W tym odcinku Liberal Europe Podcast Leszek Jażdżewski (Liberté!) gości Hannę Cichy, starszą analityczkę biznesową w magazynie „Polityka Insight”, która zajmuje się analizą danych makroekonomicznych, finansami publicznymi i rynkiem pracy. Rozmawiają o ukraińskim kryzysie zbożowym, jego kontekście gospodarczym i politycznym, roli i reakcji Polski i innych krajów UE na ten problem, a także dalszych losach stosunków ukraińsko-polskich.
Leszek Jażdżewski (LJ): Co stoi za bieżącym kryzysem zbożowym?
Hanna Cichy (HC): To złożona sprawa. Po pierwsze, polskie rolnictwo znalazło się w dość trudnej sytuacji, bo koszty produkcji są wysokie – np. nawozów, paliwa potrzebnego rolnikom, czy też koszty pracy. To problem, który w ostatnim czasie dotyka w zasadzie całej gospodarki.
Kolejna kwestia ma charakter polityczny. Rolnictwo w Polsce jest silnie upolitycznione. Coraz bardziej przypomina w tym sensie górnictwo węglowe i energetykę. Producenci i społeczność rolnicza są przyzwyczajeni do bardzo dobrego traktowania przez polityków – zwłaszcza w okresie przedwyborczym. To czas, kiedy politycy są skłonni obiecać im ochronę przed wszelkimi problemami – w tym konkurencją zewnętrzną. I tutaj na scenę wkracza ukraińskie zboże.
Ukraina jest bardziej konkurencyjna na rynku rolnym niż Polska. Tak będzie zawsze – i to nie tylko dlatego, że Ukraina nie musi przestrzegać unijnych przepisów (np. w zakresie stosowania chemikaliów). Co więcej, struktura rolnictwa jest inna – w Ukrainie działają duże firmy, podczas gdy polskie rolnictwo opiera się przede wszystkim na małych i średnich producentach, przez co jest mniej wydajne i sprawne technicznie. Ukraina ma też lepszą glebę i klimat, czego nie możemy zmienić, dlatego właśnie zawsze będzie bardziej konkurencyjna niż Polska.
Z jednej strony więc polscy rolnicy czują się zagrożeni tańszym importem ukraińskiego zboża. Z drugiej strony przed nami wybory, więc sytuacja jest dość wybuchowa. Jeśli spojrzymy na inne kraje graniczące z UE, to są one w podobnej sytuacji (a nawet gorszej, bo są mniejsze i mają mniejszą moc produkcyjną). Mają jednak także inne podejście do obecnej sytuacji.
Na przykład Rumunia zdawała sobie sprawę, że pojawi się problem z ukraińskim zbożem – nie tylko w zeszłym roku, ale także w latach kolejnych. Zastanawiali się więc, co można zrobić, aby nie tylko nie stracić, ale może nawet coś na tym zyskać. W rezultacie Rumunia zaczęła inwestować w możliwości transportowe. Teraz zarabiają na byciu węzłem komunikacyjnym dla ukraińskiego zboża.
Tymczasem polski rząd dużo mówił o przepustowości tranzytowej, infrastrukturze portowej i magazynowej. Mimo to nie wydarzyło się zbyt wiele. Rząd udzielił pewnego wsparcia na rzecz budowy silosów na zboże, ale środki zostały rozdzielone dopiero latem tego roku, choć wiedzieliśmy, że problem będzie występował przez prawie 18 miesięcy. Przez ostatnie sześć miesięcy wiedzieliśmy, że problem pozostanie z nami na dłużej.
LJ: Wydaje się, że cena zboża jest ustalana na rynku globalnym. Dlaczego eksport zboża na rynek światowy przez Polskę jest takim problemem dla cen krajowych w Polsce? Czy wynika to z bliskości rynku ukraińskiego? Dlaczego problem ten stał się teraz znacznie większy niż kiedykolwiek wcześniej?
