Aby zło zatriumfowało, wystarczy,
by dobry człowiek niczego nie robił.
Edmund Burke
Nie myślimy o sobie jako o ludziach złych. Nie chcemy tak myśleć. Nie mamy do tego podstaw. Przez ostatnie osiem lat Polki i Polacy – ci po jasnej stronie mocy – uczyli się myśleć o sobie jako o ludziach dobrych. Dobrych, czyli: demokratach, miłujących porządek publiczny, wolność osobistą i polityczną, praworządność, zatroskanych o nasze szkoły i uniwersytety, o jakość i wolność mediów, pilnujących praw człowieka, monitorujących codzienność, wyczulonych na krzywdę ludzi i zwierząt. I choć nie wszyscy możemy/potrafimy wszystko, choć nasza wrażliwość bywa odmienna, a zaangażowanie różne, to po tej jasnej stronie mocy doskonale rozumiemy oczekiwanie na ów punkt zwrotny.
Przez osiem ostatnich lat nauczyliśmy się z coraz większą uwagą spoglądać na scenę publiczną, wyłapywać komunikaty potencjalnie niebezpieczne dla naszej wolności, punktować kłamstwa, protestować przeciwko łamaniu prawa, piętnować mowę nienawiści. Uwaga tym bardziej wyczulona, że – jak dobrze pamiętamy – „wolność nie będzie nam odebrana z dnia na dzień”. Słusznie bowiem pisał Allan Bloom, że „najbardziej udaną tyranią jest nie ta, która w celu zniewolenia używa siły, lecz ta, która odbiera wszelką wiedzę na temat tego jak wygląda wolność, czyniąc ją niepojętą, ta, która odbiera wszelką świadomość tego, że istnieją inne drogi, ta, która odbiera poczucie jakiejkolwiek zewnętrznej rzeczywistości”. Tymczasem – po tej jasnej stronie, bo tak, nawet gdy bardzo chciałabym wymknąć się polaryzacji, są „strony” – widzimy tę inna drogę, niegdyś nie-wybraną/zaniedbaną/nie dość doinwestowaną czy może porzuconą. Drogę, gdzie wciąż żyjemy wolnością, znamy jej postać; gdzie nie ma miejsca na ideologiczną drzemkę czy otumanienie rozdawnictwem, obietnicą, kłamstwem. Gdzie nie ma miejsca na zaczadzenie ani na… proste rozwiązania.
Dlatego nie godzę się na „półtora metra wolności” (własny ogródek niewiele większy od schroniskowego boksu; „ogródek”, o który polityka i tak wcześniej czy później się upomni), na „urządzanie się” w tym złym, mrocznym, niebezpiecznym miejscu, jakie przygotowuje dla nas ekipa obecnie rządząca. Nie godzę się na perspektywę już nie pełzającego, a faktycznego autorytaryzmu; na państwo mafijne pełne wzajemnie rozdanych stanowisk i zagospodarowanych interesów. „Tyrani – jak pięknie pisał Stanisław Jerzy Lec – wiążą człowieka w jego własnym sercu”. A tego każdy z nas, świadomie troszczących się o wolność swoją i drugich, najbardziej chce uniknąć. Nie godzę się na te ograniczenia dla siebie, dla Ciebie, dla każdego członka tej samej – nawet jeśli podzielonej i wzajemnie patrzącej na siebie wilkiem – wspólnoty.
A jeśli nie ma tej zgody, to… nie da się tkwić w jednym miejscu. Nie da się długo dreptać w kółko, tłumacząc sobie, że właśnie udeptujemy ziemię, na której przyjdzie się nam kiedyś spotkać z naszymi oponentami. Z tego „tkwienia” nic się nie urodzi, nic nie urośnie. Na klepisku nic nie wykiełkuje, nawet chwast. Jest natomiast ryzyko, że tkwiąc w owym zawieszeniu… skarlejemy. Nie da się zatrzymać w ciągłym: „Tak tu było zawsze”, „Nic nie można zrobić”, „Jest źle, a będzie jeszcze gorzej”. Nie da się… Chociaż w sumie to niestety się da, tylko taki stan rzeczy/takie działanie zatrzyma nas w świecie, którego – w deklaracjach, ale i w codziennych wyborach najzwyczajniej nie chcemy; w tym świecie, na który narzekamy, utyskujemy, który nas dusi, ogranicza naszą wolność, twórczość, radość… najzwyczajniej nie ma dla nas miejsca. To tkwienie w owym martwym punkcie oznacza de facto powiedzenie sobie czego nie chcę; taką świadomość, na której najzwyczajniej nie można poprzestać. Z niej rodzi się strach, frustracja, bezczynność; w niej panuje ciągnące w dół przekonanie, że „łatwiej uciec”. A tego nie chcę, nie chcemy.
Niezadowolenie ma motywować do zmiany. Działania, które urągają faktom, naszym wartościom, przekonaniom, celom, jakie obieramy dla naszego życia, naszym wolnościom czy wreszcie niezbywalnym prawom człowieka, nie pozwalają zatrzymać się w bezrefleksyjnym punkcie bezczynności. Dlatego czas na punkt zwrotny. Ten, który – stawiając nas wobec pytań i wyzwań – nie będzie już patrzył wstecz, ale w którym wybierzemy siebie. Dla siebie i dla innych. Siebie, przeciw złu. Punkt zwrotny z widokiem na jutro. Każdy moment to: „Możesz więcej”, „Możesz dla siebie i dla innych”, „Możesz, bo jesteś wolny/wolna do tylu pięknych, wielkich i wspaniałych rzeczy”. Bo przekraczając strach, ograniczenia, bańki możesz/możemy więcej.