Reakcja części sceny politycznej oraz opinii publicznej po premierze najnowszego odcinka programu „Katastrofy w przestworzach” po raz kolejny udowadnia, że realny świat i polska prawica znajdują się w tej chwili na dwóch przeciwstawnych biegunach. Żadnej „drugiej strony”, o której pisał Igor Janke, po prostu nie ma – jest tylko grupa parlamentarzystów, którzy mają ochotę we własnym gronie podyskutować o przyczynach katastrofy, kilka drzwi obok Parlamentarnego Zespołu Miłośników Motocykli i Samochodów.
Problem jest znacznie głębszy niż mogłoby się wydawać. Przede wszystkim – po raz kolejny obserwujemy infantylny, bajkowy podział świata, w którym działają enigmatyczni „oni”. Słyszeliśmy to już wielokrotnie (nie tylko w kontekście 10 kwietnia) – ci sami „oni” współtworzyli postkomunizm, odpowiadali za układ, blokowali lustrację, promowali korupcję, etc. Dziś prawica zapomniała o Adamie Michniku i Unii Wolności, o układzie i lustracji. Scena przeniosła się do Smoleńska, a do ról nowych Schwarzcharakterów przydzieleni zostali członkowie polskiego rządu oraz Rosjanie.
Chciałbym wierzyć prawicy, że spór o 10 kwietnia nie jest wpisany w polsko-rosyjskie antagonizmy. Niestety, słysząc (od blisko trzech lat) odmieniane na wszystkie sposoby słowo „Rosjanie”, mam wrażenie, że spór narodowościowy jest kwintesencją dyskusji na temat katastrofy. Szkoda, że prawicowi publicyści, skoro posiadają tak wiele informacji o „celowym działaniu Rosjan”, w żaden sposób nie potrafią sprecyzować, kto za tym stoi. Dla wszystkich lepiej byłoby, gdyby media udzielały konkretnych informacji, a nie poprzestawały na ogólnikach i insynuacjach.
Najbardziej symboliczne jest oburzenie niektórych publicystów na pomijanie „drugiej strony” przez twórców serialu. Igor Janke na Twitterze ironicznie pisze o tym, że „druga strona to ciemny lud ze spiskową teorią świata”, ubolewając przy okazji nad niskimi standardami dziennikarskimi National Geographic. Założycielowi Salonu24 wydaje się, że 140 znaków wystarczy na omówienie tego problemu, jednak – niestety – problem polskiej prawicy z katastrofą smoleńską jest znacznie poważniejszy, a zamieszanie wokół najnowszego odcinka amerykańskiego serialu jest w tym kontekście wyjątkowo symboliczne.
„Katastrofy w przestworzach” to serial od dziesięciu lat tworzony według tej samej metody – sfabularyzowania oficjalnie przeprowadzonych śledztw. Wbrew temu, co sugeruje prawica, twórcy serialu nie stworzyli ad hoc żadnej metody, która pozwoliła im poniżyć Polskę i ani słowem nie wspomnieć o raporcie przygotowanym przez Zespół Parlamentarny ds. Zbadania Przyczyn Katastrofy TU-154 M. Po prostu, pozostali wierni przyjętej konwencji i scenariusz oparli na oficjalnych raportach. A takie powstały dwa – stworzone przez KBWLLP (raport Jerzego Millera) oraz MAK.
Niestety, raport przygotowywany pod kierownictwem Macierewicza trudno uznać za źródło oficjalne. Być może waga przywiązywana do tego dokumentu bierze się z niezrozumienia, czym jest zespół parlamentarny i mylenia go z komisjami sejmowymi. Żeby to dobrze zobrazować, wystarczy przypomnieć, jakie zespoły funkcjonują obecnie w polskim parlamencie: Członków i Sympatyków Ruchu Światło-Życie, Akcji Katolickiej oraz Stowarzyszenia Rodzin Katolickich; ds. Piastówanio Ślónskij Godki; ds. Promocji Badmintona; ds. Przeciwdziałania Ateizacji Polski oraz Miłośników Motocykli i Samochodów. Zespół zajmujący się badaniem przyczyn katastrofy nie jest w żaden sposób organem bardziej poważnym niż te, które zajmują się gwarą śląską i przeciwdziałaniem ateizacji Polski. I podobnie jak parlamentarzyści, którzy zajmują się promocją badmintona, nie zmieniają przepisów tej dyscypliny, tak raport Macierewicza nie może zmienić przebiegu śledztwa.
