Prezydenci Wrocławia i Warszawy cofnęli zgody na tzw. marsze niepodległości, czyli de facto marsze faszystowskie. Decyzje spotkały się z aplauzem opinii publicznej, lecz pojawiły się również głosy potępiające owe działania i wywodzące, że więcej mają one wspólnego z faszyzmem, aniżeli same marsze, które zostały zakazane.
W ten sposób pięknoduchy z mojego środowiska wyposażają w argumenty tzw. narodowców, którzy organizują faszystowskie marsze. Uważam, że opinie pięknoduchów, potępiające decyzje władz samorządowych, biorą się ze szczytnych pobudek przedkładających wolności i swobody jednostki (wolność słowa, głoszenia poglądów, demonstrowania, zrzeszania się) ponad inne obowiązki władz, w tym wypadku samorządowych, np. do zapewnienia bezpieczeństwa mieszkańcom.
Pięknoduchy argumentują, że to rodzaj cenzury prewencyjnej, i że zakazy, zanim manifestacja się odbędzie i dojdzie na niej do czynów zabronionych (głoszenia haseł rasistowskich, prezentowania transparentów ksenofobicznych, etc., lub do wybryków chuligańskich, używania zabronionych środków pirotechnicznych, aktów wandalizmu, pobić), że otóż te zakazy nie mają nic wspólnego z demokracją, a wiele z faszyzmem, czyli prymatem państwa opresyjnego nad jednostką i jej uprawnieniami, gwarantowanymi konstytucyjnie.
To moim zdaniem fatalny pryncypializm, który przywodzi mi na myśl symetryzm w polityce. W polityce współczesnej symetryzm polega na porównywaniu polityki Platformy Obywatelskiej z polityką Prawa i Sprawiedliwości, z czego ma wynikać, że to jednakie zło. No, z całym szacunkiem, nie jednakie, bo przy wszystkich słabościach, niedociągnięciach, zaniedbaniach, a niechby i przekrętach, Platforma nie deptała Konstytucji, nie zrujnowała sądownictwa, nie zdemolowała praworządności.
Podobnie i teraz: zakaz Parady Równości, albo innych manifestacji opozycji politycznej i zakaz marszu faszystów, zwanego dla niepoznaki „Marszem Niepodległości” nie wynikają z tych samych pobudek. Pierwszy brałby się z poglądów religijnych (Lech Kaczyński jako prezydent Warszawy w 2004 i 2005 roku zakazywał organizacji Parady Równości). Drugi zakaz bierze się z obowiązku zapewnienia bezpieczeństwa miastu. I nie jest prewencyjny. Wynika z wcześniejszych doświadczeń, ubiegłorocznych i tych sprzed kilku lat.
Postulat, aby rozwiązać marsz w trakcie, w momencie zauważenia czynów zabronionych, jest praktycznie nie do zrealizowania, ponieważ marsze faszystowskie w Polsce są zbyt tłumne, by można było je skutecznie rozwiązać w trakcie. Nikt nie wyegzekwowałby takiej decyzji i zostałaby zignorowana.
Organizatorzy marszy faszystowskich tworzą tzw. organizacje skrajne, które powinny być zdelegalizowane choćby z uwagi na zapisy Konstytucji, jak również kodeksu karnego. Nigdy w III RP nie zostały zdelegalizowane, ponieważ rządzący bagatelizowali zagrożenie (polecam tu lekturę „Delegalizacja organizacji skrajnych – dotychczasowe próby
i postulaty na przyszłość”). Obecne władze PiS oraz kościelne sprzyjają faszystom i ich hołubią, czego przykładów mamy każdego dnia w bród. Dlatego polscy faszyści rosną w siłę, i dlatego ich marsze są coraz groźniejsze.
