Część Polaków tak właśnie powiedziała: chcemy naszej siostry Ratched i dobrze nam z tym! Jest to na tyle znacząca część suwerena, że zwycięski blok prawicowy może w zasadzie robić co chce, kompletnie nie przejmując się opozycją i, co gorsza, przyszłością kraju. Wszystkie sondaże utwierdzają go w tym przekonaniu – Polacy chcą być pensjonariuszami zamkniętego zakładu o ograniczonej samodzielności. Wzbijmy się więc w powietrze i przelećmy się nad tym kukułczym gniazdem, patrząc bacznie, żeby nie wzlecieć zbyt wysoko i nie stracić przy tym rzeczy najcenniejszej – własnego rozumu.
Przelot pierwszy: gospodarka, czyli jak chwalić się wzrostem takim samym jak u poprzedników.
Premier Morawiecki, a wraz z nim cała zjednoczona prawica, wmawiają nam od dwóch lat, że, jak za dotknięciem magicznej różdżki, Polska w mgnieniu oka odbudowała się z ruin dzięki przemyślanej i odpowiedzialnej polityce gospodarczej rządu, dogłębnie przedyskutowanej z fachowcem pierwszej wody, uszczęśliwiającym rodaków zza biurka w gabinecie na Nowogrodzkiej. Nieco dziwne jest tylko to, że premier Morawiecki dobitnie przykładał ręce do rujnowania ojczyzny, gdy był doradcą premiera Tuska, ale gdy tylko zmienił barwy (patrz: dał się wynająć jak rasowy menedżer) Polska rozkwita, niczym pączek róży. Nic to, że od dwóch lat wzrost PKB jest identyczny jak przez ostatnie dwa lata rządów koalicji PO/PSL przy znacznej różnicy otoczenia, związanego ze światową koniunkturą gospodarczą, ważne, że slajdy w Power Point wyglądają kolorowo. Gospodarka kraju, jak gospodarka firmy, opiera się na trzech filarach – inwestycjach, konsumpcji (sprzedaży na rynku wewnętrznym) i eksporcie. Od dwóch lat polska gospodarka kręci się od biedy w zasadzie wyłącznie dzięki konsumpcji, co jest dobre tylko na krótką metę. Inwestycji prywatnych praktycznie nie ma, bo rząd nie daje przedsiębiorcom żadnej gwarancji spokoju inwestowania, a w inwestycjach w miarę stabilna przyszłość to podstawa. Ale skąd tę stabilizację brać, jeśli prawica co rusz wypowiada Unii Europejskiej wojnę, lub głównemu partnerowi handlowemu, czyli Niemcom? Odkrywcza i innowacyjna taktyka dyplomatyczna polegająca na ciągłym obrażaniu sąsiadów, zwana z nowogrodzka “wstawaniem z kolan”, jakoś nie przynosi wielkich rezultatów. Jeśli zaś spojrzymy na siłę Polski w świecie – w badaniach nazywa się to Indeksem siły państw – Polska plasuje się gdzieś na dole stawki z wynikiem 0,65 (Unia, dla porównania, ma współczynnik najwyższy: 18,16). Wzrost PKB na poziomie 3,5% gdy Europa i świat rozwijają się w podobnym tempie, to żaden powód do dumy, chyba że wyłącznie na potrzeby propagandy sukcesu, którą rząd częstuje codziennie widzów TVP Info, o czym dalej. Kto chce, ten daje się zabrać w ten przelot, kto nie chce, sięga po roczniki statystyczne, póki jeszcze dane w nich wolne są od wpływu “dobrej” zmiany.
A najprościej? Najprościej jest iść do sklepu i zrobić zakupy. Że płacisz więcej, niż rok, dwa lata temu? Cóż, populizm kosztuje, zrozum to.
Przelot drugi: wydatki socjalne, czyli jak rozdać nie swoje pieniądze, aby utrzymać władzę.
