Ewa Marcjoniak: Sprawiedliwość jest wartością. Wartością fundamentalną i powszechnie cenioną, w rozwiniętych demokracjach oznacza bowiem respektowanie uniwersalnych praw człowieka – jak prawo do wolności osobistej, czci, czy ochrony życia osobistego – których nie może pogwałcić nawet większość parlamentarna. Na sprawiedliwość nie ma wzoru – jak w matematyce, ani paradygmatu, choćby w definicji legalnej – którego można byłoby się trzymać. Zgodnie z polską Konstytucją i ustawami ustrojowymi, każdy ma prawo do sprawiedliwego rozpatrzenia jego sprawy przez sąd, a sędzia powinien wymierzać sprawiedliwość zgodnie z przepisami prawa, bezstronnie i według swego sumienia. Chcę zapytać o rozumienie sprawiedliwości przez pana jako prawnika, sędziego z wieloletnim doświadczeniem, sędziego Sądu Najwyższego. Jak w pana ocenie zmienia się w polskich sądach rozumienie sprawiedliwości i czy odpowiada ono aktualnym stosunkom międzyludzkim? Czy podąża za szybko rozwijającym się społeczeństwem?
Jarosław Matras: Myślę, że z mojej perspektywy ciężko udzielić jednoznacznej odpowiedzi, ponieważ patrzę przez pryzmat tego, co sam dostrzegam na sali sądowej. Przez pryzmat tego, co wynika z różnych spraw, które są rozstrzygane w Izbie Karnej Sądu Najwyższego. Wydaje mi się, że chyba nie jest tak, że w sądownictwie powszechnym czy w Sądzie Najwyższym mamy jakiś model, którego zmieniałoby się patrzenie na relacje prawne i sposób wykładania prawa w zależności od rozwoju cywilizacyjnego i społecznego. Wydaje się, że chyba tak nie jest. Raczej, należałoby powiedzieć, że sprawiedliwość jest pojmowana jako wartość w ujęciu rozsądzania wszystkich spraw w sposób zgodny z najważniejszymi aktami prawa. I tak, aby orzeczenie sądu było po pierwsze, zgodne z tymi wzorcami prawnymi, a w zasadzie konstytucyjnymi i konwencyjnymi wykładanymi w sposób prawidłowy i wszechstronny, po drugie, aby to orzeczenie było również akceptowalne społecznie, czyli żeby czyniło zadość właśnie ogólnemu poczuciu sprawiedliwości.
Jest oczywiste, że z uwagi na wartości konstytucyjne ten końcowy skutek powinien mieć efekt „sprawiedliwości” tak, jak patrzymy na prawa i wolności podstawowe. Ten mechanizm, wykładania określonych norm prawa w zgodzie z ustawą konstytucyjną, z aktami prawa międzynarodowego, nie kończy się zatem na samej wykładni i ustaleniu normy abstrakcyjnie. Na końcu powinno się jeszcze badać, czy to, co znajduję w przepisach jako wykładnik normy, zastosowane do określonych układów faktycznych daje poczucie, że taki sposób rozumienia tej normy jest właśnie sprawiedliwy, czy to właśnie zastosowanie i w taki sposób tej normy daje rzeczywiste dobre relacje w sferach stosunków społecznych. Myślę, że tak to postrzegamy my, sędziowie, że jeżeli na samym końcu wykładni danej normy prawa widzimy skutek zastosowania danej normy w taki właśnie sposób, to jest to wymierzanie sprawiedliwości. Jeśli ten mechanizm się spełnia, to znaczy, że wypełnia standardy sprawiedliwości, a także czyni dobro w takim znaczeniu, że próbuje budować relacje społeczne we właściwym kierunku. Chodzi o taki sposób wyłożenia prawa, aby czynił zadość społecznemu poczuciu dobra pojmowanego jako „sprawiedliwe, dobre” rozstrzygnięcie. Wiadomo, że rzeczywistość zmienia się, zmienia się nastawienie ludzi do różnych problemów, bo zmieniają się czasy, w jakich żyjemy. Zmienia się zatem również spojrzenie ludzi na prawo i na uprawnienia z niego wynikające; zmieniają się oczekiwania ludzi, także co do prawa i poczucia ochrony prawnej. Nie uciekniemy od tego. I pewnie tak będzie, czy nam się to podoba czy nie. Prawo stanowione trzeba więc dostosowywać do zmieniających się stosunków społecznych, w pełnym zakresie również od strony formalnej poprzez zmianę przepisów. Niemniej, nawet pozostając na gruncie sfery prawa obecnie obowiązującego, uważam, że jest możliwe wymierzanie przez sądy sprawiedliwości w taki sposób, żeby właśnie nie tylko dana norma prawa stanowionego była zachowana, ale również żeby właściwie, w pożądanym pozytywnym kierunku, układać te relacje społeczne.
Kinga Dagmara Siadlak: Jaka jest praktyka w sądach powszechnych, jako sądach niższego szczebla? Sąd Najwyższy to już jest przecież ten ostatni etap, do którego nie każdy podsądny może dojść, chociażby z uwagi na przepisy procesowe, które nie dają możliwości wniesienia kasacji od każdego orzeczenia sądu. Czy faktycznie jest tak, że sądy niższych instancji dążą do wykładania norm prawnych właśnie w taki sposób, o którym powiedział pan sędzia, czy raczej trzymają się takiej wykładni norm, która bardziej jest skoncentrowana na językowej wykładni przepisu? Czy faktycznie można zaobserwować, że sądy niższych instancji również dążą do takiego wykładania norm prawnych, żeby zrealizować istotę sprawiedliwości?
