„Prawda” „Krytyki Politycznej” stroi się w cudzysłów podobnie jak sowiecka gadzinówka, w której komunistyczni dygnitarze ogłaszali obowiązującą partyjną doktrynę.
Maciej Gdula z „Krytyki Politycznej” porównując w radiu TOK FM stan wojenny do reform Balcerowicza wpisuje się w długą tradycję kłamstwa na usługach lewicowej ideologii, dziedzictwa, od którego dotychczas „Krytyka Polityczna” wydawała się odcinać.
Stan wojenny był zwycięstwem kłamstwa opartego na przemocy. Ideologią wcielaną przy pomocy bagnetów. W krajach bloku socjalistycznego zniewolenie nazywano wolnością, kłamstwo prawdą, nędzę dobrobytem. Język stał się wyłącznie narzędziem politycznej propagandy, niemożliwa stała się jakakolwiek dyskusja. Jedynym kryterium prawdy była jej użyteczność dla partii, a jedynym argumentem stojąca za nią naga siła, „nawracająca” wszystkich nieprawomyślnych. Jak pisał Karl Popper w Road to Self-Enslavement: „Prowadziło to do społeczeństwa, w którym rządziło pustosłowie, pustosłowie składające się w większości z kłamstw, wypowiadanych przez tzw.
Niech wasza mowa będzie: tak, tak; nie, nie
Zwycięstwo Solidarności w 1989 roku było zwycięstwem prawdy nad kłamstwem. Słowom przywrócono ich znaczenie. Solidarność z Balcerowiczem na czele przeprowadziła Polskę przez Morze Czerwone, od bankrutującego na naszych oczach socjalizmu do kapitalizmu. W pewnym sensie na nowo stworzyła Polskę, która budziła się z długiej, czterdziestopięcioletniej śpiączki. To przebudzenie, po tylu latach opierania gospodarki na fikcji i partyjnych wytycznych musiało być bolesne.
Ludzi określających się mianem liberałów w Polsce w momencie upadku PRL-u można by zapewne pomieścić w średniej wielkości uniwersyteckiej auli. Narzucenie przez nich wszystkim Polakom neoliberalnych poglądów byłoby sukcesem porównywalnym z rewolucją przeprowadzoną przez Lenina i jego garstkę bolszewików, o jakim marzy zapewne wznawiająca jego pisma „Krytyka Polityczna”.
Plan Balcerowicza stworzył nowy system, system oparty na wolności obywateli do dysponowania swoją własnością, umiejętnościami i czasem zgodnie ze swoją wolą. System, w którym także i lewica mogła zająć należne jej na scenie politycznej miejsce.
O to, że nie zajęła, może mieć tylko pretensje do siebie, a nie do „totalitarnego neoliberalnego języka” i „przemocy symbolicznej” jaką narzucono jakoby elitom i społeczeństwu po 1989 roku. Ten pseudointelektualny język jest wyłącznie ideologią dorabianą post factum, mającą ukryć realną słabość i brak szerszego oddźwięku na poglądy radykalnej lewicy, które w najlepszym wypadku można określić jako skrajnie utopijne. Bo czym jeśli nie neoliberalną tyranią można wytłumaczyć fakt, że społeczeństwo nie chce słuchać tych, którzy tak dobrze dla niego chcą?
Być może w akcie desperacji „Krytyka Polityczna” postanowiła iść śladem tych, którzy używając hasła „Balcerowicz musi odejść” przez lata budowali swój kapitał polityczny na zorganizowanej nagonce, posługując się kłamstwem, oszczerstwem i manipulacją. Biorąc pod uwagę to, jak skończyli, chce się powiedzieć za Aleksandrem Kwaśniewskim – „towarzysze, nie idźcie tą drogą”.