Jesteśmy krajem alkoholików i dzieci alkoholików. O tym się nie mówi, a powinno uczyć się dzieci w szkołach, jakie będą mieć zachowania i lęki. To się ciągnie na kolejne pokolenia, dzieci dzieci. To jest jak klątwa. Żyjemy w kraju klątwy. – pisze Manuela Gretkowska reklamując swoją książkę zatytułowaną „Miłość klasy średniej”.
Według koncepcji klasyczno-uniwersalistycznej, rodzina jako system powiązań genetycznych i społecznych, jest zjawiskiem ciągłym i nieulegającym wpływowi kulturowych działań świata zewnętrznego. Nowoczesny paradygmat badań nad rodziną wskazujący na cały szereg zmian tej instytucji wydaje mi się być znacznie bardziej trafny w kontekście społeczeństw europejskich z Europą Zachodnią na czele. Jednak w kontekście polskiego społeczeństwa koncepcja klasyczno-uniwersalistyczna wydaje się pasować aż nadto doskonale. Mam tu na myśli uniwersalność instytucji rodziny oraz to, co w kontekście omawianego przeze mnie problemu „łańcucha konsekwencji” uważam za najważniejsze: system wielopokoleniowy i prawo, które nie pozwala na przerwanie więzi z rodzicami.
Przepisy Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego nakładają także na dzieci obowiązek alimentacji rodziców. Stosownie do art. 128 Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego obowiązek dostarczania środków utrzymania, a w miarę potrzeby także środków wychowania obciąża krewnych w linii prostej oraz rodzeństwo. (…) Obowiązek alimentacyjny dzieci wobec rodziców istnieje bez względu na to, czy dorosłe dzieci mieszkają z rodzicami czy osobno i czy założyły własne rodziny czy też nie. Jeżeli rodzice znajdują się w niedostatku, a dzieci są w stanie zapewnić im środki utrzymania, mają obowiązek płacenia rodzicom alimentów. Alimenty takie mogą być dobrowolne. Może się jednak zdarzyć, że na wniosek uprawnionych, czyli rodziców, wyznaczy je i zasądzi sąd rodzinny.
Stan niedostatku nie jest definiowany przez przepisy prawa.[1]
W normatywno-ideologicznym dyskursie dotyczącym analizy przemian rodziny, a którym jak sądzę owładnięte jest polskie społeczeństwo, wszelkie zmiany, którym mogłaby ulec ta instytucja jawią się jako zagrożenie. Taka narracja charakteryzuje się obawą przed rozkładem rodziny, jej kryzysem i zniesieniem jej ze sfery sacrum, co mogłoby skutkować nie tylko samą deinstytucjonalizacją społeczną, ale także prawną.
Rodzina jako wielopokoleniowa, nacechowana swoistymi praktykami instytucja, w której nadrzędną wartością okazuje się wzajemne wsparcie emocjonalne to zjawisko, które nieprzypadkowo przedstawiane jest w literaturze jako pewnego rodzaju utopia. Jednak im więcej rozmów przeprowadzam i im bardziej zagłębiam się w rodzinne historie Polaków, tym bardziej sądzę, że dyskurs normatywno-ideologiczny traktujący o rodzinie jest najzwyczajniej szkodliwy społecznie. Dlaczego?
Dyskurs, w którym dominuje praktyczne podejście do przemian w instytucji rodziny, a w którym najistotniejsza jest relacja zdefiniowanych i zrozumianych przez społeczeństwo przemian z istotą współczesnej rodziny, w kontekście syndromu Dorosłych Dzieci Alkoholików, na które cierpi ogromna część polskiego społeczeństwa, jest bardzo istotny. Rozłożenie relacji rodzinnych na czynniki pierwsze, przyjrzenie się znaczeniu poszczególnych ról przynależących do tej instytucji, pytanie o sens społecznie i prawnie sankcjonowanych więzi- to wszystko składa się na zasadę, według której to człowiek i jego potrzeby definiują luki prawne.