Myślę, że właśnie tak jest. Obserwując orzecznictwo sądów niższych instancji, mogę powiedzieć, że spopularyzowała się i rozszerzyła forma takiego orzekania, w której sądy de facto i de iure już stosują rozproszoną kontrolę konstytucyjną przepisów. I to jest bardzo duży krok, który jest dostrzegany przez nas wszystkich. To nie jest jakaś jednostkowa sprawa, ale takich spraw już są dziesiątki, jeśli nie setki. Czyli z jednej strony widzimy, że sądy w tej rzeczywistości prawnej zrozumiały, że nie ma innej drogi, a z drugiej strony sądy widzą, iż Trybunału Konstytucyjnego nie mamy – mamy go tylko jako fasadowy organ, pozbawiony autorytetu i szacunku sądów z obsadą, która jest konstytucyjnie wadliwa. Nie ma zatem innej drogi. Dla rozwiązania określonych problemów, dla rozstrzygnięcia sprawy, muszą mieć na uwadze normy nadrzędne, czyli normy konstytucyjne i nie boją się ich stosować.
Parę lat temu jeszcze widziałem, że sędziowie mieli obawy przed stosowaniem wprost norm Konstytucji RP. Teraz widzę, że jest to prawie powszechne zjawisko. Wiadomo, z czego to wynika. I należy to ocenić jak najbardziej pozytywnie. Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że w normach konstytucyjnych – dotyczących ochrony praw obywatelskich, które w naszej Konstytucji uważam, że są bardzo dobrze zbudowane – znajdujemy takie elementy, w oparciu o które możemy każdą praktycznie sprawę rozstrzygnąć w oparciu o same normy konstytucyjne (ich wykładnie). Także sędziowie mają instrumentarium w samej Konstytucji dla ochrony praw i wolności obywatelskich. Muszą tylko chcieć po nie sięgnąć. Co do gramatycznego wykładania przepisów norm konstytucyjnych, to jedynie w wyrokach obecnego Trybunału Konstytucyjnego taki rodzaj wykładni się stosuje – to pełny anachronizm prawny; przykładem jest choćby orzeczenie TK w sprawie K 9/17 w sprawie pośrednio związanej z zastosowaniem prezydenckiego prawa łaski w formie abolicji indywidualnej[1].
Dlaczego tam się tak robi? Aby widzieć normy konstytucyjne w sposób wąski, nieprawidłowy, umożliwiać dokonywanie – w mojej ocenie – zmiany Konstytucji w formie ustawy zwykłej. Sądy powszechne orzekają, wykładając normy w sposób pełny i prawidłowy, a nie taki, jak w obecnym TK. Wydaje mi się, że jest tu znaczny postęp, i chyba też większa odwaga sędziów w tym, żeby stosować wprost Konstytucję. Zresztą, przykład pierwszy z brzegu, niedawno była na wokandzie sprawa, w której sądy obydwu instancji wprost zastosowały przepisy konstytucyjne. Cała nadzieja w tym, że ten trend zostanie.
KDS: Można chyba powiedzieć, że mamy do czynienia z pewną przemianą społeczną. Pamiętam jeszcze nie tak odległe czasy, gdy mówiło się, że tonący Konstytucji się chwyta, gdy nie miał żadnych argumentów. Dopiero wtedy padał argument dotyczący właśnie niezgodności przepisu prawa z Konstytucją. Teraz z tego, co pan sędzia mówi, jest to orzeczniczą normą.
Teraz jest to, w mojej ocenie, swoisty przymus zafundowany wszystkim nam sędziom przez władzę wykonawczą i ustawodawczą, która wyeliminowała Trybunał Konstytucyjny i uczyniła z niego atrapę kiedyś bardzo dobrego Sądu Konstytucyjnego. Teraz to nie tonący Konstytucji się chwyta, ale sędzia widzi w niej jedyną podstawę i obowiązek wykonywania władzy sądowniczej w sposób rzetelny, dla dobra ludzi. Nie wiem tylko, czy ludzie to rozumieją; chyba nie wszyscy.
KDS: Czego to jest wyrazem, złego stanowienia przepisów prawa, czy złego jego rozumienia?
Najpierw zniszczenia Trybunału Konstytucyjnego. Po drugie, złego stanowienia prawa, to jest takiego, które jest nastawione na realizację pewnej woli politycznej. Jest to sposób na zmuszanie sądów do podążania w tym jednym właśnie kierunku, który od strony oceny bezstronnego, niezwisłego i niezależnego sądu jest niewłaściwy i niemożliwy do zaakceptowania. I nie chodzi o to, że sąd nie zastosuje takiego przepisu ustawy, bo mu się nie chce albo przepis mu się nie podoba. Trzeba jasno i wyraźnie powiedzieć, że poszukiwanie rozwiązania w Konstytucji i konwencjach, podążanie tą drogą nie stanowi obejścia prawa, lecz jest niezastosowaniem określonego przepisu ustawy, wtedy, gdy ten narusza w sposób oczywisty normy wyższe, w tym konstytucyjne. Klasycznym przykładem, jeśli chodzi o sprawy karne, są przepisy związane z postępowaniem dowodowym w procesie karnym, tj. art. 168 a) KPK i art. 168 b) KPK, czyli przepisy, które miały na celu umożliwienie wprowadzenia do procesu karnego dowodów uzyskanych przez organy ścigania i służby specjalne wbrew wszelkim standardom procesowym, czyli dowodów z nielegalnych podsłuchów. Prawie całe środowisko sędziowskie uznało, że są one sprzeczne zarówno z polską Konstytucją, jak i z Konwencją o ochronie praw człowieka.
