Pawle, piszę do Ciebie list, być może ostatni, na pewno pierwszy. Mija kolejny dzień bez Ciebie. Nie zabił Cię wariat i niepoczytalny szaleniec, jak próbuje nam zasugerować władza. Każdego dnia wiemy więcej. Morderca nie był amatorem, nie mógł być. Tak precyzyjnie zadawać ciosy nożem może jedynie ktoś, kto dobrze wie, jak je zadawać. Z pisma Służby Więziennej wiemy, że jego zachowanie nie było zachowaniem niepoczytalnym, wiemy też, że nienawidził Platformy, był pod wrażeniem PiS i chciał, aby Jarosław Kaczyński został dyktatorem. Nie zabiło Cię szaleństwo, zabiła Cię nienawiść. Ona sączy się w publicznych mediach od lat. Dokładnie od 2015 roku. Te media tylko z nazwy są publiczne. W rzeczywistości Jacek Kurski zrobił z Telewizji Polskiej propagandową szczujnię. Byłeś szczególnym jej celem. Wylewano na Ciebie tony jadu i pomyj. Byłeś obiektem ciągłego ataku. Niczego Ci przed sądem nie udowodniono, ale to nie przeszkadzało, aby Cię bez końca atakować. Niestety, Twoi polityczni przyjaciele też Cię w pewnym momencie opuścili. Osobiście mam dzisiaj z tym problem, bo byłem latem inicjatorem spotkania w Klubie Swobodnej Myśli tylko z Jarkiem Wałęsą, gdy tymczasem należało takie spotkanie zrobić także z Tobą. Nie czuję się dzisiaj z tym dobrze. Całe szczęście, że opuszczono Cię jedynie na chwilę. Wierzę, że ktoś z tego wyciągnął wnioski.
Zawsze miałeś wizję swego miasta, dlatego właśnie gdańszczanie sześć razy powierzali Ci klucze do jego bram. Pamiętam to miasto z lat 80-tych i 90-tych, wiem, jak wygląda dzisiaj. To zasługa wielu osób, na pewno nie tylko Twoja, ale aby móc urzeczywistniać plany konieczny jest lider. Oddany sprawie, mający wiarę w powodzenie tych planów, ale także mający wiedzę i kompetencje. Ty miałeś to wszystko.
Chciałeś też, aby Polska, Polacy, zrzucili z siebie jarzmo niechęci i nienawiści do siebie. Gdy Twój przeciwnik wyborczy popierany przez PiS, atakował Cię poniżej pasa, Ty nie odpowiadałeś tym samym. Prosiłeś o merytoryczną dyskusję. Tej od dawna w Polsce nie ma.
Ojciec Ludwik Wiśniewski powiedział na Twoim pogrzebie mocne słowa. Głównie o kłamstwie w polityce. Nie padło żadne nazwisko, ale nawet w tym momencie TVP nie potrafiła zachować się przyzwoicie i pokazała zmanipulowane zdjęcia Donalda Tuska. Podczas gdy Ojciec Wiśniewski wypowiadał te słowa wszyscy siedzieli. TVP pokazała szefa Rady Europejskiej, który stoi. Czyż można sobie wyobrazić bardziej wymowną manipulację robioną świadomie, po to, aby karmić bez końca ludzi nienawiścią? Następnego dnia, w Kropce nad i, Ojciec Wiśniewski nie był już tak odważny, mówił łagodniejszym językiem, używał słów bardziej koncyliacyjnych. Stwierdził: „W Polsce zbudowaliśmy piekiełko i to jest fakt, i nie jest tak, że z jednej strony jest obóz anielski, a z drugiej – obóz diabelski”. Jest w tym tylko część prawdy. I nie wiem, czy tylko ja zauważyłem to, że Twój powiernik bił się strasznie z myślami, co może powiedzieć, czego mu zabroniono…
Jesteśmy Ci winni pamięć. Pamięć Twojego życiowego motta, że tylko zgoda buduje. Chcemy pojednania, ale chcemy też pamiętać. Twoja ukochana żona powiedziała, stojąc przy urnie z prochami: „Potrzeba nam ciszy, ale cisza nie oznacza milczenia, bo milczenie to obojętność, a Ty nigdy nie byłeś obojętny”.