HC: Tu nie ma prostych odpowiedzi. Zboże faktycznie jest towarem, którego cena ustalana jest na poziomie światowym. Problem polega na rozbieżności między oczekiwaniami a rzeczywistością, z którą borykają się polscy rolnicy. W zeszłym roku ceny poszybowały w górę po rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Być może niektórzy myślą, że ceny będą zawsze tak wysokie.
Właściwie nawet ówczesny minister rolnictwa Henryk Kowalczyk latem ubiegłego roku mówił rolnikom, aby nie sprzedawali masy zboża po cenach z tamtego okresu, bo te jeszcze wzrosną. Co ciekawe, gdy tylko to powiedział, ceny zaczęły spadać, bo gdy Ukraina zaczęła eksportować zboże przez korytarz czarnomorski oraz inne niewykorzystywane dotychczas kanały (np. przez Rumunię i inne kraje europejskie), ceny się unormowały.
W tym roku zbiory na całym świecie były stosunkowo dobre, natomiast popyt na zboże jest umiarkowany, przez co ceny są jeszcze niższe niż przed rosyjską agresją. Jednak w ludzkiej naturze leży to, żeby kogoś obwiniać za swoje problemy, więc jeśli rolnik zobaczy ciężarówkę lub pociąg załadowany ukraińskim zbożem przejeżdżające w pobliżu jego pola, to automatycznie myśli, że to „wina tego gościa”, prawda?
Nie powiem, że ukraińskie zboże nie zostało w Polsce. Prawdopodobnie doszło do zakłóceń na lokalnych rynkach – szczególnie we wschodniej części Polski, gdyż ukraińskie zboże było tańsze od produkowanego na tym terenie. Tymczasem ukraińscy producenci woleli sprzedawać swoje zbiory blisko granicy, bo w ten sposób obniżali koszty transportu – transport drogowy i kolejowy jest po prostu bardzo drogi. A jeśli ceny ustalane są globalnie, oznacza to, że dla Ukrainy jest mniej pieniędzy.
Niemniej jednak ten rok powinien być inny niż poprzedni, bo wtedy Ukraina miała jeszcze zbiory z poprzedniego roku, których przed wojną nie sprzedano – a to były rekordowe zbiory. Jednak w tym roku zbiory są mniejsze, a jakość ziarna gorsza.
Właściwie jakość zboża jest gorsza zarówno w Ukrainie, jak i w Polsce, po prostu ze względu na pogodę. W teorii oznaczałoby to, że oba te kraje potrzebują dobrej jakości zboża, zatem nie powinno być problemu ani z eksportem dobrej jakości zboża z Ukrainy (bo go nie mają), ani z niewystarczającym popytem ze strony polskiej.
Dobrym przykładem ustalania cen na poziomie globalnym jest sektor drobiarski. W ostatnim czasie Ukraina eksportuje dużo swoich kurczaków do Unii Europejskiej. Nie idą na rynek polski, ale są kierowane na inne rynki europejskie. W pewnym momencie ceny w Europie znacząco spadły. W rezultacie polscy eksporterzy kurczaków również nie mogli zarobić na eksporcie swoich kurczaków do Niemiec, Francji itp.
Problem ten ma nie tylko wymiar polityczny, ale także gospodarczy. Otworzyliśmy nasz rynek na dużego, produktywnego konkurenta, o dobrej sytuacji przyrodniczej i dużych, wyspecjalizowanych firmach, których nie mamy, więc nie możemy z nimi konkurować. Problem polega na tym, jak podchodzimy do tej sytuacji, ponieważ rząd tak naprawdę nie stara się znaleźć długoterminowych rozwiązań. Niewiele mówi się np. o tym, jak zwiększyć konkurencyjność polskiego rolnictwa czy jak współpracować z Ukrainą (np. w celu zapewnienia wyższego poziomu łańcucha wartości).