Myślę, że ustawodawca, wprowadzając takie bezlitosne regulacje prawne, które zmierzały do postawienia prokuratora de facto na równi z sądem albo nadania mu większej roli procesowej niż innym stronom i uczestnikom procesu, spowodował, że sądy, nie mając oparcia w niezależnym Trybunale Konstytucyjnym, sięgnęły do Konstytucji, aby dać stronom ochronę przed tym ustawowym bezprawiem. Tak to nazywam i tak to w kilku orzeczeniach napisałem, że są takie normy wprowadzone przez ustawodawcę, które są ustawowym bezprawiem. Trzeba o tym głośno mówić, ponieważ to się dzieje. I wydaje się, że z tego bierze się popularny trend, zgodnie z którym sędziowie w swych orzeczeniach opierają się o Konstytucję, relacje Konstytucji do ustawy i odmawiają właśnie określonego postąpienia zgodnie z ustawą uznając, że naruszałoby to Konstytucję. Myślę, że to się nie zmieni, że to jest na tyle już szeroki trend, że cokolwiek byśmy próbowali zrobić później, to chyba tego już nie zmienimy. Kryzys w sądownictwie spowodował poniekąd otwarcie pewnej furtki. Wcześniej było tak, że my sędziowie uznawaliśmy, że nie powinniśmy stosować bezpośrednio Konstytucji, ponieważ jak mamy wątpliwości co do konstytucyjności przepisu prawa, to pytamy Trybunał Konstytucyjny o zgodność danego przepisu ustawy z Konstytucją. W tej chwili, myślę, że do tego już nigdy nie wrócimy, że w sądach ta rozproszona kontrola konstytucyjna zostanie. Chyba także wtedy, gdyby odbudować Trybunał Konstytucyjny w rozumieniu tym, jak jest on opisany w Konstytucji.
KDS: Mówiliśmy o tym ustawowym bezprawiu i teraz chcę zapytać o kwestię związaną z nieposłuszeństwem obywatelskim, jako formą sprzeciwu wobec niesprawiedliwych przepisów. Jak to można pogodzić z zasadą przestrzegania prawa? Czy sąd powinien uwzględniać motywy obywatelskiego nieposłuszeństwa w procesie orzekania, czy też traktować je jako naruszenie obowiązujących przepisów?
Próbowałbym spojrzeć na ten problem od innej strony. Często mamy też takie sytuacje, w których obywatelskie nieposłuszeństwo, w tej lub w innej formie, ma swoje miejsce w sprawach karnych. Znajduje finał w postaci orzeczeń sądów, które kontrolujemy. Chyba musimy spojrzeć na to zagadnienie od strony standardu ochrony praw obywatelskich. Jeżeli znajdziemy podstawę – a sądzę, że w wielu sytuacjach, które mamy na myśli tak jest – do nieposłuszeństwa wobec zakazów lub nakazów ograniczających, z przekroczeniem zasady proporcjonalności, korzystanie z praw i wolności obywatelskich, to nie ma trudności w rozstrzygnięciu tej kwestii. Jeśli nieposłuszeństwo obywatelskie jest zachowaniem, które znajduje oparcie w realizacji norm konstytucyjnych, to w tym zakresie możemy mówić, że jest to działanie legalne. Z drugiej strony mamy jakby odbicie w regulacjach ustawowych, które są sprzeczne z Konstytucją. I chyba tak to należy postrzegać. Wydaje mi się, że nie przekonamy tych sędziów, którzy są nastawieni bardzo formalnie do stosowania prawa, aby postępowali na wzór do relacji prawa kontynentalnego, czyli do tworzenia takich rozwiązań, które by powodowały wyjście poza schemat kontroli zachowań według prawa stanowionego, ustaw i rozporządzeń.