Premier Morawiecki triumfalnie rozpoczął prezentację przyszłorocznego budżetu państwa. Już w pierwszym zdaniu dowiedzieliśmy się, że państwo PiS rozda ludowi rekordową kwotę pieniędzy, której w budżecie po prostu nie ma. No jak nie ma? – zapyta suweren. Przecież mamy najlepsze wyniki finansowe od 100 lat. Ach, co tam od stu lat, nie bądźmy tacy skromni – najlepsze wyniki mamy w historii. Magiczna kwota 75 miliardów złotych pójdzie głównie na wyborczy majstersztyk, czyli 500+ i na emerytalną ułudę, czyli obniżony wiek emerytalny, który de facto prowadzi do prostej pauperyzacji emerytów. Ale co tam, kto o tym myśli, co będzie za kilka lat, ważne jest tu i teraz. Trzecia grupa społeczna, do której trafią te miliardy, to górnicy, bo trzeba przecież zaspokoić ich niekończące się żądania. Beneficjenci programu 500+ (ci z Polski powiatowej), emeryci i górnicy, to ważny i twardy elektorat PiS, więc każda włożona tam złotówka, zwróci się PiSowi z nawiązką. A Polsce? – zawisa w powietrzu pytanie. Czy z tych 75 miliardów pójdzie choć jakaś część na sensowne inwestycje dla młodych rodzin, głównie chcących wrócić do pracy matek, które wiedzione przynętą 500-złotowych wypłat, rzuciły się rodzić dzieci? Czy powstaną nowe żłobki, przedszkola i powstanie program dopłat do tychże? Nic nam na ten temat nie wiadomo. A skąd te 75 miliardów? No jak skąd? Z pożyczek, po prostu. Bo skoro jest deficyt, to znaczy, że tych pieniędzy nie ma. Rząd postępuje w tej kwestii wedle znanej niektórym zasady: mam pieniądze, bo nie zapłaciłem w tym miesiącu za czynsz i nie opłaciłem prądu. Taka inżynieria finansowa. Z tym, że pan premier i pani premier jak mantrę powtarzają, że środki na to gigantyczne rozdawnictwo pochodzą z uszczelnionego VAT. Na ile jest to prawdą, okaże się w styczniu, gdy przyjdzie do faktycznego rozliczenia z przedsiębiorcami, którym obecnie opóźnia się zwrot tego podatku, a cierpią na tym głównie eksporterzy i ci nieliczni, których sytuacja przymusiła do jakichkolwiek inwestycji.
A najprościej? Najprościej idź do sklepu i zrób zakupy. Że płacisz więcej, niż rok, dwa lata temu? Cóż, populizm kosztuje, zrozum to.
Przelot trzeci: Smoleńsk, czyli jak dochodzić bez końca do prawdy.
Minęła właśnie 90-ta miesięcznica smoleńska. Tym razem prezes już nie dochodzi do prawdy. Oznajmił natomiast ludowi, że być może do tej prawdy dojść się nie da w ogóle (oczywiście przez jakieś, wiadomo jakie, tajemne siły). Panie prezesie, jedyna prawda materialna zapisana jest na kartach raportu ministra Millera, innej nie ma i pan to wie najlepiej z nas wszystkich. Wie pan także najlepiej z nas wszystkich, że minister Macierewicz żadnej innej prawdy nie pokaże, mimo kosmicznych kosztów, wpompowanych w ten najdroższy teatr świata, jakim jest towarzyski twór zwany szumnie Komisją Smoleńską, dla większej ściemy tylko, bo walorów poznawczych twór ten nie ma żadnych. Ale przecież walory polityczne są nieocenione. Można w zasadzie bez końca chodzić w tych żałobnych marszach, z żałobą niemających związku żadnego, choćby nawet na końcu samemu iść w pojedynkę. Kto chce nad tym gniazdem latać, temu nie zabraniam, pozostałym radzę – odpuście sobie, siostry i bracia. Przewidywany efekt? Miesięcznice umrą śmiercią naturalną z braku paliwa.