Polityku, piszę do Ciebie list. Na pewno nie pierwszy i nie ostatni. Jest kolejny dzień, w którym znów zobaczę jatkę, polityczną grę między wami, która nic mi nie daje, oprócz czasami żałosnego spektaklu. W teatrze widz może wyjść, gdy przedstawienie jest marne – ja nie mam dokąd. Gdy książka jest słaba, mogę ją odłożyć na bok, gdy program w telewizji lub radiu jest kiepski – zmieniam kanał lub wyłączam odbiornik. Ciebie, Polityku, wyłączyć mogę tylko co jakiś czas. Dość długi czas. Nie lubię tracić pieniędzy na marne show. Rzecz w tym, że żyjesz, Polityku, na dobrym poziomie z pieniędzy naszych, zwykłych obywateli. Nie chcę, żebyś obrażał moją inteligencję tanimi, pustymi słowami. Nie kłam mi prosto w oczy. Traktuj mnie poważnie. Gdy coś do Ciebie mówię – słuchaj i wyciągaj wnioski. Gdy krytykuję – nie obrażaj się na mnie. Krytykuję, bo chcę, żebyś był lepszy, mój Polityku. Chcę, żebyś był odważny, mówił prawdę o stanie państwa i nie zadłużał go w nieskończoność, tylko po to, aby utrzymać się u władzy. Nie chcę, abyś nas dzielił, tylko dlatego, że podzielonym narodem rządzi się łatwiej. Nie chcę, abyś szedł na skróty – jeśli ja nie mogę tak chodzić, Ty nie masz prawa tym bardziej. Chcę byś szanował Konstytucję, najświętszą umowę między mną a Tobą. Gdy jej nie szanujesz, nie szanujesz też mnie.
Chcę wiedzieć, co masz zamiar zrobić, aby moje wnuki nie udusiły się w smogu i smrodzie, gdy mnie już nie będzie. Chcę wiedzieć, jak chcesz sprostać wyzwaniom współczesnego świata. Rosnącej w siłę Azji i upadającej Ameryce. Co chcesz zrobić z Europą – podzielić ją, jak nas, czy wręcz przeciwnie. Co chcesz zrobić z Polską w przededniu czwartej rewolucji przemysłowej – powszechnym Internecie, sztucznej inteligencji, ociepleniu klimatu, który jest faktem? Co chcesz zrobić z Odnawialnymi Źródłami Energii? Jak chcesz rozwiązać niszczący światową gospodarkę problem protekcjonizmu narodowego, który wzbiera na świecie? Co realnie chcesz zrobić z elektromobilnością – autentycznym wyzwaniem dla świata? Co chcesz uczynić, aby Ziemia nie stała się pustynią lub lodowcem? Lub ściekiem po prostu?
Nie interesują mnie Twoje sztuczki. Chcę widzieć Cię pełnego profesjonalizmu, chcę widzieć, że prawo stanowią specjaliści w danej dziedzinie, a Ty, Polityku, masz jedynie dopilnować, aby nie faworyzowało ono jednej grupy zawodowej, kosztem innej. Chcę żyć w państwie otwartym, nowoczesnym i demokratycznym. Co chcesz zrobić, aby takie było? Powiedz mi to otwarcie, chętnie posłucham.
Nie chcę widzieć wojenek między wami. Zwłaszcza we własnym obozie. Akceptuję w pełni spór, który jest solą polityki, ale spór na odpowiednim poziomie intelektualnym, co znaczy, że ma być on merytoryczny. Traktuj mnie, Polityku, poważnie. To mi wystarczy. Zmieniaj ten kraj na lepsze, nie myśląc o sobie. Myśl o nas wszystkich.