Poszukiwałbym raczej takiego rozwiązania, w którym uznawałbym, że ocena zachowań musi dokonywać się na gruncie prawa, ale nie w wąskim rozumieniu tego prawa, czyli nie tylko w zakresie najbliższych przepisów, np. ustawy czy rozporządzenia, które określone zachowanie sankcjonują, lecz zgodności z Konstytucją i konwencjami. Przepisy covidowe i nakaz noszenia maseczek, to jest doskonały przykład. Przecież obywatele w większości stosowali się do tych zakazów i nakazów, chociaż niektórzy się nawet bez świadomości nie stosowali. Okazało się, że te przepisy są sprzeczne z Konstytucją, wobec czego nieposłuszeństwo tych ostatnich obywateli miało oparcie w normach podstawowych. Wydaje się natomiast, że taki rodzaj nieposłuszeństwa, nazwany obywatelskim, które by w ogóle nie miało podstawy w realizacji praw konstytucyjnych, byłby wykroczeniem i zachowaniem wbrew porządkowi prawnemu. Wtedy jest inna kategoria oceny takiego zachowania, jako nielegalnego, czyli nie znajdującego oparcia ani w normach konstytucyjnych, ani w żadnych innych normach wyższego rzędu. Takie stwierdzenie nie kończy jednak orzekania w danej sprawie, ale raczej powinno prowadzić do ustalenia całego aspektu podstaw i motywów podjęcia takich zachowań, okoliczności towarzyszących zachowaniu. Dopiero rozważenie tych okoliczności pozwala wnioskować, czy takie zachowania mają charakter czynu zabronionego przez prawo, a nadto, czy stopień społecznej szkodliwości jest większy niż znikomy i stanowi przestępstwo. Te dwie kategorie należałoby rozdzielić. Nie mówić o nielegalności zachowań, które są zgodne z ogólnie obowiązującymi przepisami prawa, natomiast podchodzić też bardzo wnikliwie do tych zachowań, które nie mieszczą się w formule szeroko pojętych działań prawnych, mieszczą się jednak w opisach czynów zabronionych, natomiast ich motywacja oraz przebieg może być taki, że w odbiorze społecznym nie są naganne, czyli nie wywołują emocji negatywnych dla społeczeństwa.
EM: Wydaje mi się, że dotknęliśmy właśnie kwestii niezgody obywatelskiej na działania władzy naruszające podstawowe prawa człowieka, jak prawo do wolności osobistej, dostępu do informacji czy swobody przemieszczania się. Czym innym jest nieposłuszeństwo obywatelskie, a czym innym niezgoda obywatelska. Tę ostatnią historycy idei opisują nawet jako preludium, swoisty wstęp do wszystkich rewolucji i ruchów społecznych. Nieposłuszeństwo obywatelskie jest wtedy, kiedy tak jak pan sędzia powiedział, wykraczamy nielegalnie przeciwko obowiązującym przepisom prawa, łamiemy je uznając wszak, że są wyższe cele, które w ten sposób chronimy, chociaż niekoniecznie te wyższe cele faktycznie muszą występować. Natomiast niezgoda obywatelska ma miejsce wtedy, kiedy obywatel nie zgadza się na łamanie przez władzę lub grupę osób uzurpującą sobie do tego prawo, praw podstawowych, i łamie przepisy ustawy lub rozporządzenia po to, aby dochodzić swoich praw, które są mu przynależne konstytucyjnie…
W takiej relacji, jeżeli tak zdefiniujemy niezgodę obywateli, to jest to właśnie realizacja ich praw, które się im słusznie należą i są konstytucyjnie gwarantowane. Ja bym tu nie widział w ogóle nieposłuszeństwa, tylko uznałbym, że jest to oczywiście działanie w ramach prawa, legalne. Może być postrzegane jako niezgodne z przepisami aktów prawa rangi niższego rzędu, czyli rozporządzenia czy ustawy poza ustawą zasadniczą, ale jest to działanie w pełni legalne. Jako przykład mogę podać sprawę kasacyjną dotyczącą zgromadzenia KOD-u w Sylwestra 2020 r., którą rozpoznawałem. Pamiętamy „godzinę policyjną sylwestrowo-covidową” i protest obywateli, którzy uznali, że rozporządzenie wprowadzające ten zakaz gromadzenia się jest niezgodne z Konstytucją, wobec czego ludziom wolno było się gromadzić. Zostali oni otoczeni przez policję, próbowano ich legitymować i spisywać dane osobowe. Sądy obu instancji uniewinniły oskarżonego, który naruszył nietykalność policjanta w trakcie tego zajścia. Uznano, że policjant w tym czasie nie był funkcjonariuszem publicznym, bo działania policji były nielegalne, a zgodnie z orzecznictwem Sądu Najwyższego funkcjonariuszem publicznym jest tylko taka osoba (policjant), która wykonuje legalne czynności służbowe, a nie – tak jak w tej opisywanej sprawie – łamie prawo. Sądy pierwszej i drugiej instancji orzekły, że zachowanie obywateli było wynikiem realizacji praw i wolności gwarantowanych Konstytucją, mimo że było to – przez policję i prokuratora – oceniane jako „nielegalne zgromadzenie”, naruszające przepisy o charakterze porządkowym. Właśnie o to mi chodzi, że mówiąc potocznie o nieposłuszeństwie obywatelskim patrzymy przez pryzmat spraw, w których wszystkie albo prawie wszystkie zachowania, są legalne, jako że wynikają z realizacji praw wyższego rzędu niż zakazy określone rozporządzeniami i mieszczą się w wartościach konstytucyjnych.
KDS: Wejdę trochę w rolę adwokata diabła… Wiadomym jest, że w momencie, kiedy mamy do czynienia z przepisami rozporządzeń do ustawy, które ograniczają wolności i prawa człowieka, to z tego formalnego powodu przepisy takie są niezgodne z Konstytucją. Możemy sobie wyobrazić również sytuację, że taki przepis, być może zupełnie sensowny, wprowadzony ustawą realizowałby taką funkcję, chociażby porządkową. Co zatem, gdy mamy przepis niewłaściwie umiejscowiony, nie w tym akcie prawnym, ale co do zasady tę swoją funkcję i cel realizuje? Czy wówczas takie nieposłuszeństwo obywatelskie również zasługuje na aprobatę?
