Kim jest Robert Biedroń? Rasowym politykiem, czy wysokiej klasy PR-owcem? Odkrywcą nowych idei politycznych, czy nowym Kaszpirowskim współczesnych czasów? Reformatorem, czy zręcznym szarlatanem, który powiela pomysły innych, wmawiając ludziom, że jest pierwszy? Poważnym kandydatem na lidera opozycji, czy jurorem w programie Top Model? Kim jest były poseł, były prezydent miasta i były radny – Robert Biedroń?
Ale to już było…
Biedroń jest Adrianem Zandbergiem i Ryszardem Petru w jednym, bo historia zatacza koło. W 2015 roku obaj panowie byli ulubieńcami mediów, przy czym Zandberg był ich pupilem, a Petru ciekawostką, który ciekawość swą budował dzięki niezliczonym spotkaniom z wyborcami. To Petru, a nie Biedroń, wymyślił rozmowę z Polakami, aby na tej podstawie ułożyć program. Pamiętam doskonale te spotkania i charakterystyczne „ściany pomysłów”, na których uwiedzeni świeżością Petru przyszli wyborcy przyklejali żółte karteczki z pomysłami na Polskę. Tak powstawała Nowoczesna. Biedroń niczego nowego nie wymyślił, skutecznie powiela pomysły innych. Jest świetnie przygotowanym specem od marketingu politycznego i tym się zdecydowanie wyróżnia od większości polityków Platformy, którzy twierdzą, że marketing polityczny, to strata czasu. Otóż nie – i spora frekwencja na spotkaniach z Biedroniem tę prawdę potwierdza. Anna Mierzyńska twierdzi, że tylko dwóch polityków przyciąga podobne tłumy na swe spotkania – Donald Tusk i Robert Biedroń. Nie do końca się zgodzę – Donald Tusk mobilizuje znacznie więcej słuchaczy, co tłumaczyłbym tym, o czym kiedyś powiedział Leszek Miller – Tusk to wytrawny polityk, Biedroń, to cały czas jeszcze obietnica. Nie pomaga Biedroniowi także to, jak traktuje własnych wyborców. Najpierw odpuszcza urząd prezydenta Słupska, potem rezygnuje z funkcji radnego. Testuje wyborców, nie prowadzi z nimi otwartej gry. W wywiadzie dla „NaTemat” powiedział: „Zrezygnowałem, ponieważ zajmuję się nowym projektem i nie wyobrażam sobie, żebym miał łączyć pobieranie diety radnego z jeżdżeniem po Polsce. Uważam, że to fair. Budowa struktur ogólnopolskiego ruchu politycznego to dla mnie kluczowa sprawa. Chcę mieć pewność, że na nasze listy trafią najbardziej kompetentne osoby. A to wymaga sporo czasu”. Na pytanie, czy nie było wiadomo przed wyborami, że będzie jeździł, odpowiedział: „Wiadomo, ale musiałem wprowadzić silną drużynę radnych z takimi wartościami jak ja. Dlatego stworzyłem razem z panią prezydent Krystyną Danilecką-Wojewódzką komitet, żeby mieć pewność, że w Słupsku wygra pani prezydent i będzie największy w historii klub radnych i tak się stało”. Jak wygląda Rada Miasta Słupsk? 9 mandatów zdobył klub Łączy nas Słupsk, 7 Koalicja Obywatelska i 7 PiS. Na swoim profilu Facebook tak skomentował te wyniki: „Zdobyliśmy najwięcej mandatów z poparciem 34%. Jak widać progresywna, otwarta i europejska polityka jest możliwa. Nie jesteśmy skazani na duopol dwóch konserwatywnych partii”. Z kim zatem zawiązał koalicję? Z którą z owych konserwatywnych partii? We wspomnianym już wywiadzie o koalicjach mówi, że go nie interesują. Że chce się najpierw sprawdzić, a potem rozmawiać. Tyle że Polska, to nie jest Słupsk. Nie ta skala i nie te zagrożenia. W Słupsku ryzyko samodzielnych rządów PiS było marginalne, w Polsce – to fundament bitwy o odzyskanie normalnego państwa. Fotki ze spotkań, to jeszcze nie wszystko, a już na pewno nie realne poparcie w wyborach. Bycie aktualnym pupilem mediów nie daje bowiem żadnej pewności, że w przyszłym parlamencie będzie się rozdawać karty. Nawet jeśli o sobie myśli się tak: „Mam konkretne nazwisko, funkcję i odpowiedzialność, więc muszę być lokomotywą”. Zaiste, wielka skromność i pokora. O pokorze zresztą mówi, że: „Pokora w polityce jest bardzo ważna, ale ja czuję też siłę. Od wielu lat nie widziałem spotkań, na które przychodzi tylu ludzi. Z całym szacunkiem dla Janusza Palikota czy innych kolegów i koleżanek, którzy budowali takie ruchy. Naprawdę, to jest fenomen, i chciałbym, żebyśmy go mądrze i rozsądnie zagospodarowali”. Z całym szacunkiem, Robercie, ale na spotkania z Ryszardem Petru trzy lata temu przychodziły większe tłumy.
