Najpierw domagali się upamiętnienia przy Pałacu Prezydenckim, więc dostali tablicę pamiątkową na Pałacu. Wtedy zaczęli się domagać pomnika. Więc wybudowano wielki pomnik na Powązkach. Wówczas zaczęli twierdzić, że potrzebny jest drugi pomnik, na Krakowskim Przedmieściu. Żądaniom nie ma końca, spełnienie jednego powoduje podniesienie stawki, spirala się nakręca.
W tej sprawie zwolennikom pomnika smoleńskiego chyba nie chodzi o to, żeby spełnić ich życzenia tylko właśnie o to, żeby ich nie spełnić. Dzięki temu grupa osób może zgłaszać pretensje, że jest ignorowana i prowadzić szantaż moralny wobec całej reszty społeczeństwa (kto nie zgadza się na kolejny pomnik ten jest przeciwko upamiętnieniu zmarłych, szarga ich pamięć, jest niewrażliwy na ból rodzin itp). Kilkoro członków rodzin ofiar – przed tragicznym wypadkiem zupełnie nieznanych – zrobiło kariery polityczne w różnych ugrupowaniach tylko dzięki medialnej popularności, jaką przyniosły rozmowy i wywiady na temat katastrofy. Teraz pojawiają się w telewizji oskarżając obłudnie o „brak woli politycznej upamiętnienia ofiar.” Dla polityka pokazywanie się w telewizji w roku wyborczym to rzecz bezcenna, nie mówiąc o okazji do przeczołgania konkurentów politycznych.
Nie ma w Polsce problemu braku upamiętnienia ofiar katastrofy smoleńskiej. Kto tak twierdzi, ten po prostu kłamie. W całym kraju istnieją już setki pomników, tablic pamiątkowych oraz ulic, placów i skwerów nazwanych imieniem pojedynczych ofiar lub ogólnie imieniem ofiar katastrofy w Smoleńsku. W dniach następujących po tragedii Polska uczciła jej ofiary w sposób wyjątkowo godny, łącznie z pochówkiem na Wawelu, a z upływem czasu pamięć o nich nie zanika; jest wręcz odwrotnie – każda rocznica, a nawet miesięcznica jest czczona i zauważana przez media, a do ofiar i ich rodzin opinia publiczna podchodzi z należytą powagą, szacunkiem i współczuciem. Naruszają atmosferę powagi ci, którzy ze względów politycznych wprowadzają w błąd resztę społeczeństwa kwestionując tę oczywistą prawdę.
Władze i społeczeństwo stoją w trudnej sytuacji: nie spełniając kolejnych żądań zwolenników pomnika realizuje się ich scenariusz polityczny, bo dzięki temu mają zainteresowanie mediów, mogą o sobie przypomnieć, a w wypowiedź wpleść – niby przypadkiem – informacje o swoim kandydacie na prezydenta RP. Uginanie się pod żądaniami tym bardziej da im wiatr w żagle i może nawet jeszcze większy dostęp do mediów. Właściwym rozwiązaniem byłoby demaskowanie ich oraz zadbanie o zdrowy rozsądek w upamiętnianiu i o niewykorzystywanie tragedii do karier. Ale do tego trzeba odwagi, której w atmosferze szantażu moralnego zabrakło politykom, dziennikarzom i komentatorom. W polskiej kulturze śmierć i żałoba to tabu, więc boją się, że jak tylko pisną słowo na ten temat, to wyleje się na nich kubeł pomyj. Zwolennicy pomnika tylko czekają na taką okazję.