Trzeba rozgraniczyć dwa elementy: pierwszy, jeżeli traktujemy nieposłuszeństwo obywatelskie w kategoriach niestosowania uregulowania, jakiegokolwiek uregulowania, ale formalnie poprawnego. Formalnie poprawnego, czyli ustanowionego w ramach kompetencji i upoważnienia, ustawowego czy konstytucyjnego. Trzeba mocno podkreślić, że formalnie poprawna konstrukcja prawa wymaga, aby odpowiednie zakazy lub nakazy były umiejscowione w zgodzie z Konstytucją, a więc co do zasady w ustawach, a w rozporządzeniach tylko w ramach prawidłowej delegacji oraz w ramach upoważnienia ustawowego, w zgodzie z Konstytucją. Wtedy dopiero konstrukcja normatywna jest legalna i wchodzimy na kanwę już tylko jednej oceny. W ramach oceny zgodności tej regulacji z konstytucją. Jeśli takiej oceny sąd dokona i uzna, że jest ona zgodna z Konstytucją, to niezastosowanie się do takiej normy jest zachowaniem w mojej ocenie nielegalnym. I wtedy przechodzimy na grunt oceny motywów tego zachowania, jego skali, podstawy właśnie do podjęcia takich zachowań w kategoriach już bardziej strony podmiotowej, czyli tego, czy w odbiorze społecznym i z uwagi na motywację zachowanie to rzeczywiście może być oceniane jako coś, co powinno spotkać się z reakcją państwa jako uznania wykroczenia albo przestępstwa.
Natomiast, chyba nie ma innej metody zachowania porządku społecznego, jak jednak weryfikowanie każdego zakazu czy nakazu przez pryzmat po pierwsze: prawidłowej legislacji, prawidłowego ukształtowania normy, po drugie: zgodności tej normy z obowiązującym prawem, czyli z konstytucją i aktami prawa międzynarodowego. Dopiero odpowiedź pozytywna przesuwa relacje w kierunku spojrzenia na odbiór społeczny danego zachowania, z tej perspektywy każe patrzyć na problem ukarania i odpowiedzialności karnej. Być może wtedy trzeba by było posłużyć się pewnymi znanymi prawu karnemu konstrukcjami, na przykład kontratypów. Czyn, który od strony formalno-prawnej wyczerpuje wszelkie znamiona zachowania bezprawnego w określonej relacji nie stanowi przestępstwa i nie jest przesłanką do odpowiedzialności karnej, ponieważ nie stanowi czynu zabronionego. Takie kontratypy mamy również nieopisane w ustawach karnych, są to tak zwane kontratypy pozaustawowe. Jest to prawidłowe pole do poszukiwania właśnie w takich atypowych sytuacjach, kiedy od strony formalnej oceny jakiś czyn wyczerpuje znamiona wykroczenia albo przestępstwa, ale cały element zachowania motywacji powodów takiego zachowania schematu, w jakim się to zachowanie odbywało, czasu działania i skutku nie powinien być sankcjonowany karnie albo wykroczeniowo. Wydaje się, że jest to dobre rozwiązanie dla takich właśnie sytuacji i tam powinniśmy poszukiwać tej sprawiedliwości, bo to chyba jedyny moment, w którym sędzia może powiedzieć, że zachowanie, które od strony formalno-prawnej jest nielegalne, od strony właśnie ustawy, od strony takiej odbioru społecznego, nie może być karane. Tak to mamy kontratypy pozaustawowe różnego rodzaju, różne na różne sytuacje. I mogą być one stosowane, to jest kwestia tylko właściwego podejścia, jak się wydaje, do tej problematyki.
EM: Był pan sprawozdawcą w sprawie rozpoznawanej w składzie siedmiu sędziów Sądu Najwyższego, w której podjęto uchwałę dotyczącą uprawnień osób tej samej płci jako osób pozostających we wspólnym pożyciu, przyznając tym osobom takie same uprawnienia procesowe, zrównujące z uprawnieniami osób, które pozostają w związkach heteronormatywnych. Chodzi na przykład o prawo do odmowy składania zeznań w procesie karnym czy wstąpienia w prawa osoby zmarłej, bądź złożenia wniosku o ściganie przestępstw. Ta uchwała pochodzi z 25 lutego 2006 roku. Minęło więc trochę czasu. Już wówczas zwrócono uwagę na aspekt takiego zjawiska społecznego jak związki homoseksualne i dokonano odpowiedniej wykładni obowiązującego prawa. Czy obecne narzędzia prawne, które są dostępne dla obywateli, są dla nich wystarczające i zrozumiałe, aby mogli oni skutecznie domagać się swoich praw oraz dochodzić ich egzekwowania? A może tak nie jest i potrzebne są zmiany w prawie stanowionym, czy też inne zmiany w tworzeniu tego prawa?