Polaku, piszę do Ciebie list. Być może ostatni. Mija kolejny dzień, w którym przychodzi nam żyć w jednym państwie. Jedna jest Polska, nie ma drugiej i nie będzie. Nie będzie Polski podzielonej na pół, wzdłuż Wisły. Nie będzie Polski lepszej na zachodzie, a na wschodzie gorszej. To nieprawda, że w miastach żyją Polacy mądrzejsi, a na prowincji głupsi. Ale prawdą jest to, że większość chce Polski bogatej, której nie trzeba byłoby się wstydzić, gdy się wyjedzie za jej granice. Problem w tym, że jedni nie chcą słuchać drugich. Jesteśmy „my” i są „oni”. Jedni mają 500+ i żołnierzy wyklętych, drudzy mają wiarę w demokrację. Tamci wolą prostsze rozwiązania.
Przeważająca większość społeczeństwa ma gdzieś to, kto nimi rządzi – ważne jest dla nich jedynie bezpieczeństwo socjalne. To zrozumiałe. Problem w tym, że nie da się stworzyć państwa bezpiecznego socjalnie dla wszystkich, bo zawsze się to będzie wiązało z czyimiś przywilejami, kosztem innych. Po latach rozpasanego liberalizmu, wracają czasy rozpasanego populizmu. Znacząca część Polaków chce dziwacznej mieszanki PRL-u z katolicyzmem. Twierdzą, że to czwarta droga. Liberalizm jest przesiąknięty złem, socjalizm jest dobry, ale zbyt lewacki, coś po środku też się nie podoba, bo nie ma tam Boga. Więc miks socjalizmu gospodarczego z narodowym katolicyzmem wydaje się spełnieniem marzeń. Rzecz w tym, że to ułuda, fatamorgana współczesnej polityki i droga do krachu państwa.
Rzecz też w tym, że Polak z Polakiem przestali już gadać. Jest plemię patriotów i plemię zdradzieckich mord. Albo patrząc z drugiej strony: plemię zadżumionych i plemię światłych mędrców. Jedno i drugie z gruntu fałszywe, a fałsz ten misternie pielęgnowany jest przez niektórych polityków.
Śmierć Pawła Adamowicza być może nie pójdzie na marne. Być może zdarzyła się po coś. Nie myślę o niemożliwym, którym byłoby całkowite pojednanie. Nie wierzę w bajki, nie mam aż tak dużej wiary w człowieka. Ale krok w tył jest możliwy – tak się wydaje i to mimo, że hasła o opamiętaniu zostały irracjonalnie spłycone. Przecież nie chodzi o grzechów odpuszczenie bez określenia winy. Prawdę trzeba nazwać i ją pokazać, ale potem ją zamknąć w gablocie z napisem „ku pamięci i przestrodze”. Wiem, kiedy i kto wpadł na pomysł wykorzystania kłamstwa i pomówienia w polityce. Pamiętam doskonale początki. Wiem też, że to nie będzie łatwy proces, bo nawet w tych trudnych dniach są tacy, którym z trudem przychodzi refleksja. Miarą chęci wyhamowania sporu zawsze są poczynania władzy, od niej się musi wszystko zacząć, bo to ona ma wszystkie narzędzia w ręku. To od władzy należy wymagać więcej, nie od Opozycji. Wyciągniętą dłoń PiS najlepiej widać było w kwestii uchwały Senatu w sprawie mordu na Pawle Adamowiczu. Nawet w takim momencie rządzący nie wznieśli się ponad własny polityczny cel, ponad poziom oczywistej w takim przypadku empatii i nie pozwolili na przyjęcie treści uchwały zaproponowanej przez senatorów z PO.
