Tak wiem, że przeklejanie swojego tekstu z gazety na bloga na jego otwarcie jest prawie tak fatalne jak autocytat, co zrobić, trzeba było dać dobry przykład. Zastanawiam się w ogóle nad sensem blogowania skoro „jak powszechnie wiadomo” (z tej krynicy wiedzy ogólnoludzkiej i powszechnej mam zamiar czerpać garściami i proszę nie żądać ode mnie linków do żadnej Wikipedii, czy innych podobnych źródeł tak lubianych w kancelarii prezydenta czy kwaterze głównej NATO – o występie admirała, jej szefa na Europę kiedy indziej, jeśli pamięć nie zwietrzeje i będzie brakować tematów), także wracając do naszych baranów, jak powszechnie wiadomo, więcej ludzi pisze blogi niż je czyta, co jest zupełnie logiczne, gdyż blog jako rodzaj ekshibicjonistycznego dziennika wciąż dziennikiem pozostaje w tym sensie, że najciekawszy jest dla piszącego i naprawdę współczuję serdecznie historykom, którzy za lat kilkadziesiąt będą w poszukiwaniu „ducha epoki” (jeśli będzie w ogóle jakaś następna epoka, dla której takie abstrakcyjne koncepty jak duch czy historia będą miały wciąż znaczenie) przekopywać się będą przez Terabajty danych spisanych przez drżące od piwa i pornografii (tak tak, dobrze spostrzegliście to TEN J.K.lasyk) nerwowe palce utalentowanych (bo czyż istnieje inny jedyny właściwy i poprawny sposób określania tożsamości niż samoświadomość jednostek, Polakiem, lesbijką, mężczyzną, pisarzem jest ten kto się za taką [uwaga ->> próba poprawnościowego języka<<-] uważa?) internautów.
Dobrze jest na samym wstępie sprecyzować z kim czytelnik ma do czynienia, po co rozbudzać nadmierne oczekiwania, potem zostaje tylko poczucie winy i rozczarowanie, a to niezdrowe, także bardzo mi przykro, że znów wracam do swojego tekstu, ale żaden autor nie będący trochę (trochę jako maska, przebranie dla gawiedzi nie znoszącej ostentacji, bo naprawdę to bardzo, aż do trzewi zżerany) egotykiem i narcyzem nie jest godzien miana autora, albo jest szaleńcem i/lub geniuszem, ale tych zostawiamy na chwilę.
W każdym razie jeszcze a propos „Polski spisków”, ciekawe, że tak często oskarżana o bezwzględną walkę z kaczyzmem „Gazeta Wyborcza” bardzo długo wstrzymywała się z publikacją, tekst okazał się za ostry, trzeba było go przytępiać, wyrzucać co brutalniejsze sformułowania, po drodze tracił aktualność, ale po liftingu jednak się ukazał. Takie skrupuły dla wielu będą świadectwem wrażliwości tak często odsądzanej od czci i wiary redakcji, dla mnie jednak tylko potwierdzają tezę, którą stawiałem w tekście. Liberałowie, czy szerzej ludzie ceniący sobie racjonalność w polityce (a mieszczą się w tym zbiorze zarówno Smolar i Krasowski, Dorn i Sierakowski, Tusk i Napieralski, a może nawet, ryzykowna to hipoteza, przyznaję, Jurek i Ziętek) muszą wobec szaleństwa okazać się bezwzględni i tępić je na każdym kroku, potem będą mogli się wziąć za czuby i pobić o aborcję, VAT, konstytucję i dopalacze.
Za żaden z napisanych dotychczas przeze mnie artykułów (cóż, nie było ich aż tak wiele, w końcu wciąż tylko się dobrze zapowiadam, jeszcze!) nie spadło na mnie tyle pochwał od ludzi, których zdanie bardzo sobie cenię, a z drugiej tyle gromów ze strony zarówno przeciwników ideowych jak i tych, którym „polityczne zniszczenie” kojarzy się z Rymkiewiczowskim wieszaniem czy bardzo nieliberalną cenzurą. Wszystkie te argumenty są o tyle nietrafione, o ile oczywiście ktoś przeczytał coś więcej niż tylko nagłówek, że ja nie odmawiam prawa do istnienia ani do wypowiedzi prawicowym radykałom, ile chcę ich pokonać, nie w walce wręcz, ale w walce politycznej – czyli nie rozstrzelać, ile odebrać wszelkie polityczne znaczenie – legalnymi, nawet jeśli mało przyjemnymi metodami walki politycznej.
Niestety liberałowie, czy sympatyczni lewicowi demokraci to istoty przeważnie z natury łagodne, zaczytani w Havlu, T.G. Ashu czy Millu, podczas gdy powinni zachowując swoje promieniujące ciepłem (bo Ty to roztaczasz w chuj ciepła, jak powiedziała koleżanka do koleżanki) liberalne serca, w głowach powinni mieć lód, stalową polityczną kalkulację zbudowaną na lekturach Makiawela, Hobbesa i Schmitta. Czyli połączenie misji i wrażliwości liberalno – lewicowej GW z twardym, brutalnym realizmem „Europy” (tej z „Dziennika” i „Faktu”, teraz podzielonej między niemal nikomu nieznany, drogi! [25zł] miesięcznik i dodatek do Newsweeka to jednak nie to samo).
Odpowiadając Michałowi Domińczakowi, który skomentował mój poprzedni wpis: na szczęście Polska jakiej byś chciał Michale jest w odwrocie, mimo czasowego „moralnego wzmożenia”, które przejmuje dreszczem warszawskie elity, to tylko przedśmiertna konwulsja, ostatnie szarpnięcie, nawet jeśli potrwa jeszcze kilka miesięcy, czy nawet lat. Zmiany: cywilizacyjne – liberalizacja i sekularyzacja są nieuchronne, a demografia jest także po naszej stronie. Twoje poglądy polityczne zmierzają szczęśliwie do skansenu gdzie ich miejsce, obok monarchistów, komunistów i wszelkich innych radykałów. Naprawdę nikt Was nie będzie prześladować, o nie! Po prostu nie będziecie mieli żadnego znaczenia, Wasze tożsamości będą służyły wyłącznie do samookreślenia, na szczęście nie pozwolą na nawet przelotny kontakt z władzą. Czego Tobie, sobie i całej Polsce serdecznie życzę.