Niesłuszne jest także przeświadczenie prawicy o wyjątkowości katastrofy, która miała miejsce w Smoleńsku. Nie mam na myśli, oczywiście, tego, kto w niej zginął – wyjątkowego wymiaru państwowego katastrofy nikt nie kwestionuje, zresztą – najprawdopodobniej dlatego tak szybko powstał odcinek „Śmierć prezydenta”, od czasu katastrofy do powstania poświęconej jej części serialu mija zazwyczaj znacznie więcej czasu, chociaż polska katastrofa nie jest jedynym wyjątkiem: w tym roku wyemitowano także odcinek poświęcony katastrofie sprzed dwóch lat, w której zginęli hokeiści Łokomotiwu Jarosław.
Jednak to, kto ginie w wypadku lotniczym nie ma bezpośredniego wpływu na sposób badania katastrofy – i w tym kontekście polska katastrofa nie jest wyjątkiem. Konflikt pomiędzy polską i rosyjską komisją (przez część mediów przedstawiany jako priorytet polskiej racji stanu) w przypadku katastrof lotniczych nie jest niczym wyjątkowym – nie tylko dla specjalistów, także dla osób, które regularnie oglądają „Katastrofy w przestworzach”; np. o przyczyny katastrofy lotu Gol Transportes Aéreos 1907 (w której zginęło ponad 150 osób) spierały się ze sobą CENIPA i NTSB – komisja brazylijska oraz amerykańska.
To naturalne – czasami o drobne stłuczki kłócą się firmy ubezpieczeniowe oraz samorządy. Nic dziwnego, że w przypadku ogromnych katastrof lotniczych w konflikty angażują się także państwa. Biorąc pod uwagę polityczną skalę katastrofy TU-154 M, spór pomiędzy Polską a Rosją był nieunikniony, być może nawet jego przebieg jest znacznie łagodniejszy niż można było przypuszczać. Jednak przeświadczenie o tym, że zachowanie Rosjan po katastrofie wynika wyłącznie ze względów politycznych jest nieprawdziwe – w takich sytuacjach każde państwo próbuje, jeśli to tylko możliwe, ograniczyć własną odpowiedzialność za katastrofę.
Konflikt wokół raportu MAK dopisywany jest do serii tragicznych wydarzeń z polsko-rosyjskiej historii: zaborów, wojny polsko-bolszewickiej, paktu Ribbentrop-Mołotow, zbrodni katyńskiej oraz stalinizmu. Niesłusznie, ponieważ zachowanie rosyjskiej komisji nie jest konsekwencją zbrodniczego reżimu, a zachowaniem naturalnym w niemal każdym kraju świata, czy to w Brazylii i Stanach Zjednoczonych, czy w Rosji i Polsce. Nasz rząd zareagował adekwatnie, tak jak zrobiłyby każde odpowiedzialne władze – nie oskarżał Rosjan o manipulację, po prostu opracował własny raport.
Jestem wdzięczny National Geographic, ponieważ najnowszy odcinek „Katastrof w przestworzach” uporządkował fakty: miała miejsce tragiczna katastrofa, po której stworzono dwa oficjalne raporty. Przyczyny zostały już ustalone – nie musimy już niczego wyjaśniać (jak co chwilę słyszymy w mediach), na nic czekać, żądać kolejnych badań. Wszystko odbyło się tak, jak podczas dziesiątek innych – równie tragicznych – katastrof lotniczych. Oczywiście, można wspominać o teoriach spiskowych, tak samo, jak można mówić o zamachu na World Trade Center, za którym stoją Żydzi, administracja Busha lub sam szatan. Jednak, nie taka jest konwencja programu National Geographic.
Żadnej „drugiej strony”, o której pisał Igor Janke, po prostu nie ma – jest tylko grupa parlamentarzystów, którzy mają ochotę we własnym gronie podyskutować o przyczynach katastrofy, kilka drzwi obok Parlamentarnego Zespołu Miłośników Motocykli i Samochodów.