Ok., każdy polityk ma prawo uwierzyć w siebie i marzyć o własnej partii, rzecz w tym, że po szeroko rozumianej liberalnej stronie to czwarta taka przygoda w ostatnich kilku latach. Oczywiście można budować co trzy, cztery lata kolejną nową partię, która zauroczy Polaków, ale w realnym życiu wygląda to nieco inaczej. Ktoś z tak dużym doświadczeniem politycznym powinien to wiedzieć, chyba że liczy się w tym projekcie całkiem coś innego. Problem w tym jednak, że czas i okoliczności każą głęboko się zastanowić nad konsekwencjami.
Banem w oponentów.
Przyglądając się zwolennikom Roberta Biedronia, dyskutując z nimi na Twitterze, mam silne i nieodparte wrażenie, że niewiele się oni różnią od zwolenników PiS. Tu i tam zauważam ten sam bezkrytycyzm i momentami wręcz fanatyczne uwielbienie. I przemożną chęć dołożenia Platformie. Nie dziwi mnie to. Oficjalnie celem Biedronia są wyborcy niezdecydowani, ale każdy, kto obserwuje polską politykę od lat, wie, że to kategoria całkowicie teoretyczna. Już dawno wiadomo, że ok. 45% Polaków nie interesuje się absolutnie polityką i żaden Palikot, Petru, Kukiz czy Biedroń nie spowodują nagle, że ta grupa do polityki się przekona. Sondaże i wyniki wyborów, to potwierdzają. Mogłaby, gdyby politycy myśleli o stworzeniu dużego bloku, pokazali zdolność do kompromisu, którego celem jest rzeczywiste dobro Polski, ale przecież wiadomo, że Biedroń żadnej koalicji przed wyborami nie chce. Biedroń chce się zmierzyć i policzyć po to tylko, aby mieć mocniejszą pozycję do późniejszych negocjacji, nic poza tym. Tak samo myśleli panowie przed Biedroniem. Czym się to skończyło, wiadomo.
No ale sam Biedroń i jego wyznawcy uważają, że tym razem będzie inaczej. Dlaczego tak uważają? Bo Robert Biedroń, to nowa jakość w polityce. Zapewne przejawia się ona tym, że Biedroń na lewo (na prawo nie) rozdaje bany na Twitterze. I zapewne dlatego, że sondaż IBRIS daje mu 40% zaufanie wśród wyborców. Tymczasem polityk, który banuje oponentów, to albo przejaw megalomanii, albo kompletnego niezrozumienia, czym jest święte prawo do krytyki przynależne każdemu wyborcy. Polityk to nie jest osoba prywatna, która może sobie wybierać kto ma ją obserwować, polityk ma całkowicie inną pozycję społeczną. Oczywiście nie mówię tu o wulgarnych wpisach, chamstwo rugować trzeba. Niestety, Robertowi kompletnie pomyliły się te role.
A jak jest z tą świeżością i nowością? Sięgnijmy do jego profili w mediach społecznościowych i sprawdźmy, jaki może być program Ruchu Roberta Biedronia i czy faktycznie jest to nowa jakość na naszej scenie politycznej.
Program – kalka, czy naprawdę coś nowego?
Ruch Biedronia programu jeszcze nie ma. Ma go pokazać w lutym. Na razie założyciel Ruchu jeździ po Polsce, aby od ludzi usłyszeć, jakim ma być politykiem. To zgrabny zabieg PR-owy, ale nie tak odkrywczy, jak by się wydawało. Może więc program będzie świeży i różniący się od innych? Sprawdźmy. W tym celu przestudiowałem profile Roberta Biedronia na Twitterze (przy pomocy innego konta, gdyż należę do szczęśliwców, których Biedroń zablokował) i na Facebooku oraz porównałem z programami Nowoczesnej i Platformy, sięgając także do własnej pamięci, o czym na swoich spotkaniach mówił Ryszard Petru oraz politycy Platformy na różnych konwencjach. Wszystkiego oczywiście nie jestem w stanie wychwycić, ale postaram się, aby ta analiza była możliwie jak najszersza.
