W tym odcinku Liberal Europe Podcast Leszek Jażdżewski (Fundacja Liberté!) gości Macieja Kuziemskiego, doradcę Data Program w Fundacji Ditchley i niezależnego eksperta w Komisji Europejskiej, z którym rozmawia o niedawnym przejęciu Twittera przez Elona Muska, implikacjach tego zdarzenia dla demokracji liberalnej oraz przyszłości mediów społecznościowych.
Leszek Jażdżewski: Dlaczego Elon Musk zdecydował się na zakup Twittera?
Maciej Kuziemski: To pytanie za 44 miliardy dolarów. Nie wiem – zaś zdaniem ekspertów nie jest to zbyt rozsądna decyzja biznesowa. Wiemy jednak, że Elon Musk musi mieć jakiś plan dotyczący Twittera. Nie sądzę, by podjąłby taką decyzję spontanicznie. W nadchodzących miesiącach prawdopodobnie dowiemy się, jaki jest jego plan. Przypuszczam, że to coś więcej niż tylko dodanie przycisku „edytuj” na Twitterze.
Elon Musk jest uważany za ortodoksyjnego zwolennika wolności słowa. Czy to oznacza, że od teraz będziemy częściej widywać osoby pokroju Donalda Trumpa na Twitterze? Jednocześnie mówi się o wprowadzeniu większej kontroli i usunięciu fałszywych profili z tej. Co czeka Twittera po przejęciu go przez Elona Muska?
Pojawiło się kilka zwiastunów tego, co może nastąpić. Elon Musk przez długi czas był bardzo krytyczny wobec, jak sam to określa, cenzury na platformach społecznościowych. Nazywa siebie „absolutystą wolności słowa” – co przez to rozumie, dopiero się okaże. Zdarzało mu się bowiem tłumić wolność słowa – jest, na przykład, znany ze swojej współpracy z kancelariami prawnymi, z którymi dążył do tego, by usunąć z Internetu zdjęcia, na których wyszedł niekorzystnie. W przeszłości blokował także wielu swoich przeciwników i krytyków na Twitterze.
Wygłaszał także stwierdzenia, które mogą wskazywać na kierunek, w którym chce prowadzić tę platformę. Napisał na Twitterze, cytuję: „Przez ‘wolność słowa’ rozumiem po prostu to, co jest zgodne z prawem. Jestem przeciwko cenzurze, która wykracza daleko poza prawo. Jeśli ludzie chcą mniej wolności słowa, poproszą rząd o uchwalenie ustaw w tym celu. Wychodzenie poza prawo jest więc sprzeczne z wolą ludu.” Nie jest to oczywiście nowe stwierdzenie w sporze o moderację treści. Jednak zostało ono zakwestionowane ze względu na to, że istnieją treści szkodliwe, które technicznie rzecz biorąc są legalne, a także dlatego, że prawu i przepisom trudno jest nadążyć za szybkim i zmieniającym się charakterem platform, za których pośrednictwem wypowiadamy się online.
Zjawisko to jest dość problematyczne. Już teraz istnieją platformy, które przyjęły bardzo podobne podejście do maksymalizacji wolności słowa – wszystko, co legalne, jest tam obecne. Na przykład Gab, który tak właśnie operuje i wszyscy wiemy, jak się to skończyło – platformy tego typu zasadniczo przyczyniły się one do radykalizacji i rozpowszechniania dezinformacji. W niektórych skrajnych przypadkach prowadziły nawet do przemocy offline.
Kto Pana zdaniem powinien odpowiadać za moderację treści w mediach społecznościowych? Kto i na jakiej podstawie podejmie decyzję o usunięciu treści? Jakie rozwiązanie byłoby optymalne?
Ponownie zadajesz bardzo złożone pytanie i nie ma na nie prostych odpowiedzi. To, co mogę zrobić, to wskazać ogólny kierunek, który moim zdaniem byłby całkiem przydatny. Krótka odpowiedź na twoje poprzednie pytanie o to, co wiemy o planach Elona Muska co do Twittera, była taka, że nic nie wiemy. To samo w sobie jest dość problematyczne, ponieważ po przejęciu Twittera znajdujemy się obecnie w sytuacji, w której cztery najważniejsze platformy komunikacyjne na świecie znajdują się w rękach dwóch miliarderów – Elona Muska i Marka Zuckerberga.