Ta uchwała zajmowała się bardzo wąskim wycinkiem procesowym, bo dotyczyła jedynie uprawnień procesowych związanych z podstawowymi prawami stron w procesie, czyli prawa do odmowy składania zeznań czy złożenia wniosku o ściganie (art. 115 § 11 KK). Ta sprawa była efektem tego, że powstała zasadnicza rozbieżność w samym orzecznictwie Sądu Najwyższego. Dlatego zaszła potrzeba dokonania jednolitej wykładni przepisu prawa i tego dokonaliśmy. Uchwała zapadła sześcioma głosami za do jednego przeciw. I w ten sposób – przynajmniej na gruncie procesowym – został wyjaśniony i rozwiązany problem praw jako osób najbliższych w związkach nieheteronormatywnych. Jeśli już jesteśmy przy tym zagadnieniu, wydaje mi się, że w prawie karnym procesowym nie jest to już problem dla tych osób. Sądy tę uchwałę stosują. Większym problemem, przynajmniej z tego, co można zaobserwować, jest to, że cywilne ustawodawstwo naszego kraju nie przewiduje takich samych praw dla osób żyjących w takich związkach, co osób odmiennej płci, które w tej chwili są prawami powszechnymi w Europie, które są tam gwarantowane również przez unormowania prawne i międzynarodowe. Czy to wymaga zmiany? Wydaje się, że idziemy w tym kierunku. Życie społeczne pokazuje tyle nierówności dotykających tych osób w dochodzeniu ich praw w przestrzeni cywilnoprawnej, że prędzej czy później, w mojej ocenie, dojdzie pewnie do bardzo zasadniczych zmian.
KDS: Czy wobec obsadzenia stanowisk sędziowskich tysiącami już sędziów, którzy otrzymali nominacje na skutek rekomendacji i uchwały nielegalnej – niekonstytucyjnie ugruntowanej – Krajowej Rady Sądownictwa, czy wobec kryzysu wymiaru sprawiedliwości obywatel może jeszcze czuć się bezpiecznie, idąc do sądu ze swoją sprawą? Czy w sądach działają jakieś „bezpieczniki” – instrumenty prawne, których uruchomienie przez obywatela skutkowałoby tym, że miałby gwarancję, że jego sprawa zostanie rozstrzygnięta przez niezależny, niezawisły i ustanowiony zgodnie z ustawą sąd?
Niestety muszę powiedzieć, że obywatel nie ma obecnie gwarancji podstawowego prawa do sądu. Mówię to przez pryzmat każdej sprawy i każdego obywatela, który oczekuje rozstrzygnięcia jego sprawy, niezależnie od jej rodzaju, charakteru czy stron postępowania. Właściwie każde orzeczenie wydane przez nienależycie obsadzony sąd może być podważone. To jest właśnie efekt tych już kilku tysięcy sędziów, którzy zostali powołani w wadliwej procedurze. Procedurze tak wadliwej, że wydaje się, że tylko pragmatyczne podejście Sądu Najwyższego do tych orzeczeń w niektórych sytuacjach pozwala utrzymać je jako orzeczenia sądu. Natomiast oceniam, że jest to bardzo zła sytuacja. Jest złą sytuacją, kiedy człowiek, udając się do sądu po rozstrzygnięcie swojej sprawy, zastanawia się, kto wyda orzeczenie i czy to orzeczenie, jeśli wydane zostanie przez tak zwanego neo-sędziego, nie będzie za chwilę podważone. Taki człowiek nie ma zupełnie pewności prawa. System zasadzający się na pewności prawa i pewności wyroków sądu, został w zasadzie rozłożony na łopatki, został rozbity. Taka jest moja ocena o nowych nominantach do Sądu Najwyższego i być może także na szczeblu sądów apelacyjnych, że dla zapewnienia stanowisk sędziowskich kilkudziesięciu ludziom, którzy mają mieć wpływ na pewne ważne decyzje, np. orzekanie o ważności wyborów, system został rozbity, a obywatela pozostawiono samego sobie. Czy są instrumenty prawne, jak mówimy „bezpieczniki”, których strona procesu może użyć w tej sytuacji? Formalnie są takie, mamy i wnioski o wyłączenie sędziego i tak zwaną procedurę testową, ale tylko tyle i powiedzmy sobie uczciwie, że w praktyce to albo nie działa, albo działa w ograniczonym zakresie. Wnioski o wyłączenie są rozpoznawane w procedurze z reguły nieprawidłowej, to znaczy przez tych samych sędziów, których dotyczą wnioski, i których status jako sędziów jest kontestowany lub wprost kwestionowany. Procedura testowa (z noweli prezydenckiej) nie funkcjonuje. A nawet w zasadzie jest kolejną blokadą do rozpoznania sprawy.
Reasumując, bezpieczniki formalnie istnieją, ale skuteczne nie są, a obywatel zostaje pozostawiony samemu sobie i w zasadzie nie ma dobrego wyjścia z tej sytuacji. Czas oczekiwania na rozpoznanie spraw, który się wydłużył, niepewność i brak stabilności wydanego orzeczenia przez sędziów, których status orzeczniczy jest mocno wątpliwy, wróży na przyszłość jak najgorzej. Takiej sytuacji niepewności prawnej ja nie pamiętam. Takiego rozbicia systemu sądownictwa, w którym obecnie się znajdujemy, dotąd nie było.
KDS: Mam taką konstatację, być może smutną trochę, ale też trudno dojść do pozytywnych wniosków, patrząc na otaczającą nas rzeczywistość. Jak obywatel ma przestrzegać prawa, liczyć się z konsekwencjami swoich działań i kierować się zasadami praworządności, gdy widzi, że sami prawnicy, a również osoby pełniące najwyższe funkcje państwowe, gwałcą prawo i to bez jakichkolwiek konsekwencji?