Czego możemy zatem dowiedzieć się o przyszłym programie Ruchu Biedronia? Sztandarowe hasła to wycofanie religii ze szkół, likwidacja Funduszu Kościelnego oraz opodatkowanie tacy na normalnych zasadach. Jako przykład Biedroń podaje tu swoje działania w Słupsku, gdzie wyniósł portret Jana Pawła II z urzędu oraz zdjął krzyże w szkołach. Świetnie! To bardzo dobry zaczyn, jednak, z całym szacunkiem, Słupsk, to nie cała Polska. Wiara w to, że ktokolwiek w pojedynkę będzie w stanie zlikwidować Fundusz Kościelny, wycofać religię ze szkół i opodatkować kościół, to wiara w magiczne zaklęcia. Aby dokonać tak głębokich zmian konieczne jest zwarcie szyków i zbudowanie silnego, jednolitego bloku wszystkich partii opozycyjnych. Tego się w pojedynkę nie da zrobić. Ale idźmy dalej: Nowoczesna i rzetelna edukacja seksualna, centralny program dostępności dla osób z niepełnosprawnościami, równe prawa dla każdej pary, bez względu na płeć osób, które je tworzą oraz legalne związki partnerskie dla wszystkich par. Wyższe zarobki nauczycieli i pracowników edukacji. Obywatelskie emerytury, finansowane solidarnie, z naszych podatków. Lepsze lekcje WOSu, aby zaangażować młodych ludzi w życie publiczne. Wdrożenie systemowych rozwiązań dla pracowników kultury, aby skończyć z prekariatem nie tylko tej grupy zawodowej. Inwestowanie w odnawialne źródła energii oraz sukcesywne odejście od węgla na rzecz odnawialnych źródeł energii. Wprowadzenie skandynawskiego modelu edukacji, aby była ona bardziej horyzontalna i bardziej otwarta. Szkoła powinna uczyć mniej dat, a więcej współpracy. Budowa społeczeństwa obywatelskiego, a nie pomników – krew dobrze się sprzedaje, ale to nie jest najważniejsza rzecz w polityce. Dążenie do jedności i zgody narodowej na wzór Kościuszki, który walczył o prawa wykluczonych – ten postulat mnie najbardziej zaintrygował. Skoro tak, to dlaczego Biedroń nie dąży do jedności już teraz? Są też postulaty związane z przejrzystością procesu rekrutacji specjalistów do spółek skarbu państwa oraz postulat narzuconych limitów dotyczących płci w zarządach, radach nadzorczych i urzędach. Wspomina się przy tej okazji o odbudowie Służby Cywilnej.
Idźmy dalej. Nie ma wolnej Polski bez wolnej Ukrainy. W momentach takich jak ten, Polska powinna prowadzić na pomoc Ukrainie całą Unię Europejską – to kolejny postulat programowy. Zniesienie klauzuli sumienia – jeśli lekarzowi światopogląd przeszkadza w wykonywaniu swojej pracy, to powinien zmienić zawód. W Polsce doświadczamy przemocy światopoglądowej. Zmiana zasad opodatkowania młodych przedsiębiorców na wzór brytyjski, czyli: „płacę składki, kiedy zaczynam zarabiać”. Zmiana archaicznego programu nauczania.
