Platformie wzrosło o 10, Hołowni spadło o 7 i to w ciągu zaledwie miesiąca.
To wina Tuska. Odkąd wrócił, ludzie uwierzyli, że da się, że odstawienie na bok PiSu jest wykonalne, ożywili się i machnęli ręką na wyrób czekoladopodobny, skoro mogą mieć prawdziwą czekoladę. Facet z kiosku powiedział mi, że odkąd Tusk wrócił, to Newsweek i Polityka wyprzedają się pierwszego dnia. To, co prawda, Warszawa, w małych miastach w kioskach z gazetami w ogóle nie ma ani Polityki ani Newsweeka, a w jeszcze mniejszych w kioskach w ogóle nie ma gazet (wiem, bo widziałem, gazet nie ma, są zabawki, fajki i tzw. środki higieny), ale mimo wszystko to też coś pokazuje.
Bo to nie do końca tak, że jak coś się dzieje w Warszawie, to na prowincji tego nie ma i na pewno nie będzie. Będzie, tylko z pewnym poślizgiem czasowym i w mniejszym zakresie, ale potencjał wzrostu dzięki Tuskowi PO jeszcze ma. Pytanie tylko jak duży i jak długo.
Tusk jeździ po kraju i pluje na PiS, że aż miło. Elektorat, który od lat dostaje białej gorączki na samo słowo „Kaczyński” może teraz sycić uszy kpinami z niego i jego podwładnych, mrożącymi krew w żyłach przepowiedniami, wstrząsającymi recenzjami głupoty, nieporadności i bezwzględności ludzi, którzy „zgotowali tak okrutny los dla naszych dzieci”. Obelgi i szyderstwa z PiSu to dla milionów Polaków najpiękniejsza muzyka, a Tusk okazał się wirtuozem tego gatunku. Umie wykpić, celnie przyszpilić i w kilku słowach podsumować działalność PiS, co telewizyjnym naukowcom zajmuje 11 minut tefałenowego czasu antenowego, w dodatku bez tego wdzięku, a Budce zajęło półtora roku mechanicznego, wypowiadanego z emocją syntezatora dźwięku, wielokrotnie złożonego zdania zawierającego setki słów znanych tylko jemu i autorom słownika wyrazów obcych.
Było w narodzie zapotrzebowanie na te potoczyste, zgrabne i całkiem estetyczne pomyje wylewane przez Tuska na PiS. Ludzie potrzebowali usłyszeć od kogoś swój własny wqrw, wreszcie poczuć wyższość wobec tych tłustych, nalanych, prostych mord, które od kilku lat obrzygują z telewizora wszystkich, którzy myślą inaczej, ba! którzy w ogóle myślą. Tusk dał Polakom nie samą nadzieję, ale też mściwą satysfakcję, że teraz ci z PiS-u poczują to, co myśmy czuli przez 6 ciemnych, smutnych lat upokorzeń, taplania się w błocie pisowskiego chamstwa i agresji, poczują mianowicie, że złote czasy się skończyły, teraz to oni są gorszym sortem.
Gdybym był złośliwy, a nie jestem, to zadałbym pytanie czemu Tusk tak długo skrywał swój talent, dlaczego w 2007 zamiast pojechać po Kaczyńskim tak śmiało jak teraz, to zaprezentował tzw. politykę miłości, zgadzał się z PiSem i to tak bardzo, że nieraz sam PiS nie nadążał za nim zgadzać się z sobą. Gdyby wówczas Tusk śpiewał tę pieśń co dzisiaj, to Kamiński nie zostałby szefem CBA w rządzie właśnie Tuska i nie zmontowałby afery podsłuchowej, a w konsekwencji teraz nie byłoby potrzeby ratowania Polski. Ale jak ktoś nie chce tego pamiętać, to nie musi. Dzisiaj jest atmosfera święta, nadzieja się odrodziła, Tusk w barwnym korowodzie przemierza Polskę i antypisowski karnawał trwa, przynajmniej dopóki naród się nim nie znudzi i nie zacznie pytać co dalej. To jeszcze trochę potrwa.
Hołownia opowiada teraz mediom, że jest bardzo zadowolony ze spadku notowań, bo zostali mu tylko jego szczerzy zwolennicy, a miłośnicy PO chwilowo związani z Hołownią niech sobie wracają do Tuska. Tia… Jasne, zadowolony. Polityk zadowolony, że mu sondaże spadają? Miałeś Hołownio złoty róg, ostał ci się ino sznur.
