- Silne państwa nie uciekają od odpowiedzialności
Angela Merkel po raz kolejny zyskała uznanie świata i swoich rodaków, bo w obliczu „najazdu” uchodźców przyjęła stanowisko dokładnie odwrotne niż wszyscy inni na około. Zamiast płakać, zaczęła organizować system gotowy na przyjęcie i zapewnienie dachu nad głową dla setek tysięcy osób. Zamiast żerować na niskich instynktach obywateli, wydobyła z Niemców to, co w ludziach najpiękniejsze i stanęła na czele olbrzymiego ruchu społecznego, który wita uchodźców uśmiechem i cukierkami. Niemcy pokazują swoją siłę jako państwo i jako społeczeństwo.
Polska cały czas aspiruje do roli silnego, europejskiego państwa. Jeśli wierzyć zapewnieniom prezydenta Andrzeja Dudy i polityków opozycji, mamy ambicje, żeby się stać regionalnym mocarstwem, liderem Europy Środkowej i Wschodniej. Uciekanie od odpowiedzialności w sytuacji kryzysowej to najgorsza możliwa metoda budowy silnej pozycji politycznej. Kompromitujemy się przy tym jako niemal 40 milionowe państwo, które nie jest w stanie przyjąć 10 tysięcy uchodźców, co stanowiłoby 0,025% naszej populacji. Przypomnijmy, że w takim Libanie liczba uchodźców sięga 25% mieszkańców! Utrzymanie uchodźcy w Polsce, wedle danych Urzędu ds. Uchodźców, kosztuje 1400 zł miesięcznie, czyli 10 tysięcy uchodźców to miesięczny koszt 14 milionów złotych. W skali całego państwa to orzeszki, a ostatnio bez mrugnięcia okiem wydaliśmy 100 milionów na bezsensowne referendum. Powoływanie się więc na argument, że Polski nie stać na przyjęcie uchodźców ośmiesza nas w oczach naszych partnerów. Jeśli chcemy by nas słuchano i szanowano, to nie możemy się ośmieszać, tylko działać jak przystało na poważne, silne państwo. Autokompromitacja to nie jest właściwa droga prowadzenia polityki zagranicznej i budowy potęgi państwa na arenie międzynarodowej.
- Nie powinniśmy łamać solidarności europejskiej tylko się jej domagać od innych
Obrona kluczowych polskich interesów – utrzymanie sankcji wobec Rosji, zapewnienie bezpieczeństwa energetycznego państw regionu, zwiększenie obecności wojskowej sojuszników w naszym kraju oraz europeizacja Ukrainy – wymagają solidarności europejskiej i wspólnego działania z sojusznikami i instytucjami unijnymi. Solidarność europejska jest krucha, podmywana sprzecznymi interesami poszczególnych członków, ale dla nas jej utrzymanie jest niezwykle ważne. Nie mamy w zasadzie alternatywy do osiągania celów politycznych naszego państwa, poza działaniem poprzez struktury instytucji unijnych. Przykładem jest kwestia utrzymania sankcji nałożonych na Rosję. Wymigując się dziś od pomocy Włochom, Grekom i Węgrom walczącym z naporem uchodźców, osłabiamy swoją pozycję negocjacyjną w sprawie utrzymania sankcji. Nie będziemy wiarygodni w nawoływaniu do jedności europejskiej, w sytuacji w której sami ją łamiemy. I jeszcze gdybyśmy to robili dla jakichś realnych korzyści! A co zyskujemy? 14 milionów miesięcznie w kieszeni oraz chwilowe uspokojenie nastrojów wśród ksenofobów w naszym społeczeństwie. Marne to zyski, w kontekście osłabienia naszej pozycji w grze politycznej wokół spraw naprawdę dla nas ważnych.
- Nie można ustępować przed ksenofobią
Problem uchodźców przeciął wrzód polskiej niechęci do obcych i rozlało się coś co bardzo brzydko pachnie, a jeszcze gorzej wygląda. Badania opinii publicznej pokazują jednoznacznie, że dominują postawy, których powinniśmy się jako dziedzice tradycji wielonarodowej, słynącej z tolerancji Rzeczypospolitej, wstydzić. Nie pomaga nawet głos Kościoła katolickiego, który w tej sprawie ustami papieża i ustami episkopatu zachęca to okazywania chrześcijańskiego miłosierdzia uchodźcom. Ci sami „wierni synowie Kościoła” i „obrońcy życia”, którzy tak gorliwie wsłuchują się w nauczanie w sprawie in vitro, dziś pozostają obojętni na głos papieża.
