Emerytura obywatelska staje się w Polsce coraz głośniejszym hasłem mającym określić kierunek reformowania naszego systemu emerytalnego. Zasadniczo jest to dość prosta koncepcja mówiąca o tym, że wszyscy obywatele w pewnym wieku otrzymają od państwa świadczenie w tej samej wysokości bez względu na wszelkie uwarunkowania. Jednak samo wprowadzenie emerytury obywatelskiej nie rozwiązuje żadnych problemów, jeśli nie zdefiniujemy, jakie właściwie problemy chcemy rozwiązać. Okazuje się, że wśród propagatorów emerytury obywatelskiej dominują trzy – nie do końca rozłączne – podejścia.
Pierwsze to zacięcie lewicowe z tej samej stajni co pomysł dochodu obywatelskiego. Słowem ma być wszystkim po równo. Sprawiedliwość społeczna wymaga, żeby milioner nie miał lepiej na emeryturze niż biedak, bo żołądki są równe. Oczywiście wymaga to zniesienia składek na ubezpieczenia społeczne, bo składka sugeruje jakieś świadczenia zwrotne proporcjonalne do składki i zastąpieniu jej po prostu podatkami. Trochę zapomina się przy tym, że istotnym elementem podczas przejścia na emeryturę jest nie tyle otrzymywana kwota ile stopa zastąpienia ostatniej pensji emeryturą. Innymi słowy, jeśli ktoś mieszkał w M2 cale życie i w nim będzie mieszkał na emeryturze to się nie zmartwi, ale przesiadka z willi do M2 to już mała katastrofa. Proponujący takie podejście być może po cichu zakładają, że milionerzy mają więcej szans na zaoszczędzenie pieniędzy i powinni o swoją przyszłość zadbać we własnym zakresie – i prawdopodobnie mają rację.
Podejście drugie to podejście pragmatyczne. Istniejący system jest niezwykle skomplikowany. Do jego obsługi powstała instytucja zwana ZUS, która kosztuje nas ponad 4 miliardy złotych rocznie, z których to buduje sobie marmurowe płace. To jednak tylko czubek góry lodowej! Koszt obsługi systemu przez firmy jest trudny do wymiernego oszacowania, ale bez obaw można go szacować na co najmniej kilkakrotność kwoty wydawanej na ZUS. Systemy kadrowo-płacowe, wykwalifikowane osoby poświęcające swój czas wyłącznie żmudnym wyliczeniom, w których trzeba uwzględniać dane nawet za rok wstecz itd. itp. Likwidacja składek i zastąpienie ich prostymi podatkami dałoby gospodarce gigantyczne oszczędności – istotne nawet z punktu widzenia deficytu systemu emerytalnego.
Podejście trzecie – demograficzne mówi, że istniejący system nie da się utrzymać i musi nastąpić jego bankructwo. Świadczenia emerytalne muszą ulec znacznemu obniżeniu. Proporcjonalne obniżanie jest niepraktyczne, gdyż konsensus mówi o konieczności zapewnienia minimum egzystencji – czyli nieobniżaniu emerytury poniżej pewnej granicznej kwoty. Skoro przytłaczająca większość i tak będzie musiała otrzymywać emeryturę na tym poziomie istnienie wyjątków nie ma większego sensu. Nowy system jest oczywiście formą niewypłacalności państwa, zaś odpowiednie ustawy mogą być uznane za niekonstytucyjne. Są jednak metody obejścia tego problemu takie jak przećwiczona już waloryzacja kwotowa, która w perspektywie emerytalnej zasadniczo doprowadza do niemal równej emerytury w ujęciu realnym.
Jak widać motywacje stojące za zwolennikami emerytury obywatelskiej są zasadniczo dość rozbieżne warto zastanowić się co do nas mówią jej zwolennicy. Ostatnio propozycja wprowadzenia takiego systemu padła od przedstawicieli świeżo przemianowanego Ruchu Palikota – i w swoim wydźwięku plasuje się gdzieś pomiędzy opcją pierwszą i drugą, przy pełnym oderwaniu od rzeczywistości.
Odcinając się od podejścia trzeciego Twój Ruch proponuje pełne honorowanie dotychczas nabytych uprawnień emerytalnych. Emerytura obywatelska obowiązywałaby proporcjonalnie do czasu w jakim przebywa się w nowym systemie. Niestety oznacza to utrzymywanie ZUS w niezmienionej formie przez najbliższy wiek, nici więc z oszczędności budżetowych. Dobrze, że chociaż firmy by od razu odetchnęły.
Objęci systemem mieliby mieć zapewnioną emeryturę na poziomie dzisiejszej średniej emerytury. Jeśli Plan Zmian – think tank Twojego Ruchu – ma na myśli wartości realne to łatwo można sobie wyrobić zdanie o realności tego planu. Efektem reformy emerytalnej rządu Buzka było m.in. obniżenie realnych emerytur o około 40%. Mimo tego dług emerytalny z tego tytułu jest określany przez FOR na poziomie 190% PKB (w ujęciu deficytowym około 100% PKB). W opinii wielu analityków i tak oznacza to konieczność zrewidowania jego działalności w przyszłości ze względu na niewypłacalność. Utrzymanie realnej wartości emerytur podnosi go automatycznie w rejony 350% PKB. Tyle wystarczy do oceny realności przedstawionej propozycji.
Jednak warto wspomnieć o kilku bardzo sensownych uwagach zawartych w propozycji. O zniesieniu bizantyjskiego systemu poboru składek już pisałem. Dużo istotniejsze wydaje mi się jednak zauważenie, że praca jest w Polsce opodatkowana na poziomie wódki. Obłożenie daninami średniej krajowej pensji to ponad 40%. Tak jak akcyza na alkohol ma zniechęcać do jego picia, tak wysokie podatki zniechęcają do pracy. Efekt to dwucyfrowe bezrobocie i 25% szara strefa. Przesunięcie opodatkowania na inne elementy aktywności gospodarczej wydaje się być koniecznością na tym etapie naszego rozwoju.
Niestety dużo skromniej przedstawia się propozycja czym te utracone dochody składkowe uzupełnić. Ujednolicenie stawek VAT to niewątpliwie słuszne podejście w zakresie upraszczania systemu, ale należy się spodziewać – słusznych niekiedy – zastrzeżeń ze strony obrońców różnorakich ulg, zwolnień i obniżek. Ponadto mamy mieć CIT „trudniejszy do uniknięcia przez wielkie korporacje” – jestem za, tylko co to znaczy? O takim rozwiązaniu rozmyślają od lat tęgie głowy – a korporacje dalej nie płaca podatków. Jedyne w miarę szczelne rozwiązanie to podatek obrotowy, ale i on jest dużym wyzwaniem. Do tego dochodzi progresywny PIT, który raczej niewiele zmieni w kwocie przychodów budżetowych. Całość propozycji wydaje się zaś być przygotowana na podstawie tegorocznego budżetu, nie biorąc pod uwagę, że istotna jest sytuacja za 30 lat kiedy tak różowo jak dziś nie będzie.
Pozostaje więc oczekiwać na zmodyfikowaną propozycję kiedy do dzieła zabiorą się na poważnie ekonomiści i przeliczą podstawowe założenia. Zniknie wtedy z tej opowieści różowy obrazek zachowanych praw nabytych plus emerytury obywatelskiej na poziomie dzisiejszej średniej – bo to po prostu nierealne. Pozostanie zaś cień nieuchronnie nadciągającej katastrofy.