A co najprościej? Najprościej iść do sklepu i zrobić zakupy. Że zapłaci się więcej, niż rok, dwa lata temu? Cóż, populizm kosztuje, zrozum to wreszcie.
Przelot czwarty: służba zdrowia, czyli jak pozbywać się młodych lekarzy, których wykształcenie kosztuje pół bańki od sztuki.
“Niech jadą!” – krzyknęła z ław poselskich posłanka Hrynkiewicz z PiS. Tym jednym krzykiem wyrzuciła z siebie całą prawdę na temat podejścia prawicy, która mieni się być ludową i narodową, do wybranych grup społecznych. Lekarze to nie jest grupa, która z politycznego punktu widzenia jest dla PiS i przystawek cenna. Teraz nie jest, gdy PiS rządzi, bo gdy PiS był w opozycji, a minister Radziwiłł szefował Naczelnej Radzie Lekarskiej, rezydenci byli bardzo ważni, na tyle, że pan Radziwiłł żądał dla nich podwyżek i to natychmiast. Problem dla PiS w tym, że Platforma dała młodym lekarzom podwyżki i to mimo szalejącego wtedy na świecie największego kryzysu gospodarczego od lat. Dokładnie z 2 473 złotych brutto do 3 458 złotych brutto. Obłudę PiSu uwypukla dobitnie fakt, że od miesięcy wkładają narodowi do głowy przekaz o wyśmienitym stanie budżetu i miliardowych nadwyżkach. Skoro zatem jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle? Głupie pytanie, bo przecież każdy trzeźwo myślący Polak wie, że to sprawa śmierdząca na kilometr co najmniej, łagodnie mówiąc, przesadą. Przy czym pamiętać trzeba, że protestujący dziś młodzi lekarze temat podwyżek pensji traktują jako jeden z wielu postulatów, na pierwszym miejscu stawiając zwiększenie nakładów na zdrowie z obecnych 4,7% PKB do 6,8% PKB. Dzisiaj pan Radziwiłł mówi: “Okoliczności, w których obecnie funkcjonuję, weryfikują moją wiedzę. Być może parę lat temu przeszacowałem”. Bo gdy Polska była w ruinie, Platforma miała dojść do poziomu 6% PKB nakładów na zdrowie w 2-3 lata, ale gdy Polska jest w pełnym rozkwicie może się to uda za 10 lat. Kilkanaście tysięcy lekarzy – rezydentów nie ma dla PiS żadnego znaczenia politycznego, dlatego właśnie premier rządu traktuje ich, tak jak traktuje. I nie spodziewam się niczego więcej w tej kwestii. Kto więc stoi po stronie rządu i wodza narodu, ten niech wierzy w te bajki bezkrytycznie, a pozostali krytycyzmem niech karmią swe umysły. Zawsze i wszędzie.
A co najprościej? Najprościej iść do sklepu i zrobić zakupy. Że drożej, niż rok, dwa lata temu? Cóż, populizm kosztuje, zrozum to wreszcie.
Przelot piąty: wybory, czyli jak zmienić ordynację, aby zagwarantować sobie wygraną.
Minister Wąsik napisał na Twitterze: “Będą uczciwe sądy, ordynacja, która uniemożliwi oszustwa wyborcze, pluralizm w mediach i wzrost nakładów na naukę. Niektórych to przeraża”. Fakt, niektórych to przeraża już od dwóch lat. Pamiętam, jak dziś, jak na hasła przestrzegające przed PiSem reagowała część inteligencji – jej przedstawiciele powtarzali, że to niemożliwe, że PiS to partia demokratyczna i będzie przestrzegać standardów. Szybko swoje twierdzenia musieli zweryfikować. Nikt nie żąda od zwycięskiej koalicji sił prawicowych, żeby rezygnowała ze swojego programu wyborczego – wygrali, niech biorą się za bary z rzeczywistością. Sęk w tym, że mają to robić w ramach obowiązującej Konstytucji, a jeśli nie są w stanie zbudować szerokiego frontu poparcia dla jej zmiany, wara im od tego, żeby łamać ją w zasadzie na każdym kroku, w biały dzień i w środku nocy. Oczywiście szeregowy poseł doskonale zdaje sobie z tego sprawę, dlatego zmiany w ordynacji będą. I to wcale nie uniemożliwiające oszustwa wyborcze, bo te już dawno są wprowadzone (na przykład przezroczyste urny i kamery), ale właśnie te oszustwa ułatwiające. Jeśli nie bezpośrednio, to w zawoalowany sposób. Bo jeśli PiS mówi, że sądy, ordynacja i media będą uczciwe i pluralistyczne, to znaczy to dokładnie odwrotnie. Jeśli słyszę od polityków (a od polityków prawicy zwłaszcza), że chcą nas, obywateli, uszczęśliwić na siłę, natychmiast uszy stają mi dęba, a umysł napięty mam jak postronki. Gdyż mnie to przeraża. Ale kto chce wierzyć w te bzdury, droga wolna, pozostali niech zarzucą sidła umysłowego niepokoju.
