Socjalistyczny prezydent-dyktator powrócił wprawdzie z leczenia na Kubie łysy, ale pod czaszką zmieniło mu się niewiele, albo zgoła nic. Nie wiem, czy rozmowy z Fidelem Castro nadwątliły socjalistyczne odloty Chaveza, ale być może skierowały go w kierunku trochę innego myślenia, rodem z wczesnego średniowiecza. Wtedy to bowiem właśnie wymyślono w doktrynie chrześcijańskiej koncepcję „ceny sprawiedliwej” i podobne nic nie znaczące, ale ładnie brzmiące pojęcia (np. płaca sprawiedliwa).
Oczywiście, jako socjalista, Chavez obiecuje kary za „ceny niesprawiedliwe” już na tym świecie. Firmy, które będą sprzedawać za takie, niesprawiedliwe ceny będą płacić kary lub będą w ogóle zamykane. Oczywiście, nikt nie wie jakie będą ceny sprawiedliwe. Biurokracja została zobowiązana przez dyktatora do obliczenia struktury kosztów dla każdego rodzaju produktów.
Wiadomo jak to się skończy. Zawsze takie pomysły kończyły się tak samo. Kiedy cesarz rzymski Dioklecjan próbował ustalić ceny na wszystko (a wtedy rodzajów towarów było nieporównanie mniej!) skończyło się to zamknięciem sklepów i zniknięciem jakichkolwiek towarów, które można byłoby kupić za bezwartościowe rzymskie miedziaki (bo wartościowe monety ze szlachetnych kruszców zniknęły już dawno). Oczywiście były też kary śmierci dla tych, którzy jednak chcieli coś sprzedać z zyskiem, a nie oddawać ze stratą. Nastąpił powrót do gospodarki naturalnej.
Komuniści podobnie ustalali „ceny niezmienne”, bo też im się wydawało, że jak coś nakażą, to tak będzie. Skutki starsi Czytelnicy jeszcze pamiętają. Inflacja, którą chcieli – jak Chavez – zlikwidować i tak szalała, tylko w inny sposób. Nawet z zerową oficjalną inflacją, inflacja ukryta (nie uwzględniana w oficjalnych wskaźnikach) rosła w najlepsze. A prawdziwą ceną była cena na czarnym rynku lub długość kolejki po dany produkt. I tak przez 4000 lat, jak to opisywał prof. Shuettinger w swej książce o historii inflacji.
Wenezuela jest zresztą kolejnym przykładem tego, że socjalistyczne eksperymenty są w stanie zrujnować k a ż d ą gospodarkę, nawet taką, w której maszynka do robienia pieniędzy – czyli produkcja i eksport ropy naftowej – wydaje się być nie do zepsucia. Modne było kiedyś hasło: „Polak potrafi!”. Można powiedzieć, że „socjalista potrafi!”. Tak bardziej precyzyjnie, socjalista potrafi stać się „królem Midasem <na odwyrtkę>”, co to jest w stanie zamieć złoto w g..no.
Wenezuelski dyktator jeszcze tym razem zapewne jakoś się wykręci. Ceny ropy nadal są i jeszcze parę lat będą wysokie. Więc znajdzie zapewne kilka miliardów dolarów na zakup żywności za granicą, która będzie rozprowadzana przez sieć państwowych sklepów. Pamiętając komunizm wiadomo, jak długie będą kolejki po owe racjonowane podstawowe produkty. Ale jeśli tak wielu Wenezuelczyków popiera Chaveza to nie co się nad nimi przesadnie litować.
Natomiast chciałbym na koniec zwrócić uwagę Czytelników na innych socjalistycznych prezydentów-dyktatorów tam, gdzie nie ma ropy naftowej, by marnować z niej dochody. Morales w Boliwii, czy Correa w Ekwadorze muszą stawiać czoła niezadowolonym obywatelom bez worków dolarów z eksportu (lub co najwyżej z woreczkami). Łatwo więc domyślić się, gdzie takie reżimy potrwają krócej…