Jest to sytuacja, która nie jest powodem do dumy dla każdego, kto interesuje się wolnością słowa, ponieważ oznacza to, że kluczowe decyzje w zakresie tego, jakie są granice wolności słowa, jakie treści są dopuszczalne na platformach, są podejmowane przez dwie osoby bez żadnej gruntownej analizy.
Odpowiadając na drugie pytanie, dotyczące zasad moderacji treści, rozwiązania tego problemu można znaleźć w modelach cyfrowej infrastruktury publicznej – podobnych do tego, czym BBC było dla rozwoju telewizji publicznej. Powinniśmy szukać rozwiązań w modelach, które są przejrzyste, odpowiedzialne i dysponują mechanizmami regresu. Tymczasem przejęcie Twittera przez Elona Muska oddala nas od takich rozwiązań.
Czy uważa Pan, że w tej chwili Twitter niesie ze sobą większą odpowiedzialność i mniejszą koncentrację, odkąd jest na giełdzie? Wygląda na to, że platforma ta już teraz boryka się z różnymi problemami – fałszywymi kontami, fake newsami, rozpowszechnianiem dezinformacji i kłamstw. Nawet decyzja o zawieszeniu konta Donalda Trumpa była mocno kwestionowana. Czy pociągnięcie do odpowiedzialności jednej osoby może być krokiem naprzód? Zwłaszcza, jeśli Elon Musk podpisuje się pod zasadami, które może narzucić? Czy to jednak naprawdę krok w tył?
Zaskoczyło mnie takie pytanie ze strony liberała, ale powiedziałbym, że władza absolutna korumpuje jeszcze bardziej. Oczywiście możemy założyć, że Elon Musk może próbować poprawić pewne problemy i wady Twittera, ponieważ platforma nigdy nie była idealna. Jednak od głównych platform komunikacyjnych powinniśmy oczekiwać pewnej kontroli demokratycznej.
Pomyślmy o tym w ten sposób: jak wiemy, Elon Musk jest bardzo przedsiębiorczym człowiekiem i prowadzi wiele różnych projektów – prowadzi między innymi interesy w Chinach (niektóre z jego fabryk są tam zlokalizowane). Teraz zastanówmy się, co by się stało, gdyby Chińczycy poprosili Elona Muska o to, aby mogliby uzyskać dostęp do nieistotnych fragmentów danych użytkowników, którzy krytyczne odnoszą się do chińskiego establishmentu, w zamian za możliwość prowadzenia działalności w Chinach? Nie ma na to jasnej odpowiedzi, ale sam fakt, że musimy rozważyć te pytania, jest dość niepokojący.
Jak powinniśmy postrzegać odpowiedzialność platform mediów społecznościowych za treści publikowane przez użytkowników? Czy osoby odpowiedzialne za platformy są również odpowiedzialne za to, co się na nich dzieje, tak jak w blogosferze? Czy mogą zostać pozwane za zatwierdzenie lub usunięcie niektórych treści? Jak powinniśmy podejść do tych złożonych platform, które są wyraźnie unikalne w perspektywie historii ludzkości?
Nie ma uniwersalnych rozwiązań globalnych. Cybersfera nie jest odporna na różnice kulturowe, ponieważ jest ich mnóstwo. Są kraje, które próbują majstrować przy regulacji szkodliwej mowy, która jest technicznie legalna, lub próbują poszerzyć granice tego, co jest legalne, a co nie – są to na przykład ustawa o egzekwowaniu przepisów w Niemczech lub Online Harms w Wielkiej Brytanii. Są one jednak nie mniej problematyczne, ponieważ powstają z pozycji próby ochrony słabszych grup społecznych, ale czasami wydają się ograniczać prawa ludności – lub nawet mają na wpół autorytarny efekt.
Z moderacją treści wiążą się dwa główne problemy. Po pierwsze, zajmują się nią albo ludzie, albo maszyny. Praktycznie niemożliwe jest oddelegowanie do rozwiązania danego problemu nieograniczonej liczby ludzi, aby zrobić to sprawnie i skutecznie. Nawet jeśli tak się stanie, można znaleźć się w sytuacji, jak w przypadku gatekeeperów z YouTube’a, którzy często byliby zatrudniani za grosze w krajach rozwijających się i zmuszani do oglądania absolutnie przerażających treści (takich jak ścinanie głów czy gwałty), aby zagwarantować, że nie wylądują one na platformie.