A najprościej? Najprościej zrób zakupy w sklepie. Zapłacisz więcej, niż rok, dwa lata temu? Cóż, populizm kosztuje.
Przelot szósty: edukacja, czyli jak wychować sobie nowego Polaka.
Jeśli ktokolwiek, nawinie być może, sądzi, że celem cofnięcia Polski o lat trzydzieści, jest jej unowocześnienie i polepszenie edukacji, ten najpewniej nie rozumie wizji państwa Kaczyńskiego. Ten zagubiony we współczesnym świecie polityk, nie akceptuje dzisiejszego świata. Nigdy nie pracował fizycznie, nie założył własnego biznesu, nie wie, co to znaczy ryzyko inwestowania własnych pieniędzy – w zasadzie nigdy własnych prywatnych nie miał, żyjąc wyłącznie na koszt podatników (do tego wszystkich), nigdy nie odważył się założyć rodziny, wychować dzieci, nie wstawał nigdy w nocy do płaczącego dziecka, nie rozumie, czym jest laktacja matki lub jej brak, nie ma pojęcia czym są problemy nastolatków, nie ma konta w banku i prawa jazdy. Nawet Służba Bezpieczeństwa PRL nie chciała go internować. Ten człowiek dzisiaj układa życie 38 milionom Polaków, mając w głowie wizję państwa omnipotentnego, które decydować ma o każdej dziedzinie życia, i które nie akceptuje żadnej niezależności, czy swobody myślenia. Stąd wrogiem Kaczyńskiego są wszystkie wolne zawody, adwokaci, artyści, lekarze, przedsiębiorcy. Nie akceptuje ich stylu życia, bo nie ma na niego wpływu. Tych, na których wpływ ma przemożny poprzez budżet państwa, hołubi i nagradza, skłócając świadomie całe środowiska i pokolenia Polaków ze sobą. Na tej podstawie myślowej zbudować chce nowego Polaka – odpornego na samodzielne kojarzenie faktów, wypowiadanie się swobodne swoim zdaniem i niepodatnego na jakikolwiek przejaw samodzielności. Nastolatek kończący podstawówkę ma być odpowiednio ukształtowany w wierze katolickiej, ma mieć “prawidłowe” i jedynie słuszne poglądy prawicowe, chłopiec ma być odpowiedzialnym marynarzem, dbającym o załogę, a dziewczynka gospodynią domową, rozróżniającą w kuchni przyprawy i dbającą o wychowanie dzieci w jedynie słusznym przekonaniu. Przesadzam? Wystarczy spojrzeć na plan lekcji swojego dziecka lub wnuka/wnuczki.
Całkiem na marginesie dodam tylko, że minister Zalewska zarzekała się, że “reforma” edukacji nie spowoduje zwolnień wśród nauczycieli, gdy tymczasem, jak podaje Janusz Piechociński, od września 6 492 nauczycieli zwolniono z pracy lub nie przedłużono im umowy o pracę, a 12 771 nauczycielom ograniczono etat. W tej sytuacji zwiększenie budżetu IPN o 150 milionów złotych brzmi jak groteska. Kto chce, niech wierzy w omnipotentne państwo Kaczyńskiego, ci, co nie wierzą, niech włączą myślenie.