Niezrozumiałym jest też to, że skoro ze śp. Lecha Kaczyńskiego PiS robi od lat wybitnego prezydenta, dlaczego odmawia tego samego śp. Pawłowi Adamowiczowi? Porażająca małostkowość ze strony polityków, którzy nie szczędzą Polakom obrazków z mszy i kościołów.
Cofnięcie się o krok jest dzisiaj niezbędne, ale nie może się odbyć na zasadzie bezwarunkowego zapomnienia. Taki postulat wysunęły środowiska Liberté! i Więzi, proponując historyczne: wybaczamy i prosimy o wybaczenie. Poparłem ten apel bardziej jednak w jego ogólnym przesłaniu, niż w owym szczególe. Prawdziwą miarą chęci pojednania i szczerych intencji władzy muszą być określone czyny, a te, to: dymisja prezesa TVP i zaprzestanie szczucia, które stało się metodycznym środkiem do zwalczania konkurencji politycznej oraz wznowienie umorzonych śledztw w sprawach dotyczących czynów nienawiści. Tu najbardziej bulwersują sprawy wieszania portretów europosłów oraz polityczne akty zgonu – obie związane ze środowiskami narodowymi. Rzecz w tym, że Jarosław Kaczyński ma istotne interesy polityczne związane z tą grupą i nie wierzę, aby przed wyborami cokolwiek zrobił przeciwko niej. Czeka nas więc festiwal uników, pozornych działań i mydlenia oczu, takich jak spotkanie z Opozycją u premiera – pierwsze od 2015 roku.
Jakkolwiek by na to nie patrzeć, ktoś musi być mądrzejszy. Opozycja zyska, jeśli okaże się właśnie taka. W głębi duszy, Polacy bardziej cenią koncyliacyjność, niż upodobanie do wiecznej politycznej wojny.
Polsko, piszę do Ciebie list, na pewno nie ostatni i nie infantylnie naiwny. Wierzę, że możesz być normalna, obliczalna i wiarygodna dla swoich obywateli i dla świata. Wierzę, że jesteś zdolna do tego, aby przywrócić tu parlamentaryzm, nie tylko z nazwy. Wierzę, że w wyborach tego roku, jesteś w stanie zmusić polityków, aby nam pokazali swoje odpowiedzialne pomysły na Ciebie. Wierzę, że przekonasz Polaków, aby nie wybrali wyłącznie własnych partykularyzmów, ale żeby mieli odwagę spojrzeć szerzej i dalej na Twoją przyszłość.
Wierzę, że uwolnisz się od przesadnie dużego wpływu kościoła, że nie pozwolisz, aby politycy dłużej nim manipulowali dla własnych celów, instytucji bez wątpienia dla wielu bardzo ważnej, ale niekoniecznie mającej się zajmować polityką. Wierzę, że nie dopuścisz do tego, aby wahadło odbiło się w drugie, ekstremalne położenie. Wierzę, że dopilnujesz, aby nie zwyciężały tu żadne skrajne poglądy, a górę brał wyłącznie zdrowy rozsądek, czyli coś, co leży pośrodku, jest rozważne i nowoczesne zarazem.
Wierzę, że równe prawa będą mieć tu zarówno kobiety, jak i mężczyźni, biali i czarni, żółci i czerwoni, ci z włosami krótkimi i ci, co mają włosy długie, ci, co wierzą w Boga i ci, którzy wierzą w zrządzenie losu, hetero i homoseksualni, swoi i obcy, autochtoni i ci, dla których stałaś się nową Ojczyzną, czyli ci wszyscy, o których mówi preambuła do Twojej Konstytucji.
Wierzę w to wszystko, co tu napisałem, nie dlatego, że jestem naiwny, ale dlatego, że racjonalizm wyniosłem z rodzinnego domu, wykuwając go dalej na kowadle swego ponad pięćdziesięcioletniego życia.
Pisane w tragicznych i wielce wymownych dniach Stycznia 2019 roku.
