Z Darią Gosek-Popiołek, posłanką na Sejm IX kadencji, rozmawia Maria Filipek-Pietraszewska.
Maria Filipek-Pietraszewska: Rozmawiamy dwa tygodnie po wyborach, tuż przed Twoją inauguracją jako posłanki. Jak wyglądała Twoja droga do zaangażowania w politykę?
Daria Gosek-Popiołek: Kiedy w 2015 roku powstawała partia RAZEM byłam ostrożnie optymistyczna. Znałam osoby, które uczestniczyły w jej powstaniu i bardzo kibicowałam temu środowisku. Sama działałam wtedy w NGO i rozważałam zaangażowanie polityczne, ale wydawało mi się, że polityka partyjna temu, co robię, może szkodzić. Z upływem czasu i nabieraniem nowych doświadczeń, uświadomiłam sobie, że mogę swoimi działaniami ulepszyć skutecznie kawałek Krakowa, na przykład poprzez stworzenie zielonego skweru. Można starać się ulepszać świat na mikropoziomie, jednak aby pewne sprawy skutecznie załatwić, trzeba to zrobić na poziomie legislacyjnym. W 2016 roku podjęłam decyzję o wejściu do polityki. Było to związane z tym, że spodziewałam się mojej pierwszej córki i zaczęłam się zastanawiać nad tym, w jakim świecie, w jakim kraju przyjdzie jej dorastać i żyć. Uznałam, że nie mam pewności, czy jakikolwiek polityk z obecnego rozdania jest w stanie podejmować właściwe decyzje.
Zdecydowałaś się na wejście do RAZEM, które jak głosi powtarzane często powiedzenie „zawsze jest osobno”…
Zobaczymy czy to powiedzenie nadal będzie funkcjonowało. Mnie to „osobno” nigdy nie przeszkadzało, bo było związane z budowaniem naszej politycznej tożsamości. Z drugiej strony muszę przyznać z ręką na sercu, że czasem w tym było trochę prawdy. Dla mnie osobiście bardzo ważne były zawsze ruchy miejskie, współpraca z nimi, tymczasem, nie zawsze nam się udawało przedstawicieli ruchów miejskich przyciągnąć i stworzyć warunki do dobrej współpracy.
Byliście zaangażowani w protesty w obronie sądownictwa razem z innymi podmiotami.
Sama organizowałam kilka demonstracji, w ramach których współpracowaliśmy z Komitetem Obrony Demokracji. Tym, co nas odróżniało od protestujących to nasze przekonanie, że polski system sądownictwa wymagał istotnych zmian. Z naszej perspektywy celem nie jest przywrócenie stanu sprzed reformy, ale jego istotna zmiana. Zależy nam na zwiększeniu podmiotowości ofiar, przyspieszeniu postępowań, ale też na przykład poprawie uposażeń pracowników sądów. Skądinąd środowiska kobiece, z którymi współpracowaliśmy, też zaczęły się do tych protestów w pewnym momencie dystansować. Uczciwość wobec naszych partnerów wymaga też tego, aby nie iść zawsze w każdej sprawie monolitem, zależy nam na zarysowywaniu różnic. Z perspektywy RAZEM, tematy takie jak połączenie funkcji Ministra Sprawiedliwości i Prokuratora Generalnego jest równie istotne jak wsparcie osób doświadczających przemocy w momencie, gdy ich sprawy znajdują się na wokandzie sądowej. Chcemy zmian kompleksowych, bo trzeźwo patrzymy na to, jak działały sądy. Zależy nam też na godnych płacach w administracji sądowej, na dobrych warunkach pracy – bo to także składnik tego, co nazwać możemy dobrym systemem sprawiedliwości.
Czym dla Ciebie jest feminizm?
Całe życie chyba byłam feministką, tylko nie zawsze o tym nie wiedziałam. Oczywiście, jest to wyświechtane stwierdzenie, że feminizm to rewolucyjny pogląd, że kobieta jest człowiekiem. Ale ono pozwala spojrzeć na tematy pozornie zaszufladkowane jako niekobiece z zupełnie innej perspektywy. Sprawa równych szans kobiet i mężczyzn przejawia się w bardzo nieoczywistych sferach jak np. urbanistyka, planowanie przestrzeni czy transport publiczny. Z komunikacji zbiorowej korzystają w większości kobiety oraz osoby starsze, tymczasem nadal walczymy o coś tak podstawowego jak niskopodłogowe autobusy i tramwaje w dużych miastach.