A najprościej? Najprościej idź do sklepu i zobacz ile wydałeś. Więcej, niż rok, czy dwa lata temu? Już wiesz dlaczego?
Przelot siódmy: prawa kobiet, czyli dzień po.
Omnipotentne państwo Kaczyńskiego nie akceptuje też samodzielnie myślących kobiet, otwartych na świat i współczesność, chcących decydować o sobie, swoim życiu i o swoim ciele. Według kłamliwej propagandy PiS te kobiety, to świadome morderczynie nienarodzonych. Pewnikiem z dbałości o przyszłość narodu Kaczyński zabronił finansowania przez państwo programu in vitro i to mimo, iż tą metodą urodziło się już około trzy i pół tysiąca dzieci. Pewnikiem też z dbałości o psychikę matki, i ojca także, Kaczyński za chwilę wprowadzi zakaz aborcji z przyczyn eugenicznych, a przy okazji także z powodu gwałtów. Bo kobieta według Kaczyńskiego i jego nawiedzonych polityków ma cierpieć psychicznie, jak przystało na matkę Polkę. Według nich cierpienie uszlachetnia. Kobieta w państwie PiS ma zajmować się domem, a o seksie zbytnio nie myśleć, bo to niezdrowo. Zaś jeśli już być z mężczyzną, to tylko w pozycji misjonarskiej i wyłącznie w celach prokreacyjnych (na pieska i na jeźdźca – zabronione). Stąd tabletka Ella One, dostępna w całej Europie bez problemu, w Polsce jest wyłącznie na receptę.
Zapewne też z szacunku do kobiet, jak wiemy Kaczyński ten szacunek wyssał z mlekiem z błogosławionej piersi matki, PiS ma problem z “lewacką” przecież konwencją o zapobieganiu przemocy w rodzinie, której w rezultacie nie wypowiedziano, ale za to niewiele też rząd robi, aby wspomagać ośrodki dla osób dotkniętych przemocą lub chociażby dofinansować niebieską linię, aby świadomość o jej istnieniu docierała do szerszego kręgu obywateli. Z poczucia też tego szacunku zapewne tak długo toczą się sprawy karne dotyczące bitych kobiet, zwłaszcza gdy podejrzanym jest jakiś polityk prawicy, żarliwie modlący się do Boga Stwórcy. Bo bić kobiet nie wolno tylko wtedy, gdy nie chodzi się do kościoła. Gdy się chodzi, to już można (w tym miejscu red. Lisicki i Szułdziński wznoszą ramiona ku niebu, wydając z siebie charakterystyczne “o Boże!”).
Na razie Kaczyńskiemu nie jest na rękę otwarta wojna z kobietami, więc zastosuje metodę podjazdową, którą zresztą stosuje od dawna w wielu trudnych sprawach, sprowadzając obywateli do roli przysłowiowej żaby gotowanej we wrzątku. Dlatego plan jego będzie wdrażany sukcesywnie, krok po kroku, najczęściej wtedy, gdy naród zajęty będzie jakąś inną awanturą, świadomie przygotowaną przez PiS i przystawki.
Zatem, drogie panie, jeśli nie chcecie być przedmiotem a chcecie być podmiotem, włączcie wasz wewnętrzny system ostrzegania i uważnie obserwujcie, co się będzie działo w najbliższym czasie. Ducha nie gaście, Kaczyński nie trawi samodzielności i niezależności.
A najprościej? Wy wiecie najlepiej, ile kosztuje populizm, robiąc codzienne zakupy w Tesco czy innej Biedronce.
Przelot ósmy: nowe logo Senatu, czyli jak dać zarobić kumplom za narysowanie orzełka oplecionego dużą literą S.