Jak już wspomniałam, moje zainteresowanie syndromem DDA w kontekście polskiego prawa alimentacyjnego i przyzwyczajeń, którymi kieruje się społeczeństwo w podtrzymywaniu więzów rodzinnych, pojawiło się przy okazji rozmów z wieloma moimi rówieśnikami. Okazało się, że ogromna większość z nich funkcjonuje w rodzinach, których dysfunkcje opierają się na kontynuowaniu klasycznego schematu rodziny pomimo uzależnień alkoholowych jej członków. Oczywiście- syndrom Dorosłego Dziecka Alkoholika nie ulega znaczącej zmianie w miarę świadomego rozluźniania więzi rodzinnych, jednak pragnę zaznaczyć, że omawiany syndrom w kontekście kontynuowania relacji z uzależnionym rodzicem znacznie różni się od alkoholowego zespołu płodowego.
Określeniem Dorosłe Dzieci Alkoholików nazywamy osoby wychowane w rodzinach, w których obecny był alkohol, jednocześnie będący przyczyną licznych dysfunkcji. Jest to choroba nie tyle wynikająca ze stanu fizycznego matki, co z traumatycznych doświadczeń, które uniemożliwiają prawidłowe funkcjonowanie w dorosłym życiu. Według A. Widery-Wysoczańskiej Dorosłe Dziecko Alkoholika jest osobą, w której podstawowym środowisku z okresu dzieciństwa i dorastania- w rodzinie, wokół alkoholu skupiały się wszystkie pozostałe problemy życia codziennego. DDA w dorosłym życiu ma więc wieczne poczucie braku doświadczenia dzieciństwa rozumianego jako stan beztroski, okres w życiu nacechowany specyficznym dla wieku dziecięcego systemem wartości. Ma także poczucie braku bezpieczeństwa i jest narażony na zaburzenia psychotyczne będące w objawach podobnymi do nerwicy i psychozy. Jednak moim zdaniem najistotniejszym efektem funkcjonowania w rodzinie alkoholowej jest fakt, że DDA od wczesnych lat przyjmują rolę wybawicieli. Dzieci Alkoholików czują się zobowiązane do prowadzenia domu, opiekowania się uzależnionym rodzicem i podejmowania kluczowych życiowo decyzji w okresie, w którym nie są na to gotowe. To schemat, który obserwuję od lat nie tylko wśród znajomych mi osób, ale także w polskich mediach. Heroizmu oczekuje się już nie tylko od dorosłych. Model dziecka-ratownika (które wyniosło pijaną matkę z płonącego domu/ zadzwoniło po karetkę pogotowia widząc ojca w stanie omdlenia) jest bezrefleksyjnie, pozytywnie wartościowany. Buduje to fałszywy obraz nieletniego, którego obowiązkiem jest ratowanie rodziców z opresji. Nie twierdzę, że odwaga dziecka nie jest w takich przypadkach godna pochwały, jednak jestem przekonana, że pochwała takiej postawy powinna istnieć wyłącznie w sferze prywatnej, w której dziecko czuje się bezpiecznie, a jego postawa nie przeradza się w normę społeczną. Wciąż nie ma powszechnej świadomości o tym jaką siłę niosą za sobą tzw. „newsy”. Nie tylko w oczywistym kontekście informacyjnym, ale przede wszystkim w utrwalaniu konkretnych typów zachowań i normalizowaniu ich. Kontynuowanie przez dziecko relacji z członkami rodziny, których nałóg jest przyczyną licznych zaburzeń wynikających z syndromu DDA, wynika jak sądzę nie ze świadomego wyboru, a ze strachu przed społecznym ostracyzmem, a przede wszystkim z wyrzutów sumienia związanych z brakiem sił i umiejętności ciągłego spełniania roli wybawiciela.
W Polsce nie ma przestrzeni wolności od zobowiązań wobec rodziców. Nie ma prawa, które dawałoby komfort wyboru. Media nagłaśniają sytuacje skrajne, które stają się punktem odniesienia, raniąc tym samym psychikę osób niezdolnych do heroicznych zachowań i narażając ich na ostracyzm. Małe społeczności, w których żyjemy, są przez sztucznie wykreowane modele postępowania coraz bardziej oceniające. Nie wiem, czy ta sytuacja kiedykolwiek ulegnie zmianie. Wystarczy spojrzeć na relację Polski z jej obywatelami. Przez wieki kształtowały się tu modele zachowań związanych z walką o ojczyznę i szeregiem wyrzeczeń w imię jej wolności, które czekają „dobrego obywatela”. Ta mentalność przekłada się na inne relacje, w tym na relację dziecko-rodzic. Póki powszechna zależność stanu Polski od heroizmu Polaków nie zmieni się, Dorosłe Dzieci Alkoholików nie uwolnią się z rodzinnego łańcucha konsekwencji.