coli. Był to rok 70 lub 71 ubiegłego wieku, a ja miałem wtedy 6, może 7 lat. I pamiętam też ostrożny optymizm moich rodziców, bo wydawało im się to od początku czymś nierealnym. Ale dali się uwieźć tej wizji Polski, którą po 5 latach przełknąć musieli goryczą, gdy malowana sztuczną farbą kurtyna opadła z hukiem na deski tego teatru absurdu. Dziś świat oczywiście wygląda inaczej, ale metody używane przez PiS są tak łudząco podobne do tamtych, że uciec się od tych skojarzeń po prostu nie da.
Nikt, komu dobro kraju nie jest obojętne, nie zaprzecza, że Polskę trzeba zmieniać. Trzeba ją poprawiać i unowocześniać – to jest oczywiste jak wschód i zachód słońca każdego dnia. Ale musi to mieć jakieś racjonalne granice. Nie można wszystkiego potępiać w czambuł, wszystko niszczyć i budować od nowa. To jest po prostu irracjonalne. Trzeba w Polsce poprawić wiele dziedzin życia, trzeba poprawić sądownictwo, bo to oczywiste, że wymaga ono zmian. Ale mają to być zmiany procedur, na przykład na takie, aby większą wagę położyć na mediację między stronami, bo przecież sąd nie musi do cholery zajmować się sporami o spadające na działkę sąsiada gruszki. Procesów w polskich sądach są miliony, a każda ze stron procesu ma przecież pełne prawo korzystać z przysługujących im praw, zapisanych w kodeksach postępowania przed sądami. Stąd przecież bierze się przewlekanie spraw. Oczywiście, sędziowie powinni być lepiej przygotowani do rozpraw, ale to samo przecież dotyczy referendarzy sądowych, czy choćby i stron postępowania. Niech w tę stronę idą zmiany, a nie w ordynarny i prostacki wręcz sposób w kierunku opanowania politycznej władzy nad trzecim jej filarem. Tyle się mówiło, że Trybunał Konstytucyjny za wolno pracuje. Ale czy ktokolwiek zadał sobie trud, aby sprawdzić czy opanowany przez PiS Trybunał pracuje lepiej? Lepiej na pewno nie, ale czy szybciej? Proszę bardzo – rzut oka na strony Trybunału i już wiemy, że w roku 2015 Trybunał wydał 246 wyroków, w roku 2016 – 116 wyroków (kiedy walczył już z jego blokowaniem), a w roku bieżącym, do 17.05, uwaga, uwaga – 25 wyroków! Komentować?
A tyle PiS mówił, że Prezes Rzepliński biega ciągle do telewizji i bawi się w politykę, ale to nieprawidłowo wybrana na szefową pani Julia Przyłębska nie wychodzi z TVP, gościem w zasadzie będąc w Trybunale. Komentować?
A ile PiS mówił o politycznym uzależnieniu sędziów od PO? A to przecież nie kto inny jak pan Lech Morawski (z szacunku do prawidłowo wybranych sędziów nie będę go nazywał sędzią) ośmieszył siebie, swoją byłą uczelnię, Trybunał, a wreszcie i Polskę całą swoimi wypowiedziami podczas konferencji w Oxfordzie. I to nie kto inny, ale ten pan właśnie zamieszany jest w poważny wypadek samochodowy, w którym był sprawcą, a poszkodowana w nim osoba do dzisiaj nie może uzyskać odszkodowania. Tak się zachowuje sędzia najwyższego Trybunału? Komentować?
Wobec tych wszystkich faktów, drobiazgiem wydaje się już tylko żałosne potraktowanie sędziego Biernata, wiceprezesa Trybunału, którego pani Przyłębska wysłała bezprawnie na przymusowy urlop, odbierając mu wszystkie sprawy. Jakże to znowuż małostkowe i żałosne. I po prostu małe.