Więź między Polską a Ukrainą jest bardzo silna w zakresie przetwórstwa żywności, ponieważ Ukraina tak naprawdę nie ma tego sektora – jest w tym obszarze bardzo słaba, nie zna rynku europejskiego, nie jest tak innowacyjna i zaawansowana jak polski przemysł. Zatem teoretycznie oboje moglibyśmy zyskać na tej sytuacji. Moglibyśmy kupować ukraińskie zboże i robić z niego makaron – to proste. Kiedy jednak w grę wchodzą polityka, emocje i wybory, sprawa przestaje być prosta.
LJ: Kilka dni temu UE zniosła zakaz importu ukraińskiego zboża. Jaki był główny powód wprowadzenia embarga? Czy polscy i europejscy rolnicy w ogóle mogą czuć się bezpiecznie?
HC: Unia Europejska wprowadziła tymczasowy zakaz importu w momencie, gdy wystąpiły problemy z kanałem tranzytowym Morza Czarnego. Było jasne, że zakaz nie będzie obowiązywał wiecznie. UE chciała dać krajom graniczącym czas na przygotowanie się całego sektora rolnego – na przykład na sprzedaż tego, co znajduje się w ich silosach lub na zastanowienie się, jak usprawnić tranzyt. Niektóre kraje tak zrobiły, inne nie.
Reakcja innych sąsiadujących krajów jest odmienna także na poziomie politycznym. Polska od wielu lat jest na ścieżce wojennej z Komisją Europejską. Dlatego reakcje Polski i Węgier są bardzo podobne – Węgrzy są pod tym względem jeszcze bardziej radykalni, rozszerzając zakaz importu na blisko dwadzieścia pięć produktów rolnych.
Tymczasem Słowacja uznała, że nie jest jeszcze gotowa i chciała przedłużyć embargo zaledwie o kolejne 30 dni, a także chciała spotkać się z UE i Ukrainą i porozmawiać o tym, jak przygotować się do zniesienia zakazu po tym okresie. To oczywiście zupełnie inna sprawa. Jeśli zaznaczysz, że potrzebujesz więcej czasu i dyskusji aby móc się przygotować, to w rezultacie Ukraina uznała, że to żaden problem i w efekcie wycofała skargę do WTO przeciwko Słowacji.
Tymczasem Polska powiedziała: „Jesteście niewdzięczni, nie doceniacie tego, co dla was robimy, UE nas nie rozumie, a my za wszelką cenę będziemy chronić nasz sektor rolniczy.” W tym kontekście nie ma zbyt wiele miejsca na konstruktywną rozmowę. Mogłoby być inaczej, gdyby nie zbliżały się wybory. I tak sytuacja niespodziewanie szybko się pogorszyła. Oczekiwano, że spotkanie prezydentów w USA doprowadzi do deeskalacji. Tak się jednak nie stało. Po raz pierwszy od dwóch lat widzieliśmy, że prezydenci nie są do siebie nastawieni przyjacielsko, a wręcz otwarcie ze sobą walczą.
LJ: Czy jest możliwe, że po wyborach dojdzie do deeskalacji? Czy jest jakiekolwiek pole manewru w zakresie importu do Polski? A może nowy rząd będzie musiał stawić czoła bardzo podobnej sytuacji? Czy będzie to kwestia, która na lata zadecyduje o stosunkach polsko-ukraińskich?
HC: Istnieją drogi pośrednie. Mogliśmy zwiększyć naszą przepustowość w ciągu ostatniego półtora roku. Oczywiście nie dzieje się to z dnia na dzień. Niewiele wskazuje jednak na to, że na tym froncie coś się naprawdę dzieje.
Kolejną rzeczą, która właściwie mogłaby zostać zrobiona z dnia na dzień (a Ministerstwo Rolnictwa mówi o tym już od kilku miesięcy, choć jeszcze nic w tym zakresie nie zrobiło), to pisemne porozumienie z Łotwą i Litwą o przeniesieniu kontroli sanitarnych z polskiej granicy z Ukrainą do tamtejszych portów. Zwiększyłoby to przepustowość tranzytu. Nie rozwiązałoby to problemu, ale przyniosłoby pewną ulgę.