Jak postrzegasz temat parytetów i suwaków na listach wyborczych, ale też w sektorze prywatnym?
Oczywiście uważam to za narzędzie konieczne dla wyrównywania szans kobiet i mężczyzn. Ułatwia kobietom start w dziedzinach dotychczas zmaskulinizowanych.
Oponenci takich rozwiązań powiedzą, że jak kobieta jest dobra to sobie poradzi.
Tylko jakim kosztem, ile musi poświęcić, by to „więcej” udowodnić i czy kiedykolwiek jej się to uda? Kobiety muszą pokonać więcej przeszkód, aby do czegoś dojść. W powszechnym w Polsce modelu rodziny kobiety muszą więcej pracować w domu i godzić więcej ról, tym samym spada na nie więcej obowiązków. Kobietom jest trudniej i trzeba ułatwić im tę drogę. Nie każda partia jest tak inkluzywna jak RAZEM, która stawia na drugim miejscu listy wyborczej kobietę, która jest w ciąży i za chwilę urodzi. Kiedy dyskutowaliśmy tę decyzję doszliśmy do wniosku, że nie stanowiłoby dla nas problemu, że akurat mężczyźnie w trakcie kampanii wyborczej urodzi się dziecko. I to zadecydowało.
A parytety w biznesie i na rynku pracy?
Jednym z narzędzi, które mogą ułatwić dostępność do rynku pracy i wyeliminowanie luki płacowej jest przejrzystość wynagradzania. Drugim narzędziem są te związane z urlopem rodzicielskim i jego obligatoryjnym podziałem między rodziców. Takie regulacje są dyskutowane na poziomie Unii Europejskiej, a w Polsce to temat kontrowersyjny. Pytanie, jak jeszcze wpłynąć na spółki na rynku prywatnym, aby w ich władzach było więcej kobiet – myślę tu o kampaniach społecznych i łagodnym ale stanowczym nacisku. Tu trzeba też powiedzieć, że wiele kobiet blokuje dostęp innych kobiet do stanowisk kierowniczych i powinniśmy zachęcać kobiety do tego, by były swoimi sojuszniczkami.
Wobec polityczek pojawiają się czasem zarzuty, że idąc do polityki zajmują się typowo kobiecymi tematami i dają się zaszufladkować. Albo wręcz przeciwnie – chcą być twardymi, poważnymi politykami i o tematach kobiecych zapominają.
Mam cały arsenał kobiecych tematów w mojej agendzie, takich jak żłobki i powszechna opieka okołoporodowa. Ale też kwestie nieoczywiste, jak wspomniany transport publiczny. To się wydaje taki twardy infrastrukturalny temat, a tymczasem, zważywszy na strukturę korzystania z transportu publicznego w Polsce, beneficjentkami transportu publicznego są kobiety. Musimy zapewnić spójną i zintegrowaną siatkę komunikacyjną, na której można polegać. Poza tym kwestie związane z bezpieczeństwem pieszych, to są tematy bardzo pilne do załatwienia na poziomie legislacji. Nie chcę sobie wyobrażać sytuacji, kiedy takie zmiany nie są uchwalone. Choć wiemy, że perspektywa kierowców jest politykom zwykle bliższa, niż perspektywa pieszych.
Żłobki to zasadniczo zadanie gminy.
Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej może realizować programy społeczne takie jak np. Program Maluch+. Tymczasem z wyjątkiem tego programu działania na poziomie centralnym utrudniają gminom realizację opieki żłobkowej, choćby poprzez uszczuplanie budżetów samorządów. Zerowa stawka PIT dla osób poniżej 26. roku życia, czy realizowanie podwyżek dla nauczycieli, na które samorządy nie otrzymały dotacji, mocno uderzy gminy po kieszeniach. Nie ma co liczyć na nowe miejsca w żłobkach, a potrzeby są ogromne. Opieka żłobkowa jest oparta na sektorze prywatnym, który powinien być uzupełnieniem oferty opieki żłobkowej a nie jej podstawą. Co i rusz słyszę i sama doświadczyłam podwyżek żłobkowego czesnego o 20,30, nawet 40% w ciągu roku. Nie każda kobieta może pozwolić sobie na tak wysokie czesne.
Jaka jest Twoja ocena programu 500+? Są badania które mówią o tym, że wiele kobiet zrezygnowało z pracy na skutek tego programu i że wypycha on kobiety z rynku pracy.
Uważam, że program 500+ jest dobry, ale nie wystarczający. Łata dziury w tych sferach, z których państwo przez ostatnie 30 lat się wycofało. Na pewno kwota tego świadczenia musi podlegać waloryzacji. Co do wypychania kobiet z rynku pracy, to należy się zastanowić, czy faktycznie to 500+, czy może niskie pensje, brak satysfakcjonującej pracy, konieczność opieki nad dziećmi i innymi członkami rodziny, czy brak dobrego transportu publicznego, brak wspomnianych żłobków sprawiły, że kobiety muszą wybrać domową, nieodpłatną pracę, a to 500+ staje się wtedy ważnym uzupełnieniem domowego budżetu – pewnym i zagwarantowanym.
Wiele usług potencjalnie należących do państwa jest w Polsce realizowanych przez rynek prywatny i wiele osób należących do tzw. klasy średniej finansuje je w ramach swoich dochodów. Tymczasem w RAZEM mówicie o progresji podatkowej, jest nawet na waszej stronie kalkulator podatkowy, gdzie można sprawdzić ile będzie się zarabiało w modelu podatkowym przez was postulowanym. To ulży najmniej zarabiającym, ale tym z klasy średniej niekoniecznie.
Dużo było dyskusji na temat naszego postulatu 75% podatku. Rozbiliśmy się o brak wiedzy ekonomicznej, bardzo wielu ludzi zrozumiało nas tak, że chcemy wszystkim zabrać 75% pensji. Prawda jest taka, że państwo po 89. roku wycofało się z wielu sfer życia i teraz potrzeba wielu lat i pieniędzy, aby na nowo zbudować system państwa opiekuńczego. Ja z tej perspektywy patrzę właśnie na nasz system podatkowy. Na pewno powinno być to związane ze zwiększeniem kwoty wolnej od podatku, ulgami podatkowymi dla dzieci, ale też progresją podatkową, choć nie wiem czy dokładnie tak jak mówiliśmy w roku 2015. Zobaczmy, jak to działa w krajach skandynawskich. Tam mamy do czynienia z połączeniem powszechnych świadczeń z progresywnymi podatkami. Ten system działa -i w tym kierunku powinniśmy zmierzać. Trzeba też przypomnieć, że w Polsce są podmioty, które nie płacą podatków, mam na myśli korporacje, które nie płacą podatku cyfrowego, to zresztą jest temat do załatwienia i uspójnienia na poziomie UE.
Na ile Twoje doświadczenie pracy w domu kultury wpłynęło na postrzeganie tematu kultury i sposobu jej zarządzania?
Kiedy zaczęłam pracę w domu kultury pomyślałam, że nigdy nie widziałam tak smutnego miejsca, które funkcjonuje wyłącznie dzięki heroizmowi jego pracowników. Wielu pracowników kultury wkłada mnóstwo emocji, pracy a nawet swoich pieniędzy w działalność swoich instytucji. Postrzeganie kultury jest takie, że to nie jest coś, co leży w obowiązku państwa i samorządu, tylko „coś dodatkowego”. Dotacja z miasta często wystarcza tylko na opłacenie etatów, a na działalność programową w zasadzie trzeba zarobić. Politycy lubią się chwalić kulturą w folderach, ale prawda jest taka, że najłatwiej jest tu dokonać cięć, ponieważ to budzi najmniej protestów w przeciwieństwie np. do transportu czy ochrony zdrowia. Dodajmy, że dostęp do kultury jest w Polce nierównomierny, a przecież potrzeba bycia częścią wspólnoty jest powszechna. Tymczasem w mniejszych miejscowościach jest problem z instytucjami kultury, z miejscami spotkań i aktywności lokalnej społeczności., a dla małych miast i wsi nie ma takiej oferty. Jeżeli nie chcemy zatomizowanego społeczeństwa, to powinniśmy ten sektor, sektor kultury mocno wspierać. Przypomnę, że domy kultury funkcjonowały kiedyś jako miejsca, gdzie ludzie się spotykali, dyskutowali, tworzyli więzi i zdobywali wiedzę – przeglądając kroniki domu kultury, którym kierowałam, odkryłam w latach 70. czy 80. raz na miesiąc odbywały się w nim spotkania na młodzieży z seksuologiem, działała też młodzieżowa rada programowa dbająca o to, by młodzież miała wpływ na to, co dzieje się w tej instytucji. Dziś to właściwie niemożliwe. Inny temat to bardzo niskie uposażenia pracowników kultury, co jak pokazują badania prof. Hausnera wynika z wysokiego współczynnika feminizacji w tym sektorze.
Ale może dzięki tej feminizacji oferta kulturalna jest bardziej skierowana do kobiet?
To jest pytanie na jakim poziomie odbywa się tworzenie oferty programowej w Polsce i jest to często szczebel polityczny – nawet jeśli spojrzymy na gminne ośrodki kultury. Te programowe powiązania z polityką lokalną są i pracowniczki o nich mówią w badaniach. Zresztą przez lata de facto nie mieliśmy w Polsce polityki kulturalnej. Teraz jest – tożsamościowa, narodowo-patriotyczna – nie chcę oceniać wartości merytorycznej bo ta krytyka pewnie zajęłaby wiele stron, ale dostrzegam, że przynajmniej jest jakaś spójna wizja. My na lewicy widzimy potrzebę prowadzenia polityki kulturalnej, tym bardziej, że wielu z nas wywodzi się z tego sektora kultury. Oczywiście odmiennej od tej proponowanej przez PiS. Dla nas kultura to przestrzeń artystów i artystek otrzymujących wsparcie ze strony państwa, ale nie zmuszanych do autocenzury, to kultura w mniejszych miastach czy miejscowościach realizowana przez godnie zarabiających animatorów czy animatorki. To też wsparcie dla artystów niezawodowych, dla lokalnych inicjatyw.
No właśnie, „my na lewicy”. Na ile postrzegasz Wasz blok, który wszedł do Sejmu pod szyldem SLD, jako coś spójnego?
To złożony temat. Na pewno są kwestie, które chcemy razem załatwić i wniesiemy wspólne projekty ustaw, niezależnie od tego, czy stworzymy własny klub, czy będziemy funkcjonować jako osobne koła poselskie. Ja widzę te trzy formacje jako grupy o różnych doświadczeniach pokoleniowych. Na pewno na etapie kampanii zaczęliśmy nawiązywać relacje w ramach tych trzech podmiotów. Pamiętajmy o tym, że zetknięcie się różnych środowisk powoduje zmiany w każdym z nich, to nieuniknione. Ale my w RAZEM jesteśmy konsekwentnie równościowi w sferach obyczajowych, społecznych i ekonomicznych.
Daria Gosek-Popiołek: Od 15 lat Krakowianka z wyboru, mama dwóch córek. Kierowniczka domu kultury, aktywistka miejska. Współprowadzi Ogród Osiedlowy przy ulicy Siemaszki i działa na rzecz ochrony zieleni w Krakowie, upominając się o tereny zielone dla mieszkańców i mieszkanek Krakowa. Brała udział w akcjach i protestach przeciwko lex Szyszko – akcji Matki Polki na Wyrębie i przeciw Lex Deweloper.
Od kilku lat współorganizuje krakowskie Manify, działa na rzecz praw kobiet i dzieci. Prowadziła akcję na rzecz wprowadzenia zakazu pobierania opłat za pobyt na oddziałach rodziców hospitalizowanych dzieci. W ramach kampanii „Szantaż z dala od szpitala” walczyła z drastycznymi antyaborcyjnymi bilbordami i pikietami przed polskimi szpitalami.
Jako członkini Zarządu Okręgu Małopolskiego Partii Razem współorganizowała protesty przeciwko PiSowskiej „reformie” sądów, wspierała protestujących pracowników Almy i Inpostu, organizowała szkolenia, spotkania, debaty. Jest wolontariuszką Zupy na Plantach, współpracuje z krakowskimi organizacjami pozarządowymi, prowadzi warsztaty, organizuje wydarzenia kulturalne. Obecnie posłanka na Sejm IX kadencji.
Maria Filipek-Pietraszewska: Prawniczka i managerka, poznanianka mieszkająca w Krakowie. Mama dwóch córek. Interesuje się polityką, popkulturą i współczesną literaturą polską, zwłaszcza reportażem. Od 1997 roku zaangażowana w działalność organizacji liberalnych.
Fot. Dorota Kawęcka