Tymczasem w harmidrze spraw suweren zapomniał już o zmianach w ustawie o wycince drzew. Ucichło nagle wszystko. A przecież sam pan poseł Kaczyński zapowiedział jej poprawę z uwagi na lukę prawną promującą pewną dziedzinę biznesu. I co? I nic. Ustawa jak pozwalała na szaleńczą wycinkę drzew, tak pozwala na to nadal (choć już chyba wszystko, co miało być wycięte, zostało wycięte). I tylko kwestią czasu jest ujawnienie wiedzy o tym, kto tak naprawdę na tej ustawie skorzystał – możemy być jednak pewni, że to nie nastąpi za tych rządów. Tak samo jak nie dowiemy się szybko kto tak naprawdę ma skorzystać na ustawie o aptekach, bo na pewno nie będą to ani mali przedsiębiorcy, ani tym bardziej klienci, czyli głównie osoby starsze – nie te, które są beneficjentami programu 500+. Jak to zwykle bowiem z PiSem bywa, gorące zapewnienia o ochronie polskich małych i średnich firm są tylko prostacką przykrywką. Nie trzeba być tuzem intelektu, aby domyślić się, że na nowej ustawie skorzystają tylko i wyłącznie największe sieci aptek oraz największe hurtownie leków. Tak to Prawo i Sprawiedliwość wciska ludowi zwykły, sparciały kit.
Władza PiS jest także niebezpieczna dlatego, że pod przykryciem patetycznych słów o bezpieczeństwie Polaków lekką ręką niszczy znaczenie naprawdę wielkiego słowa jakim przez lata było słowo „Solidarność”. Solidarność, to od czasów Wielkiego Sierpnia słowo, którego znaczenia uczył się cały niemalże świat. Dzisiaj, za sprawą cynicznego wykorzystywania tematu uchodźców, zostało ono przez PiS całkowicie zdegradowane do poziomu rynsztoka. Słowem tym dzisiaj można sobie wytrzeć niejedną pełną frazesów gębę, za nic mając jego głębokie i prawdziwe przesłanie. Być w Unii Europejskiej, brać od niej ogromne fundusze na rozwój, a jednocześnie perfidnie grać tematem imigrantów, mówiąc, że to problem Europy Zachodniej, to doprawdy sztuka hipokryzji najwyższych lotów. Pokłony bite przez Beatę Kempę w imieniu własnym i rządu na urodzinach Radia Maryja, to już tylko żałosny spektakl serwilizmu wobec fałszywego kościoła opartego na świecidełkach i cynicznego wykorzystywania ludzkiej, niejednokrotnie żarliwej wiary. A wszystko to w imię umiłowania nie bliźniego, ale władzy. Dla niej można zrobić wszystko, dla niej można pójść na każdy skrót.
Tak, jestem za unijnymi sankcjami. Mówię to wyraźnie i jasno – tak, jestem za tym, aby Komisja Europejska narzuciła na rząd polski, podkreślam z całą stanowczością: rząd polski, sankcje w postaci ograniczenia funduszy europejskich. Tak, chcę tego jako obywatel tego kraju. Widocznie nie ma innej drogi, żeby ludziom otworzyły się oczy. I w nosie mam to, co pisowska brać i Kukiz ’15 gadać będą na Unię. Skoro część obywateli tego kraju nie widzi czym jest władza PiS, widocznie potrzeba trafić do nich poprzez kieszeń. Z funduszami, czy bez, Polska i tak wpadnie za chwilę w koszmarny dołek i nawet ogólnie rosnąca koniunktura na świecie nie pomoże Polsce, wobec szalonego rozdawnictwa pieniędzy i przywilejów z jakim mamy do czynienia od drugiej połowy 2015 roku. O pomysłach ustaw „ułatwiających” polskim firmom działalność gospodarczą nie będę nawet wspominał, bo to brednie są nie mniejsze niż Polski wstawanie z kolan.
Jak z państwem PiS walczyć? Potrzebna jest aktywizacja wszystkiego, co obywatelskie z nazwy i z idei. Trzeba być aktywnym w mediach społecznościowych, trzeba tworzyć obywatelskie ruchy, fora i budować jedność wśród wszystkich, którzy chcą Polski nowoczesnej, normalnej i wolnej od upiorów przeszłości. Trzeba zmuszać polityków opozycji do jednoczenia się – nie czas teraz na podziały i uszczypliwości wzajemne, schować trzeba ambicje własne. Zatrzymać trzeba ten pochód ku Polsce z minionych wieków. Zatrzymać trzeba tę władzę, która żyje fantasmagoriami o potędze węgla i gospodarce ze slajdów super premiera od prezentacji w PowerPoint. Ośmioletnia podstawówka i czteroletnie liceum z „prawidłowym” przekazem historycznym nie stworzą z dzieci naszych wielkich Polaków, zdolnych konkurować z innymi nacjami na świecie. Nikt jeszcze nie odniósł sukcesu, krocząc w tył. Żadne państwo, żadna firma, żaden człowiek wreszcie.
Myśląc o tym, przed oczami słowa mam, z którymi kładł się spać codziennie i budził się z nimi rano młody Karol Wojtyła: czas ucieka…