Rządy Prawa i Sprawiedliwości są szkodliwe. Nie ma co do tego wątpliwości. Wskazywanie jednak na tę partię jako jedynego winnego niszczenia wolności – jest kłamstwem. PiS nie wygrało, bo miało dobry program, ale dlatego że ci, którzy mieli bronić wolności, byli tym mało zainteresowani.
Zwycięstwo PiS ma dwa fundamenty. Pierwszy to zaniedbania gospodarcze poprzednich rządów skontrastowane odstającą od rzeczywistości retoryką sukcesu. Ludzie biedniejsi i bogatsi byli zawsze. Jeżeli jednak tym pierwszym pokaże się, ze ci drudzy trwonią ich pieniądze, mówiąc jednocześnie z uśmiechem jak to wszystkim jest teraz dobrze – skończy się to buntem.
Drugi fundament to zaniedbanie świadomości politycznej obywateli. Ugrupowania takie jak PiS i RN opierają się – przynajmniej w jakiejś części – na katolicyzmie. Katolicyzm natomiast jest dla świadomego politycznie człowieka, mającego na względzie swoją wolność, nie do zaakceptowania. Tak więc gdyby wyborcy głosujący dotychczas na PO, mieli odpowiednią świadomość polityczną – w chwili gdy poczuli się znudzeni lub zawiedzeni tą partią, zagłosowaliby w zamian na Nowoczesną, Razem, czy inną partię mieszczącą się w ogólnie pojętej opcji liberalnej. Te ugrupowania nie dopuszczałyby się tak inwazyjnych działań jak PiS. Łatwiej by się też ze sobą porozumiewały. Wyborcy ci, na pewno nie wybraliby PiS – widząc w nim zagrożenie dla wolności.
Ludziom jednak nie uświadamiano, że katolicyzm to problem. Nie uświadamiano że jest to skrajnie antywolnościowa doktryna polityczna – nielicząca się z dobrem państwa w którym się umacnia (Kościół Katolicki to swego rodzaju węzeł politycznych i finansowych wpływów – który jeżeli już działa na korzyść innych, to tylko tych najbogatszych). Nie uświadamiano, że jego ekspansja może być powolna, ale będzie postępować i to zawsze w tym samym kierunku. Nie uczono o tym, co działo się w państwach, gdzie opcja katolicka przejęła władzę. Dla większości w Polsce, katolicyzm to więc tylko jakaś istniejąca z boku religia, polegająca na święceniu jajek i chrzczeniu dzieci. Spora ilość ludzi kierując się wyborczym buntem, zagłosowała więc na katolickie PiS – w którym widziała tylko wroga PO, a nie wroga własnej wolności.
Do takiego utwierdzenia katolicyzmu przyłożyli się politycy różnych partii – ulegając roszczeniom finansowym Kościoła Katolickiego, oddając mu kolejne sfery wpływów, ignorując katolicką ekspansję w edukacji. Absurdu w tym temacie dodają ostatnio ludzie, którzy próbują się jawić jako „obrońcy demokracji”, choć jednocześnie bronią katolickich wpływów. Pominę już tu fakt, że Polska była zawsze tylko demokratoidem, a nie demokracją skonsolidowaną. Jednym z bardziej popularnych przykładów takich „demokratów” jest Andrzej Rzepliński. Człowiek, który zasiadając w Trybunale Konstytucyjnym wydawał tak stronnicze wyroki na korzyść Kościoła Katolickiego, że dostał za to nawet z Watykanu medal. Sporo ludzi go jednak broni, widząc w nim symbol obrony demokratycznego ładu. Trzeba być albo kompletnym ignorantem, albo łgarzem, by nazywać „obrońcą demokracji” człowieka odznaczonego za jej świadome niszczenie!
Inspiracja i legitymacja dla antydemokratycznych działań PiS wypływa z Kościoła Katolickiego, którego doktryna potępia zarówno samą demokrację (Leon XIII – Diuturnum illud), jak i poszczególne prawa niezbędne do jej funkcjonowania – np. wolność słowa (Grzegorz XVI – Mirari vos). Demolowanie sądownictwa, gospodarki, obronności. Hojne wsparcie finansowe katolickich organizacji. Wykorzystywanie państwowych instytucji do atakowania przeciwników politycznych. To wszystko jest spójne z wizją budowania państwa katolickiego i było całkowicie do przewidzenia. Winne więc jest nie tylko PiS i Kościół Katolicki, ale wszyscy którzy przez swoją ignorancję i zaniechania doprowadzili do tego stanu rzeczy. Zarówno niechlujni politycy, jak i przeciętni obywatele – którzy poprzez deklaracje sugerowali swojemu otoczeniu, że nie widzą nic złego w dążeniu do katolickiego porządku.