Jak umierają demokracje widzimy na co dzień. Śmierć demokracji to nie zawieszenie wyborów. Śmierć demokracji to nie wojska na ulicach. W Rosji wojsko nie pacyfikuje demonstrantów, a Putin wygrywa każde wybory w cuglach – a jednak prawie nikt Rosji krajem demokratycznym nie nazwie. Jeśli więc to nie tylko wybory dzielą kraje demokratyczne od autorytarnych to co jeszcze?
Tym zajmuje się Steven Levitsky w swojej książce pokazując na przykładach z całego świata kolejne kroki: po pierwsze zamach na instytucje kontrolujące władzę: w pierwszej kolejności sądownictwo. Kontrola niezawisłych sądów jest dla autokratów nie do przyjęcia, a obywatele rzadko zdają sobie sprawę, że niezależne sądy to wszystko co chroni ich od wszechwładzy rządu. O tym przekonują się później: kiedy wjedzie w nich rządowa kolumna. Od przeciętnego obywatela lepiej wyedukowani są przedsiębiorcy, którzy wiedzą, że bez niezawisłych sądów mogą w każdej chwili stracić dorobek całego życia jeśli podpadną lokalnemu kacykowi. Stąd wieczny problem autokracji – niskie inwestycje prywatne – bo po co inwestować przy tak dużym ryzyku – lepiej majątek umieścić bezpiecznie za granicą. Pozostają wtedy inwestycje państwowe: nieefektywne, a często absurdalne „białe słonie”, które dobrobytu nie przynoszą, a na dłuższą metę doprowadzają system do bankructwa. Brzmi znajomo?
Rozpisane na akty, kolejne kroki autokratów czyli przejmowanie kontroli nad mediami i gospodarką dają dreszczyk polskiemu czytelnikowi – mimo, że książka ma 2 lata przewiduje rozwój sytuacji dość dokładnie. Jedynym pocieszeniem może być tutaj tylko fakt, że po przetartej wcześniej przez różnych autokratów ścieżce Kaczyński porusza się znacznie wolniej i z większymi problemami. W ostatnich latach demokracja wykształciła najwyraźniej system odpornościowy – wciąż słaby, ale coraz skuteczniej walczący. Instytucje się bronią: od instytucji UE, aż po królową Anglii. Dzisiejsze zawirowania z „ustawą kneblującą” mogą pokazać, która strona wygra – przynajmniej u nas.
Jednak co najciekawsze w książce Levitskego to dyskusja o tym co dalej. Jak odbudować delikatne – bo nie pisane zwyczaje. Jak ugasić nienawiść dzielącą nie tylko polityków, ale i społeczeństwa? Jak odbudować scenę polityczną wiedząc, że poparcie społeczne dla autokratów wciąż istnieje. Przegląd nie tak wielu udanych przypadków nie daje odpowiedzi na to pytanie. Daje jednak do myślenia – i to kolejny powód, dla którego te książkę warto przeczytać.