Drugim rozwiązaniem, którym bawią się platformy, jest wykorzystanie automatyzacji – zaawansowanych narzędzi do wykrywania rzeczy, które można uznać za niepożądane na platformach (czy to mowy nienawiści, treści terrorystycznych, czy nieprzyzwoitości i przemocy). Tutaj platformy wykorzystują między innymi rozpoznawanie tekstu lub obrazu. Problem z tym drugim rozwiązaniem polega na tym, że jest ono raczej nieprecyzyjne – chociaż może być bardzo dobre w wykrywaniu rzeczy, których nie powinno być na platformach, to jednocześnie może ograniczać wolność słowa w innych miejscach, zasadniczo wskazując na wpisy, które operują komedią lub ironią.
Ogólnie rzecz biorąc, nie ma dobrego rozwiązania. Oczywistym jest, że platformy nie są neutralne. Nie są to zwykłe przenośniki taśmowe do publikowania naszych treści online; stosowany jest szeroki zakres moderacji treści. Jeśli zaś chodzi o modele biznesowe, to najmniej się o to martwię. Obecny model biznesowy zasadniczo bazuje na wykorzystywaniu naszej uwagi i gromadzeniu naszych danych w zamian za reklamy.
Czy uważa Pan, że platformy mediów społecznościowych są kompatybilne z liberalną demokracją?
Chyba nie mam odpowiedzi na to pytanie. Być może nie są, jeśli spojrzymy na sposób, w jaki są obecnie projektowane – są nastawione głównie na zysk i są mocno skoncentrowane w zakresie własności i zarządzania. Istnieje wiele kwestii, które sprawiają, że można by uznać te dwie sfery za nie do pogodzenia – brak demokratycznego nadzoru i tajność uniemożliwiają społeczeństwu obywatelskiemu sprawowanie jakiejkolwiek kontroli nad tym, jak nasza przestrzeń informacyjna jest zarządzana. A to zaledwie tylko kilka z kluczowych wątpliwości w tym zakresie.
Shoshana Zuboff zwróciła naszą uwagę na bardzo niebezpieczne, samowystarczalne modele kapitalistyczne, oparte na inwigilacji i kształtowaniu naszych decyzji, jeszcze zanim zostaną one świadomie podjęte. Można by stwierdzić, że trudno mówić o wolności podejmowania decyzji, wolności wyboru czy wolnej woli w obliczu manipulacji, jaką umożliwiają w tym zakresie media społecznościowe. Co powinniśmy zrobić w kontekście przyszłości tych platform? Czy należy je traktować jako monopole, które mogą zagrażać demokracji i w efekcie je rozbijać? A może powinniśmy podejść do nich w bardziej tradycyjny sposób? Czy jesteś optymistą co do unijnej ustawy o usługach cyfrowych?
Książka Shoshany Zuboff jest krytyką, ale pojawiła się także silnie ugruntowana krytyka jej argumentacji. Zasadniczo wielu badaczy niepokoi to, że kiedy Zuboff pisze o kapitalizmie inwigilacyjnym, to skupia się przede wszystkim na pierwszym aspekcie tego problemu (nadzór), a nie na drugim (kapitalizm). Pojawia się zatem kluczowe pytanie, czy ten późny etap globalnego kapitalizmu, w którym obecnie funkcjonujemy, jest kompatybilny z liberalną demokracją? Koncentracja władzy, ranking społeczny, uzbrojenie naszej uwagi i próby monetyzacji interakcji społecznych – czy jest to optymalna przestrzeń do korzystania z naszych praw i demokracji jako takiej?
Pojawia się coraz więcej inicjatyw regulacyjnych, które mają na celu rozwiązanie przynajmniej niektórych z tych problemów – czy to poprzez ustawę o usługach cyfrowych, o której pan wspomniał, czy też ustawę o sztucznej inteligencji. To niestety tylko muśnięcie powierzchni problemu. Warto jednak nadmienić, że najciekawsze debaty, których możemy się wkrótce spodziewać, będą tak naprawdę próbą zakwestionowania w zasadniczy sposób również istniejącej koncentracji władzy, wywodzącej się z pozycji prawa antymonopolowego i prawa konkurencji.