Jak widać hasła programowe wzniosłe i interesujące, ale czy naprawdę nowe? Rzucam okiem na programy Nowoczesnej i Platformy, i, przepraszam, ale widzę tu prawie wyłącznie to samo. Hasła zawarte w programie Nowoczesnej w wielu aspektach się pokrywają, a budowa społeczeństwa obywatelskiego jest w programie Platformy od jej powstania. Sięgnijmy do podstaw programowych Nowoczesnej, Platformy Obywatelskiej i Koalicji Obywatelskiej:
Prosty system podatkowy 3×16 VAT CIT i PiT nie spowoduje wzrostu podatków, ułatwi rozliczenia z fiskusem i ograniczy samowolę interpretacyjną organów skarbowych. Likwidacja przywilejów emerytalnych zmniejszy deficyt budżetowy i zniesie niesprawiedliwe społecznie przywileje jednych grup zawodowych, kosztem pozostałych. Do takiego stanu dopłacamy miliardy złotych rocznie. Likwidacja nadmiernych przywilejów związków zawodowych ułatwi rozwój wielu gałęzi gospodarki. Czas na opłacanie działalności związków zawodowych wyłącznie ze składek członkowskich, bo to jest uczciwe. Edukacja dopasowana do potrzeb rynku pracy zmniejszy bezrobocie. Karta nauczyciela nie powinna dłużej chronić tych, którzy do tego zawodu się nie nadają. Bo od nich również zależy powodzenie naszych dzieci. Państwo z zasady neutralne światopoglądowo, szanuje wszystkich, bez względu na wyznanie czy poglądy polityczne. Nauka katechezy nie powinna być finansowana z budżetu Państwa – płacimy za to 1,2mld rocznie. Państwo ma nam zapewnić bezpieczeństwo, sprawną obsługę administracyjną i możliwość rozwoju. Refundacja in-vitro, większa dostępność do gabinetów ginekologicznych czy aptek z „awaryjną antykoncepcją”. Szkoła równych szans ma zapewnić wszystkim dzieciom, bez względu na pozycję ekonomiczną ich rodziców takie same możliwości rozwoju. Podwyżki dla nauczycieli i otwarcie ścieżek zawodowego awansu. Bezpłatna komunikacja publiczna dla wszystkich dzieci i uczącej się młodzieży. Polityka senioralna. Czyste powietrze, czyli walka ze smogiem. Dalsze inwestycje w drogi powiatowe i orliki. Zwiększona samodzielność regionów.
Pobieżna tylko analiza postulatów Ruchu Biedronia i programów Platformy, Nowoczesnej i Koalicji Obywatelskiej, stworzonych przecież wcześniej, wyraźnie wskazuje na wiele podobieństw lub wręcz prostych kalek. Nie dziwi to wcale, bo przecież tak naprawdę Biedroniowi blisko jest do innych ugrupowań centro-liberalnych. Postawmy więc zasadnicze pytanie: po co zatem cały ten ferment?
Po pierwsze – struktury.
Rzut oka na ludzi, którzy współpracują z Biedroniem przy jego projekcie. W większości to jego dotychczasowi współpracownicy z wcześniejszych lat. Ale jedno nazwisko rzuca się w oczy od razu. To Krzysztof Gawkowski. Były działacz SLD ma się w Ruchu Biedronia zajmować budowaniem struktur. Po co Biedroniowi były działacz SLD do tego zadania? To oczywiste. Ze wszystkich partii i ugrupowań lewicowych tylko Sojusz ma rozbudowane i działające struktury. Wyznaczenie więc Gawkowskiego do ich budowy na rzecz Ruchu wydaje się oczywiste. Jednak bardzo ryzykowne. Jeśli ktokolwiek ma nadzieję na to, że lewica się zjednoczy, to wybór Gawkowskiego musi tej tezie całkowicie zaprzeczyć. Nie będzie żadnego pokoju na lewicy, jeśli Gawkowski zacznie wyciągać ludzi z SLD do Ruchu Biedronia lub gdy zacznie budować struktury Ruchu w oparciu o zasoby Sojuszu. To posunięcie może zaś świadczyć o jednym, że Biedroń mierzy także w wyborców SLD. Osobiście nie miałbym nic przeciwko temu, aby Ruch Biedronia zastąpił na scenie politycznej Sojusz Lewicy Demokratycznej, ale bądźmy realistami – SLD przecież na to nie pójdzie. Już widzę, jak Włodek Czarzasty abdykuje na rzecz Biedronia. Czeka nas zatem ostra jazda. Gorzej, że to jazda po demokratycznej stronie.
O co więc chodzi?
