Grupa polskich ekonomistów z Bogusławem Grabowskim i Leokadią Oręziak na czele napisała list otwarty w sprawie OFE, z którego wynika, że „koszt” OFE wyniósł 280 miliardów złotych. Mamy tu prosty przykład nierozróżniania najprostszych pojęć ekonomicznych, o których uczy się już na pierwszym roku studiów. Pojęciami tymi są „wydatek” i „koszt”.
Portal „Gazety Wyborczej” kilka dni temu doniósł, że grupa polskich ekonomistów, w większości profesorów, pod przewodnictwem byłego członka RPP Bogusława Grabowskiego i niezawodnej profesor Leokadii Oręziak napisała list, w którym przekonuje, że reforma OFE w kształcie proponowanym przez rząd jest konieczna i potrzebna. Używając starych chwytów erystycznych określają oni jako oczywiste i powszechnie akceptowane stwierdzenia, które nie są ani oczywiste, ani akceptowane.
Na przykład stwierdzenie:
„Nie da się podważyć faktu, że gdyby nie system OFE, dług publiczny byłby o 17,5 pkt proc. PKB niższy, a Polska miałaby dziś wiarygodność porównywalną do Czech. Ten system, dając pozory oszczędności, w rzeczywistości jest zaszytym w system emerytalny mechanizmem generowania długu. Jeśli nie zreformujemy systemu OFE w ciągu najbliższych 10 lat, Polsce może grozić bankructwo.”
Otóż to stwierdzenie da się bardzo łatwo podważyć. Dług publiczny bez OFE wcale nie byłby o 17,5% PKB niższy. Tylko pewne ograniczone miary długu publicznego, od których odchodzi statystyka w UE pokazałyby taki spadek. Te szersze uwzględniające dług ukryty według definicji UE ani by drgnęły, co zresztą przyznają w swym opracowaniu nawet ekonomiści zgromadzeni w Radzie Gospodarczej przy Premierze. Dlatego OFE nie jest mechanizmem generowania długu. Zaś bankructwo po zlikwidowaniu OFE przyjdzie znacznie szybciej bo system emerytalny nie udźwignie tego dodatkowego obciążenia w przyszłości.
Nie wchodźmy jednak tak daleko w analizę tekstu i skupmy się na innym stwierdzeniu:
„Nawet najwięksi obrońcy tego systemu nie zaprzeczą jednemu faktowi. Ten system generuje koszty. I to ogromne koszty. W ciągu ostatnich 15 lat wyniosły one aż 280 mld złotych.”
Drodzy państwo profesorowie – każdy system generuje koszty i nikt temu nie zaprzeczy. Natomiast bardzo proszę o ujawnienie źródeł wyliczeń kosztów systemu OFE w ciągu 15 lat na 280 mld złotych. Z braku szczegółów w liście pozostaje mi się tylko domyślać skąd te cyfry. Podana kwota jest zaskakująco zbliżona do wielkości funduszy przekazanych do OFE. Z tego wnioskuję, że szanowne grono profesorskie zaliczyło do kosztów reformy wszystkie składki przekazane do OFE.
Jeśli to prawda to na miejscu Państwa czym prędzej zrzekłbym się wszystkich tytułów naukowych by dalej nie deptać ostatnio mocno zszarganego autorytetu polskiej profesury. Bowiem takie stwierdzenie świadczy o poziomie kompetencji na poziomie uczestników konferencji smoleńskiej. Jeśli rozumuję poprawnie to ten list powinien się znaleźć w gronie eksponatów takich jak parówki pęknięte podczas gotowania, porwana aluminiowa puszka, neoplastony i inne świadectwa hańby nauki polskiej.

Jeśli by to co autorzy listu pisali było prawdą to pieniądze odłożone na lokacie byłyby moim kosztem – co w sposób oczywisty jest bzdurą. Mamy tu prosty przykład nierozróżniania najprostszych pojęć ekonomicznych, o których uczy się już na pierwszym roku studiów. Pojęciami tymi są „wydatek” i „koszt”. Wydatek to wszelki wypływ pieniędzy – niezależnie czy kupuję chleb, czy też zakładam lokatę – jest to mój wydatek. Widzimy jednak zasadnicza różnicę między tymi dwoma wydatkami: pierwszy to koszt, drugi to inwestycja. Wydatki na OFE składają się zatem z dwóch części – kosztów funkcjonowania (w przybliżeniu pobrane prowizje czyli ok. 10 mld, można tu dodać także niewielką część wydatków ZUS i kosztów obsługi długu publicznego) oraz inwestycji (około 150 mld).
Koszty zasadniczo są nieodwracalne i raz poniesione pozostają na takim samym poziomie, inwestycje maja nam przynieść zwrot i wrócić do nas powiększone. Najlepszym dowodem na bałamutność nazwania wszystkich wydatków z tytułu II filara kosztami niech będzie fakt, że jeśli „reforma” OFE zostanie przeprowadzona to te przeszłe „koszty” OFE spadną o połowę (a konkretnie o wartość przejętych obligacji). Wydatki te można odwrócić bo są to inwestycjami, a nie kosztami.
Nie mogę pojąć co skłania poważnych ludzi do pisania takich listów. Chodzi o przypodobanie się władzy kosztem własnego autorytetu? A może o bycie zauważonym w mediach? Czy też to czysta ignorancja stojąca za dobrymi chęciami?
Nie da się tez wykluczyć, że OFE rzeczywiście kosztowało nas 270 mld i jeśli tylko autorzy wskażą te koszty odszczekam każde słowo i więcej głosu nie zabiorę w dyskusji o systemie emerytalnym. W tym liście otwartym proszę zatem autorów tamtego listu, albo o dane, albo przyznanie się do palnięcia jednej z największych bzdur w karierze.