To magia małych liczb. Przed wojną import zboża z Ukrainy do Polski był bardzo niewielki. Rzeczywiście wzrósł on znacząco, więc obecne liczby mogą być szokujące, ale już sam punkt wyjścia był bardzo niski.
W dłuższej perspektywie będzie to stanowić poważny problem dla przyszłości stosunków między Polską, Ukrainą a Unią Europejską. Polska klasa polityczna powinna pomyśleć o tym, jak czuły się inne kraje w 2004 roku, przed ówczesnym rozszerzeniem i przystąpieniem Polski do UE. Polska była dużym krajem, z populacją skłonną do emigracji i dużym rynkiem rolnym. To prawie ta sama sytuacja, co teraz w przypadku Ukrainy.
Dlatego też Polska powinna zastanowić się, jak możemy współpracować z Ukrainą i wspólnie coś tworzyć – nie tylko żywność, ale także np. wyroby stalowe. Ukraina jest wielkim eksporterem towarów i surowców. Możemy to wykorzystać, aby w końcu robić to, o czym myśleliśmy od tak dawna – przenieść się w górę łańcuchów wartości, wytwarzać bardziej wyrafinowane produkty i eksportować je z wyższą marżą. Możemy kupować ukraińskie towary spożywcze i je przetwarzać (nawet inwestować w zakłady przetwórcze w Ukrainie). Dzięki temu mogliśmy wspólnie zarabiać, sprzedając produkty do Niemiec, Francji i reszty świata.
Jeśli jednak politycy pozostaną krótkowzroczni i skupią się wyłącznie na wynikach wyborów lub sondażach, mówiąc rolnikom, że będą chronieni bez względu na koszty, spowoduje to ogromne napięcia w UE i sprawi, że stracimy tę szanse. Polskie rolnictwo nie jest i nie będzie konkurencyjne – nawet jeśli Ukraina nie wejdzie Unii Europejskiej, i tak będziemy coraz mniej konkurencyjni.
Przed wojną i kryzysem zbożowym toczyła się wielka dyskusja na temat wpływu Europejskiego Zielonego Ładu na polskie rolnictwo. To jest ta sama historia. Nie chcemy zmian i nie chcemy patrzeć w przyszłość. Podtrzymujemy przestarzałą strukturę społeczno-gospodarczą na obszarach wiejskich. To musi się zmienić. To samo dotyczy rynku energii – jeśli za wszelką cenę będziemy chcieli chronić górników, skończymy z kosztowną, niestabilną i toksyczną energią, dużym problemem społecznym i ostrym konfliktem z Unią Europejską. Z rolnictwem zmierzamy w tym samym kierunku.
Dla Ukrainy sprzedaż zboża jest kluczowa, ale ostatecznie ląduje ono na czyimś talerzu. Musimy pomyśleć także o tym– nie tylko dlatego, że jest to słuszne z moralnego punktu widzenia, ale także dlatego, że jeśli nie nakarmimy głodnych, to ci ludzie wsiądą na łodzie i przepłyną przez Morze Śródziemne, co wywoła kolejne napięcia w UE.
Niniejszy podcast został wyprodukowany przez Europejskie Forum Liberalne we współpracy z Movimento Liberal Social i Fundacją Liberté!, przy wsparciu finansowym Parlamentu Europejskiego. Ani Parlament Europejski, ani Europejskie Forum Liberalne nie ponoszą odpowiedzialności za treść podcastu, ani za jakikolwiek sposób jego wykorzystania.
Podcast jest dostępny także na platformach SoundCloud, Apple Podcast, Stitcher i Spotify
Z języka angielskiego przełożyła dr Olga Łabendowicz
Czytaj po angielsku na 4liberty.eu