W Radiu Tok FM Krzysztof Gawkowski powiedział: „Budujemy z Robertem Biedroniem struktury. To nie będzie partia na chwilę, a Biedroń wystartuje w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Ale na pewno Ruch Biedronia nie pójdzie do eurowyborów razem z Koalicją Obywatelską. Co nie znaczy, że nie będziemy szukali porozumienia później”. W moim przekonaniu Robert Biedroń zastosuje tę samą taktykę, co do tej pory, czyli po wyborach do europarlamentu zrezygnuje z mandatu, bo swój cel widzi dalej. Nie jest nim ani mandat europosła, ani tym bardziej mandat posła polskiego. Jego celem jest prezydentura. Biedroń grając na swój Ruch, gra wyłącznie na siebie. Osłabienie liberalnej strony sceny politycznej jest mu na rękę, bo powszechnie wiadomo, że jeśli wynik wyborczy Koalicji Obywatelskiej będzie poniżej oczekiwań, Donald Tusk nie zdecyduje się wrócić do polskiej polityki – pozostanie w polityce międzynarodowej, w której nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Wiara w to, że Biedroń może porwać wyborców do tej pory niegłosujących lub zabrać wyborców Zjednoczonej Prawicy jest błędem. Żadne badania socjologiczne i prezentowane do tej pory sondaże nie uwiarygadniają tej tezy. Poparcie PiS-owi się nie zmniejsza, a już na pewno nie na rzecz Ruchu Biedronia – nie widać żadnych przepływów wśród tych grup wyborców. Jedyne ruchy, jakie widać, to tylko w obrębie demokratyczno-liberalnej części sceny. De facto jest to osłabianie opozycji na rzecz obozu władzy, gdyż system D’Hondta zawsze będzie promował większych i zjednoczonych, a nie rozbitych. Zatem wiara w to, że Biedroń jest jakimś odnowicielem polskiej polityki, to wiara grubo przesadzona. Przykro to powiedzieć, bo mam do Roberta Biedronia wiele sympatii i wcale nie jestem do niego uprzedzony, ale jego działania destabilizują opozycję wobec PiS, a nie ją umacniają.
Symptomatyczne jest także to, że:
1. Biedroń mocniej atakuje Koalicję Obywatelską, niż PiS (ataki na rządzących są zdecydowanie zbyt miękkie, jak na polityka opozycji, nawet jeśli uznać, że Biedroń dąży do ogólnonarodowej zgody).
2. W prawicowych mediach także społecznościowych można przeczytać wiele artykułów i komentarzy, które chwalą Biedronia, jak choćby artykuł Janickiego w jednej z prawicowych gazet.
3. Sam Biedroń często puszcza oko do prawicy, co może potwierdzać tezę, że jego celem nie są wyborcy PiS.
4. Nie ma mowy o żadnym sojuszu na lewicy, nie ma mowy o żadnym bloku lewicowym z udziałem Biedronia. Jakiekolwiek rozmowy na ten temat są jedynie mydleniem oczu.
Zwolennicy Biedronia i sam Biedroń mocno podkreślają, że na spotkania z nim przychodzą tłumy. Jednak to żaden wyznacznik, a budowanie na tym narracji, że może to oznaczać wysokie poparcie społeczne, jest błędne i przedwczesne. Kilka tygodni temu byłem uczestnikiem wykładu Leszka Balcerowicza na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu. Cała aula uniwersytecka pękała w szwach, a i spora część korytarza przed aulą była zajęta. Czy to oznacza, że ultraliberalne poglądy profesora Balcerowicza mają przytłaczające poparcie w społeczeństwie? Oczywiście, że nie.
A co za 10-15 lat…?
Możemy się spierać o pryncypia. Możemy się też spierać o drobiazgi. Ale w tych wszystkich sporach brakuje mi rzeczy jednej. Co z Polską za lat 10-15? Kto i jak rozwiąże najbardziej znaczące problemy tego świata? Jakie propozycje dla wyborców mają politycy w kwestii ratowania ziemi przed zagładą ekologiczną? Czy jest w Polsce odważny polityk lub odważna formacja polityczna, która wyda ostrą i zdecydowaną wojnę branży wydobywczej, zwłaszcza węgla kamiennego? Kto wypowie te trudne, ale niezbędne słowa, że energetykę opartą na węglu należy natychmiast zamknąć? Kto pokaże alternatywy? Nie idiotyczne gadki o milionie elektrycznych aut, tylko spójną wizję zamiany źródeł energii na bardziej ekologiczne.
Tego nie widzę w tych wszystkich rozmowach i dyskusjach o nowych i starych partiach oraz ugrupowaniach. Aby naprawdę zmienić Polskę potrzeba do tego zwartej, zjednoczonej grupy politycznej, która spojrzy na najważniejsze problemy z perspektywą dalszą, niż tylko najbliższy rok. Po przejęciu władzy Polskę będzie trzeba naprawdę odbudować, bo obecnie mamy do czynienia z jej totalną dewastacją. Kto się podejmie tej naprawy? Rozbici na małe grupki politycy, myślący wyłącznie o swoich karierach, czy zwarty i silny jednością blok ludzi, dla których przyszłość naszych dzieci i wnuków jest najważniejsza?
Kto?
Good night and good luck Państwu.