To jest dobre pytanie, ale nie ma na nie dobrej odpowiedzi. To jest właśnie to, co osłabia cały system od środka, powoduje obniżenie wartości prawa jako takiego, którego warto i trzeba przestrzegać. No i na pewno jest tak, że osłabia także wewnętrzne poczucie obywatela co do powinności przestrzegania norm prawa, skoro widzi, że nie ma równego traktowania ludzi wobec prawa, że są równi – obywatele – i równiejsi – władza; że są takie osoby, które w ogóle nie muszą żadnego prawa przestrzegać i włos im z głowy nie spadnie. Mamy niestety do czynienia z sytuacją, w której nawet, gdy sprawa nie ma zabarwienia politycznego, ani stroną procesu nie jest osoba, która ma poparcie władzy państwowej, to procesy nie mogą się normalnie toczyć, ponieważ nie ma zaufania do sędziów, którzy przeszli przez wadliwą procedurę nominacyjną i wydawanych z ich udziałem orzeczeń. Na samym początku tej „rewolucji” w systemie sądowniczym właściwe do tego sądy administracyjne – a uważam, że było to domeną Naczelnego Sądu Administracyjnego – mogły dokonać oceny tego, jak należy traktować powołanie sędziowskie z udziałem organu, który nie jest organem konstytucyjnym – mówię tu o KRS. Stwierdzano jedynie nieistnienie uchwał neo-KRS w przypadku sędziów Sądu Najwyższego, a uważam, że mogły ocenić ustrojowy charakter powołania sędziowskiego obarczonego tak poważną wadą, tj. aktu powołania przez Prezydenta na stanowisko sędziowskie przy braku uchwały właściwie ukonstytuowanej KRS. Wydaje mi się, że miały pełne prawo do dokonania oceny, czy taki akt powołania przez Prezydenta przy braku uchwały KSR-u jest w ogóle skuteczny.
W tym upatruję słabość naszych sądów, że dbałość – jak mi się wydaje – o spokój własny niektórych sędziów, dobrostan, własną wygodę i poczucie – kruchego, jak się okazuje – własnego bezpieczeństwa, przeważyły nad poczuciem obowiązku w sprawowaniu i wykonaniu funkcji władczej wymiaru sprawiedliwości, w obronie swoich umocowań konstytucyjnych. Nie na zasadzie pokazania, że my jesteśmy sędziami i nas się powinno szanować, ale pokazania, że w Konstytucji mamy swoje miejsce i nie powinniśmy go oddawać innym władzom czy politykom. Ten moment adekwatnej reakcji ze strony władzy sądowniczej został według mnie przespany i mamy teraz to, co mamy. Mamy konsekwencje w postaci napływu wadliwych powołań, co do których zastanawiamy się obecnie, co z nimi zrobić. Efektem jest ten rozrastający się bałagan.
KDS: Poruszył pan bardzo ważną kwestię, że rzecz idzie o walkę o sądownictwo i wymiar sprawiedliwości, a nie o sędziów personalnie. Często słyszy się, że stoimy – my, obywatele – w obronie sędziów lub nawet konkretnego sędziego, a przecież jako prawnicy i obywatele stajemy w obronie sądów i wymiaru sprawiedliwości.
Nigdy nie powinniśmy mówić, że stoimy w obronie sędziów. Tak samo nieuprawnione jest myślenie, że to co robią sędziowie, których za to następnie dotykają szykany, robią to wyłącznie w swoim imieniu, a my bronimy ich sytuacji. Stajemy w obronie zasad praworządnego państwa, których oni przestrzegają. Tyle i tylko tyle. Bronimy zasad, prawa do niezależnego, bezstronnego sądu, prawa do sprawiedliwego procesu, prawa do szybkiego wydania orzeczenia, które nie będzie podejrzane tylko dlatego, iż upolityczniona KRS skierowała wniosek o powołania sędziego. Boli tylko to, że chyba jednak mało ludzi rozumie, że to o ich prawa chodzi. Tylko o ich. W Izraelu szybko to społeczeństwo zrozumiało. Nam to przychodzi trudniej.
EM: Na koniec tej rozmowy pragnę zapytać o kwestię zrzeczenia się przez pana sędziego z dniem 1 czerwca 2023 funkcji przewodniczącego Wydziału V Karnego na skutek wyboru przez Prezydenta RP na Prezesa Izby Karnej osoby neo-sędziego, który nota bene także uzyskał najmniejsze poparcie spośród sędziów i ma najkrótszy staż orzeczniczy w Sądzie Najwyższym. Pan natomiast do pełnienia funkcji przewodniczącego Wydziału Karnego został wybrany przez samych sędziów w demokratycznych wyborach, a kadencja mogła trwać i nowy Prezes Izby Karnej nie mógł pana odwołać. Pańska decyzja była podyktowana pragmatyzmem, czy – parafrazując Marcina Króla – postąpił pan tak, bo nie można było inaczej, a może przeważyły inne względy?