Marszałek Karczewski podjął ważną dla państwa i narodu decyzję. Zawarł umowę o dzieło na wykonanie projektu Systemu Identyfikacji Wizualnej Senatu Rzeczypospolitej. Ta bardzo mądrze brzmiąca nazwa oznacza po prostu narysowanie nowego logo Senatu. Pomijając już to, po cholerę jest nam potrzebne nowe logo Senatu, znaczek ten nie jest jakoś szczególnie odkrywczy – to po prostu orzeł w koronie opleciony dużą literą S. Doprawdy, szalenie nowatorskie. Nowatorski jest też koszt tego dzieła, a mianowicie ponad 110 tysięcy złotych. Konia z rzędem temu, kto sądzić będzie, że zlecenie owe otrzymał jakiś niezależny od PiS artysta grafik. Mówiąc krótko: wystarczy nie kraść.
Aby bez ustanku realizować to ważkie hasło, jakże charakterystyczne dla PiS, Beata Szydło będzie pierwszym premierem w historii Polski, który zyska władzę nad wszystkimi spółkami skarbu państwa. Odbierze ją ministrowi obrony Antoniemu Macierewiczowi i wicepremierowi Mateuszowi Morawieckiemu. Po 25 latach od transformacji gospodarczej państwo polskie jest największym właścicielem latyfundiów. W rękach rządu znajdują się dokładnie 432 spółki skarbu państwa, a w każdej z nich kilkuosobowe zarządy oraz Rady Nadzorcze. Można czerpać całymi garściami z tej ogromnej puli pieniędzy podatników, a wystarczyłoby przecież zostawić w rękach państwa wyłącznie najbardziej ważne dla gospodarki firmy, a resztę sprzedać na giełdzie za potężne pieniądze, przeznaczając je chociażby na fundusze emerytalne. Ale co wtedy zrobić z tą całą armią wygłodniałych polityków, którzy sprawdzić chcą się w biznesie? Szkoda tylko, że nie za swoje środki zarobione ciężką pracą, albo pokryte z kredytów, zabezpieczonych własnym majątkiem. Po co ryzykować? Wystarczy założyć przecież agencję reklamową i dostać na start intratne zlecenie na 19 baniek. Jakie to proste!
Kto więc chce wierzyć w państwo, które ma być dobrym wujkiem, niech wierzy, pozostali widzą paragony w sklepie. Że drogo? Cóż, populizm kosztuje.
Przelot dziewiąty: sądownictwo, czyli jak zmienić sądy, aby zagwarantować sobie bezkarność.
Jak napisał minister Wąsik: będą sprawiedliwe sądy. Będą, a jakże, bo sądy sądami, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie. Jak bardzo będą one sprawiedliwe dowie się obywatel, gdy przyjdzie mu się spotkać w sądzie z jakimkolwiek przedstawicielem państwa, czy partii rządzącej. Czekać go tam będzie bolesne zderzenie z rzeczywistością sprawiedliwości według PiS. Ale przecież nie to jest najważniejsze. Najważniejsze, to tak zmienić sędziów (i to jak najszybciej, bo czas ucieka), żeby zagwarantować sobie wygraną w wyborach, a jak się tego nie uda zrobić, to zabezpieczyć się w przyszłych procesach związanych z łamaniem Konstytucji i nadużywaniem władzy. W tym kontekście prezydent Duda w istocie ma Kaczyńskiego w garści i grać może o wysoką stawkę. Nie dla obywateli, jeno dla siebie. Taki jest wyłączny cel zastosowanych wet do ustaw sądowniczych. Ale spokojnie, panowie się na pewno dogadają, są sobie potrzebni. Andrzej będzie Adrianem, spokojna wasza rozczochrana.
W ramach tej sprawiedliwości PiS przejął właśnie organizacje pozarządowe na własność, bo czymże innym jest uchwalona ustawa o Narodowym (a jakże) Instytucie Wolności, który obejmuje pieczę nad wszystkim funduszami przeznaczonymi dla NGO’sów. Mocno zagmatwany system dystrybucji tych środków, to tylko swoista wisienka na torcie władzy Kaczyńskiego nad kolejną dziedziną życia. W kolejce do pisowskiej sprawiedliwości zostały już tylko media prywatne. Jeszcze moment. Erdogan za chwilę wyjaśni prezesowi, jak się to robi.
