Dwaj profesorowie, byli członkowie Rady Polityki Pieniężnej, popełnili niedawno kuriozalny artykuł w Rzeczpospolitej. Jego kuriozalność nie wynika z filozoficznych preferencji prof. prof. Jana Czekaja i Stanisława Owsiaka dla majstrowania przy gospodarce. Taki aktywizm państwa jest od lat w modzie i tu się wzmiankowany tandem nie różni od innych majsterkowiczów. Wprawdzie dowodów na skuteczność majstrowania brakuje, ale w końcu nie tylko w kwestii stworzenia świata można zauważyć preferencje dla stawiania wiary przed wiedzą. W kwestii „stworzenia dobrobytu” też widzimy takie skłonności. Dodam, że nie tylko u wzmiankowanej pary autorów.
Kuriozalność artykułu polega na tym, że prof. prof. Czekaj i Owsiak nie tylko wymyślili sobie doktrynę skuteczności polityki drukowania pieniądza, ale także wymyślili sobie fakty, rzekomo potwierdzającej tę doktrynę! Powołanie się na powstały pod koniec XVIIw. Bank Anglii jako na instytucję prowadzącą aktywną politykę monetarną wskazuje na nieznajomość historii gospodarczej.
Wtedy, kiedy powstawał Bank Anglii nie miał on żadnych funkcji banku centralnego. Kończyło się stulecie rządów dynastii Stuartów, którzy pozostawili po sobie bagaż w postaci nieuregulowanych długów Korony. Bank Anglii powstał, więc, jako instytucja p r y w a t n a, której celem było zarządzanie długiem królewskim (dziś powiedzielibyśmy publicznym), jego uporządkowanie i harmonogram spłat.
Gdzie tu było miejsce na jakąś politykę monetarną? Zresztą panowie profesorowie powinni wiedzieć, że w XVII-XIXw., a właściwie do wybuchu I wojny światowej, mieliśmy do czynienia z systemem waluty kruszcowej i możliwości redukcji deficytu czy długu publicznego przez emisję obligacji i ich zakup przez bank centralny po prostu n i e i s t n i a ł y. Bank centralny, Anglii czy jakiegokolwiek innego kraju, musiałby to uczynić w drodze zakupu kruszcu, wybicia z niego pieniędzy i wówczas dopiero mógłby wykupić zaoferowane obligacje. Tyle, że jedynie hipotetycznie, bo nie miałby na taki zakup pieniędzy. Istniejące rezerwy kruszcu w skarbcach banków centralnych nie mogły bowiem zostać wykorzystane w inny sposób niż w drodze wymiany – na każde żądanie – posiadanego kruszcu na pieniądz papierowy lub odwrotnie: pieniądza papierowego na kruszec.
Zamiast faktów nie istniejących proponuję zastanowić się nad istniejącymi, które dotyczyć już będą czasów pieniądza papierowego, a więc opartego nie na wartości kruszcu w jednostce monetarnej, ale na zaufaniu. Zaufaniu, że skoro inni przyjmują tę walutę według jej wartości nominalnej (sumy wymienionej na banknocie), to i my będziemy tę walutę przyjmować. W świecie takiej waluty majstrowanie przy gospodarce polityką monetarną rzeczywiście jest możliwe.
Tyle, że skuteczne jest tylko w pewnych granicach – i czasowych i ilościowych. Przypominam, że załamanie się skuteczności keynesowskiej polityki deficytów budżetowych wspieranych polityką zwiększania ilości pieniądza w obiegu było następstwem zaniku tzw. iluzji monetarnej. Czyli wiary uczestników życia gospodarczego, że wartość nominalna równa jest realnej (można kupić tyle samo za tę samą sumę dziś, ile można było kupić np. rok wcześniej). Kiedy i producenci i konsumenci przekonali się, że tak nie jest, skuteczność polityki skończyła się.
Przypominam, że pieniądz nie oparty na wartości kruszcowej jednostki monetarnej oparty jest na zaufaniu. Kiedy to zaufanie pryska, co określano w latach 60.-70. ubiegłego wieku jako zanik iluzji monetarnej, zaskoczyć – czyli: zmylić – uczestników życia gospodarczego można tylko jakąś niespodzianką, np. zwiększoną dawką dodruku pieniądza.
Ale i to się kończy w pewnym momencie. Najlepszym tego dowodem jest Zimbabwe, gdzie w agonalnej fazie pieniądza krajowego wydrukowano banknot stubilionowy (jedynka po której następuje 14 zer). Ale tego już mieszkańcy nie wytrzymali. Zaufanie się skończyło ostatecznie i przestali oni przyjmować zimbabwańskiego dolara. Walutą stały się rand południowoafrykański i funt brytyjski. A swoją drogą ciekawe ku jakiej walucie zwróciliby się obywatele krajów świata zachodniego, gdyby kiedykolwiek doszło do przekształcenia napęczniałych bilansów banków centralnych w pieniądz?…