Dorastanie własnych dzieci to dla rodzica proces wywołujący karuzelę nastrojów. Z jednej strony napawa smutkiem każdy miniony rok. Ileż to nostalgii budzi przeglądanie starych zdjęć, które są dowodem tego, że ledwie wczoraj dzieci były słodkimi uśmiechniętymi maleństwami, a dziś są nastolatkami, które niczego ci nie przepuszczą i zwykle patrzą spod byka. Z drugiej jednak strony cieszy ich powiększająca się samodzielność, bo wraz z ich każdą nową umiejętnością rodzic odzyskuje kolejne minuty czasu dla siebie, które może poświęcić na pracę, książkę, muzykę, wino (lub rozmyślanie nad symptomami zbliżającej się śmierci, jeśli ktoś lubi).
To są istne przełomy kopernikańskie, gdy: dziecko samo się zaczyna podcierać, samo myje sobie włoski, obcina paznokietki, sznuruje buciki, pakuje w sposób kompletny tornister, uczy się do sprawdzianików bez potrzeby brania je w kontrolne odpytki, czyta rozkład jazdy autobusów i poznaje drogę na przystanek, smaruje masełkiem kanapki, a może nawet – ojejku – gotuje sobie samo makaronik czy robi jajeczniczkę.
Wszystkie te przypominające gimnastykę obowiązki spadają z ramion rodzica, który przez kilka lat miewał niekiedy wrażenie, że będzie to musiał robić wiecznie i że nie ma dlań nadziei.
Tak samo ostatnie osiem lat musiało wyglądać dla prezesa Kaczyńskiego. Premier Morawiecki może i potrafił sobie sam podetrzeć pupkę, ale co do reszty – potrzebował prezesa. Czy myć rządowe włoski rano czy wieczorem – decydował prezes. Czy resortowe paznokietki obciąć prosto czy w łuk – wiedział prezes. Czy podatkowe buciki sznurować raz czy podwójnie – zapytajmy prezesa. O samodzielnym czytaniu rozkładu jazdy, uczeniu się do sprawdzianów czy gotowaniu makaroniku premier nawet nie myślał. Był realistą i wiedział, że to perspektywa czwartej lub piątej może kadencji.
Najgorsza chwila w dorastaniu i nabywaniu samodzielności jest jednak wtedy, gdy rodzic z przykrością musi stwierdzić, że zbyt pochopnie uwierzył w samodzielność dziecka. Pupka jest brudna, paznokietki krzywo obcięte, włosy całe lepkie od szamponu, ze sprawdzianiku dwója, a po robieniu kanapki ślady zostają na wszystkich powierzchniach płaskich kuchni (niekiedy też pionowych). I cóż… trzeba zrobić krok w tył i jeszcze się za dziecko trochę pogimnastykować. Żegnajcie książki, żegnaj muzyko, żegnaj wino, żegnajcie myśli o śmierci!
Prezes musiał coś takiego przeżyć w te mroczne, listopadowe dni, bo okazało się, że premierowi nie można nawet powierzyć wyboru składu rządu na 14 dni. Prezes wziął więc szampon i obcinacz, wezwał premiera i umył mu włoski, obciął paznokietki, podyktował skład rady ministrów.
Prezesowi trzeba życzyć jak najdłuższej aktywności publicznej. Bo jak go zabraknie, to reszta pisowców będzie wyglądać jak zapuszczeni jaskiniowcy.