Innym przejawem dziejowej sprawiedliwości jest komisja weryfikacyjna. Nikt przy zdrowych zmysłach nie jest przeciwny wyjaśnieniu nadużyć przy reprywatyzacji, ale warunek jest jeden: wyjaśnić trzeba także sprawy sprzed kadencji prezydent Gronkiewicz-Waltz, a także kwestię dlaczego przez lata nie można było uchwalić nawet małej ustawy reprywatyzacyjnej i kto był jej hamulcowym. Wyjaśnić też trzeba jasno dlaczego teraz nagle wiceminister Jaki pokazuje projekt ustawy, zerżnięty zresztą z pomysłów PO. Przy okazji tylko warto dopytać pana Jakiego dlaczego szacuje jej koszt na kwotę ok. 10-15 miliardów, skoro wiadomo, że to kwota pięć razy wyższa. Czy nie aby dlatego, że wartość zwracanych nieruchomości mają określać sprawiedliwe sądy PiS? Może też warto dopytać dlaczego przewodniczącym tej komisji jest prawdopodobny kandydat na prezydenta stolicy. I dlaczego kandydatem na tę funkcję jest także inny członek tego prawnie wątpliwego gremium. W tym kontekście naprawdę bez znaczenia jest czy Gronkiewicz-Waltz się przed obliczem komisji stawi czy nie. Platforma jest nieobecna na tylu frontach walki z PiS, że doprawdy, jeden mniej nie robi żadnej różnicy.
Tymczasem w całej sprawie reprywatyzacji chodzi przecież o zgodę wszystkich sił politycznych na wydanie z budżetu państwa ogromnych środków na rekompensaty dla byłych właścicieli tych majątków lub ich spadkobierców, przy jednoczesnym wytłumaczeniu części społeczeństwa, że te rekompensaty się należą. W społeczeństwie roszczeniowym, uczonym przez lata wrogości wobec wszystkiego co prywatne, ostateczne rozwiązanie kwestii zwrotu zagrabionej własności będzie bardzo trudne, czego nie udało się zrobić przez 25 lat, a projektów ustaw reprywatyzacyjnych było ponad dwadzieścia. Ale populizm w Polsce zawsze był w cenie.
A ile kosztuje populizm zobaczysz w Żabce na osiedlu.
Przelot dziesiąty i ostatni: uliczne sondy TVP Info, czyli Polska jest tylko jedna.
Na koniec zostało nam już tylko paliwa na ostatni przelot, ale jakże ciekawy. I chyba najważniejszy, bo kto ma media, ten ma władzę. Mówię to przewrotnie, bo historia uczy, że każdemu, komu się tak wydawało, władzę tracił. Nawet wtedy gdy był I sekretarzem a nie naczelnikiem państwa, choć to dzisiaj słowa bliskoznaczne. Czym naprawdę jest państwo Kaczyńskiego zobaczymy, oglądając jakąkolwiek sondę uliczną w telewizji TVP Info. Oglądaliście? Nie? To obejrzyjcie. Naprawdę warto.
Otóż w sondach ulicznych telewizji z nazwy publicznej, zobaczycie tylko jedno, takie samo zdanie przypadkowych, rzecz jasna, przechodniów. Nie ma zdań przeciwnych, czy choćby pośrednich. Są tylko opinie zbieżne z góry narzuconą tezą. Ostatnio popularna sonda dotyczy zarobków lekarzy rezydentów, które jak wiadomo, są kolosalne. To znaczy, tak wiadomo z TVP Info. Sondy te są oczywiście robione dla naczelnika państwa, żeby zza biurka na Nowogrodzkiej żyło się geniuszowi lepiej. Jakiż to musi być szczęśliwy kraj, w którym wszyscy mówią to samo! Déjà vu? No może troszeczkę…
CBOS daje w najnowszym sondażu PiSowi poparcie na poziomie 47%. W kolejnym zobaczymy magiczne 50. Są w państwie Kaczyńskiego jakieś granice śmieszności? Pytanie jest retoryczne a odpowiedź oczywista.