Przemarsz wyborców najpierw od PO do Hołowni, a potem z powrotem od Hołowni do PO, pokazał, że Hołownia nic nie pokazał. Jego chwilowa popularność była wyłącznie funkcją awarii PO. Awaria zakończona, więc Hołownia też.
Hołowni zostanie kilka procent wyznawców, ludzi którzy wierzą w niego jak członkowie sekty i w lunatycznym widzie oddadzą mu nawet pin do karty, ale to po prostu za mało, żeby namieszać w polityce. Miał półtora roku, by zaprezentować Polakom coś konkretnego, wnieść do polskiej polityki coś oprócz nowej dawki narcyzmu. Ale wolał pustosłowie i kolejne, internetowe seanse Kaszpirowskiego, podczas których czarował ludzi upiornym spojrzeniem laleczki Chucky i wodospadami ogólników podawanych z jakąś przerażającą energią szalonego maga. Przyszedł inny mag i zabrał mu widownię.
To dobrze, że na naszych oczach przegrywa polityczna ściema, sprzedawca opakowań od batoników bez batoników. Okazuje się, że sam marketing polityczny nie wystarcza. Hołownia mógł scementować swój elektorat wokół jakiejś idei, podać pomysł i jeździć po kraju, żeby przywiązać wyborców do tego pomysłu, ale tego nie zrobił. Zabrakło mu wiedzy na temat funkcjonowania polityki, albo po prostu wolał cwaniakować i wiązać elektorat wyłącznie wokół swojej osoby jako charyzmatycznego lidera. W ten sposób powstał produkt bez treści, trzymający się w kupie jedynie dzięki bezustannemu podgrzewaniu zainteresowania jego kolejnymi, hipnotyzującymi wystąpieniami, po których wyborcy mieli iść do urn jak zaczarowani, na słowo honoru, że jak on wygra to będzie lepiej. Jak diabeł wody święconej unikał wyrażenia poglądów na temat podatków, albo jakichkolwiek innych konkretów, ściemniając, że dowie się tego od wyborców. I kiedy pojawiła się pierwsza przeszkoda, to natychmiast okazało się, że w ten sposób uformowany elektorat Hołowni jest materiałem sypkim, przesypał się do następnego charyzmatycznego lidera, który opowiada jeszcze lepiej od niego.
Dzięki Hołowni dowiedzieliśmy się, że tak jak nie wystawia się na dwór rzeźby z piaskowca, bo szybko ulegnie erozji, tak nie powinno się budować partii na samym wizerunku lidera, bo bez spoiwa w postaci idei posypie się jeszcze szybciej niż ta rzeźba.
Teraz, jeżeli Hołownia chce odzyskać procenty poparcia, to musi przeformatować swój pomysł na politykę i zacząć robić to, co od początku deklarował, czyli zabiegać o wyborców niezdecydowanych, którzy polityką interesują się okazjonalnie, a na wybory raz pójdą, a innym razem nie. Tylko jak to zrobić? Łatwo powiedzieć, a już próbowali Kukiz, Palikot i pewnie paru innych i za każdym razem bez długotrwałego skutku. Bo to trudne, ci wyborcy są niekonsekwentni, słabo się orientują w polityce, nie mają wyrobionych poglądów, nie śledzą mediów uważnie, szybko się nudzą. Jak do nich dotrzeć? Łatwiej było podbierać wyborców PO, wystarczyło używać sprawdzonych metod, tylko robić to żwawiej od Budki.
Przez półtora roku Hołownia kradł śliwki z sadu sąsiada, zamiast uprawiać własny sad, bo to jest łatwiejsze, ale przyszedł Tusk i go pogonił. Teraz musi zacząć sadzić własne drzewa, a to trudne i żmudne, długotrwałe i nie wiadomo czy się powiedzie. No i czy on to w ogóle potrafi? Szabrować umiał, a teraz kazać mu stworzyć prawdziwie własny i do tego szeroki elektorat, to tak, jak kazać leworęcznemu pisać prawą ręką. Ale Hołownia nie ma innego wyjścia, jeżeli tego nie zrobi to okaże się wyłącznie najdłuższą drogą od PO do PO.
Chyba, że zamiast się zmieniać, dalej będzie szedł udeptaną ścieżką i będzie podkradał wyborców i posłów, tylko teraz już nie Platformie, a PiSowi. Wtedy nareszcie będzie z niego jakiś pożytek.
Autor zdjęcia: John Lockwood
_________________________________________________________________
Fundacja Liberté! zaprasza na Igrzyska Wolności w Łodzi w dniach 10 – 12.09.2021.
Dowiedz się więcej na stronie: https://igrzyskawolnosci.pl/
Partnerami strategicznymi wydarzenia są: Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń.