Los czasem płata złośliwe figle. W Gazecie Wyborczej ukazał się niedawno komentarz „Brzydkie oblicze nauki”, którego autorka zastanawia się, biorąc za przykład pewnego profesora zajmującego się badaniami zdolności poznawczych małp, co kieruje skądinąd szanowanymi uczonymi, gdy fałszują wyniki swoich badań. Zgodnie z modą na psychologizowanie (typu: „co czuje nieszczęśliwy Jarosław Kaczyński, gdy obraża wszystkich innych”?), redaktorka owa grzebie w jaźni uczonych i dochodzi do – w sumie zdroworozsądkowych – wniosków.
Dlaczego więc znani i cenieni uczeni manipulują, naginają wyniki badań do swoich hipotez? Ano, bo już są na naukowym świeczniku. Gdy badania nie potwierdzają ich poglądów, to znaczy, że zostały niezbyt dobrze przeprowadzone. Oni są przekonani, że w i e d z ą, jak jest naprawdę. Następne badania, precyzyjniej przeprowadzone, na pewno potwierdzą ich (jedynie słuszne…) hipotezy. Trzeba im tylko zaufać. Redaktorka kończy tekst stwierdzeniem, że „nauka ma opierać się na faktach, a nie ma zaufaniu”.
Słusznie! Tylko na tej samej stronie redaktor techniczny, „wpasowujący” teksty w strony gazety, dał artykuł pewnego redaktora, dzielnie walczącego o uznanie za jedynie słuszny pogląd naukowy ocieplenie globalne spowodowane przez człowieka. A więc dziedzinę, gdzie intensywnie stara się uciszyć tych, którzy uważają, iż ocieplenie to ma inne, naturalne, przyczyny lub że w ogóle takie zjawisko w długim okresie w ogóle nie występuje.
Przeczytałem niedawno oświadczenie jakiegoś stowarzyszenia naukowego klimatologów, że 97% klimatologów uważa, iż ocieplenie to jest rezultatem działalności ludzkiej. Ci, którzy to napisali nie zasługują na miano uczonych. Jakie znaczenie n a u k o w e (a nie propagandowe) ma to stwierdzenie? Do prawdy dochodzi się w wyniku formułowania i obalania hipotez. Kopernik, Giordano Bruno, czy Galileusz, stanowili mniej niż 3% uczonych uważających w ich epoce, że to ziemia obraca się dookoła słońca. I mieli rację. Brzydkie fakty obaliły niejedną piękną hipotezę!
Podobnie będzie najprawdopodobniej z globalnym ociepleniem. Zwarty front w i a r y w człowieka jako sprawcę powoduje, że owe brzydkie fakty nadchodzą częściej z innych dziedzin nauki, takich jak np. geologia. Dodajmy, że w odróżnieniu od klimatologów, którzy mają twarde dane tylko z ostatnich stu mniej więcej lat, geologowie mają dane z miliardów lat. I ich badania potwierdzają cykliczność ociepleń i oziębień naszej planety. Powoli zaufanie do tych, którzy mówią: „zaufajcie nam, my wiemy lepiej” maleje. Po skandalu e-mailowym, powstają różne komisje i zaczynają badać badania klimatologów.
Niedawno InterAcademy Council ogłosiła swój raport o raporcie IPCC, zarzucając „urzędowym”, oenzetowskim klimatologom, że najnowszy raport IPCC oparto na wątpliwych procedurach, że nie wyeliminowano oczywistych błędów naukowych, że podpierano się (jak to określono) „szarą” literaturą (czyli propagandowymi wypocinami różnych organizacji ekologicznych). Z bardziej szczegółowych ocen krytycznych stwierdzono, że oceny poziomu prawdopodobieństwa określonych zdarzeń, czy tendencji, formułowane w zaleceniach raportu IPCC dla polityków nie mają żadnej podstawy naukowej. Czyli jeśli stwierdza się, że np. do końca wieku temperatura naszego globu wzrośnie o 4% czy 6% z 90%-owym prawdopodobieństwem, to są to tylko gorące życzenia tych w IPCC, którzy w to prawdopodobieństwo wierzą. Wystarczy?…