W najlepiej pojętym polskim interesie jest podjęcie próby zmiany ksenofobicznych postaw obywateli, poprzez promowanie pozytywnych emocji związanych z napływem „obcych”. Internet pełen jest zdjęć uchodźców dziękujących społeczeństwu niemieckiemu za ciepłe przyjęcie oraz wzruszających historii, jak ta o Syryjce, która nowo narodzonej córeczce dała na imię Angela Merkel, na część „tej bardzo dobrej kobiety”. Premier Kopacz nie odważyła się jednak, aby dać się poznać jako „dobra kobieta” i nie pociągnęła Polaków, aby dali się poznać jako „dobrzy ludzie”. Szkoda, bo jestem przekonany, że dalibyśmy radę pokazać przyjazną i ciepłą twarz naszego kraju – w gościnności nigdy nie ustępowaliśmy Niemcom. Elity państwowe, również te polityczne, nie powinny płynąć z prądem śmieci i ulegać dyktaturze sondaży, tylko kształtować pozytywne postawy społeczne, nie zważając na zarzuty o „separacji władzy od opinii publicznej”. Epizod jednolitego etnicznie państwa polskiego kiedyś się skończy i musimy się na to przygotować , a rolą przywódców jest przeprowadzenie Polaków przez ten proces.
- Uchodźcy to też korzyści ekonomiczne
W Polsce dominuje pogląd, że uchodźca to troglodyta wypuszczony z buszu. A tymczasem Syryjczycy, stanowiący większość napływających do Europy osób, to obywatele państwa, które nim zniszczyła je wojna było dobrze rozwinięte. To często osoby wykształcone, studenci, albo rzemieślnicy. Niemcy doskonale to wiedzą i chcą wykorzystać napływ Syryjczyków, żeby załatać sobie dziury na rynku pracy. Takie niedobory siły roboczej są też w wielu branżach w Polsce, mimo, że mamy 10% bezrobocie. Lepiej wiec, zamiast kłócić się o liczbę uchodźców, żebyśmy zadbali o to, żeby trafiła do nas też część tych potencjalnie najbardziej wartościowych dla naszej gospodarki osób. Może wśród nich będzie ojciec drugiego Steva Jobsa (tak, tak, twórca Apple był potomkiem syryjskich emigrantów)? Korzyści ekonomiczne i społeczne wynikające z napływu imigrantów są bardzo dobrze opisane przez naukowców, choć ta wiedza gorzej trafia do świadomości społecznej, niż zagrożenia związane z migracjami. Polecam lekturę prac Phillipe Legraina, który przystępnie i przekonująco opisuje zyski społeczne i ekonomiczne z napływu imigrantów.
- Za chwilę możemy sami prosić o pomoc w sprawie uchodźców
Za naszą wschodnią granicą cały czas toczy się wojna. Trochę zapomniana, trochę wygaszona osłabieniem Rosji, ale przecież cały czas grożąca wybuchem konfliktu na pełną skalę. Nie chcemy o tym myśleć, ale to wciąż bardzo prawdopodobne. Eskalacja konfliktu ukraińsko-rosyjskiego może spowodować zmasowaną, wielotysięczną falę Ukraińców uciekających do Polski. Rząd polski przygotował na tę okoliczność kilkadziesiąt tysięcy miejsc, ale przecież nie sposób przewidzieć jak liczna będzie to fala. Czy wtedy też będziemy trzymali się obowiązującej zasady, że za uchodźców odpowiada pierwszy kraj w UE, do którego trafili, a reszta może umyć ręce od problemu? Czy znajdziemy w naszym kraju zasoby gościnności i pieniędzy, żeby przyjąć np. pół miliona uchodźców ze wschodu?
Jesteśmy krajem granicznym UE, więc problem uchodźców nas bezpośrednio dotyczy. Nawet jeśli nie dziś, to jutro. Wprowadzenie systemu solidarnego dzielenia się ciężarem opieki nad uchodźcami przez kraje unijne jest dla nas długofalowo znacznie lepszym rozwiązaniem, niż zasady obowiązujące dzisiaj. Nie mamy więc interesu, żeby tych dzisiejszych zasad tak kurczowo bronić, bo za naszą dzisiejszą krótkowzroczność możemy zapłacić jutro – tyle że potrójnie.
* * *
Przyjmowanie uchodźców nie oznacza oczywiście przyjmowania wszystkich, którzy chcą za takich uchodzić. Zamiast budować płoty wysilmy się, żeby stworzyć sprawny, ale humanitarny, system selekcji napływających osób i deportacji tych, którym wedle konwencji genewskiej nie należy się status uchodźcy. Nie tłumaczmy jednak naszej bierności tym, że się wymaga tego nasz „interes narodowy”. Zamykając się na uchodźców nie załatwiamy żadnych naszych interesów, a jedynie klajstrujemy nasze społeczne lęki i okazujemy słabość naszego państwa, a nie jego siłę.