Wcześniejszych wyborów jednak nie będzie, bo tak jak we wszystkich sprawach narzucanych przez PiS, nie idzie o to, żeby złapać króliczka, ale by gonić go. Bo sednem i celem polityki Kaczyńskiego jest mnożenie tematów, aby o nich mówić, a nie bieżące branie się za bary z prawdziwymi problemami życia codziennego. Celem jest zdobycie i utrzymanie władzy za cenę nieistotną, bo przecież nie naczelnik będzie za to płacił, tylko jego ciżba marionetek w jednakowych gałgankach, a narzędziem tej polityki jest rzecz jasna telewizja i media zarówno papierowe, jak i elektroniczne, których w rękach PiSu jest bez liku. W tej dziedzinie Kaczyński nie ma żadnej, nawet najmniejszej, konkurencji. Jednak, jak każdy autorytarny polityk, władzy mu mało, następne w jego talii kart będą więc media prywatne, z którymi prezes zrobi porządek jak trzeba. A gdy już będzie miał wszystko w swoich rękach: media, sądy, prokuraturę, samorządy, sejm, senat i prezydenta, zbuduje nam piękną, prawą i sprawiedliwą Polskę, w której wszyscy będą żyć długo i szczęśliwie, godziwie zarabiając i ciesząc się długą emeryturą. To wszystko zrobi dla nas prezes naszego klubu, łubu dubu.
Kto w to wierzy, ten wierzy, pozostali niech nie tracą rozumu, odbierając od kasjerki paragon w osiedlowym spożywczaku.
Konkluzja, czyli jak być opozycją bez narracji.
Mógłbym tak pisać w zasadzie bez końca, bo państwo PiS nie daje mi odpocząć od siebie. Tekst ten jest oczywiście tendencyjny i mocno subiektywny, a tytuły kolejnych przelotów wybrane według własnej wewnętrznej oceny wagi spraw. Pytanie nurtuje mnie następujące: gdzie jest opozycja? Narzekania na nią stają się już nudnawe nieco, ale nie da się nie narzekać. Pamiętacie, kiedy ostatnio opozycja, a Platforma zwłaszcza, zbliżyła się mocno do obozu władzy w sondażach? Tak, było to dawno temu i wtedy, gdy narzuciła PiSowi ostrą narrację. Od tamtego czasu jest w totalnym odwrocie i póki co nic nie wskazuje na to, aby ten trend się zatrzymał. Nie może być inaczej, skoro Platforma nie wykorzystuje nawet resztki energii, jaka została jeszcze wśród jej wyborców i sympatyków. Opozycja jest dzisiaj po prostu rozbita w pył i coraz mniejsze są szanse na jej zlepienie, a jej grzechem pierworodnym jest brak pomysłu na odwrócenie znaczenia, utrwalonego w świadomości Polaków, hasła o totalnej opozycji, które na początku było ciekawym wyzwaniem rzuconym władzy, ale dzisiaj jest już tylko kulą u nogi, zawieszoną na łańcuchu przypiętym do Platformy. Nie odkryję przecież Ameryki, gdy powiem, że przegrana w najbliższych wyborach samorządowych oznacza nie tylko umocnienie władzy PiS na lata, ale przede wszystkim totalny rozpad partii opozycyjnych w tym znaczeniu, o którym mówimy dzisiaj. Jeszcze jakiś czas temu byłem przeciwnikiem budowania nowego bytu na opozycyjnej scenie, ale z każdym dniem myślę, że to jest chyba nieuchronne. Jeśli w najbliższych tygodniach nie wydarzy się nic naprawdę spektakularnego, to szykować się już powinniśmy do zakonserwowania władzy socjal-prawicy na długi czas. Czego sobie i innym nie życzę.
Good night and good luck Państwu.