Po pierwsze, zostałem powołany przez Pierwszego Prezesa SN na stanowisko przewodniczącego Wydziału w styczniu 2017 r. po pozytywnej opinii zgromadzenia sędziów Izby Karnej. W Sądzie Najwyższym byłem już wtedy osiem lat. Dla mnie było wówczas najważniejsze, że Koleżanki i Koledzy – oddając głos za moją kandydaturą – docenili moją pracę w Izbie Karnej. Ważne było nie to, że zostaję przewodniczącym Wydziału, ale to, że miałem szacunek i poparcie w Izbie Karnej, że widzieli oni mnie na tym stanowisku. Zawsze było tak, że o wyborze na stanowiska przewodniczących wydziału czy zgłoszeniu kandydatury na prezesa Izby decydowała ocena postawy sędziego oraz pracy orzeczniczej danego sędziego w Izbie Karnej. Tu byli wybitni sędziowie, dlatego zgłoszenie kandydatury sędziego na przewodniczącego wydziału lub prezesa Izby to był niesamowity zaszczyt dla tego, czyją kandydaturę zgłoszono. Stanowisko przewodniczącego wydziału nie jest kadencyjne, więc mogłem pozostać.
EM: Sędziowie również wskazali na pana sędziego jako najpoważniejszego kandydata na Prezesa Izby Karnej? Co stanęło na przeszkodzie w wyborze pana osoby?
Wyróżnieniem było dla mnie to, że w roku 2020 po odejściu z Sądu Najwyższego w stan spoczynku sędziego S. Zabłockiego, znalazłem się w gronie 3 osób wskazanych jako kandydaci na stanowisko Prezesa Izby Karnej. Bardzo miłe dla mnie było to, że otrzymałem wówczas największą liczbę głosów. Już wtedy jednak wiedziałem, że nie mam żadnych szans na wybór przez tego Prezydenta, bo przecież byłem sprawozdawcą w sprawie ułaskawienia osób nieprawomocnie skazanych (uchwała składu siedmiu sędziów SN z 31.05.2017r., I KZP 4/17, w przedmiocie pytania prawego w sprawie Mariusza Kamińskiego i innych osób z byłego kierownictwa CBA), w której Sąd Najwyższy uznał, że Prezydent nie mógł skutecznie od strony procesowej wykonać swojej kompetencji dotyczącej prawa łaski, albowiem osoby te nie były prawomocnie skazane, a taki wymóg wynika z Konstytucji RP. Jeszcze na kilka tygodni przed podjęciem decyzji przez Prezydenta RP mówiłem w wywiadzie dla Rzeczpospolitej, iż ja szans takich nie mam, bo byłem w tym składzie Sądu Najwyższego. Nie mam zatem cienia wątpliwości co stało wówczas za taką decyzją Prezydenta, który nie uszanował wyboru większościowego sędziów Izby Karnej. Także i teraz nie miałem cienia wątpliwości, że Prezydent wybierze sędziego Z. Kapińskiego.
Dlatego zrezygnowałem z kandydowania na stanowisko Prezesa Izby Karnej przed drugim terminem zgromadzenia sędziów Izby, bo wiedziałem już po pierwszym zgromadzeniu – kiedy zgłoszono sędziego Z. Kapińskiego – kto będzie nowym prezesem Izby Karnej; ale teatr musiał trwać do końca. Przecież po to wcześniej nominowano sędziów Izby Karnej w wadliwej procedurze, aby w końcu mogli oni wystawić swojego kandydata na prezesa. To był ten teatr, o którym napisałem w swoim oświadczeniu o rezygnacji z funkcji przewodniczącego wydziału. Najpierw tyle razy zmieniono ustawę o SN, aby wystawić jako kandydata na stanowisko Pierwszego Prezesa SN określoną osobę spośród tzw. nowych sędziów, i ten sam mechanizm miał zadziałać co do prezesów poszczególnych Izb, aby Prezydent wybierał tych sędziów, którzy akceptowali działania tzw. neo-KRS i – jak to widać obecnie – nie uznają wyroków ETPC, które dotyczą właśnie statusu tychże nowych sędziów w poszczególnych izbach w kontekście prawa do niezależnego i bezstronnego sądu. Konstatuję ze smutkiem, że są sędziowie sądów powszechnych z długoletnim stażem orzeczniczym, którzy w tym procederze chcą uczestniczyć.
[1] Wyrok Trybunału Konstytucyjnego z dnia 17 lipca 2018 roku, publ. OTK ZU A/2018 poz. 48 i zastosowana tam analiza art. 139 Konstytucji RP, który stanowi, że Prezydent Rzeczypospolitej stosuje prawo łaski. Prawa łaski nie stosuje się do osób skazanych przez Trybunał Stanu.
—
Jarosław Matras – sędzia Sądu Najwyższego Izby Karnej od 2008 r., w latach 2017- 2023 przewodniczący V Wydziału Izby Karnej SN; autor wielu artykułów i glos z zakresu prawa karnego materialnego oraz procesowego; współautor komentarza do Kodeksu postępowania karnego; były wykładowca Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury; prowadzi od wielu lat szkolenia dla adwokatów, radców prawnych oraz sędziów z zakresu prawa karnego materialnego i procesowego.
Temat numeru realizowany jest we współpracy ze Stowarzyszeniem Adwokackim Defensor Iuris.
Fundacja Liberté! zaprasza na Igrzyska Wolności 2023 „Punkt zwrotny”! 15-17.09.2023, EC1 w Łodzi. Partnerami strategicznymi wydarzenia są: Miasto Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń. Więcej informacji na: https://igrzyskawolnosci.pl/