Nie ma tolerancji dla nietolerancji. Faszyści głoszą hasła antysemickie, ksenofobiczne, nacjonalistyczne, rasistowskie, sieją pogardę i nienawiść. Czy można tolerować faszystów w przestrzeni publicznej? Można, jeśli się chce, by faszyzm zapanował.
Karl Raimund Popper był zwolennikiem tolerancji, ale twierdził, że „nieograniczona tolerancja musi prowadzić do zaniku tolerancji”. Taki paradoks. „Jestem zdecydowanie za tolerancją, lecz przeciw tolerowaniu nietolerancji, przemocy, okrucieństwa.” Należy więc być tolerancyjnym tylko i wyłącznie wobec postaw i zachowań, które nie stwarzają zagrożenia dla innych. No i oczywiście tolerancja jest możliwa tylko w społeczeństwie otwartym. Popper inspirował się poglądami Kanta. Immanuel Kant m.in. twierdził, że „Tolerancja musi być nietolerancyjna wobec nietolerancji.” (cytat z bloga internetowego).
Pięknoduchy broniące prawa faszystów do maszerowania moim zdaniem prezentują syndrom sztokholmski, czyli identyfikują się z oprawcami.
W organie ultraprawicowej szczujni, „Najwyższym Czasie”, cytowany jest Jacek Władysław Bartyzel, admirator i piewca liberalizmu, co wywołuje u mnie szyderczy chichot. Porozumienie faszystów z liberałami? Porozumienie ponad podziałami? Oto cytat z tej gadzinówki, przyklaskujący liberałowi, który faszystów wyposaża w argumenty: Jacek W. Bartyzel zauważył, że to właśnie decyzja prezydenta jest obiektywnie bliska faszyzmowi. – Faszyzm to doktryna uznająca prymat państwa i władzy nad jednostką. Przykładem działania o charakterze faszystowskim jest naruszanie wolności zgromadzeń. I nie ma znaczenia, czy zakazuje się marszu równości czy marszu narodowców – napisał na Twitterze.
Barbara Nowacka, szefowa Inicjatywy Polskiej, napisała: „Jestem antyfaszystką. Przeciwniczką skrajnej prawicy, wrogiem nacjonalizmu. Jestem też zwolenniczką demokracji i wolności słowa. Jeśli chcemy wyrugować rasizm i nienawiść z życia publicznego to nie drogą zakazów, a edukacją i zrozumieniem strachów.”
Mateusz Kijowski, szef Stowarzyszenia WRD, a wcześniej lider KOD, również pryncypialnie broni prawa do marszu: „A jednak uważam, że prawo do demonstrowania jest prawem człowieka i nie należy mu go odbierać dopóki on nie złamie prawa.” (Dwa zakazy – tysiące reakcji). Podobnie, nie podoba się ów zakaz Piotrowi Wieczorkowi, twórcy Obywatelskiej Demokracji „ODnowa”, z tych samych przyczyn, jednak ostatecznie dostrzega, że tak widocznie być musi w niespokojnych czasach, zgodnie z zasadą à la guerre comme à la guerre…
Czy mamy czekać, aż faszyści przejmą władzę? Czy podziękują wam wówczas, żeście bronili „ich praw”?
__________________
Post Scriptum
Przywołany tu przeze mnie Mateusz Kijowski wyjaśnia:
„Nie dyskutuję z decyzjami prezydentów. Oni ponoszą odpowiedzialność i oni decydują. Ale bardzo mnie razi satysfakcja z porażki demokracji, jaką jest zakaz demonstrowania. Chciałbym, żebyśmy odeszli od postrzegania świata jako dżungli, w której albo ja pokonam innych albo sam zostanę pokonany. Chciałbym, żeby przynajmniej ci walczący o praworządność, zrozumieli, że prawo musi być takie samo dla wszystkich. A ograniczanie praw człowieka zawsze jest porażką nawet, jeżeli jest konieczne ze względu na jego inne prawa.”
Więcej na blogu Na Czatach: „Równość nie uświęca środków”