Niektórzy nadal twierdzą, że świat zachodni – Stany Zjednoczone i Unia Europejska – powinien bardziej skoncentrować się na innowacjach (zwłaszcza w takich obszarach jak sztuczna inteligencja), ponieważ Chiny i inne mocarstwa nie będą czekać na nasz ruch. Że jeśli nie uzbroimy się na czas, to oni to zrobią, a my przegramy globalną konkurencję lub zostaniemy podporządkowani ich woli i władzy. Czy te ostrzeżenia są uzasadnione? A może jest to tylko pozorny wybór – między innowacją a demokracją, prywatnością a odpowiedzialnością?
Myślę, że to fałszywa dychotomia – mocno przestarzała, bazująca na koncepcji typowo XX-wiecznej „walki o władzę” i niezbyt mi się to podoba. Oczywiście innowacje są ważne, ale jeszcze ważniejsze jest rozważenie, do czego mają nam one służyć? Jaki świat staramy się stwarzać lub utrwalać? Czy chodzi o stały wzrost, globalną dominację, a może o utrzymanie życia na planecie i przeformułowanie naszych celów w taki sposób, aby uwzględnić powagę kryzysu klimatycznego?
Oczywistym jest, że dzisiejsze rozwiązania nie rozwiążą problemów jutra. Wygląda jednak na to, że tak naprawdę nie poradziliśmy sobie z wczorajszymi problemami zbyt dobrze.
Jaron Lanier wezwał nas do usunięcia naszych kont w mediach społecznościowych. Czy to jedyne rozwiązanie problemów, o których rozmawiamy? A może jest inny sposób? Co każdy z nas może zrobić we własnym zakresie lub w najbliższym otoczeniu, aby zaradzić tej sytuacji? W jaki sposób algorytmy i platformy mediów społecznościowych będą nadal zmieniać nasze społeczeństwo w najbliższej przyszłości?
To trudny orzech do zgryzienia, ponieważ nasza infosfera jest tak silnie zakorzeniona w większościowych platformach mediów społecznościowych, że wszelkie apele o stawianie oporu lub opuszczenie tych platform pochodzą z pozycji uprzywilejowanej. To ogromny przywilej móc utrzymywać swoje konta społecznościowe bez pośrednictwa darmowych platform społecznościowych – nie każdy może sobie na to pozwolić. Platformy te często stały się bowiem dla wielu ludzi sposobem albo na przyciąganie siły roboczej, albo też na zarabianie na życie.
Największy potencjał dostrzegam w sferze interoperacyjności – w dążeniu do transferu kosztów przenoszenia firmy, danych lub codziennej obecności online z drapieżnych platform premium, które obecnie dominują na rynku, na inne, które jeszcze nie istnieją, ale które pojawią się, gdy powstanie infrastruktura regulacyjna, która ułatwi nam poruszanie się w tych przestrzeniach. Podobnie jak można subskrybować dowolną sieć komórkową, ale nadal można wysyłać SMS-y między sieciami – bez utraty danych i wygody. To, co może wydarzyć się w ciągu najbliższych kilku lat wydaje się być całkiem obiecujące.
Skoro nie kwestionujemy samych podstaw istniejących modeli biznesowych, które w większości przypadków dotyczą maksymalizacji czasu spędzanego przez nas na platformie (niezależnie od jakości spędzanego czasu) lub maksymalizacji udostępniania treści (niezależnie od ich jakości), to przyszłość będzie malować się w czarnych barwach. Widzieliśmy już, jak poważne konsekwencje ma to wzajemne powiązanie tworzenia i konsumpcji treści na przykład w sferze polityki – zjawisko to jest w stanie podważyć demokratyczne procesy wyborcze lub kształtować i dać platformę antynaukowym poglądom w obliczu globalnej pandemii. Jeśli nie zrobimy wszystkiego, co w naszej mocy, aby rzucić wyzwanie modelom biznesowym, które na to pozwoliły, czeka nas niemiła niespodzianka.
Podcast został nagrany 27 kwietnia 2022 roku.
Niniejszy podcast został wyprodukowany przez Europejskie Forum Liberalne we współpracy z Movimento Liberal Social i Fundacją Liberté!, przy wsparciu finansowym Parlamentu Europejskiego. Ani Parlament Europejski, ani Europejskie Forum Liberalne nie ponoszą odpowiedzialności za treść podcastu, ani za jakikolwiek sposób jego wykorzystania.
Podcast jest dostępny także na platformach SoundCloud, Apple Podcast, Stitcher i Spotify
Z języka angielskiego przełożyła dr Olga Łabendowicz
Czytaj po angielsku na 4liberty.eu